Schłodzić czajnik. Czy Tymoteusz Puchacz zapracuje na przełom w Unionie Berlin

Zobacz również:Piłkarz z własną podobizną na plecach. Leroy Sane — nowa ekstrawagancja Bayernu
Union Berlin
Matthias Kern/Getty Images

Już po zakończeniu okna transferowego reprezentant Polski wciąż jest w klubie, w którym przez 16 miesięcy nie zaliczył ani minuty w lidze. Dlaczego jest tak źle i czy ma szansę być lepiej?

Czasem sytuacja zmienia się przełomowo, gwałtownie, czasem drobnymi kroczkami. Dlatego Tymoteusz Puchacz wreszcie ma powód, by lekko się uśmiechnąć. Wprawdzie szesnaście miesięcy po podpisaniu kontraktu w Bundeslidze wciąż jeszcze nie udało mu się w niej zadebiutować, ale przynajmniej w końcu mógł się w ten weekend poczuć jak jej piłkarz. Uczestniczył w rozgrzewce na murawie, przebierał się w szatni w strój sportowy, ćwiczył w trakcie meczu przy linii bocznej i z wysokości boiska oglądał, jak jego koledzy urywali punkt Bayernowi Monachium. Obecność na ławce w meczach ligowych nie zdarzała się Polakowi często. Miejsce w dwudziestce meczowej wywalczył sobie dopiero po raz trzeci. A pierwszy od starcia z FSV Mainz blisko rok temu.

Łatwo dziś dworować sobie z Puchacza, jednak jego przypadek nie przestaje być zagadkowy. W klubie, który trafia niemal ze wszystkimi transferami, jest jedynym tak ewidentnym niewypałem ostatnich lat. Do Unionu nieczęsto trafiają w miarę młodzi reprezentanci krajów tak silnych, czyli regularnie jeżdżących na turnieje, jak Polska. Gdy wychowanek Lecha podpisywał kontrakt w stolicy Niemiec, był jeszcze przed debiutem w kadrze. Dziś ma w niej już dwanaście występów. I gdyby grał, byłby niemal pewniakiem do wyjazdu na mundial. Są oczywiście w Niemczech kluby, które zawodników o takim statusie w swoich krajach mogą odstawiać lekką ręką, ale Union do nich nie należy. Gdy przychodzi przerwa na kadrę, trener Urs Fischer większość zawodników zwykle ma do dyspozycji. Puchacz jest jednym z nielicznych wyjeżdżających.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.
Komentarze 0