Cztery dni muzycznego święta zleciały jak jeden. Wy w drodze do domów, a nasi ludzie już podsumowani tegoroczną edycję Open'era.
Yulia Czub
FKA twigs
To był prawdziwy przywilej doświadczyć tak perfekcyjnie dopracowanego show i energii artystki, która naprawdę w 100% oddaje się swojej sztuce. Tam nic nie było przypadkowe. Jedno z tych rzadkich wydarzeń, które na trwałe łączą publiczność we wspólnym, niemal transcendentalnym przeżyciu.
Fcukers
Przenieśli piwniczny dance z Brooklynu do Gdyni. To był taki koncert, który przekona nawet tych, co wcześniej nie znali ich twórczości, żeby zostać fanami na stałe. Ogromny luz, talent i niezaprzeczalny coolness factor.
Arca
Show, w którym głęboki bas i przepiękny cunty falset złożyły się na niezapomnianą symfonię dźwięku. To był z pewnością najmniej przystępny, ale zarazem najbardziej eksperymentalny i odważny performance tej edycji. Jestem zdecydowanie na tak.
Marek Fall
Massive Attack
Miałem odpuścić z uwagi na to, że sceptycznie podchodzę do składów, które nie wydają nowych rzeczy, a na festiwale jeżdżą w randze weteranów, żeby odgrzewać kotlety z zamierzchłej przeszłości. No i byłoby nieszczęście, bo Massive Attack przygotowali perfekcyjny dramaturgicznie, dystopiczny spektakl na faktach, w którym ich muzyka brzmiała aktualniej niż kiedykolwiek wcześniej. To było – serio – dojmujące doświadczenie, wykraczające daleko poza „piosenki”; osadzone w aktualnym komentarzu dotyczącym koszmarów rozgrywających się w Strefie Gazy, w Ukrainie, w Afryce. Wydarzeniem absolutnie poruszającym dla mnie była przy tym obecność Elizabeth Fraser na scenie. Nie miałem w swoim openerowym bingo „Song to the Siren”.
Little Simz
Nie byłoby mi łatwo wyobrazić sobie lepszego rapowego koncertu z kategorii low-key/feel-good. Jest w tym jakiś paradoks zważywszy na to, że album „Lotus”, który ukazał się przed miesiącem, ma swój ciężar. W każdy razie – Simbi wjechała na Open’er bez scenografii, choreografii czy efektów specjalnych. Miała dwójkę instrumentalistów, masę skillu i jeszcze więcej charyzmy, co pozwoliło jej szybciutko umieścić widownię w strefie komfortu.
Nine Inch Nails
Mógłbym wrzucić Doechii albo FKA twigs, ale niechże to będzie deklaracja typu „embrace your inner boomer”. Nie należałem nigdy do kościoła Trenta Reznora, ale na wysokości „Every Day Is Exactly the Same” oszalałem, jak Nine Inch Nails wymyślili się i wycyzelowali na żywo; jaka to jest maszyna koncertowa. Buła, łokieć, kołowrotek! Czy to nie był czasem najbardziej „ekstremalny” występ na głównej scenie Open’era ever?
Estera Florek
Doechii
Doechii nie idzie na ustępstwa w swojej drodze do wielkości. Mogłoby się wydawać, że, w nabierającej rozpędu karierze, koncert na festiwalu potraktuje zdawkowo, ale nie. Od pierwszej do ostatniej minuty serwowała pełnoskalowe widowisko, w którym rap był na pierwszym miejscu. Zakończyła kawałkiem „BOOM BAP”, mówiącym o tym, że prawdziwy rap jest właśnie tutaj, a ona sama oddała duszę kulturze hip-hopu. Wierzę na słowo. Miło się patrzy na to, jak raperki, na scenie zdominowanej przez facetów, rozpychają się łokciami i robią jedne z najlepszych koncertów w line-upie (ukłon w stronę Little Simz).
JJ Święcicki
FKA twigs
To nie był koncert, tylko teatralno-wizualne show, podczas którego główna bohaterka wprowadziła nas w tajemniczy świat eusexua – równie mroczny i straszny, co fascynujący. FKA twigs zaczynała swoją karierę jako tancerka, dopiero później dorzucając do tego tworzenie muzyki – dlatego podczas jej występów można podziwiać zarówno skillowę wokalną, jak i przede wszystkim taneczno-aktorską. Na Openerze pod każdym względem wypadła fantastycznie.
Samara Cyn
Rzadko zdarza się, żeby młode gwiazdy, o których zaczyna się robić głośno, festiwalowo debiutowały w Polsce. Ale tak właśnie jest z Samarą Cyn, dla której Opener był pierwszą tak dużą imprezą, na której występowała solowo. Krótki ale świetnie zarapowany set na Flow Stage’u zostanie zapamiętany przez Polaków na długo. Uczestniczka XXL Freshman zagrała kilka nowych tracków, cały czas łapiąc kontakt z publiką i dziękując na świetne przyjęcie. Oby więcej takich artystek na polskich festiwalach!
Jorja Smith
Jorja Smith nie występuje z wielką orkiestrą, nie serwuje nam dopracowanych visuali, nie zaprasza tancerzy – właściwie nie robi nic nadzwyczajnego. Ale jej koncertami i tak trudno się nie zachwycić. Piękny występ, podczas którego usłyszeliśmy piosenki z różnych etapów życia wokalistki. Dla polskiej publiki była to pierwsza okazja, żeby usłyszeć materiał z albumu „Falling or Flying”.