Rap nareszcie dla dziadów? Reprezentacja 40+ jest silna jak nigdy dotąd

Zobacz również:Steez wraca z Audiencją do newonce.radio! My wybieramy nasze ulubione sample w trackach PRO8L3Mu
2022 Something In The Water Music Festival
fot. gettyimages

Czas skończyć z mówieniem, że rap to młody gatunek. Po falach drillu czy trapu, gatunków tworzonych przez nastolatków, artyści i artystki w wieku średnim udowadniają, że nie ma co za wcześnie przechodzić na emeryturę.

31 lat. To średnia wieku wszystkich raperów i raperek, którzy znaleźli się w zeszłym roku na jedynkach Billboardu ze swoimi albumami i singlami. Aby dotrzeć do tej danej, nie trzeba wykonywać skomplikowanych obliczeń. Dlaczego? Na szczytach zestawień po prostu nie było zbyt wielu wykonawców rapowych. Tworzyli grupę składającą się raptem z... 9 osób.

Skąd tak niska liczebność? Powodów jest kilka. Po pierwsze: powoli następuje coraz bardziej dostrzegalny spadek dominacji rapu w USA. Rynek muzyczny coraz mocniej zagarnia sobie tam muzyka latino. Po drugie, tylko kilku artystów z absolutnej rapowej topki wydało album w 2023 roku. Niemniej – liczba 31, choć nie wydaje się specjalnie wysoka, przewyższę tę, która pojawiała się dotychczas podczas podobnych analiz. Średnia wieku topowych raperów i raperek w ostatnich latach oscylowała między 26 a 28 lat. Przesunięcie nie jest więc duże, ale przekracza psychologiczną barierę trzydziestki. Czy można doszukiwać się jakichś znaków?

Na wstępie spoiler: TAK. Metryka staje się w rapie ciekawym zagadnieniem. Jednak choć raperzy się starzeją, dojrzały wiek w tym nurcie wcale nie jest oczywistością. Główną przyczyną tego stanu rzeczy jest fakt, że hip-hop wciąż postrzega się jako młody gatunek. A przecież od zeszłego roku liczy sobie już pół wieku! Jest więc już tak stary jak rock w latach 90. Dorobił się zresztą – siłą rzeczy – własnych dziadków. Weźmy pionierów: okrzyknięty założycielem nurtu DJ Kool Herc ma dziś 68 lat. Sześć dych przekroczyli też Melle Mel z Furious Five czy Grandmaster Flash. Ba, szósty krzyżyk stuknie w przyszłym roku samemu Dr. Dre, którego wielu millenialsów kojarzy jako twórcę swoich czasów. Czemu więc rap nie kojarzy nam się z wiekiem średnim?

Świeża krew buduje wizerunek

To proste. Rap różni się tym od rocka, że przez ostatnie lata nieustannie ewoluował i sycił się młodą krwią. Choć gitary przeżywały swoje new rock revolution u progu milenium, rockowe ikony wciąż szczerzą się uśmiechem 80-letniego Micka Jaggera. Bo to 70-latkowie pokroju Davida Gilmoura i Ozzy’ego Osbourne’a zdobią półki miłośników rocka, nie Alexy Turnery czy Brandony Flowersy tego świata – choć i ci ostatni też już dziś nie są najmłodsi. Rock doczekał się wielu opasłych kronik i analiz, spetryfikował swoje pomniki. Zakonserwował przez to pozycję starych gwiazd na piedestale – młodym rockmanom ciężko je zdetronizować.

A rap? Choć jego kroniki ciągle się tworzą, jeszcze niedawno przeżywał rewolucję, która demolowała dawne zasady i puszczała w niepamięć ideały wielu ojców założycieli. Mumble raperzy wywracali paradygmat rapera ze skillsami, niczym punk rockowcy negujący idee rocka progresywnego. Przysłowiowi auto-tune’owcy byli przeklinani przez niejednego weterana. Bo to właśnie wyrastający jak grzyby po deszczu nastoletni newcomerzy dostarczali rapowej publice najwięcej paliwa. Zagarniali dla siebie uwagę, podczas gdy wielu doświadczonych, acz wciąż aktywnych, dryfowało gdzieś poza głównym nurtem. Czy coś się w tej kwestii zmieniło?

Jeszcze w 2017 roku, co analizował serwis djbooth.net, średnia wieku topowych raperów wynosiła w Stanach Zjednoczonych 26,6 lat. Najstarszy na liście Billboard był wówczas 45-letni Eminem, ale na językach, a w zasadzie w memach, królował w tamtym czasie ledwie 17-letni Lil Pump ze swoim Gucci Gang. Dziś, kiedy świeżość fali trapowej czy drillowej trochę osiadła, można dostrzec inne ciekawe zjawisko. Są nim liczne artystyczne i rynkowe sukcesy raperów, którzy jeszcze do niedawna mogliby być w ramach tego gatunku uważani za dziadów.

Od Killer Mike’a po Ye

Weźmy choćby tegoroczne nagrody Grammy. Żaden z nagrodzonych raperów nie miał mniej niż 30 lat. Najwięcej szumu medialnego na wspomnianej gali powstało wokół Killer Mike’a – i to nie tylko za sprawą dziwnej sytuacji z aresztowaniem rapera w trakcie uroczystości za wcześniejsze naruszenie nietykalności cielesnej. W branżowej prasie wiele mówiło się o tym, jak rzadko doceniano Mike'a za swój świetny album Michael aż do momentu, gdy odebrał tak istotną nagrodę. Artysta wkrótce skończy 49 lat, a debiutował ze zwrotką już na Stankonii Outkastu. Przez lata jawił się jednak gościem, choć imponującym skillsami, to początkowo kręcącym się gdzieś u boku gwiazd. Próbującym czasem swoich sił w aktorstwie, podkładając przykładowo głos do kreskówek Adult Slim. Hype na jego twórczość zrodził się dopiero w momencie rozkręcenia wspólnie z El-P projektu Run The Jewels. To pozwoliło mu zbudować spory fanbase, a także działać na szerszą skalę na polu aktywistycznym.

Skoro już przy raperach z Atlanty jesteśmy, nie można nie wspomnieć też o innym bohaterze tegorocznych rozdań Narodowej Akademii Sztuk i Nauk Nagraniowych z USA. Będący w tym samym wieku co Killer Mike Andre 3000 co prawda nie wypuścił rapowego albumu, stworzył zamiast tego fenomenalne, ambientowo-spirytualne LP New Blue Sun, na którym zadebiutował jako flecista. Ale dwie statuetki Grammy zdobył za swój gościnny występ u wspomnianego wyżej Mike’a. Jego eksperymentalna płyta wleciała z kolei do wielu rocznych podsumowań. Artysta wywołał też sporą dyskusję, dzieląc się w wywiadzie z GQ gorzkimi przemyśleniami dotyczącymi dojrzewania. O czym mam rapować – że będę miał kolonoskopię? Że pogarsza mi się wzrok? – mówił ze szczerością, sugerując, że rapowanie nie jest dla niego już odpowiednią formą na tym etapie życia.

Ta konstatacja oczywiście trochę podważa tezę o złotym czasie dla dojrzałych raperów. Bo choć 3 Stacks powrócił na scenę i zdarza mu się nawijać gościnki, to na poziomie deklaracji odrzuca rapową formę ze względu właśnie na wiek. Tylko że jego indywidualne odczucia nie muszą pokrywać się z ogólnymi trendami. A takie trendy współtworzy wiele innych przykładów.

Dowodem jest tu kolejny zawodnik z klubu późnych czterdziestolatków, wciąż ociekający dripem Pusha T. Mimo że zbliża się do 47. urodzin, wcale nie traci rezonu, jeśli chodzi o badass emploi. I nie ustaje w tworzeniu zabójczych punchline’ów. Dowiódł tego zresztą, wygrywając beef z niemal 10 lat młodszym Drakiem (swoją drogą – wciąż absolutnie topowym wykonawcą rapowym, któremu także blisko dziś już do czterech dych). I warto przypomnieć, że masakra Drizzy’ego przypadła na ten sam rok, kiedy wydał najbardziej cenioną ze swoich płyt Daytonę, a był już wtedy 42-latkiem. Wydane w 2022 roku It’s Almost Dry to produkcja również mocno chwalona, a artystyczne otoczenie, w jakim Puszaty od lat tworzy, również wpisuje się w tezę, jakoby rapujący ludzie w wieku średnim nie chcieli oddawać pola wciąż pojawiającym się na rynku nastolatkom.

Mocny przykład z tego roku to oczywiście stary ziomek Pushy, czyli Ye. Choć po antysemickich wyskokach Westa relacje panów się ochłodziły, a King Push zrezygnował nawet z prezesowania G.O.O.D. Music, ostatnie sygnały, takie jak Kanye tańczący na koncercie tego pierwszego, wskazują, że ich bromance to sprawa wciąż aktualna. Rówieśnik Pushy, wydając z prawie 39-letnim Ty Dolla Signem głośne Vultures 1, klasycznie zatrząsł obiegiem informacji, dowodząc, że jest postacią trudną do scancellowania. I, co istotne dla jego rynkowej relewantności, powrócił na szczyty streamingowych rankingów. Fakt, że album dodatkowo jest całkiem solidną propozycją, dowodzi, że Kanye, choć często traci kontakt z rzeczywistością, nie stracił wyczucia jeśli chodzi o brzmienie.

Kto jeszcze ze starych wyjadaczy trzyma rękę na pulsie? Niewątpliwie 50-letni Pharell Williams, który ma powrócić wkrótce razem z N.E.R.D. Wiecznie młody (i zdolny) współtwórca The Neptunes widnieje w creditsach wielu świeżych premier ostatnich lat. Tworzył produkcje dla Pop Smoke’a, Lil Uzi Verta czy SoFaygo. Bo choć rzadziej dziś świeci twarzą z ekranu, wciąż błyszczy jako szara eminencja na płytach młodszych innowatorów.

W klubie weteranów po 50-tce jest w końcu także brylujący nie za sprawą muzyki Jay-Z. Ale i o jego ewentualnym (kolejnym) powrocie słychać sporo w social mediach. Wszystko zaczęło się pod koniec stycznia, kiedy reżyser HidjiWorld opublikował tajemniczy stories z planu zdjęciowego, gdzie znalazł się Hova. I choć Roc Nation nie potwierdza podejrzeń, branża pewnie będzie spoglądać w tym roku w kierunku weterana z Brooklynu. Co nie zaskakuje, wszak w zeszłym roku na scenie znalazło się i miejsce dla jego sąsiada z nowojorskiego East Flatbush, 51-letniego Busta Rhymesa. Ten przecież wciąż koncertuje i powrócił ostatnio z płytą.

Dojrzałość jak Griselda

Pisząc o dojrzałych raperach, wypadałoby wspomnieć też o kluczowym movemencie dla nieco bardziej podziemnych działań. Rozjebię po trzydziestce jak Griselda Records – rapował w kawałku SETRA Skrubol na bicie Volta. I faktycznie. Ekipa w większości 40-letnich dziś MC, którą formują m.in. znany z oryginalnych ad-libów Westside Gunn, Conway the Machine czy Benny the Butcher, stworzyła, jak pisał Filip Kalinowski, najbardziej opiniotwórczy nurt we współczesnym rapie. Uliczne historie snute techniczną nawijką na naprawdę osobnych brzmieniach rozsławiły niezależny label z nowojorskiego Buffalo, czego efektem były deale z Shady Records Eminema czy podpisanie kontraktu przez Benny’ego i Westside Gunna z Roc Nation. Współtwórcy marki Griselda to dziś czołowi twórcy muzyki dla dojrzałych słuchaczy rapu.

W całej wyliczance ciężko nie wspomnieć również o prawie 43-letnim Dannym Brownie czy o 41-letniej królowej bragga i różu Nicki Minaj, która nagrywa dziś hity z 18 lat młodszą Ice Spice. I choć podobnych przykładów ciężej szukać na polskiej scenie, i tu znajdziemy dowody, że dojrzały rap kontruje małolackie hity z dobrym skutkiem. Ale nie zawsze z rynkowym sukcesem. Wciąż aktywny i dobrze nawijający Tede kieruje coraz większą energię w YouTube’a, za to okazjonalnie rapujący, ale błyszczący formą 52-letni Liroy, kipiący pomysłami 46-letni Afrojax, budzący duże emocje 40-letni KęKę, czy o rok starszy od niego Łona, który stworzył jedną z lepszych polskich rapowych płyt roku 2023, potwierdzają, że da się. Potwierdzał to także do tej pory Borixon, maczający przecież palce w wielu świeżych projektach z o pokolenie młodszymi od niego MC. A przecież są jeszcze Peja, Gural, Sokół, Pezet, Włodi, Słoń... Wszyscy po 40-tce.

Od weteranów ciężko oczekiwać wybryków. Ale być może po fali hip-hopowej nadprodukcji nastolatków wypuszczających strumieniami hity, dojrzałe rapowanie okaże się istotną propozycją dla starzejącej się publiki? Zwłaszcza że młodzi wkrótce mogą znaleźć sobie nową formę muzycznego przekazu. Inną niż tę, którą kojarzymy teraz z rapem. A rap stanie się nowym starym rockiem.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Pisze o memach, trendach internetowych i popkulturze. Współpracuje głównie z serwisami lajfstajlowymi oraz muzycznymi. Wydał książkę poetycką „Pamiętnik z powstania” (2013). Pracuje jako copywriter.
Komentarze 0