To nie rap, to jest czarnoksięstwo, czyli o tym, dlaczego 2023 był rokiem Alchemista

Zobacz również:Steez wraca z Audiencją do newonce.radio! My wybieramy nasze ulubione sample w trackach PRO8L3Mu
NBA Leather: Action Bronson and Earl Sweatshirt Perform At O2 Academy Brixton
fot. gettyimages

Dwie producenckie EP-ki, trzy albumy nagrane w kooperacji z raperami, bity dla Travisa Scotta i Drake’a - to tylko część zeszłorocznego dorobku fonograficznego Kalifornijczyka, który znów stał się jednym z najbardziej rozchwytywanych beatmakerów na rynku. Chociaż bronił się przed tym naprawdę zaciekle…

Stoję sobie w tle jak Alchemist, nie odzywam się jak na chemii / Wokół mnie wszędzie cyferki, świat jest dziki, ale będzie jeść z ręki – nawijał u schyłku zeszłego roku Ras na kasecie The Mystery of Polish Shadows Vol. 2. Wyprodukował ją jeden z licznych na naszym rynku admiratorów talentu wujka Ala – Opiat, The Phantom. A cytowane tu słowa idealnie podsumowują drogę, jaką od lat kroczy Daniel Alan Maman, lepiej znany jako The Alchemist. Jeden z największych magów bitmaszyny w historii hip-hopu, człowiek, który u schyłku pierwszej dekady XXI wieku świadomie zrezygnował ze swojej mainstreamowej kariery na rzecz całkowitej wolności twórczej i pracy u podstaw.

Dziś natomiast, po tych kilkunastu latach, wypuszczane przez niego od tamtej pory kooperacje z różnej maści podziemnymi raperami okazują się nieporównywalnie bardziej świeże i ciekawe niż zjadający swój własny ogon, rzemieślniczy trap głównego nurtu. Piętnaście lat po tym, jak Eminem ostatni raz nawijał do jego bitu, przyszło mu w tym roku pojawić się w creditsach UTOPII i For All The Dogs: Scary Hours Edition. Osiem lat po tym, jak nagrał z dwójką undergroundowych raperów z Buffalo album zatytułowany Hall & Nash 2, wreszcie go w tym roku wypuścił. W momencie premiery był to najczęściej streamowany debiut na Spotify. Nic dziwnego, bo rzeczeni MC’s noszą ksywki Westside Gunn i Conway, The Machine.

Voir Dire, czyli przesłuchanie wstępne

Never seen before or heard in this fashion, convert the work to magic / Bury a beat six-feet, pour dirt on the casket / Hard to imitate, I'm cut from a certain fabric – nawija Alchemist na bicie Hit-Boya w Slipping Into Darkness, ich zeszłorocznym, przyjacielskim sparingu na sample i wersy. Bo choć masy kojarzą go dziś bardziej jako producenta, Daniel Maman swoją przygodę z hip-hopem rozpoczął jako nastoletni raper w blisko powiązanym z Cypress Hill składem Whooliganz. I wciąż lubi od czasu do czasu złapać za mikrofon. Materiał, o którym rymuje jest tymczasem skrojony przez designerskiego krawca, ale jest też odzieżą roboczą – niesłychanie wytrzymałym, gównoodpornym płótnem, które chroni go przed zalewem syfu, z jakim wiąże się istnienie w głównym nurcie amerykańskiej fonografii. Dzięki niemu suchą nogą wyszedł z niejednej burzy i przez ponad trzy dekady swojej kariery muzycznej skrzętnie zadbał o tak łatwą do utracenia wolność twórczą i nieustającą zajawkę.

Dobrym przykładem rzeczonej niezależności są dwa krążki, które na streamingi trafiły dopiero w zeszłym roku, aczkolwiek oba mają już swoje lata. O wydanym po raz pierwszy w 2012 roku wspólnym albumie z Domo Genesis, No Idols, pisaliśmy już jakiś czas temu na newonce. Przejdźmy od razu do Hall & Nash 2, czyli brakującego ogniwa w dyskografii Griselda Records. Zanim bowiem raperzy z Buffalo napadli na współczesny trap i odzyskali newschool dla wychowanków starej szkoły, zanim jeszcze nazywali się Westside Gunn i Conway the Machine, nagrywali dosyć klasycznie brzmiący, 90'sowy boom bap. Wydany w 2015 roku, pierwszy Hall & Nash, czyli Griselda Ghost, oparto na właśnie takich retro-bitach od Big Ghost Ltd. Rok późniejszy FLYGOD był już nieporównywalnie bardziej rozpłynięty i wystrzelony – pozbawiony twardych bębnów i gęsto upstrzony charakterystycznymi onomatopejami wystrzałów, modnie i bogato ubrany... acz do cna hip-hopowy.

Co się wydarzyło w międzyczasie – do niedawna wiedzieli tylko nieliczni, a jedną z tych osób był oczywiście The Alchemist. Wypuszczony ledwie kilkanaście dni temu Hall & Nash 2 okazał się płytą, którą Uncle Al, Gunn i Con nagrali właśnie w tym czasie, ale... nie wypuścili jej wtedy, bo Griselda podpisała akurat kontrakt z Shady Records i jakoś się to w ogóle nie złożyło. Bity na tym krążku są tymczasem kamieniem węgielnym pod dziś już wręcz kanoniczne, późniejsze brzmienie GFR – charakterystyczne dla Mamana syntezatorowe Scarface’y mieszają się z surowymi pochodami rozklekotanych bębnów, ambientowa wprost wzniosłość zderza się z horrorowym niepokojem i mrokiem, a do spółki z podwórkową bajerą Halla i Nasha przypomina to wszystko bardziej ścieżkę dźwiękową do filmu niż tradycyjny rap. Praca zamienia się w magię, a produkcja ląduje sześć stóp pod ziemią, przysypana jeszcze garścią piachu.

The Great Escape, czyli uciekając w przód

Kiedy Alchemist porzucił swoją mainstreamową karierę i, będąc jednocześnie DJ’em Eminema, zaczął wypuszczać własnym sumptem instrumentalne beattejpy i kooperacje z kojarzonymi wówczas jedynie przez fascynatów MC’s takimi jak Domo Genesis, Action Bronson, Boldy James czy Earl Sweatshirt, niejeden pewnie popukał się w czoło. Na ówczesnym rapowym rynku fonograficznym nic bowiem nie wskazywało jeszcze na to, że sample mogą kiedyś wrócić do mainstreamu, a największe gwiazdy gatunku zaczną na powrót nawijać na takich klasycznych, pobrzmiewających 90'sami bitach. Ruch ten wydawał się wynikiem zawodu, jaki często spotyka pasjonatów lądujących w show-businessie, a dywersyfikacja źródeł przychodu – DJ-ka, Fuck, That’s Delicious, własne wydawnictwo – jedynym sposobem na to, żeby jakoś połączyć koniec z końcem i nie musieć liczyć tylko na przychody z produkcji.

Jak to zwykle bywa w momentach, w których artyści uwalniają się z finansowego jarzma, zwrot ten pozwolił Alchemistowi wymyślić się w dużej mierze na nowo. Bo choć wiele artystycznych wyborów podjął na samym początku swojej kariery – i do dziś pozostaje im wierny – to jego pierwszy wspólny album z nieodżałowanym Prodigy z Mobb Deep, Return of the Mac z 2007 roku, okazał się ważnym zwrotem estetycznym. To właśnie wtedy sampel stał się dla niego tworzywem wprost kinematograficznym. Nośnikiem emocji, nie melodii, jednocześnie podniosłym i psychoaktywnym budulcem światów, a nie tylko bitów. A jeśli dodamy do tego jeszcze brud, w którym skąpane było Gangrene (duet z bratem Madliba - Oh No), podziemny etos Step Brothers (duet z Evidencem) i wpływ nowego rozdania ulicznych MC’s z Rocem Marciano na czele, to wychodzi nam z tego być może i najlepszy przepis na to, co zwykło się ostatnimi czasy nazywać neo boom bapem. Realizujący się właściwie we wszystkich tempach, wolny od wszelkich schematów dotyczących ułożenia bębnów, basu czy próbek, na wskroś współczesny rap oparty na starych, 90'sowych wzorcach.

Taki rap usłyszycie na wydanych w 2023 roku starych płytach, takich jak No Idols, Hall & Nash 2 i The Elephant Man’s Bones (ALC Edition) – rozszerzonej wersji wyśmienitego krążka nagranego z Boldym Jamesem w 2022 roku. Taki rap usłyszycie na wydanych również w zeszłym roku albumach stworzonych przez Alchemista z Larrym Junem (The Great Escape), Earlem Sweatshirtem (VOIR DIRE) i duetem Wiki-MIKE (Faith is a Rock). I taki też rap usłyszycie na dwóch autorskich EP-kach wujka Ala (dwie części Flying High, gdzie pojawia się większość wspomnianych tu MC’s a także billy woods czy Curren$y) i szeregu płyt, do których Daniel Maman dorzucił po bicie lub kilku.

O ile jednak jego obecność na krążkach Danny’ego Browna, Russa czy Maxo nikogo raczej nie zdziwi, o tyle to, że jego ksywka pojawia się we wkładkach do nowych płyt Travisa Scotta i Drake’a już niejednego zaskoczy. Nagrane wspólnie z Westside Gunnem i Jamesem Blake'em LOST FOREVER i solowy Wick Man stanowią jedne z najbardziej intrygujących, hipnotyzujących wręcz momentów tych płyt, to – względem własnych gustów i nadziei – mam nadzieję, że teraz już Alchemist rozgości się w głównym nurcie na dobre i na własnych zasadach. Sprowadzi ten wysterylizowany, luksusiarski światek przynajmniej kilka stóp pod ziemię i przysypie jeszcze garścią piachu. Echa tych działań rozejdą się po całym świecie, czego symptomy powoli widać w naszej krajowej rap-grze. Środowiskowy internet obiegła przecież niedawno informacja o tym, że Oki odezwał się do Soulpete’a po bity, a Piotrek też jest jednym z tych licznych na naszym rynku admiratorów talentu wujka Ala.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz muzyczny, kompendium wiedzy na tematy wszelakie. Poza tym muzyk, słuchacz i pasjonat, który swoimi fascynacjami muzycznymi dzieli się na antenie newonce.radio w audycji „Za daleki odlot”.
Komentarze 0