Samobój w 90. minucie. Tylko Jerzy Brzęczek może zmienić narrację wokół Wisły

Zobacz również:Od Piotrówki, po światowy kongres trenerski. Jean Paulista o nowej karierze, brazylijskich talentach i krakowskim marzeniu (WYWIAD)
Ekstraklasa
Krzysztof Porębski/Pressfocus

Konferencje prasowe, cały przekaz medialny, to teatr. A w teatrze trzeba wiedzieć, kiedy wypowiadać którą kwestię. A kiedy grać pauzą. Na konferencji prasowej po ewentualnym awansie do Ekstraklasy Tomasz Jażdżyński będzie mógł wytoczyć każde działo, już twitterowa armia wiślaków zaniesie kule, gdzie trzeba. Wtedy może nawet udzielić wywiadu, w którym zmasakruje Piotra Obidzińskiego, Szymona Jadczaka i tych, którzy mówią, że to Cracovia jest starsza. Oczekiwanie poklasku w takim momencie, wojowanie o uznanie swoich zasług na tej konkretnej konferencji, to po prostu fatalny zabieg PR-owy, przykrywający wszystko inne, co na tym spotkaniu padło. I każde, nawet autentyczne, przeprosiny. Bo “ale” w przeprosinach osłabia przekaz.

Osoby, które nie czują fenomenu piłki nożnej, zastanawiają się często, jak można wgapiać się w ekran przez półtorej godziny, by w końcu w ostatniej minucie zobaczyć jedną decydującą akcję i eksplodować z radości albo złapać się za głowę. Gdyby głębiej to przeanalizować, faktycznie trudno to zrozumieć. Ale wiemy doskonale, że nawet w nudnym meczu, w którym niewiele się dzieje, w okolicach 90. minuty może się wydarzyć coś kluczowego. Tak też było na poniedziałkowej konferencji prasowej z właścicielami Wisły Kraków, na którą w środowisku zdegradowanego z Ekstraklasy klubu czekano od tygodni, chcąc usłyszeć od osób odpowiedzialnych za katastrofę coś konkretnego o przyczynach, ale też wizji na przyszłość.

Wybijała właśnie 90. minuta spotkania z dziennikarzami, gdy do głosu doszedł Tomasz Jażdżyński. Z tercetu właścicieli ten, któremu najmniej się obrywa, bo jest najmniej rozpoznawalny i najrzadziej wychodzi do mediów. Jarosław Królewski sam nadstawia się na ciosy i przynajmniej wirtualnie staje przed ludźmi. Jakub Błaszczykowski jako postać znana w całej Polsce też polaryzuje. Jażdżyński zwykle jest “tym trzecim”. A jednak tym razem to on wziął na siebie wypowiedzenie najbardziej symptomatycznych zdań całej konferencji:

“Żeby to wybrzmiało: trzech siedzących tutaj współwłaścicieli regularnie wspiera klub własnymi pieniędzmi. To jest, mniej więcej, co roku — jesteśmy tu trzy i pół roku – milion złotych od każdego. Klub otrzymuje od nas trzy miliony złotych w GOTÓWCE i to też pozwala mu funkcjonować. Pozwalało mu przetrwać moment, w którym o mało się nie rozpadł, w styczniu 2019, pozwoliło przetrwać pandemię i parę innych momentów, których normalnie bez tego wsparcia by nie przetrwał. I mówię tylko o wkładzie gotówkowym, bo my tutaj jeszcze, w różnych okresach, świadczymy wiele najróżniejszych usług i wspieramy, nie pobierając z tego tytułu żadnych wynagrodzeń. […] Ja nie dostałem z tego klubu złotówki. A te kwoty, gdybym ja miał wycenić rozsądnie, rynkowo, wsparcie moje, Jarka, Kuby, to jest raz tyle pieniędzy. A jakbym jeszcze do tego chciał dodać jaki poziom budżetów sponsorskich i wsparcia, jaki tu wnosimy, pewnie musiałbym dodać jeszcze raz tyle pieniędzy. […] Dlatego chciałbym, żeby oceniając to, co się tu wydarzyło przez ostatnie trzy i pół roku, ok, krytykować za wszystkie złe decyzje, które tu podjęliśmy, ale z drugiej strony pamiętać, że gdyby nie my, to nikt by ich nie podejmował”.

Ekstraklasa
Krzysztof Porębski/Pressfocus

KONFERENCYJNE MASKI

Wiele osób uznaje konferencje prasowe za nudne, ale te szczególnie ważne, na które wiele osób czeka i które wiążą się z napięciem emocjonalnym, mają arcyciekawą dynamikę. Przepytywana strona długo się do nich przygotowuje. Zbiera argumenty, ćwiczy przedstawianie ich w sensowną całość, szykuje się na potencjalne zarzuty. Gdy jedni i drudzy siadają na swoich stanowiskach, ci za stołem jeszcze mają maski, a ci z drugiej strony starają się im pod nie zajrzeć. Czasem sposób sformułowania pytania, jedno zdanie – wytrych – potrafi sprawić, że hamulce puszczają i na wierzch wychodzi trudna do ukrycia natura.

DŁUGI ROZPĘD

Ta konferencja rozkręcała się bardzo długo. Trzeba było chwytać się “perspektywy marsjańskiej” Jarosława Królewskiego albo największego “błędu” Jakuba Błaszczykowskiego, czyli tego, że zerwał więzadła, żeby w ogóle móc coś z niej wynotować. Każda postać tego serialu robiła to, co wcześniej przygotowała: Dawid Błaszczykowski budował dramaturgię informacją o tym, że dobro Wisły postawił ponad swoje ego, nie chcąc być przeszkodą w rozwoju klubu. Tomasz Jażdżyński tłumaczył, jak po burzliwych negocjacjach uznano, że jednak nie ma lepszego kandydata do poprowadzenia Wisły w trudnym momencie, Królewski odwoływał się do wyjątkowej społeczności, Jakub Błaszczykowski milczał, a Maciej Bałaziński, niby mimochodem, przemycał informację o tym, że Jerzy Brzęczek zdecydował się pracować za ¼ poprzedniego wynagrodzenia, żeby nikt się nie rzucał, że został na stanowisku i jeszcze dostał większe kompetencje, bo to przecież “prawie za darmo”. Dawid Błaszczykowski, odpowiadając, sprawiał wrażenie, jakby rozumiał swoje błędy i przyznawał rację pytającemu. Bałaziński swoim “panie redaktorze” starał się budować mosty, podczas gdy “panie redaktorze” Jażdżyńskiego było przygotowaniem do wyjścia z kontrą. Ale jeszcze trzymał się w ryzach.

POCZUCIE NIESPRAWIEDLIWOŚCI

Wszyscy bardzo pilnowali, by nie powiedzieć nic, co mogłoby jeszcze raz nakręcić narrację wokół oblężonej twierdzy, poszukiwaniu spisków, nepotyzmu i błędów sędziowskich.

Ale im dłużej trwały te rozmowy, im mniej dziennikarze sprawiali wrażenie usatysfakcjonowanych wytłumaczeniem spadku zbyt późnym zwolnieniem Adriana Guli i dużą liczbą obcokrajowców w szatni, tym mniej było wrażenia, że wszyscy zebrali się, by poopowiadać o swoich błędach i wnioskach, a coraz więcej tego, że przyszli się wybielić.

“Bierzemy odpowiedzialność, ale...”. “Popełniliśmy błędy, ale...”. Tyle że aż do 90. minuty to w pełni nie wybrzmiało: że tak naprawdę w głębi duszy, cała krytyka, która na nich spadła, jest przez właścicieli uznawana za niesprawiedliwą. Krzywdzącą. Bo oni spłacają długi. Angażują swój czas, pieniądze, know-how – wycenione przez Jażdżyńskiego na bagatela 83 tysiące złotych miesięcznie (kwota wzięta z fragmentu o świadczonych usługach wartych “drugie tyle” - trzy miliony złotych na trzech, milion rocznie= 83 tysiące z kawałkiem) i siatkę kontaktów (kolejne 83 tysiące miesięcznie). Zrestrukturyzowali klub. Wyremontowali sklep. A zamiast odbierać ordery, muszą zbierać razy. Więc można ich, “OK”, krytykować, ale tylko z jednoczesnym wyliczeniem ich zasług.

NIE TEN MOMENT

Tak naprawdę Jażdżyński ma rację. Oni uratowali ten klub. Oni łożą na niego pieniądze. Oni pomogli mu przetrwać kolejne kryzysy, zrestrukturyzowali go, spłacają długi. Oni nawet wyremontowali ten sklep. I tak, to cholernie niesprawiedliwe, że nikt o tym nie rozmawia. Tak samo, jak niesprawiedliwe, że Jakub Błaszczykowski, wchodząc na murawę po meczu z Wartą, słyszał śmiech. Ale konferencje prasowe, cały przekaz medialny, to teatr. A w teatrze trzeba wiedzieć, którą kwestię wypowiadać w którym momencie. A w którym grać pauzą. Na konferencji prasowej po ewentualnym awansie do Ekstraklasy Jażdżyński będzie mógł wytoczyć każde działo w każdego, kto się napatoczy, już twitterowa armia wiślaków zaniesie kule, gdzie trzeba. Wtedy może nawet udzielić wywiadu, w którym zmasakruje Piotra Obidzińskiego, Szymona Jadczaka i tych, którzy mówią, że Cracovia jest starsza. Oczekiwanie poklasku w takim momencie, wojowanie o uznanie swoich zasług na tej konferencji, to po prostu fatalny zabieg PR-owy, przykrywający wszystko inne, co na tym spotkaniu padło. I każde, nawet autentyczne, przeprosiny. “Ale” w przeprosinach osłabia przekaz. 

NARZĘDZIA W RĘKACH BRZĘCZKA

Wiślacka konferencja jeszcze raz potwierdziła, że cała przyszłość tego zarządu, właścicieli, atmosfery wokół klubu, zależy w tej chwili od Jerzego Brzęczka. Tylko on ma narzędzia, które mogą odmienić nurt. Królewski, Jażdżyński, Bałaziński i Błaszczykowscy nie mogli tą konferencją niczego poprawić, mogli jedynie pogorszyć. Najbliżej wyjścia na zero był chyba Dawid Błaszczykowski, paradoksalnie ten, którego prawo do obecności w tej piątce najczęściej się kwestionuje. Najbardziej pogorszył sprawę Jażdżyński, bo dolał nowego paliwa do poczucia, że właściciele cały czas chcą, by poklepywać ich za ratunek sprzed trzech lat, a sami swojej winy widzą niewiele. Ale to nieważne. Jakkolwiek poszło, to już za nimi. Teraz ich los jest w rękach Brzęczka. Tego, jaką kadrę dobierze, jak przygotuje ją do sezonu, jak nastawi mentalnie do I ligi. Jeśli okaże się, że wykonał swoją robotę dobrze, za kilka miesięcy będzie się mówić o właścicielach jako o ludziach, którzy zrozumieli swoje błędy i wyciągnęli wnioski. Jeśli wykona ją źle, za kilka miesięcy trzeba będzie znów ratować kryzys wizerunkowy. A te w tej branży najlepiej zażegnuje się w 90. minutach meczów, nie konferencji prasowych.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.