TOP 10 najlepszych filmów 2023 roku

Filmy

To, że kino nie podniosło się po pandemii to jedno. Na przestrzeni ostatnich miesięcy chwiało się jednak w posadach jak nigdy wcześniej. Mijający rok upływał pod znakiem kolejnych flopów oraz strajków w Hollywood i gdyby nie chwilowa zwyżka nastrojów na wysokości Barbieheimera, to w ogóle byłby obraz nędzy i rozpaczy. Ale wciąż kochamy to kino. Choćby z tych dziesięciu powodów, które zebraliśmy.

Przed rokiem triumfowało Wszystko wszędzie naraz, czyli film, który kilka miesięcy później zdominował Oscary. Drugie miejsce przypadło w udziale Najgorszemu człowiekowi na świecie. Na najniższym stopniu podum uplasowało się z kolei Nope! Całe TOP10 znajdziecie tu. W tej edycji ponownie szukamy złotego środka pomiędzy art i pop; wyróżniamy jedną rodzimą produkcję i... połówkę Barbieheimera.

10
„John Wick 4”

John Wick jak Muhammad Ali – wzniósł mordobicie do sfery boskości. Nie szkodzi, że w kolejnych produkcjach tego cyklu scenariusze zajmują plus minus kartkę A4. To nawet wychodzi im na dobre. Tutaj chodzi o możliwie najefektowniejsze sceny walki, a takiej choreografii przemocy nie było w światowym kinie od czasu Raid. Naprawdę nie jesteście gotowi na taki balet brutalności z udziałem ludzi i samochodów, jaki John Wick odstawił w czwórce na ulicach Paryża. Może i dobrze, że są małe szanse na kolejną część, bo tego po prostu nie da się nakręcić lepiej. Jacek Sobczyński

9
„Poprzednie życie”

Na początku pojawią się wątpliwości, miejscami można się nawet minimalnie nudzić, ale ostatnie sceny sprawiają, że Poprzednie życie musi znaleźć się w tym zestawieniu. Ten delikatny i jednocześnie bezpośredni debiut koreańsko-kanadyjskiej reżyserki Celine Song jest idealną produkcją na nasze czasy. To opowieść o pierwszej miłości; o dorastaniu, globalnym świecie, emigracji i uczuciach, które choć nie gasną, to nie zawsze wygrywają. Fabuła skupia się na losach bohaterów, których w przeszłości łączyła przyjaźń oraz dziecięce zauroczenie, a teraz dzielą tysiące kilometrów i zwykłe dorosłe życie. Niektóre filmy określamy słowem ładny – i ten właśnie taki jest. Przez autentyczną, emocjonalną historię Poprzednie życie chwyta za serce i zmusza do refleksji. A jego ostatnie 30 minut zwyczajnie wzruszają. Jj Święcicki

8
„Holy spider”

Film Aliego Abbasiego (odpowiedzialnego za dwa ostatnie odcinki The Last Of Us) jest dla serial killer movies tym, czym O dziewczynie, która wraca nocą sama do domu dla horroru. A przy tym – odtrutką na te wszystkie produkcje typu true crime, które z seryjnych morderstw zrobiły bezrefleksyjną rozrywkę. Na początku lat dwutysięcznych w irańskim mieście Meszhed – Saeed Hanaei, napędzany fanatyzmem religijnym, pozbawił życia kilkanaście kobiet świadczących usługi seksualne. Dwie dekady później Abbasi sięgnął po tę przerażającą historię, koncentrując się jednak na gęstych uwarunkowaniach społecznych i politycznych; stawiając w centrum dziennikarkę z Teheranu (Zar Amir Ebrahimi), która prowadzi śledztwo w bliskowschodnim piekle kobiet, gdzie z psychopaty-mizogina (Mehdi Bajestani) robi się męczennika. Scena, w której syn odgrywa przed kamerą zbrodnie ojca – prawdopodobnie najmocniejsze, co w tym roku można było zobaczyć w kinie. Holy spider – zachwycająco na poziomie języka wizualnego i dźwięku – poraża i budzi niepokój, rezonując z tendencjami, które występują przecież także u nas. Marek Fall

7
„Duchy Inisherin”

Kto wie, czy to nie był najtrudniejszy scenariusz roku. Nie dość, że Martin McDonagh musiał znaleźć element magii w dojeżdżającej codzienności głównych bohaterów, to jeszcze trzeba było opowiedzieć o prostych rzeczach tak, że widz naprawdę zrozumie, że dla tych bohaterów wcale nie są takie proste. Tymczasem facetowi wali się świat, bo jego kumpel nagle postanowił, że nie chce z nim gadać – i my ten smutek współodczuwamy. Wybitne kino o tym, że źle jest czuć się gorszym i głupszym. Chyba jednak należały się te Oscary. Jacek Sobczyński

6
„Godland”

Na początku czarna plansza i informacja: jakiś czas temu doszło do szczególnego rodzaju odkrycia na Islandii, wydobyto z zapomnienia skrzynię razem z fotografiami z końcówki XIX w. Wszystkich odnalezionych zdjęć było siedem, wykonał je nieznany duński pastor, metodą mokrego kolodionu. Są to – podobno – pierwsze obrazy południowo-wschodniego wybrzeża wyspy, posłużyły one za inspirację do filmu Hlynura Pálmasona, jednego z najciekawszych tytułów ostatniego roku. Opowieść o wędrówce misjonarza, który został na Islandię wysłany z misją zbudowania tam kościoła to więcej niż klasyczny dziennik podróży – to świadectwo zakorzenionego w islandzkiej tożsamości doświadczenia kolonizacji i chrystianizacji, które staje w opozycji do prastarych wierzeń na temat bóstw zaklętych w wulkanicznych skałach i wodospadach. Jeśli dobrze rozumiem, główną myśl Pálmasona można by streścić następująco: człowiek nie może zapanować nad bezkresem i potęgą przyrody, nie może go zawłaszczyć, jego życie na tym tle jest wyjątkowo kruche i ulotne. A to wszystko zamknięte w kontemplacyjnym, medytacyjnym wręcz tonie. Mateusz Demski

5
„Reality”

Kto się boi 26-letniej lingwistki w kolorowych trampkach? Donald Trump. Ukarana wyjątkowo surowym wyrokiem pięciu lat pozbawienia wolności Reality Winner w filmie Tiny Sutter wreszcie dostaje głos, bo przecież długo i zawzięcie utrudniano jej kontakty z mediami, by przypadkiem jakiś New York Times nie zrobił z młodej sygnalistki bohaterki narodowej na miarę Snowdena. Winner ujawniła poufne dokumenty potwierdzające ingerencję Rosji w przebieg wyborów prezydenckich w USA w 2016 roku, a w filmie Reality wiernie pokazano, jak wyglądało przesłuchanie dziewczyny, gdy w jej domu pojawili się agenci FBI. Reżyserce udało się nakręcić kameralny, ale trzymający w napięciu, zaangażowany politycznie obraz, w którym nie tylko pyta o transparentność władzy, ale też wchodzi w polemiką z kulturą, która nie traktuje serio młodych kobiet. Reality to jednak przede wszystkim wybitna rola Sydney Sweeney, która mimo niewygodnie bliskiego kadru, nigdy nie pozwala do końca rozgryźć swojej bohaterki. Angelika Kucińska

4
„Oppenheimer”

Oczywiście można narzekać, że Oppenheimer jest za długi (bo jest!) i że miejscami męczy (bo męczy!), ale idealne wykorzystanie dźwięków oraz muzyki, wybitna wręcz gra aktorska i zdjęcia sprawiają, że mówimy o filmie absolutnie niezwykłym. Reklamowano go pod hasłem opowieści biograficznej, ale Christopher Nolan nie ograniczył się jedynie do tego. Rozpisał wielowątkową fabułę z niesamowitą dynamiką; połączył sceny romantyczne z dramatem sądowym i psychologicznym. I choć miejscami widz czuje się tym wszystkim przytłoczony, wiele elementów mu to wynagradza. Jednym z nich jest niewątpliwie świetny Cillian Murphy, który sprawnie oddaje emocje głównego bohatera; jego geniusz i moralne wątpliwości. Nie zawodzi też reszta gwiazdorskiej obsady – Emily Blunt, Matt Damon czy Robert Downey Jr. Oppenheimer to cenna lekcji historii, przez którą trzeba przejść, nawet jeśli w pakiecie jest zmęczenie i przebodźcowanie. Jj Święcicki

3
„Chleb i sól”

Wybaczcie suchy follow-up, ale Damian Kocur to naprawdę jest kocur i rzeczywiście znalazł sposób, żeby w debiucie zawrzeć zarówno coming-of-age i osiedlowy reportaż, jak i studium nienawiści wobec tego co obce; inne. Reżyser zainspirował się dramatycznymi wydarzeniami z Ełku, gdzie w 2017 roku Tunezyjczyk podczas szarpaniny pod kebabem śmiertelnie ranił nożem chłopaka, który ukradł dwie butelki coli. W Chlebie i soli do rodzinnego miasteczka wraca Tymoteusz (Tymoteusz Bies) – obiecujący pianista, który zaraz ruszy na podbój Europy. Wcześniej będzie musiał odnaleźć się jednak w scenografii jak z piosenki Chłopcy Myslovitz, gdzie jego brat Jacek (Jacek Bies) rozmienia swój potencjał na drobne, a atmosfera z każdą chwilą gęstnieje aż do tragicznego finału. I tak w Strzelcach Opolskich z udziałem wyłącznie naturszczyków powstał film, gdzie stagnacja i wkurw pokazane są – celnie odnotował to Jacek Sobczyński – jak w Nienawiści; gdzie brutalna rzeczywistość relacjonowana jest ze środka jak Mieście Boga; gdzie działają podobne mechanizmy jak w Rób, co należy. Nic na wyrost. Marek Fall

2
„Aftersun”

Skromne kino, wręcz z premedytacją stylizowane na niedoskonałe, spontaniczne, rodzinne filmy z wakacji. Mocne kino, bo ta formalna prostota podbija emocjonalną głębię filmu. Aftersun cię sponiewiera, mimo że debiutująca w pełnym metrażu szkocka reżyserka i scenarzystka Charlotte Wells nawet na chwilę nie popada w egzaltowany, ckliwy melodramat. W pozornie lekkiej, uroczej opowieści o młodym mężczyźnie, który zabiera swoją 11-letnią córkę na wakacje do tureckiego kurortu, Wells medytuje nie tylko nad nieudolnie budowaną bliskością czy wyzwaniami dzielonego rodzicielstwa, ale też pokazuje, jak okrutnie samotną chorobą jest depresja, zwłaszcza w połączeniu z próbą sprostania toksycznym wzorcom męskości. Kolejna, po serialu Normalni ludzie, rola Paula Mescala, która skutecznie narusza tabu wokół zdrowia psychicznego mężczyzn. Angelika Kucińska

1
„Spider Man: Poprzez multiwersum”

Marvel umiera? Potrzymajcie im piwo. Zgoda, że przy popisach ekip z Eternals i The Marvels aż tęskno do Avengersów, ale z drugiej strony Spider-Man przeżywa absolutny peak jakości. Już Spider-Man Uniwersum zupełnie nieoczekiwanie okazał się tytułem osobnym, wykraczającym poza gatunkowe normy, funkcjonującym na podobnych zasadach co Na Drodze Gniewu: jest trochę blockbusterem, trochę galerią sztuki współczesnej. Każdy kadr z Poprzez Metawersum może funkcjonować jako osobny obraz, taki w ramce i za szkłem. Doprowadzona do ekstremum malarskość całości każe co chwila sprawdzać, czy na pewno krople farby nie kapią nam na popcorn. A poza tym to także mądre kino o uciekaniu od tożsamości, byciu dobrym rodzicem i kilku innych ważnych sprawach. Tyle że zrobione tak, jak nic innego wcześniej. Jacek Sobczyński

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.