Załamanie koniunktury na polski hip-hop w 2023 roku? Analizujemy prognozę Solara

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
Solar

To mógł być bait. Łomotanie kijem w pręty klatki podczas sezonu ogórkowego, które przyniosło zamierzony skutek. Na to wskazuje przynajmniej ożywiona dyskusja. Kiedy jednak restart na scenie przewiduje postać, która w ciągu kilkunastu lat pokonała drogę od bitew freestyle'owych w zatęchłych klubach do najprężniej działającego labelu w branży, trzeba się nad tym pochylić.

Odpowiedzialny za całe zamieszanie jest więc Solar. W samym środku akcji zniechęcania populacji do strzelania fajerwerkami, on odpalił pirotechnikę na Twitterze. Mój typ na 2022: polski hiphop wchodzi w ostatnią fazę 10-letniej hossy, którą w 2023 zakończą youtuberzy na spółę z TikTokiem. Od 2024 zaczynamy od nowa.

Pogłoski o śmierci

Nieraz składano już gatunek do grobu. Jak wtedy, gdy końca dobiegał okres prosperity pierwszej dekady lat dwutysięcznych. Rymy i beaty święciły triumfy w muzycznych telewizjach, wytwórnie zabiegały o wykonawców, Peja i Decks potrafili pogonić ponad sto tysięcy egzemplarzy Na legalu? Pokazem siły było Hip-Hop Opole, natomiast płytą, która zmieniła najwięcej „Kinematografia” Paktofoniki; pozycja, która zupełnie nieświadomie i na pewno nieintencjonalne otworzyła drzwi dla tzw. hiphopolo. Na debiucie PFK padało bowiem stosunkowo mało bluzgów. Był melodyjny, przyswajalny nawet dla ludzi spoza hip-hopowego światka i na wskroś uniwersalny w kwestii przekazu. Często się mówi, że to był głos pokolenia, natomiast moim zdaniem był to głos… każdego pokolenia. „Ja to ja - to proste jak dwa razy dwa” mógł sobie zaśpiewać pod nosem i hip-hopowiec, i grunge’ówa. I też każdy inny młody czy starszy człowiek bez względu na to czy identyfikował się z którąkolwiek subkulturą, czy nie. Pasowało to na hip-hopowym koncercie i w… reklamie lodów, bo nie oszukujmy się nie mówiło za wiele ani o człowieku, który to śpiewa, ani o świecie, który go otacza. Potem przyszedł Latkowski, My Music, a dalej już poszło – wspomina Filip Kalinowski, dziennikarz muzyczny, prowadzący audycję Za daleki odlot w newonce.radio.

W tym miejscu można wziąć głęboki oddech. Niezależnie od opinii na temat diagnozy Filipa – wprost proporcjonalnie do wzrostu koniunktury na polski hip-hop, rosły zakusy na jej dyskontowanie; wyciśnięcie cytryny poprzez otwarcie subkultury na szerokie grono odbiorców; niekoniecznie tych najbardziej hermetycznych. W konsekwencji nastąpiło wrogie przejęcie w postaci nurtu hiphopolowego; tworzonego w dużej mierze przez postaci z zewnątrz; nienawidzonego przez środowisko, ale obecnego na rotacjach i w zestawieniach bestsellerów. Symbolem pozostaje tu kilkudziesięciotysięczna sprzedaż Wideoteki Jeden Osiem L. Jacek Sobczyński poświęcił movementowi spod znaku UMC Records trzyczęściowy reportaż, bez uproszczeń i czarno-białych statementów, więc dość spuentować, że po hip-hopolo została spalona ziemia. I – częściowo wyśniony – mit niewykorzystanego potencjału podziemia. Poprzednia hossa przyczyniła się do rozwoju bardzo prężnego ruchu undergroundowego Dinale, Smarki; prapoczątki karier Rasa czy VNM-a. Takie rzeczy, które miały bardzo wysoki często nawet niedostępny poprzedniemu pokoleniu raperów poziom, a jednocześnie wysoki próg wejścia dla przeciętnego słuchacza. Nie mówiąc już o słuchaczu pozaśrodowiskowym. Bo był to trochę rap o rapie. Zajawka, którą mogłeś dzielić, jeśli odrobiłeś lekcje. Dlatego nie znalazło miejsca na ówczesnym rynku – odnotowuje Kalinowski. Ale to całkiem inna historia.

Doniu Liber
Doniu, Liber, rok 2002. fot. archiwum artystów

Odkuwanie trwało latami, ale skala renesansu przerosła najśmielsze oczekiwania. Nikogo nie dziwią już więc rapowe tytuły w czubie każdego kolejnego zestawienia sprzedażowego na koniec roku. Przed dekadą bank rozbił Donatan z Równonocą. Dwanaście miesięcy później wysoko uplasował się HAOS. W 2015 roku do dziesiątki wszedł debiut Gangu Albanii oraz Podróż zwana życiem i Vanillahajs. 2016? Życie po śmierci Ostrego oraz Kękę i jego Trzecie rzeczy. W 2017 roku na samym szczycie znalazł się Quebonafide z Egzotyką. Niedaleko za nim Paluch i Złota owca. Podium kolejnego podsumowania to Taconafide i O.S.T.R., a w TOP10 – Paluch i Kękę. W 2019 roku Sokół był trzeci, Kękę – czwarty, Ostry – szósty, a dychę zamykali PRO8L3M i Taco Hemingway. Dwa lata temu ponownie wygrywał Quebo (Romantic Psycho), Oskar i Steez zmieścili się na pudle, Ostry znowu nie zawiódł. Doszedł do tego Taco z dwoma tytułami i 100 dni do matury na dziesiątym miejscu...

Faktor OLiS-u daje pewien wgląd w rzeczywistość, choć niepełny. Bo istotniejsze dla sceny jest to, że jej przedstawiciele stworzyli niejako autonomiczny show-biznes. Własne labele oraz firmy odzieżowe. Zawłaszczyli internet ze szczególnym uwzględnieniem streamingu – w latach 2017-2021 wśród najpopularniejszych artystów na polskim Spotify dominowali przedstawiciele nurtu hiphopowego. Nie tylko oczywiści bohaterowie masowej wyobraźni, ale też Kubi Producent czy Lanek. To zresztą temat większego zjawiska zmiany statusu producentów, który został u nas niedawno poruszony na łamach.

Hip-Hop Opole? Pokazem siły dla następnej generacji był samodzielny sold out Torwaru dokonany zimą 2017 roku przez Taco. Triumfalna trasa Ekodiesel Tour kilka miesięcy później. Filip i Dawid Podsiadło na Stadionie Narodowym czy Miuosh na Śląskim. Wszystko to, co sprawia, że obecnie nie da się zszokować opinii publicznej skalą rapowego eventu.

Cesarstwo Rzymskie

No chyba, że w grę wchodzi wyprzedanie Bemowa przez Matę, który zgromadził na lotnisku czterdziestotysięczną widownię, a z okolicznego bloku trzeba było podobno ewakuować mieszkańców na skutek drgań.

Wracając do Spotify – opublikowana przed miesiącem roczna topka najpopularniejszych wykonawców uwzględnia Matę, White'a i Lanka. Wśród największych hitów znalazły się: Kiss Cam, Patoreakcja i Disney. Tylko na przestrzeni ostatnich tygodni wspomniany wunderkind z SBM–u pochwalił się poczwórną platyną za Młodego Matczaka, a Bedoes i Lanek sięgnęli po diament za Opowieści z Doliny Smoków. PRO8L3M zamykał z kolei dyptyk Art Brut przy pełnym Torwarze.

Właśnie w takich okolicznościach przyrody pojawia się Solar, zapowiadając przesilenie, załamanie koniunktury i nowe otwarcie.

Mata
@konradwele

Zwłaszcza ostatnie miesiące stanowiły dla hip-hopu w naszym kraju okres burzliwej zmiany paradygmatów; czas jeszcze bardziej spektakularnego niż dotąd wyjścia poza generyczne audytorium. W tym kontekście do rangi popkulturowego fenomenu urosła skala zainteresowania działaniami Young Leosi i Ekipy Friza. To dwa osobne byty, ale łączy je supermasowy charakter oraz operowanie poza enklawą rapowej tradycji czy stereotypu. Na tym poziomie da się więc w sumie wyprowadzić analogię do złotej ery UMC Records. W sensie stopniowego przejmowania przemysłu przez twórców i odbiorców spoza wewnętrznego obiegu. Flashbacki mogą wydawać się tym bardziej uprawnione, że znowu pojawia się dezaprobata u części konserwatystów. Ale jej skala jest nieporównywalna z tym, co działo się kilkanaście lat temu.

Realia tak naprawdę zmieniły się całkowice. Choćby z uwagi na przewrót, który nastąpił w obszarze technologii i kanałów dystrybucji. Tamten boom dobiegał końca w makrokosmosie, definiowanym przez odgórnie kontrolowane media; telewizje muzyczne, radiostacje, prasę drukowaną. Tymczasem od dawna wszystko opiera się na streamingach, a doszedł do tego jeszcze TikTok z ponad dziesięciomilionową rzeszą użytkowników. Oznacza to, że na naszych oczach rozgrywa się kolejna rewolucja na rynku, ale statystyki w żaden sposób nie wskazują na to, żeby miała ona pożreć hiphopowe dzieciaki. Zostawiając na boku liczby, kluczowy jest... brak alternatywy.

Popkultura działa ponieką cyklicznie, a pewne trendy od zawsze były zastępowane przez inne, ale pamiętajmy, że nasz ogląd sytuacji jest podyktowany przez XX wiek. Epokę wielkich wolt gatunkowych i ciągnących się przez długie dekady nurtów muzycznych, gdzie co rusz następowały również mniejsze lub większe rewolucje. W ramach historii jazzu czy rocka możemy wyróżnić wiele przewrotów, które były zwykle zasilane nie tylko buntowniczą energią młodych ludzi, ale też technologicznymi nowinkami bądź tanieniem sprzętu. Gdy swing wszedł w fazę bigbandowego przepychu, pojawił się bebop. Gdy rock progresywny rozpasał się do rozmiarów nieznośnie patetycznych, gitarowych oper – swoje brudne trzy akordy wbił w niego punk rock. I podobnie dzieje się od kilku dekad w rapie. Obwieszoną złotymi łańcuchami i balującą z Aerosmith arystokrację oldschoolu zdetronizowały w latach dziewięćdziesiątych wkurwione dzieci ulic Los Angeles i Nowego Jorku. A kiedy te dzieciaki wkroczyły w fazę osiedlowego baroku, przyszło Brudne Południe i znów zmieniło układ sił. I choć obecny przepych trapowego mainstreamu domaga się kolejnej zmiany, to rynek i świat nie wyglądają już tak samo jak lata temu. Nic się nie dzieje linearnie. Opozycję wobec tego zbytku można więc znaleźć nieopodal w ramach tego samego gatunku. Pośród niepokornych, rapujących skate-punków drugiej dekady XXI wieku. Na horyzoncie natomiast nie widać niczego, co miałoby szansę zająć miejsce rapu. Na podzielonym na setki podgatunków i lokalnych trendów – nieustannie przeżuwającym swą przeszłość – dzisiejszym rynku muzycznym może nawet nie być już miejsca na nowy wielki gatunek. Swego czasu napisałem na newonce tekst o tym, że rap jest ostatnim z tych gremialnych zwrotów estetycznych, jakie następowały w XX wieku i chyba wciąż tak uważam. Obok wczesnego house’u i techno, które dały początek współczesnemu obiegowi muzyki klubowej, to chyba ostatnia wielka wolta. Zmiana paradygmatu, wedle którego popkultura funkcjonowała jeszcze dwie-trzy dekady temu – podsumowuje Kalinowski.

Jeśli spojrzymy na przykład na gitarowy zwrot, który wieszczą dziennikarze i który napędzają artyści od kilku lat, on też odbywa się przecież w ramach rapu czy też szerzej muzyki beatowej. Napędzają go artyści myślący samplem, loopem i rymowanym słowem. Rap bowiem ma tę przewagę nad innymi gatunkami, że pozwala wtłoczyć w swoje ramy właściwie wszystko. Potrafi zeżreć, przemielić i wyrzygać każdy możliwy trop kulturowy. Każde brzmienie i każdy wcześniejszy nurt.

W tym momencie fatalistyczne projekcje opierają się być może na – charakterystyczym dla postkapitalizmu – nieustannym śnieniu koszmaru o nadchodzącym kryzysie. Choć trudno też bagatelizować szósty zmysł insiderów, którzy na scenie zjedli zęby i przeżyli niejeden cykl branży. Czasami kolorowe, czasami jarmarczne kierunki ewolucji mogą przywodzić na myśl sytuację typu późne Cesarstwo Rzymskie, gdy balet i rozpusta doprowadziły do uśpienia czujności. A to było katastrofalne w skutkach, biorąc pod uwagę barbarzyńców u bram. Tolerancja na przesyt z pewnością też ma swoje granice.

Wcześniejsze doświadczenia narzucają przemyślenia o powtórce z rozrywki? Tyle tylko, że historia się nie powtarza, lecz – nomen omen – rymuje...

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Senior editor w newonce.net. Jest związany z redakcją od 2015 roku i będzie stał na jej straży do samego końca – swojego lub jej. Na antenie newonce.radio usłyszycie go w autorskiej audycji „The Fall”, ale też w "Bolesnych Porankach". Ma na koncie publikacje w m.in. „Machinie”, „Dzienniku”, „K Magu”,„Exklusivie” i na Onecie.