Czy jesteśmy świadkami powrotu mody na drum and bass?

DRUMNBASS-ART.jpg

Różnie bywa z tą starą zasadą, że muzyczne trendy wracają co dwie dekady. W tym przypadku na pewno jest coś na rzeczy. Trwa boom na drum&bass i jungle.

Artykuł pierwotnie opublikowany w grudniu 2023 roku

Mniej więcej od wybuchu pandemii w muzyce czuć coraz więcej nawiązań do brytyjskiej muzyki klubowej lat 90., która przestała być domeną niszowych imprez i zaczęła się pojawiać w globalnym mainstreamie. Artyści czerpią z ninetiesowych brzmień – nieważne, czy mowa o techno, popie, soulu czy rapie. Głośne światowe projekty noszą obecnie znamiona jungle i drum&bassu.

Na naszej scenie prym wiedzie pod tym względem oczywiście Święty Bass, ale charakterystyczne breaki słychać również u innych, mniej inspirujących się Wielką Brytanią artystów. Do wyłapania choćby na nowej płycie PRO8L3MU czy EP-ce Pezeta, u którego bębny dominują szczególnie w singlu Tamtego lata (radiowy).

Za granicą znamienny przykład to PinkPantheress, która wyjątkowo chętnie czerpie z jungle’owych czy bassowych klasyków. Dzięki nim zdołała się wyróżnić spośród innych brytyjskich wokalistek. Od samego początku eksperymentowała z mniej oczywistymi gatunkami i subgatunkami: hyperpopem, pop punkiem, garagem czy drum&bassem. Takie hity jak Pain i Break It Off tylko na Spotify przebiły łącznie ponad 690 milionów odtworzeń.

Słusznie zresztą PinkPantheress przypisuje się zasługi za popularyzację drum&bassu wśród generacji Z. Jej filmy na TikToku, prezentujące kawałki, którym ton nadawały dynamiczne bębny, zdobywały ogromną popularność, inspirując tym samym kolejne, mniej rozpoznawalne artystki.

Raven, czyli hołd dla muzyki klubowej

W kontekście nagrywek PinkPantheress inspiracje drum&bassem nie są właściwie niczym dziwnym. W końcu Brytyjczycy mają ten gatunek we krwi, a pokolenie aktualnych gwiazd muzyki rozrywkowej to często dzieci stałych bywalców rave’ów.

Kelela rezyduje z kolei na Zachodnim Wybrzeżu, ale ma mocną relację z Londynem, więc taki sound również można u niej wychwycić. Na płycie Raven, którą umieściliśmy wśród najlepszych albumów 2023 roku, wokalistka oddaje hołd tamtejszej muzyce tanecznej i klubowej. I choć dominuje R&B, Amerykanka kilkukrotnie łączy go z bębnami w typowym 140-180 BPM-owym tempie. Za co zbiera pochwały od fanatyków drum&bassu, którzy zachwycają się jej kolejnymi singlami; szczególnie piosenką Happy Ending.

Od techno do rapu

Jungle’owych i bassowych entuzjastów jest jeszcze więcej. Z tej samej fali – na nieporównywalnie jednak mniejszą skalę – co PinkPantheress wywodzi się duet piri & tommy czy Vierre Cloud. Połamane brzmienia pojawiają się w techno (Private Press) i alternatywie. Weźmy Vagabon z legendarnej wytwórni Nonesuch. Tej samej, w której wydawali The Black Keys, Fleet Foxes czy Wilco.

Nie sposób tu pominąć polskich reprezentantów z – szeroko pojętego – nowego pokolenia. Weźmy na przykład track Utkaj Mordę od TONFY i Zdechłego Osy na beacie 1988. Albo viralowy na TikToku singiel Five od mieszkającego w Anglii, ale reprezentującego biało-czerwone barwy rapera Pata. Na początku kminiłem, jak rapować pod takie tempo, ale wyszło, że się da! – mówił przy okazji wizyty w newonce. Drill miał swój moment w takiej bardziej popowej wersji i myślę, że to samo dzieje się teraz z d&b.

Prawdziwość jego tezy będzie do zweryfikowania za kilka miesięcy, ale drum&bass nie osiągnie raczej takiego poziomu popularności co drill, bo zwyczajnie trzeba mieć większą skillówę, żeby się w nim odnaleźć. Byłem kiedyś na podziemnej bibie drum&bassowej, na której było dosłownie kilkanaście osób. No i wszystko spoko, MC nawijali, ale za chuj ich nie było słychać. Właściwie ich wokal przebijał się tylko w momencie, kiedy wyciszali muzykę. Tylko że wtedy nie robiło to żadnego wrażenia – wspomina Filip Kalinowski, dodając, że w przeciwieństwie do Brytyjczyków czy Jamajczyków, większość Polaków nie ma odpowiedniego głosu do tej roboty.

Drum&bass – tak jak wspomniany wcześniej drill, który z bezkompromisowego stylu przeobraził się w muzykę głównego nurtu – da się oczywiście bardzo wygładzić. Co, jeśli prześledzić historię, można było zaobserwować już w przeszłości, kiedy utworzono jego brazylijską odmianę; mniej surową i zdecydowanie cieplejszą na płaszczyźnie samego vibe'u. Dodawanie melodyjnych sampli, mieszanie z R&B jak Kelela czy innymi – mniej brudnymi i ulicznymi gatunkami wciąż daje świeży efekt.

Te breaki w tym momencie słychać zewsząd – kontynuuje Filip. Nie wiem, czy można powiedzieć, że to jest typowy drum&bass czy jungle. To po prostu jest ucięty break, który wszyscy kojarzą z brytyjską sceną lat 90., ale przecież wykorzystali go już członkowie NWA, więc w rapie jest od dawna.

Skąd się wzięła?

Moda na drum&bass czy – jak ujął Filip – ucięte breaki zalicza się do niespodziewanych konsekwencji lockdownu. Właśnie wtedy social media zalały takie numery. Sam trend napędziła też zmiana myślenia twórców, którzy w ostatnich latach wyjątkowo odważnie wychodzą ze strefy komfortu. Sztywne ramy gatunkowe negował Jim Legxacy przy premierze homeless n*gga pop music, ale ma to miejsce również przy blockbusterach. Ostatni singiel Beyonce – My House to mieszanina stylów, którą jeszcze niedawno trudno byłoby sobie wyobrazić. Nie ma tam akurat drum&bassu ani jungle, ale to dobry przykład na małą rewolucję w popie.

Gdyby większość tych piosenek puścić jako instrumental, nad którym często pracują producenci z trzeciej ligi undergroundu, wyszedłby nam bardzo popierdolony format. Tam możesz wsadzić wszystko: break, kwartet smyczkowy i dużo innych, dziwnych rzeczy, a później przychodzi wokalistka i nagle staje się to hitem – podsumowuje Filip.

Jak zawsze warto nakreślić również kontekst kulturowy. Drum&bass powstawał na przełomie tysiącleci; w trakcie heroinowej fali; tuż po zakończeniu zimnej wojny, której towarzyszyło hasło No Future związane z ciągłym zagrożeniem atomową hekatombą.

Ponad dwie dekady później No Future wróciło do ludzkiej świadomości jako następstwo pandemii koronawirusa, katastrofy klimatycznej czy napaści na Ukrainę. W takich warunkach buntownicze i surowe brzmienia wracają do łask. Jakkolwiek brutalnie to zabrzmi wygląda na to, że dla drum&bassów i jungle im gorzej, tym lepiej.

Sprawdź także:

O tym, dlaczego termin „neo boom-bap” nie nadaje się do użytku

Backstage „BACKLOGU”. Zrobiliśmy wywiad ze ŚWIĘTYM BASSEM w studiu (WIDEO)

Propsy od Drake’a, współpraca z Lil Yachtym. Nemzzz to najciekawszy newcomer na brytyjskiej scenie

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Jędrzej, choć częściej występuje jako Jj. Najlepiej opisuje go hasło: londyński sound, warszawski vibe. W Drugim Śniadaniu regularnie miesza polskie brzmienia z tym, co dzieje się na Wyspach, dorzucając również utwory z amerykańskiej nowej szkoły. Afrowave, drill, trap - słyszymy się!
Komentarze 0