Rankingowo Austria Wiedeń i Hapoel Beer Szewa to zespoły na poziomie podobnym do Rakowa Częstochowa. Gra z nimi może nie będzie elektryzowała kibiców, ale ma szansę bardziej rozwinąć piłkarzy Lecha.
Jeśli spojrzeć na fazę grupową Ligi Konferencji Europy w poszukiwaniu ciekawych meczów do obejrzenia w czwartkowy wieczór, bogactwo oferty nie rzuci na kolana. Kiedy UEFA zapowiadała wprowadzenie trzeciego europejskiego pucharu, można sobie było wyobrażać właśnie starcia Pjunika Erywań ze Slovanem Bratysława, Apollonu Limassol z Dnipro czy Cluj z Sivassporem. W tym kontekście to, że mistrz Polski musi rywalizować w takim towarzystwie i jeszcze się z tego cieszyć, może być dobijające. Lepiej by było być tam, gdzie Manchestery City albo chociaż United, a nie tam, gdzie rezerwy Villarrealu to najatrakcyjniejsze, na co można trafić. Lepiej dla kanapowego kibica albo po prostu kibica. Ale dla piłkarzy czasem większym rozwojem jest możliwość rywalizowania z drużynami będącymi w miarę zasięgu, a nie z całkowicie innego świata.
Fajnie było, gdy Lech wpadał do grupy z Benficą, jednak rywalizacja sportowa dość szybko się kończyła, a próby stawienia czoła rywalowi o tyle klas lepszemu były dla zawodników do tego stopnia wyczerpujące fizycznie i psychicznie, że wkrótce rozsypało się wszystko, co Dariusz Żuraw zdołał zbudować. Legia Warszawa w trudnej i atrakcyjnej medialnie grupie z Napoli, Spartakiem Moskwa i Leicester do pewnego momentu rywalizowała sportowo, ale europejskie wieczory były dla niej do tego stopnia wycieńczające, że w lidze rozegrała najgorszy sezon od lat i do dziś wylizuje po nim rany. A mecze Ligi Konferencji, może poza Villarrealem, który rankingowo jest najsilniejszą drużyną w całej stawce, nie wymagają od Lecha grania co kolejkę na granicy własnych możliwości i wymyślania ekwilibrystycznych sposobów, by uniknąć kompromitacji. Dla kogoś, kto chciałby stać się europejską klasą średnią, pierwszym krokiem jest zacząć wśród niej bywać. Przyzwyczaić się do meczów w Europie. Sprawić, że puchary staną się rutyną, a nie świętem. Etatowi pucharowicze tak właśnie mają. Raz na jakiś czas trafią na rywala, którego przyjazd stawia na nogi całe miasto. A poza tym, grają z innymi drużynami podobnej klasy. Brugia jedzie grać z Porto, Celtic z Szachtarem, Dinamo Zagrzeb z Salzburgiem. Nawet Liga Mistrzów to nie same starcia Bayernu z Barceloną.
Polskie kluby miały dotąd niewiele okazji, by tak podchodzić do pucharowych meczów. W eliminacjach każde starcie toczy się na ostrzu noża. Każde złe przyjęcie, jak to Pedro Rebocho z Austrią, może się skończyć katastrofą. Jeśli udało się je przebrnąć, wpadało się na rywali z innej galaktyki, więc znów było się co chwilę mentalnie i fizycznie wyprutym. Lech znalazł się nagle w nowej sytuacji. Żaden jego piłkarz jako dziecko nie marzył, że będzie grał przeciwko Austrii Wiedeń. U żadnego rywalizacja z Matthiasem Braunoederem nie wywołuje dodatkowych emocji. Jednocześnie jednak dla każdego mecz z Austrią będzie większym wyzwaniem niż większość ligowych starć. A Braunoeder potrafi więcej niż większość skrzydłowych Ekstraklasy. Różnica w umiejętnościach nie jest deprymująca, tylko zachęcająca do sportowej rywalizacji.
POZIOM POLSKICH HITÓW
Według rankingu klubowego Elo Austria jest rywalem na poziomie zbliżonym do Rakowa Częstochowa, a Hapoel Beer Szewa, z którym Lech zagra po przerwie na kadrę, minimalnie silniejszym od niego. Kolejorz dostaje więc okazję mierzenia się z zespołami, które w Polsce prawdopodobnie byłyby jego konkurentami do mistrzostwa. W Ekstraklasie takie starcia zawodnicy z Poznania rozgrywają dwa-trzy na rundę, gdy przyjedzie Raków, Legia albo Pogoń. Dzięki występom w Europie ich liczba się podwaja
Następuje przyzwyczajenie się do regularnego grania na poziomie polskich meczów na szczycie. Jest możliwość nauczenia się, jak je rozgrywać i co w nich grozi. Im więcej gier z Austrią, Karabachem, czy Hapoelem Beer Szewa, tym większa szansa na rozwój drużyny i poszczególnych graczy. Nawet jeśli żaden z przeciwników nie ściąga automatycznie ludzi na stadiony i nie sprawia, że sam strzelony gol jest już epokowym wydarzeniem. A jednak wymaga wysiłku.
STRZELAJĄCY NIEWYPAŁ
Lechowi potrzeba ogrania w takich meczach, by rzadziej zdarzały mu się w nich połowy takie jak pierwsza, gdy poznaniacy sprawiali wrażenie sparaliżowanych i nastawionych na najgorsze. Ładny gol na 1:0 padł absolutnie wbrew przebiegowi gry, a jego strzelenie jeszcze bardziej przestraszyło graczy Johna Van Den Broma. Trochę zapomnianym, przy takim końcowym wyniku, a kluczowym momentem meczu, mógł być obroniony rzut karny Filipa Bednarka przy stanie 1:1. Dzięki temu Lechowi, mimo słabej gry, udało się zejść na przerwę z remisem. I dzięki temu po przerwie było na czym budować. Lech znów korzystał ze świetnej formy duetu Mickael Ishak — Michał Skóraś, ale w oczy coraz bardziej rzucają się też występy Kristoffera Veldego, który odkąd pojawił się w Polsce, ma łatkę transferowego niewypału. Tymczasem w tym sezonie w siedmiu pucharowych starciach ma już cztery gole i trzy asysty, a do tego jeszcze trafienie w lidze. Oby każdy “niewypał” tak wchodził w sezon.
ODMIENIONA NARRACJA
Minione trzy tygodnie bardzo mocno wywróciły narrację wokół mistrzów Polski. Gdy 23 dni temu “Kolejorz” meldował się w fazie grupowej po remisie z Dudelange, Polska oczekiwała wręcz przeprosin, że zrobił to w tak słabym stylu, a posada Johna Van Den Broma zaczynała już być kwestionowana. Od tego czasu jego drużyna wygrała cztery z sześciu meczów, a w pięciu strzeliła przynajmniej dwa gole. Jedyną porażkę poniosła z Villarrealem. Sezon, który wydawał się przegrany jeszcze zanim na dobre się rozkręcił, jednak nie musi być stracony. Rozbicie Austrii otwiera drogę do powalczenia przynajmniej o drugie miejsce w Lidze Konferencji i przezimowania w Europie, dziesięć punktów na dwanaście możliwych w ostatnich czterech meczach w lidze daje jeszcze szansę na pogoń za ligową czołówką.
NIE TRZEBA BYĆ BEZBŁĘDNYM
Lech nie stał się nagle wielką drużyną, pełną wybitnych piłkarzy, którym wszystko wychodzi. Skóraś, nawet on, mający najlepszy okres w życiu, wciąż ma momentami zagrania dawnego Skórasia mającego problemy z przyjęciem piłki i podjęciem decyzji. Ale do grania w Lidze Konferencji Europy nie trzeba być bezbłędnym. Trzeba być po prostu wystarczająco dobrym. Lech w tym towarzystwie nie wygląda jak ciało obce, lecz jak zwyczajna drużyna. Być może dla spotkania Lecha z Hapoelem Beer Szewa neutralny fan futbolu nie włączy telewizora. Ale dopiero ogranie w takich spotkaniach naprawdę będzie pchało do przodu drużynę i cały klub. Granie w Lidze Konferencji Europy nie jest takie złe.