Kabareton? Może jednak nie. „The Office PL” powraca i potrafi śmieszyć

Zobacz również:Jest już pierwszy trailer polskiego „The Office”. I trochę nie ma się z czego śmiać
The Office
CANAL+

Polska wersja kultowego The Office z kolejną odsłoną. Po krytycznej recenzji pierwszego sezonu ponownie przyglądamy się tej serii.

Czy można stwierdzić, że nad The Office ciąży fatum trudnego startu? Można; jeszcze jak – chciałoby się rzec memową kliszą. Udając przy tym Michała Holca, który w nieistniejącym odcinku mógłby wcielić się w neofitę memów. Takiego, co to nagle sili się na bycie specjalistą od cenzopapowych żartów.

Trudne starty

Początki tej franczyzy niemal zawsze były trudne. Oryginalna wersja brytyjska zażarła z dużym opóźnieniem – głównie dzięki ponownej emisji pierwszego sezonu. A amerykańska po wypuszczeniu pilota stopniowo cierpiała na spadek oglądalności. Słabe wyniki tej pierwszej zrzucano na karb wakacyjnego sezonu. Wszak – jak wspominał w książce The Office. The Untold Story of Greatest Sitcom of the 2000s Andy’ego Greene’a producent Ash Atalla – dopiero w okresie pourlopowym, przy czwartym i piątym odcinku, serial zaczął cieszyć się zainteresowaniem. Z kolei amerykańskie The Office nie tylko zmagało się z trudnościami z utrzymaniem widowni, ale i z krytycznymi recenzjami pierwszych odcinków. The Washington Post oceniał, że Steve Carell grał na wyrost i nie dorównywał wersji szefa biura stworzonej przez Ricky’ego Gervaisa. Podobnie pisano w The New York Daily News, oceniając serialowe postaci jako rozmyte. Recepcja zmieniła się dopiero przy drugim sezonie; w momencie, gdy twórcy byli w stanie w pełni wprowadzić widzów w uniwersum Dunder Mifflin.

Warto dodać, że franczyza w innych krajach również napotykała problemy. Tak naprawdę rzadko kiedy emitowano lokalne wersje tego brytyjskiego mockumentu dłużej niż jeden sezon. Wyjątkiem były Niemcy. Serial Stromberg faktycznie odniósł tam pewien sukces, ale i tak musiał początkowo mierzyć się z krytyką. Chodziło jednak nie o względy artystyczne, a głównie o kwestię praw autorskich. Niemiecka seria powstała bowiem jeszcze przed amerykańską i początkowo udawała oryginalny serial. Dopiero po groźbach pozwu ze strony BBC nasi zachodni sąsiedzi dodali do napisów końcowych frazę Inspired by oraz nazwiska twórców pierwszej wersji, Ricky’ego Gervaisa oraz Stephena Merchanta.

Zgodnie z tą niepisaną tradycją także rodzima wersja The Office nie ma drogi usłanej różami. Ironiczne komentarze pojawiały się już na samą wieść o tym, że polski odpowiednik kultowej komedii powstaje. Obawy zresztą nie dziwiły: w końcu Biuro to marka, majstersztyk cringe comedy. Wyznacznik humoru, którego można, owszem, doszukiwać się u polskich memiarzy, jednak próżno szukać go w mainstreamowych produkcjach telewizyjnych. Nawet tych tworzonych już w czasach VOD. Docinki więc pojawiały się mimo pozytywnych sygnałów. Chociażby takich, że nadzór nad produkcją jako kierownik literacki od początku sprawował Michał Oleszczyk, świetny filmoznawca. Specjalista od kina, który serię The Office i kryjącą się za nią głębię zna na wskroś, co udowodnił w jednym z odcinków swojego podcastu SpoilerMaster. Fanów show Gervaisa wybrano także do ról scenarzystów; Łukasza Sychowicza, Jakuba Rużyłło i Mateusza Zimnowodzkiego.

Kabareton czy spoko komedia?

Jednak widmo polskich kabaretów, czyli największa skaza narodowego humorku dla ludzi z RiGCZ-em, krążyło nad rodzimym Biurem od samych zapowiedzi. A według niektórych recenzentów – choćby według Marka Falla – pochłonęło pierwszy sezon doszczętnie. I to mimo usilnych prób ogrywania wątku kabaretonu na metapoziomie w kilku scenach. Jednak serial doczekał się już trzeciego sezonu, który premierę miał na początku listopada. Warto zatem odświeżyć dyskusję. Czy rzeczywiście jest aż tak źle z The Office PL, że wygląda jakby był z tej samej stajni co kabaret Koń Polski?

Wydaje mi się, że Marek Fall potraktował rodzime wejście w słynną franczyzę bardzo surowo. Oczywiście rozumiem jego recenzencką irytację. Bo także trzeci sezon, a przynajmniej jego trzy dostępne teraz odcinki, nie jest wolny od powierzchowności, zbędnych wątków (jak ten z przewidywalnym przebiegiem akcji podczas testu na inteligencję) czy rzucającego się w oczy, niezbyt subtelnego tłumaczenia pierwowzorów bohaterów na polski. Ten ostatni problem najbardziej widoczny był i wciąż jest u przywołanego na wstępie Holca, ewidentnej kalki amerykańskiego Michaela Scotta. W pierwszych odcinkach postać ta oczywiście nie dorównywała oryginałowi pod względem dramatyzmu. Choć ten akurat i w amerykańskiej wersji – należy oddać sprawiedliwość – także dojrzewał bardzo długo. W polskiej wersji szefa zmienił sezon drugi. To w nim zaczęło na jaw wychodzić, że – za fasadą usilnych prób bycia cool – szefa Kropliczanki pożera lęk przed samotnością. To dramat oczywiście również przepisany z kreacji Steve’a Carella. Ale podany w ciekawy sposób. Nie tylko przeniesiony na lokalny grunt, ale i rozpisany na wiele niuansów, gorzko przełykanych w samotnym mieszkaniu Holca. Smaczkiem minionego sezonu były również wątki romantyczne. Zwłaszcza ten mniej spodziewany, czyli Darka z Marzeną (lokalny Jim, czyli Adam, który w ubiegłym sezonie zastąpił Franka oraz lokalna Pam, czyli Asia, w skrótowy sposób odtworzyli po prostu romans znany z początkowych amerykańskich sezonów serii). W najnowszym na razie takich wątków brakuje. Adam i Asia są póki co przezroczyści, ale warto z oceną tego duo wstrzymać się do emisji wszystkich odcinków.

Robi się ciekawiej

To, co jednak cieszy w przypadku powrotu The Office PL, to fakt, że twórcy dalej w celny sposób igrają ze stereotypami na linii miasto-peryferia. Zwłaszcza poprzez dekonstrukcję mitów dotyczących pracy korporacyjnych menadżerów. I przez obrazowanie absurdów biurowej pracy. Drugi odcinek nowego sezonu w dużej mierze przejmuje grana przez Vanessę Aleksander Patrycja – w sposób karykaturalny bawiąca się postacią odklejonej dziewczyny z bogatego domu. Ta z jednej strony wiele zawdzięcza protekcji, a z drugiej w pewien sposób cierpi ze względów ambicjonalnych. W końcu ojciec nie dopuszcza jej nawet do głosu podczas spotkań zarządu.

Wciąż najwięcej, nomen omen, wygrywa Darek wykreowany przez Adama Woronowicza. Z pewnością nie bez powodu to on tak mocno eksponowany jest w większości scen premierowych odcinków. W przypadku jego epizodów na uwagę zasługuje wplecenie przez scenarzystów do serii tematu kryzysu mieszkaniowego. Co prawda problem z cenami i dostępnością mieszkań rozpisany w czynach Darkach przybiera łatwiejszą do obśmiania – niż fliper czy deweloper – postać ciułacza-landlorda, ale nie traci na aktualności. Darek, urządzając absurdalny casting na najemców, odpływa oczywiście do świata swoich osobliwości i zamyka się w irytującej manierze, wiecznie szukającego na kogoś haka, służbisty. Jednak momenty, w których z zadowoleniem prezentuje mieszkanie z PRL-owską meblościanką, aż z ekranu pachnące stęchlizną, czy testuje zajawkę na memy z Janem Pawłem II u młodego studenta, mogą powodować uniesienia kącików ust. A nawet jeśli nie śmieszą do rozpuku, to przynajmniej odbijają argument Marka, że serial wcześniej był pusty, jeśli chodzi o portretowanie rzeczywistości.

I pewnie nasze The Office ma jeszcze rezerwy. Może Michał Holc w polskich warunkach, zamiast jawić się inkarnacją Michaela Scotta z autoironicznie umieszczonym przez twórców zdjęciem Marcina Wójcika z kabaretu Ani Mru Mru na tapecie monitora, powinien raczej podążać śladami Davida Brenta. Być może ciekawiej i boleśniej byłoby zrobić z niego gościa jeszcze bardziej krępującego, a może nawet tworzącego feudalną strukturę w firmie, zgodnie z najgorszymi historiami, jakie znamy z rodzimego z rynku pracy. Nie będę jednak ukrywał, że wraz z kolejnymi odcinkami coraz bardziej oswajam się z uniwersum Kropliczanki. Nęci mnie jej peryferyjna atmosfera, a całkiem błyskotliwe nawiązania do aktualności i spora dawka autoironii serwowana przez twórców sprawiają, że mam ochotę wracać do Siedlec.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Pisze o memach, trendach internetowych i popkulturze. Współpracuje głównie z serwisami lajfstajlowymi oraz muzycznymi. Wydał książkę poetycką „Pamiętnik z powstania” (2013). Pracuje jako copywriter.