„Prz***b mi albo przybij grabę”. Rozmawiamy ze Zdechłym Osą po premierze „BRESLAU HARDCORE”

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
Zdechły Osa raper Third Eye Breslau Hardcore
fot. Karol Makurat

Nie ma tu pierdolenia o ciuszkach, furach i pieniądzach, tylko o tym, że jesteśmy rozjebani przez życie, ale próbujemy żyć – swoje artystyczne credo wykłada mimochodem Zdechły Osa, capo ekipy Thirdeye. Towarzyszy mu w tym nieodzowny błysk w oku i równie nieodłączny nerwowy tik.

Gdy pięć lat temu po raz pierwszy spotkałem się z Osą pod wrocławskim nasypem, żeby pogadać do czwartego numeru newonce.paper, nie przewidziałbym tego, jak daleko zajdzie ten dolnośląski kosmonauta. Nie wpadłbym na to, że ledwie kilka miesięcy później podpisze kontrakt z Warnerem, a jego debiutancka płyta pokryje się złotem; nie widziałbym go wtedy w duetach z Brodką, Sarsą czy Kazem Bałagane. Nie wywróżyłbym mu trasy koncertowej zahaczającej jednocześnie o Open’era i… Męskie Granie. Ech, małej wiary ja. Już w 2020 roku chłop nawijał przecież, że: jak się nie podoba, to się, kurwa, spodoba. Jak widać – podoba się coraz bardziej. A skoro wydany dwa miesiące temu album BRESLAU HARDCORE podoba mi się równie bardzo, jak pierwsze nagrywki Młodego jeszcze wtedy Osy, to... przyszła znowu pora, żeby się spotkać i porozmawiać.

Znów więc lądujemy pod tym samym nasypem, w tej samej knajpie, przy tej samej szklaneczce substancji ciekłej. Znów gadamy szczerze, bez ogródek i nie zawsze na tematy łatwe i przyjemne. Znów się chwilami pośmiejemy, znów nam się głos kilka razy podłamie i… właściwie jedyna różnica jest taka, że tym razem to Osa płaci.

Dużo się pozmieniało, chłopie...

Co najbardziej?

Ćwiarę już mam i coraz mocniej to do mnie dociera. Bo wcześniej to było takie hi hi hi, ha ha ha, a teraz już widać, ilu ziomali ma rozjebane żołądki i życiorysy; raki, odwyki, pierdel… Myślę więc, że jednak mam delikatne ogarnięcie, bo widzę, że w takim stylu, to żyć się nie da. Ja się teraz staram… Nawet nie, nie muszę się starać, bo trafiłem na zajebistą babę… No, dobra, trochę się starać jednak muszę, bo jestem przyzwyczajony do poliamorii. Przez ostatnie pięć lat tak żyłem i teraz ta monogamia to jest dla mnie nowość. Dawno w czymś takim nie byłem i – nie powiem – FAJNIE. Na pewno jest to dla mnie zdrowsze, bo poliamoria to jest chyba jednak pewnego rodzaju zaburzenie.

Zdechły Osa Third Eye Breslau Hardcore
fot. Karol Makurat

Żaden ze mnie terapeuta, więc nie potwierdzę, nie zaprzeczę, ale wydaje mi się, że na własne życzenie.

Tylko to własne życzenie jest w dużej mierze skutkiem działań ludzi, co na ciebie wpływali, jak jeszcze byłeś dzieckiem i jak później dorastałeś.

Dobra, za duży skrót myślowy. Wiadomo, że nasze wybory dyktuje wszystko, co w życiu przeżyliśmy. Skąd więc u ciebie ta wolta?

Przede wszystkim z tego, że na siebie trafiliśmy. Ale też z tego, że to nie działa. Głównie dlatego, że ludzie jednak są zwykle zaborczy i zazdrośni. Jak ktoś się komuś do niczego nie obliguje, to musi brać poprawkę na to, że ta druga strona też się nie obliguje i… weź się nie zesraj, jak zrobi to samo, co ty. Szacunek za szacunek, brak szacunku za brak szacunku, elo. A do tego dochodzi jeszcze to, co inni o tym myślą i jak to rozumieją. Bo ja wiem, że nawet niektórzy moi znajomi źle to odbierali; że ja fifarafa, ruchacz na punkty, bez szacunku do kobiet. A przecież nie na tym to wszystko polega. Masz parę różnych relacji i nikomu się nie obligujesz do tego, że będziesz tylko z tą jedną osobą; z każdą masz bliską relację, szacunek sobie okazujecie i wszyscy o wszystkim wiedzą. Trzeba to sobie zawsze ustalić już na samym początku – przed pierwszym pocałunkiem, zbliżeniem czy innym stosunkiem fizycznym. Jeśli ktoś nie jest na to gotowy, to niech wraca na chatę. Ja długo nie byłem gotowy w żaden sposób się zobowiązać. Niegotowy i niedojrzały, ale zawsze to zaznaczałem, żeby nikomu nie zrobić kuku.

Niegotowy, niedojrzały i też bardzo przekorny. Bo jak bym miał cię opisać jednym przymiotnikiem, to chyba byłby właśnie ten – policję kochasz, ulicy nienawidzisz, środowisku raperskiemu wykrzyczysz w twarz, że jebać hip-hop, a zgredom, że to żaden punk rock tylko cosplay.

Ten wers to nie przekora, to prawda. Z moim ojcem razem z tego bekę ciśniemy – jest taka grupa na facebooku POLSKI PUNK I ALTERNATYWA, gdzie ludzie piszą siema, witam na grupie i do tego zawsze jakieś zdjęcie wstawiają w glanach i tych irokezach – chuj wie na co stawianych – a jeśli na cukier to nie żaden punk rock. I wszy mają na drugi dzień. Nie ma już takiego punk rocka, jakbyście chcieli; takiego, jaki był kiedyś. Teraz punk rock to jest kochać policję, jebać ulicę, LGBT i kurwa wszystko to, na co się wkurwiacie, bo łby macie takie pozamykane, że łomem ich nie otworzysz. Dla mnie punk rock to jest jak ja w różowym irokezie sobie jedną białą, a drugą czerwoną sznurówkę do glanów założę jak narodowiec. Bluza Polski walczącej i JUPA na to; przyjeb mi, albo przybij mi grabę.

Ciebie w ogóle trudno złapać na jakichś deklaratywnych sądach. To skąd jesteś i za czym jesteś wydaje mi się, że można bardziej poczuć niż zrozumieć. A że grono twoich odbiorców ostatnimi czasy wzrosło, to mam wrażenie, że ludzie zupełnie nie kumają, co mówisz.

To się akurat nie zmieniło. Od początku nikt nie kumał, o czym ja gadam. KMWTW, jak chuj. Kto ma wiedzieć ten wie, a jak nie wie, to niech patrzy i słucha, aż zrozumie. Przecież na tym polega sztuka; dawajcie, sami interpretujcie, o co mi tam chodziło. Albo nawet lepiej – kumajcie to sobie wszyscy na swój własny sposób.

A to nie jest jakaś forma autokreacji czy wręcz obrony; to, że nikt nie może się do niczego u ciebie przyczepić, bo przecież wszystko takie wieloznaczne.

No co ty. U mnie jedyną formą kreacji jest to, że zasłaniam mordę i robię to tylko dlatego, że nie chcę się na kacu wpierdalać do galerii handlowej po gacie i żeby mnie ludzie łapali po drodze. Nie lubię rozpoznawalności i… polityki też nie lubię, szczególnie w muzyce. Na chuj mi coś takiego – jakieś kosy, konflikty; nikomu to nie służy i daleki od tego jestem; na pewno nie będę się wyzywał na wierszyki z dorosłymi ludźmi.

Zdechły Osa Third Eye Breslau Hardcore
fot. Lesław Kopecki

I tu się z jednej strony zgodzę, a z drugiej – wydaje mi się, że dzisiaj takie podejście dyktują ludziom często ich interesy – wielki biznes fonograficzny, w którym więcej na konfliktach można stracić niż zyskać.

Tak jest, tylko ja… mam w dupie siano, to się nie liczy. Dobra, wiadomo, że w jakimś stopniu zawsze się liczy – tylko dla mnie w takim, żeby móc się utrzymać, a nie, żeby kupić nowe Porsche. Mnóstwo ludzi uznaje pieniądze za najwyższą wartość, a mi się wydaje… wręcz przeciwnie. Żeby mieć pieniądze trzeba sobie najpierw umniejszyć w głowie ich wartość: pieniądze wtedy przyjdą same i wiadomo, że raz przyjdą, a innym razem nie, ale one naprawdę nie są ważne. Wyjeb się na nie, kiedyś wrócą. One są ważne tylko wtedy, kiedy nie masz na życie. A tak to mi mama musi mówić – wziąłbyś wreszcie kupił sobie nowy t-shirt albo wyrzuć w końcu te spodnie, chodzisz w nich od podstawówki. No i co z tego?! Dalej siedzą.

Nie oszukujmy się jednak – ty przecież też robisz w tym biznesie.

Ja robię w muzyce, która jest oczywistą rzeczą i nadal też terapią. Mogę, czy wręcz muszę się w niej wyżyć. Jest to również rzecz, na której zarabiam, dlatego wspaniale się składa, bo nie ma zbyt wielu innych rzeczy, na których mógłbym zarobić, będąc w takim stadium agonii mózgowej. Strona biznesowa jest więc w tym wszystkim ważna. Nigdy nie dzieje się to wszystko przypadkiem, ale – jak to ktoś kiedyś ładnie powiedział – jak nie masz z kim się dzielić, to w ogóle nie masz z tego radości. Ja się więc dzielę z wszystkimi, którzy są w tym razem ze mną.

No właśnie – to, że możesz się dzisiaj z tego utrzymać jest rzeczą dosyć oczywistą. A jak z resztą ekipy, co jeździ z tobą w trasy?

Jak ktoś jeździ na wszystkie koncerty – a większość jeździ – to wszyscy mogą się z tego utrzymać. Wszyscy mają dobrą stawkę, choć wiadomo, że ja mam trochę lepszą, bo to jednak moje koncerty i jak chłopaki się na trzeci dzień po koncercie już zwykle ogarniają, to ja nadal się czołgam. Dlatego też teraz prosiłem, żeby mieć jeden koncert w tygodniu, a nie jak w zeszłym roku dwa. A często trzy.

Thirdeye to ekipa…

A ekipy to jest dzisiaj rzadkość – w Warszawie jest JWP, w Krakowie jest ĆPAJ STAJL, a we Wrocławiu Thirdeye. Duża grupa osób, które się lubią, cenią i szanują, a dodatkowo jeszcze widują na co dzień w realu. U nas to jest w sumie ponad dwadzieścia osób i… loyalty first, bo inaczej wypierdalasz. Od nas już kilka osób wyleciało – odcina za podłe zachowanie i nie wracaj, capo powiedział. Bo w ekipie trzeba capo ostrego i ja taki jestem.

Zdefiniujesz to podłe zachowanie?

Są pewne podwórkowe zasady. Albo nawet nie podwórkowe; to jest po prostu kultura osobista, starożytny francuski zakon savoir vivre. I jak nie potrafisz się tego trzymać, to jesteś wyjebany z ekipy.

Zdechły Osa Third Eye Breslau Hardcore
fot. Karol Makurat

Capo musi być ostry?

Od tego jest. Bo u nas każdy jest dziki, każdy jest wyjątkowy i każdy potrzebuje czasami wsparcia innych. Ja jestem capo – jak trzeba to ostry, ale też wszyscy musimy się nawzajem ogarniać. To są takie ekipowe mechanizmy wczesnego ostrzegania. Jak komuś coś się za bardzo odklei, to zaraz ktoś inny go przywoła do porządku. Jak ktoś myśli, że jest badboy, to ja byłem przez chwilę badboy i wiem, że to donikąd nie prowadzi; nie chcę taki być.

I dlatego też od lat bijemy grabę. A jednocześnie wydaje mi się, że w oczach wielu osób – które cię w ogóle nie znają, albo oceniają cię po pozorach – jesteś ten zły. Zaćpany, agresywny, wcielony chaos.

Ja cały czas próbuję gadać o tym, że dawajcie, wychodzimy z tego! Staram się przemycać ludziom różne rzeczy, bo wiem, że mnie bardziej słuchają niż któregoś rapera, co pogrozi palcem i powie: nie bierzcie dragów. Ten sam raper nic nie powie ochroniarzom, jak mnie leją na koncercie, a ja z rękami w górze. Serio? Ważniejszy dla ciebie jest twój występ? Masz, kurwa, dzieci! A mnie nawet dzieciaki słuchają, bo wiedzą, co mam za sobą. Więc jak mówię, że chcę się ogarnąć i z życiem poukładać, to mi ufają. Bo serio z takim życiem jest lipa. Widzę dookoła – pierdel, odwyk, brak zębów… śmierć.

Miała być luźna rozmowa przy kieliszku, ale musimy jeszcze dalej pójść w tą śmierć. Bo jak nawijasz ja nie płaczę, ja nie krzyczę, ja się niszczę, to choć za chwilę obracasz to w żart, to ja czuję, że jednak do pewnego stopnia mówisz prawdę. Do jakiego?

Do takiego, o którym nie chcę gadać w mediach.

Wybacz, ale nie odpuszczę i wydaje mi się, że jesteś to winien tym wszystkim spośród swoich słuchaczy, którzy mają podobnie. Wszystkim, którzy są zwykle tylko liczbą w opłakanych statystykach polskiej psychiatrii.

Do takiego, którego się boję… Ja nie pierdolę głupot; myślę, że byłbym w stanie jebnąć sobie w łeb, że jakbym sobie powiedział, że to zrobię, to bym to zrobił. Cały czas jednak staram się przestawić. Cały czas o tym myślę i… chyba jestem na dobrej drodze. Gdzieś to jednak cały czas jest, cały czas wraca i już chyba zawsze będzie wracać. Trzeba się nauczyć z tym dealować i żyć dalej; na przekór. Wiem, że sporo osób ma z tym problem, a jeszcze więcej o tym pierdoli. Ja więc wolałbym o tym nie gadać, tylko sobie z tym radzić. Dalej mam różne depresyjne momenty. Da się wyczuć, które z tekstów nagrywałem w jakich momentach.

Pamiętam, jak gadaliśmy pierwszy raz i już wtedy mówiłeś, jak bardzo cię wkurwiają ludzie, którzy piszą pod twoimi numerami, że chcą smutnego Osy. Teraz jak tych ludzi jest nieporównywalnie więcej, liczba roszczeń też pewnie wzrosła.

Wiesz co, ja to chyba potrafię powiedzieć tylko pierwszoosobowo: spierdalajcie w ogóle, nie po to się staram, żeby było git. W dupie mam tę muzę, tu chodzi o moje życie, a nie o was. Czekam na ten moment, w którym już będę miał taki luz na bani, że nie będę miał o czym nawijać. Wtedy będę nawijał o tym moim prostym, spokojnym życiu w bardzo przemyślany, ładny sposób. A na razie to wszystko jest takie dzikie, nabazgrane; nawet jak się próbuję poukładać i codziennie się o to bardzo staram, to wciąż jest takie.

Dobra, ciężko się strasznie zrobiło, weź opowiedz jakiś dowcip.

Idą trzy żółwiki gęsiego, przez pustynię.

Pierwszy żółwik mówi – przede mną pustynia, za mną żółwik.

Drugi żółwik mówi – przede mną żółwik, za mną żółwik.

Trzeci żółwik mówi – przede mną żółwik, za mną żółwik i... jakim chujem?

Bo to był żółwik kłamczuszek, co zawsze kłamie i jest kretem w ekipie.

Dobra, to wróćmy teraz do tego co się pozmieniało. Jak robiliśmy pięć lat temu nasz pierwszy wywiad, to choć bardzo w ciebie wierzyłem i wiedziałem, że to pójdzie szerzej, to nigdy bym nie przewidział, że aż tak.

A ja bym przewidział – szpont, szpont, szpont; SZPONT forever. Dużo rzeczy przewidziałem.

Już wtedy widziałeś się na Męskim Graniu?

Może na Męskim Graniu to nie, ale ogólnie na takim poziomie. Bo ja portali internetowych żadnych nie czytam, ale od początku chciałem być pop killer i teraz jestem. Bo ja nie jestem w żadnym rapowym obiegu; dzisiaj jestem w popie i jestem tam jedynym, który przeklina i gada o tym, co tu się dzieje naprawdę. Czy to nie jest zamach na muzykę? Wielu z tych ludzi jest tam od zawsze – mają to wykupione i są stroną polityczną; niech sobie partię założą. A ja nikomu dupy nie lizałem, wjebałem się tam z buta i teraz jestem tam z wami chłopaki i dziewczyny. Dziwnie, nie? Wy robicie te wszystkie łatwe piosenki dla starszych i młodszych, a ja ostro, na temat – czekam aż ziomek wyjdzie z puchy. Mam nadzieję, że koleżkom się żołądki jeszcze naprawią. Oby było git; obym przestał rzygać codziennie i nabrał wreszcie więcej masy.

To jest właśnie coś, co mnie w tym rozwoju wypadków najbardziej zaskakuje. Bo ja pamiętam, że już pięć lat temu miałeś dobrą przekminkę na temat swojej kariery i miejsca, które chciałbyś zająć w showbusinessie. Nie spodziewałem się, że możesz się tam wbić klinem, nawijając we wspólnym numerze z Sarsą: oby nie wzięli do kibla jak Igora wtedy, bo nie będę tańczył.

Sarsa zajebista ziomalka. Świadoma każdego słowa, które mówi; kumata na maksa. W ogóle w niej nie zobaczyłem zadęcia, a naprawdę zwiedziłem tę drugą stronę na festiwalach. Jarocin – pozdro ojciec, pamiętasz taki Jarocin, żeby popowi śpiewacy napierdalali piątki z ludźmi?!? Aaaaaa, jacy szaleni jesteśmy, YOLO. Poznałem bohemę i… na szczęście mam naturalną odporność na wodę sodową. Bo ja się od początku spodziewałem, że tak to pójdzie. Tylko rozkminiałem, co dalej z tym zrobię, żeby nie spocząć na laurach. I trochę już jestem tym zmęczony, bo mnie mocno dojechali na ostatniej trasie. Pod koniec już byłem tak wycieńczony, że każde światło czy dźwięk mi robiło tiki, uszy zatykałem, się kuliłem... Zmęczenie fizyczne i psychiczne, przebodźcowanie i stres. Dwa-trzy koncerty z rzędu miałem właściwie przez całe zeszłe lato. Z czego sporą część na festiwalach, gdzie jest w kurwę osób i to zwykle jeszcze zupełnie nie nasza publika. Normalna trasa, a do tego wszystkie te Open’ery, Taurony i Męskie Grania. Tam to w ogóle najdziwniej chyba było. Ludzie na nas patrzyli, jakbyśmy z pierdla dopiero co wyszli. Dopiero jak z Organkiem zagraliśmy to się do nas przekonali. Zresztą poczekaj, puszczę ci numer – po jednej słuchawce.

Dawaj.

Do Walusia na płytę, to teraz nagrałem – akurat wracałem z Kuźnik na Kozanów i Kia mnie mijała. Ja to w ogóle na te Kie to uczulony jestem, bo wiem, że to tajniaki, znam blachy. Nawijam więc o tym – mijam tę kie, wyzywam ją. Jak to u mnie – żeby tylko się rymowało i nagle później jest jazda: Męskie Granie, Open’er, wszyscy dostają pierdolca.

Zdechły Osa Third Eye Breslau Hardcore Filip Kalinowski
fot. Beata Wencławek

No właśnie – Sarsa, Brodka, Waluś. Do tego dosyć pokaźna ekipa rapowa i… sam nie wiem, co dla ludzi było większym zaskoczeniem.

Wiesz, jak to jest – pierwszą płytą zaskakujesz, a drugą podbijasz jeszcze to zaskoczenie albo spoczywasz na laurach. Druga płyta zawsze powinna być trudniejsza i ja od początku miałem na nią plan. Chciałem zrobić pop, chciałem pokazać, że z popem świruję tak samo jak z punk rockiem, rapem czy elektroniką, że tak dużo się tu wcale nie zmieniło, a ja dalej myślę. Z jednej strony więc Brodka i Sarsa, a z drugiej – wszyscy rapowi Avengersi: KONY, Hades, Pikers, Kosi, Gicik. Wszystkie legendy, którym naprawdę należy się to miano.

Biorąc poprawkę na to, jak często jebałeś wcześniej hip-hop, dla wielu taki posse-cut jak NAWYKI mógł być nie lada zagwozdką. Przeprosiłeś się z rapem?

Nie, w żadnym stopniu. Undergroundowi Avengersi to nie rap. Nawet jak się któryś z nich utożsamia z rapem, to nie wstyd, bo to nie ten medialny rap i nie ta napinka. Z Alikiem na przykład od razu była sztama – nagrywanie Zakochanego kundla to w ogóle był prawdziwy hip-hop. Taki hip-hop, za który się nie wstydzę. Wrzuty na pociągach, tagi na obrazach i moje punkowe bazgroły, że jebać droniarzy prosto w twarz. Trzy dni u niech siedzieliśmy i… się lubimy, szczególnie, że jeszcze mieliśmy teraz okazję się lepiej poznać, bo poprzednio to jak kręciliśmy klipa do Złotego strzału policja przyjechała i liścia na dzień dobry dostałem. No i mówię mu, że nawet w tym tygodniu mocniej dostałem, więc albo nie masz łapy albo się nie nadajesz do tej roboty. Niemiło się zrobiło. A teraz cały dzień siedzieliśmy w studiu – coś tam grałem na gitarze, coś tam gadałem, coś tam pisałem po ścianach i z szesnaście różnych wersji tego tekstu po drodze wymyśliłem, zanim w końcu tę finalną nagrałem. Alik w ogóle jak usłyszał ten refren, to usiadł taki smutny i mówi: ty, to jest zbyt depresyjne. Więc dla niego to zmieniłem i zacząłem zwrotkę: Żartowałem, tak naprawdę czuję się przezajebiście.

Sporo gości z tego rapowego światka poznałeś na trasie z 1988.

Przemas ma takie oko do ludzi, że my się wszyscy wręcz idealnie tam mieszaliśmy i uzupełnialiśmy. Ja taki szybki, dziki ADHDowiec. Żarty rzucam dosyć cięte i w pierwszy dzień miałem wrażenie, że niektórzy nie wiedzieli jak się przy mnie zachować, bo ja tam latałem i: za kim jesteś? Trochę się śmieje, tik nerwowy mam w międzyczasie, ale ogólnie wszystko na pozytywnie, tylko żeby coś się działo. A z drugiej strony Nath – taka woda, cały czas z bananem na mordzie, Kosi – wujek taki, że już zawsze na przytulasa nie pionę. Mati Szert – małolat taki zdolny i… grzeczny; ja to w jego wieku dużo gorszy byłem. Z wszystkimi właściwie jest sztama.

Po raz kolejny ważnym punktem odniesienia jest też Wrocław, tym razem nawet widniejący w tytule.

Wrocław w ogóle będzie ważny w tej dekadzie, bo Wrocław to jest stolica niezłego wpierdolu. Kraków wydaje mi się bardzo podobny i pewnie dlatego taką sztamę mamy. W obu tych miastach nie ma za wiele pierdolenia o ciuszkach, furach i pieniądzach, tylko o tym, że jesteśmy rozjebani przez życie, ale próbujemy żyć. W niuanse trzeba się bardziej wsłuchać, żeby skumać, kto jest skąd ale generalnie jest to podobne i myślę, że będzie coraz bardziej słyszalne w kolejnych latach.

Dobra, skoro jesteśmy przy tych kolejnych latach, a na wiele kolejnych ruchów miałeś wcześniej plan i sporo tego, co się wydarzyło wcześniej przewidziałeś, to co teraz?

Sam nie wiem. Aktualnie tych kolejnych kroków nie widzę. Najbardziej teraz czekam na informacje z zewnątrz, żeby zobaczyć, na czym dzisiaj stoję. No i featów czy refrenów sporo nagrywam. Panem feaciarzem, refreniarzem jestem. Co też lubię, bo jak tylko mam pięć minut, to siadam przy mikrofonie i nagrywam. Inaczej nic nie wymyślę, a że te featy są dosyć różnorodne, to tym fajniej, bo ja nie mogę cały czas robić punka czy rapu. Nudzi mnie to i muszę robić różne rzeczy – raz electro, raz pop, a raz jakieś dziwne eksperymenty. Nie mogę cały czas tłuc tego samego, bo się męczę i przestaje angażować sercowo, a tylko wtedy to, co robię, ma w ogóle sens i brzmi.

Lato zaraz się zacznie, więc koncertów masz teraz jeszcze sporo do zagrania.

Wiadomo, first things first. Ja znów tam na ślepaka, bo mam problemy ze wzrokiem; ledwo widzę, skaczę w pogo i napierdalam. Też dlatego jako jedyny w ekipie nie gram na uszach, bo nie mogę, ADHDowiec. Może na jeden numer bym się umiał skupić tak, żeby się zatrzymać i go nawinąć, a tak to nie mogę się nie ruszać; słuchawki zaraz mi wypadną. Ale moja ekipa, bardzo profesjonalna, na uszach, alkomatem sprawdzona, po tym wszystkim, co w zeszłym roku odjebaliśmy.

Kto ma wiedzieć ten wie. Powiedz jeszcze na koniec, jak sobie radzisz na tych trasach, na których wszystkie oczy są na ciebie. Bo wspomniałeś wcześniej, że masz naturalną odporność na wodę sodową. Skąd to wynika?

Trochę tak mam z natury, trochę z ostrego wychowania, a trochę z tego, że widzę, co ludzie są w stanie zrobić dla sławy czy nawet akceptacji. Jak się odklejają od tego, co by naprawdę chcieli i jak dążą do jakichś spierdolonych standardów. Wydaje im się, że coś im dadzą. Dla mnie najgorsza odklejka, to jest odklejka na trzeźwo. Cały czas widzę, jak ci ludzie ćwiczą nie dla siebie, tylko żeby jakoś wyglądać, jak słuchają swoich numerów wte i nazad i się do nich pałują, jak grają sami jak palec na tych wszystkich scenach, bo wtedy cała kasa i sława trafia tylko i wyłącznie do nich.

Rap – czy też często szerzej: całą muzykę rozrywkową – zawsze przecież napędzało napęczniałe ego i standardy rodem z podwórkowej piaskownicy. Ja mam fajniejsze zabawki niż ty, moje wiaderko było droższe, a moja łopatka jest dłuższa niż twoja.

Tylko jak jesteś dzieciakiem to wszystko jest inaczej, a wraz z latami powinno się to jednak zmieniać. Nie, że dorosły chłop do mnie podchodzi i opowiada, ile zarabia albo ile lasek zaliczył. Chcesz, żebym ci powiedział ile ja odpuliłem? Mi jest teraz nieporównywalnie łatwiej się postawić niż kiedyś. Nie pasuje ci, to wypierdalaj albo możemy się też bić, choć ja pacyfista. Nie wyciągaj kosy; honorowo. Ja jestem gotowy, patrzę ci w oczy. Albo dawaj w ogóle kwasa jebniemy, będziemy się sobie patrzeć w oczy i zobaczymy kto pierwszy zgaśnie.

My sobie już od kilku lat patrzymy w oczy i powiem ci, że w twoich być może zmieniło się przez ten czas najwięcej.

Bo wiesz, nieprzejechani przez życie ludzie nie zasługują na dojrzałość. Albo lepiej – nie mają do niej dostępu. Elo, Paulo Coelho, dziwko!

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz muzyczny, kompendium wiedzy na tematy wszelakie. Poza tym muzyk, słuchacz i pasjonat, który swoimi fascynacjami muzycznymi dzieli się na antenie newonce.radio w audycji „Za daleki odlot”.
Komentarze 0