Porównywarki lig piłkarskich. Gdzie jest prawdziwe miejsce Ekstraklasy w Europie

Zobacz również:CENTROSTRZAŁ #3. Odwaga pionierów. O nieoczywistych kierunkach transferowych
Ekstraklasa
Paweł Jaskółka/Pressfocus

Ranking UEFA mówi czarno na białym: liga polska jest pod koniec trzeciej dziesiątki kontynentu. Pucharowe wyniki zwykle to smutne miejsce potwierdzają. Ale nie można lekceważyć głosów zagranicznych piłkarzy zaskoczonych wysokim poziomem tej ligi. Oni po części też mają rację. Pokazują to rankingi liczone innymi metodami.

Jak zwykle przez całe pucharowe lato będziemy słyszeli, że Ekstraklasa jest 28. ligą w Europie, a nasze kluby powalczą o dogonienie w rankingu Węgier i Azerbejdżanu. Będziemy pomstować, jeśli Lechia Gdańsk nieodpowiednio gładko przejdzie przedstawiciela 48. Ligi w Europie albo gdy Pogoń Szczecin wyłoży się na zespole z czwartej wśród najsłabszych lig kontynentu. To wszystko próba porównania nieporównywalnego, czyli uchwycenia jakiejś wspólnej europejskiej hierarchii i dopasowania do niej własnych oczekiwań. Ranking UEFA, do którego się najczęściej odnosimy, to tylko jedna z takich prób. I paradoksalnie chyba najmniej miarodajna.

Bardzo często słychać piłkarzy z zagranicy, którzy przyjeżdżając do Polski, są pozytywnie zaskoczeni poziomem ligi. Tym, że każdy może wygrać z każdym i że nawet występując w Lechu, Legii czy Rakowie, tydzień w tydzień toczy się trudne rywalizacje. Tego typu wypowiedzi traktuje się często nieufnie, mając z tyłu głowy kiepskie występy polskich drużyn w pucharach i niską pozycję rankingową polskiej ligi. Najprawdopodobniej jednak w tych komplementach jest ziarno prawdy. Tyle że ranking UEFA nie bierze pod uwagę siły Stali Mielec, tego, jak wiele problemów sprawia Lechowi wyjazd do Gliwic i czy Rakowowi trudno gra się w Zabrzu. W ujęciu UEFA to, co dzieje się w kraju, nie ma najmniejszego znaczenia dla siły danej ligi. Narzędziem do porównywania różnych rozgrywek są tylko europejskie puchary. Kto wypada w nich dobrze, ten punktuje dla całej ligi. Kto przegrywa, ten rzutuje negatywnie na postrzeganie rozgrywek w całym kraju.

Są powody, by sądzić, że to zakrzywienie obrazu. Wystarczy, że dany kraj wykreuje jedną ponadprzeciętnie punktującą drużynę, a już nabija ranking dla całej ligi. Widać to było przez lata, na różnych poziomach, na przykładach BATE Borysów, Dinama Zagrzeb, Łudogorca Razgrad czy Red Bulla Salzburg. Komu udaje się wykształcić dwa-trzy silne kluby, ten o ligowy ranking może być spokojny. Benfica, Porto czy Sporting należą od dekad do szerokiej czołówki europejskiej, ale niekoniecznie czyni to z ligi portugalskiej jedną z najsilniejszych lig kontynentu. Afonso Sousa, przechodząc z siódmej ligi Europy do 28., musiał upaść na głowę. Ale w Portugalii nie grał w Benfice, lecz w Belenenses. A to już, według niektórych rankingów, klub na poziomie Lechii Gdańsk. Siła Ajaksu Amsterdam, PSV Eindhoven czy Feyenoordu niewiele mówi o tym, jak mocne jest Willem II Tilburg czy FC Groningen. Eksportowa Crvena Zvezda czy Partizan Belgrad niekoniecznie świadczy o tym, że lepiej grać w Smederevie niż w Koronie Kielce. Ranking UEFA zlicza jednak punkty zdobywane przez te Partizany, Red Bulle i Dinama, sumuje je do dorobku całego kraju, dzieli przez liczbę uczestników w europejskich pucharach z danego państwa i przechowuje wyniki przez pięć lat. Będąc precyzyjnym, ranking UEFA to nie narzędzie do porównywania siły lig, lecz siły pucharowiczów z danej ligi.

PORÓWNANIE KLUBOWE

Sam ranking UEFA dzieli się na klubowy oraz krajowy. Zwykle patrzymy na krajowy, zastanawiając się, jak mistrz Polski powinien sobie poradzić z mistrzem Azerbejdżanu (według rankingu liga na minimalnie wyższym poziomie) i jak czwarty zespół powinien sobie poradzić z rywalem z ligi macedońskiej. Czasem jednak więcej sensu miałoby zaglądanie w ranking klubowy, bo przecież na boisku grają konkretne drużyny, a nie całe ligi.

Liga azerska może być na zbliżonym poziomie do polskiej, ale już Karabach Agdam zajmuje w Europie 64. miejsce (trochę poniżej Monaco i Realu Sociedad, lekko powyżej Partizana czy Leicester City). Lech w klubowym rankingu jest 208, czyli 144 pozycje za swoim rywalem. Patrząc na porównanie lig, Lechia jest zdecydowanym faworytem meczu z Akademiją, ale patrząc na ranking klubowy już nie aż tak wyraźnym: zajmuje 328. Miejsce, jej rywal 418. Pogoń nad swoim islandzkim przeciwnikiem jest tylko o 15 pozycji, co sugeruje znacznie bardziej zbliżony poziom niż 24 miejsca różnicy w rankingu krajowym.

Legia Warszawa - Karabach Agdam
fot. Rafal Oleksiewicz

WPŁYW REGULARNOŚCI

Od razu czuć jednak, że w takim podejściu też jest coś nie tak. W hipotetycznej sytuacji, w której mistrzostwo Anglii zdobyłby beniaminek, nieobecny w pucharach od ponad pięciu lat, w klubowym rankingu UEFA byłby za Lechią Gdańsk, Akademiją Pandev i daleko za Karabachem Agdam. A jednak mistrz Anglii byłby naturalnym faworytem w meczu z każdą z tych drużyn. Leicester City, który kilka lat temu był w podobnym położeniu, z miejsca dotarł do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Klubowy ranking UEFA promuje kluby, które grają w Europie regularnie. Karabachowi łatwiej nabijać dobry wynik, bo w Azerbejdżanie nie ma żadnej konkurencji i rok w rok występuje w pucharach. Monaco we Francji czy Sociedad w Hiszpanii mają znacznie trudniejszą stawkę, przez co nie co roku pokazują się w Europie i w efekcie rankingowo są sąsiadami Karabachu. Ale gdyby miały się z nim zmierzyć, byłyby zdecydowanymi faworytami. Klubowy ranking UEFA ma bardzo wiele niedoskonałości.

RANKING SZACHOWY

Dlatego osoby bardziej zainteresowane układaniem rzeczywistych map sił w europejskiej piłce chętniej sięgają po ranking Elo. To system zaczerpnięty z szachów i noszący nazwę od nazwiska jego twórcy, węgierskiego matematyka Arpada Elo. Główną przewagą rankingu Elo nad rankingiem UEFA jest to, że porównuje siłę całych lig, a nie tylko ich pucharowiczów. Na rywalizacji Lecha z Karabachem nie kończy się dla obu drużyn sezon. Kolejorz wraca do siebie i zagra w lidze ze Stalą Mielec. Karabach zmierzy się z Zira FK. Nawet bez rozgrywania meczu Stal Mielec – Zira FK, da się na podstawie tego, jak poradzą sobie z Lechem i Karabachem, jakoś porównać ich siłę. Ranking Elo opiera się na wynikach. Wysokie pokonanie na wyjeździe silnego rywala oznacza dla zespołu więcej punktów niż minimalne zwycięstwo u siebie z przeciętnym przeciwnikiem. Choć w marginalnym stopniu klasyfikacja uwzględnia zdarzenia z przyszłości, największą wagę przypisuje najświeższym meczom, aktualnej formie. Różni się tym od rankingu UEFA, w którym na ocenę obecnej siły Lecha taki sam wpływ mają mecze z Utrechtem za Nenada Bjelicy sprzed pięciu lat, faza grupowa z Dariuszem Żurawiem przed dwoma laty, jak i zeszłoroczna nieobecność w pucharach. A przecież Lech sprzed pięciu lat i obecny to zupełnie inne drużyny. Ranking Elo to wie, ranking UEFA nie.

LIGA SILNYCH ŚREDNIAKÓW

Pozycja Ekstraklasy w tym rankingu wygląda już zupełnie inaczej. Liga polska jest oceniana znacznie wyżej od azerskiej, węgierskiej czy bułgarskiej, które w rankingu UEFA ją wyprzedzają. Zajmuje 19. miejsce na kontynencie, za ligą szwedzką, a przed rumuńską. Choć trzeba zaznaczyć, że w klasyfikacji rzeczywistej siły trzeba by ją umieścić jeszcze trochę niżej. Bo ranking Elo porównuje też siłę drugich lig. I tak angielska League Championship znalazłaby się w czołowej dziesiątce najsilniejszych rozgrywek w Europie, druga liga hiszpańska jest mocniejsza niż pierwsza portugalska (co nie oznacza, że Las Palmas jest silniejsze od FC Porto!), a druga Bundesliga to poziom porównywalny do pierwszej austriackiej. Klubowy ranking Elo lokuje Lecha na 192. miejscu w Europie, Karabach na 224., widząc w Kolejorzu minimalnego faworyta. KR Reykjavik jest o trzysta pozycji niżej od Pogoni, a Akademija Pandev w tej klasyfikacji jest na poziomie polskiej I ligi. Czyli zdecydowanie za Lechią. Teoria mówiąca, że polska liga kiepsko wypada w porównaniu między czołowymi drużynami kontynentu, ale dobrze wypadłaby, gdyby w pucharach grały tylko zespoły zajmujące najniższe miejsca w danej lidze, zdaje się mieć ręce i nogi. Wisła Kraków, która w Ekstraklasie była przedostatnia, z 1266 punktami Elo, w stojących wyżej w rankingu UEFA ligach węgierskiej czy rumuńskiej, byłaby solidnym średniakiem.

Ekstraklasa
Krzysztof Porębski/Pressfocus

LOSOWY SYSTEM

Ranking Elo, choć bardziej miarodajny od klasyfikacji UEFA, też ma wady. Bodaj największą jest ocenianie siły drużyn jedynie na podstawie suchego wyniku. W futbolu silniej niż w jakimkolwiek innym sporcie zespołowym, na rezultat wpływają losowe zdarzenia — błąd sędziego, strzał życia w ostatniej minucie, absurdalny samobój, wyjątkowa nieskuteczność. O ile w przypadku szachów, dla których ranking Elo został stworzony, ocenianie siły zawodników przez pryzmat wyniku meczu między nimi, ma bardzo dużo sensu, o tyle w przypadku futbolu może mocno zakrzywiać rzeczywistość. To, że Stal Mielec wygrała z Lechem, nie tylko nie oznacza, że generalnie jest od niego lepsza, ale nawet nie przesądza, że danego dnia grała od niego lepiej. Być może miała tylko więcej szczęścia. Zyskujący dużą popularność wskaźnik goli oczekiwanych w dłuższej perspektywie pozwala trafniej oceniać, kto naprawdę gra dobrze i słabo.

OCENA GRY, NIE WYNIKÓW

Dlatego serwis Five Thirty Eight opracował Soccer Power Index (SPI), w którym na wynik składają się trzy składniki: dostosowany wynik danego meczu, gole oczekiwane wynikające z oddanych strzałów oraz gole oczekiwane ze wszystkich sytuacji, które miały miejsce w spotkaniu. Dostosowanie wyniku to punktowanie wyżej goli na 1:0 czy na 2:1, niż tych, które padają w końcówce meczu rozgrywanego przy dużej dysproporcji. Gdy drużyna strzeli trzy gole w ostatnich dziesięciu minutach przy stanie 4:0, wygrywając ostatecznie 7:0, kolejne bramki będą już ważyły mniej niż pierwsza. Gole oczekiwane z oddanych strzałów mówią o tym, na jak wiele bramek dany zespół rzeczywiście zasłużył. A te ze wszystkich sytuacji lepiej opowiadają o przebiegu danego meczu. Przechwycenie piłki na 11. metrze od bramki rywala niekoniecznie musi zakończyć się oddaniem strzału, ale jednak często kończy się golem. Nie warto udawać, że do takiego zdarzenia w ogóle nie doszło. Wszystkie trzy składniki zostają przez siebie podzielone, przez co powstaje jeden urealniony wynik danego meczu: siła ofensywna liczona przez pryzmat stworzonych sytuacji/strzelonych goli i siła defensywna, otrzymywana analogicznie przez liczbę sytuacji/strzelonych goli przez przeciwnika.

WYRÓWNANA LA LIGA

Zbudowany w ten sposób ranking daje wyniki od 1 do 100, gdzie 100 oznaczałoby zespół idealny, a 1 absolutnie beznadziejny. Da się w ten sposób porównywać zarówno kluby, jak i różne ligi. Widać w nim różnice względem rankingu Elo, który zbyt wysoko ceni drugą ligę hiszpańską, a na przykład nie docenia ligi szkockiej.

Ciekawie wygląda porównanie różnic poziomów wewnątrz konkretnych lig. Premier League, gdzie mistrz zmienia się dość regularnie, jest powszechnie uważana za bardziej wyrównaną od Bundesligi, w której Bayern Monachium dominuje od dziesięciu lat. Jednak według SPI, różnica między najsłabszą a najsilniejszą drużyną jest w Niemczech mniejsza niż w Anglii.

Najbardziej wyrównana z czołowych lig europejskich jest w tym ujęciu La Liga, a na świecie MLS. Największe dysproporcje występują w Holandii, Austrii i Szkocji.

DUŻA SZCZEGÓŁOWOŚĆ

Zaletą i zarazem wadą rankingu Five Thirty Eight jest jego szczegółowość. O ile w klasyfikacjach UEFA oraz Elo stosunkowo łatwo ująć wszystkie ligi i wszystkie kluby świata, o tyle zbudowanie rankingu opierającego się na golach oczekiwanych ze strzałów oraz wszystkich sytuacji, wymagałoby szczegółowego przeanalizowania wszystkich meczów w danych ligach. Obecnie więc nie wszystkie ligi są objęte porównaniem. Nie ma wśród nich m.in. Ekstraklasy. Ale porównanie lig, które są we wszystkich trzech rankingach, pozwala zauważyć, że wyniki klasyfikacji Five Thirty Eight są bardziej zbliżone do rankingu Elo niż UEFA. Można więc zakładać, że także tu liga polska raczej byłaby w okolicach dwudziestego, a nie trzydziestego miejsca w Europie.

WYNIKI JAK AKCJE

Ciekawą próbą prostszego sklasyfikowania drużyn i lig jest soccer-rating, który w ogóle nie bierze pod uwagę rzeczywistych wyników, a jedynie... typy bukmacherskie. Za tą pozornie szaloną ideą kryje się logiczne rozumowanie: skoro na wynik duży wpływ ma przypadek, a analitycy firm bukmacherskich uwzględniają tendencje, a nie pojedyncze mało prawdopodobne zdarzenia, opieranie się na ich wyliczeniach, a nie na wynikach może być długofalowo bardziej miarodajne. Przypomina to ujęcie giełdowe, gdzie wygrana oznacza wzrost ceny akcji, a przegrana ich spadek. Ta klasyfikacja jest dla polskiej ligi najkorzystniejsza: lokuje ją na 18. miejscu w Europie, między Austrią a Szkocją. To może być prawda, tyle że w pucharach jej nie ujrzymy: średni poziom polskiej ligi może faktycznie być podobny do nich, ale europejski futbol promuje tych, którzy mają Red Bulle, Celtiki i Rangersów, a nie tych mających średniaków sprawiających problemy najlepszym. To, co jest największą zaletą Ekstraklasy, pozwalającą jej osiągać kolejne rekordy w sprzedaży praw telewizyjnych, czyli jej nieprzewidywalność i wyrównany poziom, jednocześnie jest też największą przeszkodą w odnoszeniu pucharowych sukcesów.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.