PORANEK

PORANEK
PORANEK

Tomasz Raczek: "Kiedy szczęście puka do drzwi, nie można się od niego odwracać”

38 min

"Dobrzy nieznajomi" z Paulem Mescalem i Andrew Scottem to film, który łączy ludzi w recenzjach (pozytywnych), ale dzieli w interpretacjach. O swoich wrażeniach po seansie Tomasz Raczek opowiedział Jackowi Sobczyńskiemu. I faktycznie – pojawiły się sceny, które były odebrane przez nich zupełnie inaczej... Jedno jest pewne: to jeden z bardziej wzruszających filmów sezonu, fakt nie opinia. Sponsorem odcinka podcastu jest Disney Polska.

Transkrypt tego epizodu został wygenerowany automatycznie. Mogą występować w nim małe błędy językowe, gramatyczne oraz składniowe.

Jacek Sobczyński: Tomek Raczek jest już z nami w studiu. Tomku, dzień dobry. Cześć. A dobra, na początek prywata bardzo fajne spotkanie po latach.

Tomasz Raczek: No właśnie, przecież my współpracowaliśmy, nawet wydałeś swoją pierwszą książkę.

Jacek Sobczyński: No właśnie i ja muszę powiedzieć, że kurczę, no niech będzie, że no myślę, że chyba nie ma na takiej jakiejś mojej drodze dziennikarskiej osoby ważniejszej i takiej, która dała bardziej rękę niż ty. Dzięki Tomek. Bo ściągnąłem cię z poznania do Warszawy kiedyś, to ja. Całej Polski, mogę to powiedzieć. Bez ciebie tutaj chyba by nie było niuansa, a na pewno nie w takiej formie, jaka... I patrz, co zrobiłeś. Jesteśmy tutaj w piwnicy w środku Warszawy o 8.30 rano i rozmawiamy o kinie. O kinie, czyli o dobrych nieznajomych, czyli filmy, który od dzisiaj możemy oglądać na naszych ekranach. Ja się zastanawiałem jak w ogóle mogę polecić słuchaczom ten film, bo z jednej strony po seansie otwarcia czyjegoś pamiętnika i nie wiem czy się czuję z tym dobrze, że otworzyłem czyjś pamiętnik i przeczytałem i obejrzałem to, czego być może nie powinienem obejrzeć, ale też mam takie poczucie, że to jest rzadki przykład filmu, po którym wychodzi się z kina i nie chce się wyjść, wiesz, na ulicę, tylko chce się zostać i pogadać ze wszystkimi, którzy byli na sali, bo też mam takie wrażenie, że ile osób, tyle różnych filmów było wyświetlonych.

Tomasz Raczek: No, myślę, że właśnie tak jest, jak powiedziałeś. To jest taki idealny film do czegoś, co ja lubię robić po filmach. To się nazywa kinoterapia, czyli za pomocą mówienia o filmie, który obejrzeliśmy, a każdy, tak jak powiedziałeś, widział inny film, Bo też lubię to powtarzać, że na ekranie jest tylko 50% filmu wyświetlane, a drugie 50% jest wyświetlane na każdym z nas, widzów, na naszej psychice. My się bardzo różnimy. Mamy różne sposoby reagowania na pogodę, na poglądy, bo mamy różne poglądy. Mamy różne poczucie humoru, różną erudycję, różny wiek, płeć. Tych elementów różnych jest bardzo dużo. I to powoduje, że ten osobisty nasz ekran, na który te 52-50% filmu jest wyświetlane, bardzo się różni i na nim wyłapujemy tylko pewne elementy filmu. I dlatego ten obraz, o którym mówiłeś, że każdy widział coś innego, jest inny. W wyniku tego właśnie połączenia filmu z naszą osobowością. I ten film nadaje się na kinoterapię rewelacyjnie. I dlaczego? Dlatego, że dla każdego widza on może być o czymś innym. Ktoś może powiedzieć, to jest film o LGBT, o samotnym chłopaku, który spotyka innego chłopaka, ale ma niezałatwioną sprawę z rodzicami, więc to się tam wszystko miesza. Ale ja wtedy powiem, chociaż sam należę do środowiska LGBT, a właściwie można też queer o mnie powiedzieć, wcale bym się nie obraził, bo oni tam proszą w filmie, żeby nie mówić gay, tylko queer. No więc okej, ja bym się wcale nie obraził, to też by pasowało, ale dla mnie ten film wcale nie o tym jest, tylko jest o samotności. A samotność już jest bardzo uniwersalna i dotyczy każdego człowieka. Albo w dużym bardzo stopniu, albo nawet tacy, co myślą, o, ja nigdy nie będę samotny, a trafi was to kiedyś, z jakiegoś powodu. Jeżeli nie z powodu życiowego, szybko, to może kiedyś, jak w czasie starzenia się zaczniecie widzieć, że odchodzą ludzie bliscy, i zaczyna ten deficyt bliskości być coraz bardziej silny i mocny.

Jacek Sobczyński: Ale widzisz, pójdźmy szerzej, bo pójdźmy szerzej w dwie strony, bo te spotkania to w ogóle jest kinopasana. Czy w ogóle ten projekt jeszcze u ciebie istnieje? Kinopasana, czyli technika wywodząca się z wipasany, która też jest połączona z filmem. Na zasadzie mówimy, oglądamy film przez nasz pryzmat, nie przez pryzmat tego, co mówił nam recenzent Tomasz Raczek albo Jacek Sobczyński, albo ktokolwiek inny. i że ten film to jest w jakimś stopniu dany film, tylko dobrze nie znajomi, projekcja tego, co się dzieje w naszym życiu, napisać w nim książkę nawet.

Tomasz Raczek: Tak, tak. Kinopasana to jest taka moja metoda połączenia krytyki filmowej, czy w ogóle mówienia o filmie z medytacją. czyli z takim zagłębieniem się w siebie. I naprawdę wtedy można z filmów, nie wszystkich, chociaż z każdego coś można złapać, ale są takie filmy szczególnie nadające się do tego i właśnie Dobrzy Nieznajomi tacy są. To jest film, który w tobie rośnie. Ja mam takie wrażenie. To znaczy, bardzo mi się podobał w trakcie oglądania, ale dzień później podobał mi się bardziej, a dzisiaj, to już jest trzeci dzień po obejrzeniu chyba, On mi się podoba jeszcze bardziej. Z jakiego powodu? Nie dlatego, że on się zmienił, tylko dlatego, że on wchodzi coraz głębiej we mnie i odkrywam w nim nowe inspiracje.

Jacek Sobczyński: A co w nim odkrywasz po paru dniach? Ja na przykład zmieniłem na filmu, robię ocenę po tygodniu i to na wyższą. Na jaką?

Tomasz Raczek: Na ósemkę. A to ja od razu dałem ósemkę. No to na dziewiątkę zmienisz za tydzień. Podoba mi się w tym filmie sposób, Delikatność, subtelność, o to nawet jest lepsze słowo, subtelność pokazania bardzo trudnych, przecinających się płaszczyzn w życiu człowieka, bo tam są i płaszczyzny czasu i płaszczyzny realności i nierealności przecinające się, ale przede wszystkim odkrywamy czym jest to, co zobaczyliśmy. Nie tylko w kontekście co jest prawdą, a co jest marzeniem albo wyobrażeniem tylko, ale też W pewnym momencie dochodzimy, co jest najbardziej dramatyczne w tym filmie. My się zresztą możemy różnić w tym określeniu, co dla mnie jest najbardziej dramatyczne. Dla mnie najbardziej dramatyczne było to, że ten nasz samotny bohater Adam, którego gra Andrew Scott, fantastycznie gra, on dostaje bardzo dużo nagród za to. spotyka Harrego, Grago Paul Mescal. Z kolei Paul Mescal ma swoich wielbicieli i jest rewelacyjnym młodym aktorem. Różnica między nimi jest duża. Andrew Scott ma 47 lat, Paul Mescal 28, więc spotyka chłopaka, który może być marzeniem. Jest wrażliwy, jest urodziwy, młody, seksowny i bardzo chce z nim nawiązać kontakt. I co robi ten nasz główny bohater? Zamyka przed nim drzwi. I teraz już nie wchodzę dalej co jest, bo chcę żeby wszyscy zobaczyli ten film, ale to jest ten najważniejszy moment w życiu, kiedy my mamy możliwość zrealizowania największego swojego marzenia albo największej swojej potrzeby i odpowiadamy, to jest zaklęcie, odpowiadamy zwykle nie teraz. Akurat teraz nie mogę, teraz jeszcze Ci nie wierzę, albo teraz nie mam czasu. Otóż możemy wtedy stracić wszystko, bo takie okazje bywa, że zdarzają się tylko raz w życiu. Tak jest w przypadku naszego bohatera. I nie wolno odpowiadać nie teraz. Jeżeli mamy coś, co dla nas jest taką ukrytą, ale strasznie takim twardym problemem, z którym nawet nie wiemy do kogo pójść, nie wiemy jak o tym gadać, nawet nie umiemy tego nazwać słowami co czujemy i nagle za drzwiami pojawia się coś, ktoś, kto może otworzyć drogę do tego, to nie można odpowiedzieć nie teraz. Wszystko inne rzucamy, wszystko, bo to może być szansa jedna na całe życie, żeby być szczęśliwym, a nie nieszczęśliwym. A to jest kwestia doświadczenia życiowego? Tak, wiesz, my się różnimy wiekiem znacząco, więc ja przy moich sześćdziesięciu paru latach mogę już powiedzieć, że wiele z doświadczenia mogę powiedzieć. W tym filmie on jest bardzo mi bliski także ze względów pokoleniowych. Jak tam widzę, że młodzi widzowie, pewnie ty też, odkrywają muzykę w tym filmie. Może znałeś wcześniej Power of Love, Frankie Goes to Hollywood, ale dla wielu widzów to jest odkrycie. A ja do tego tańczyłem na dyskotekach, bo to jest mój czas, to są moje piosenki. W związku z tym ja jestem trochę w sytuacji tych bohaterów. Nie dość tego, ojciec, który tu się pojawia, głównego bohatera, jest taki jak mój ojciec. A mama, która Claire Foy, czyli ta, która gra Elżbietę w The Crown w pierwszych dwóch odcinkach, a z kolei tatę gra Jamie Bell, którego pamiętamy jako chłopca z filmu Billy Elliot, gdzie chciał bardzo zostać tancerzem, a pochodził z górniczej małej miejscowości angielskiej, gdzie uważano, że jak to chłopak tańczy, to na pewno jest pedałem. I ostatecznie stanął w jego obronie. Zrozumiał to ojciec, który właściwie nie miał prawa tego zrozumieć, bo był człowiekiem kompletnie nie mającym żadnej relacji ze sztuką, z tańcem, z delikatnością, był górnikiem. Ale właśnie okazało się, że odrzucił uprzedzenia, uwarunkowania i znalazł w sobie wrażliwość, która pozwoliła mu zrozumieć. To było w Billie Eilish. Cudowne jest, że ten mały chłopiec z tamtego filmu tu zagrał ojca właśnie.

Jacek Sobczyński: Tam w ogóle była taka sytuacja, że Andrew Height, czyli gracz z tamtego filmu, On dialogi bohatera z rodzicami dosłownie przeniósł w pamięci jeden do jednego, jeśli chodzi o dialogi ze swoimi rodzicami. On też był nastolatkiem LGBT, które wychowywało się w Anglii w latach 80-tych. I podobno ojciec już ma demencję. Nie mógł obejrzeć tego filmu. Ojciec jest w ogóle przekonany, że Andrew Hay ma żonę, ma dzieci i jest takim typowym Brytyjczykiem, jaki mógłby mieszkać w latach 80-tych w takim miasteczku, w jakim oni mieszkali. A matka, kiedy zobaczyła film, powiedziała, ale synu, to na pewno tak było? To jest o nas? Ojej! Znaczy, czy było aż tak źle? Ale ja też jeszcze chciałem nawiązać do tego słowa klucz subtelność, o którym powiedziałeś. Ja mam wrażenie, że dzisiaj w kinie jest jednak więcej miejsca na dydaktyzm i na publicystykę niż na subtelność. I chyba jednak właśnie dlatego ten film tak się wybija na tle reszty propozycji, że on nam niczego nie wbija, wiesz, jak dziecku młotkiem w głowę.

Tomasz Raczek: No i dokładnie chyba nazwałeś najważniejszy adwokat tego filmu. Właśnie to zupełnie inny, bardzo szczery sposób rozmawiania z nami, gdzie nas traktują poważnie jak dorosłych, a właśnie nie jak takie niedorozwinięte dzieci, którym trzeba powiedzieć jak mają żyć i ewentualnie pogrozić palcem, że jeśli nie to będą nieszczęśliwi. W tym przypadku w dodatku Po pierwsze zawierzono, że widz sobie z tym poradzi. Po drugie założył Andrew Hay, że każdy zobaczy sobie w tym filmie coś innego, bo połączy to z własnymi losami i to jest bardzo dobrze. Ja wcale nie chcę, powiedział Hay, żeby to była moja konkretna historia, którą jako moją historię mają przyjąć widzowie. Nie. Niech oni sobie w tym, z tych kawałków, które będą im najbliższe, ułożą swój własny film i niech to będzie ich historia, a nie moja. Chociaż tu jest bardzo dużo takiej swojości Andrew Heya. To jest zresztą bardzo fajny twórca, ma 50 lat teraz. Ten jego partner, właściwie mąż, bo oni są po ślubie, jest pisarzem, zawsze sobie w takich sytuacjach jak czytam takie biografie mówię, Boże, to jak u mnie mój przyjaciel i partner również jest pisarzem, więc bardzo go dobrze rozumiem i Andrew Haye włożył tutaj z tej swojej historii więcej nawet niż widać, znaczy niż myślisz, chyba że to już wiesz, że ten dom rodziców, w którym rozgrywa się duża część filmu, to jest jego dom. To jest dom reżysera, dom, w którym się wychował. Ci rodzice jego prawdziwi właśnie w tym domu go wychowywali. Piosenka, która staje się taką siłą napędową, takim energetycznym wow w filmie, Power of Love w wykonaniu Frankie Goes to Hollywood to jest jego piosenka z czasów, kiedy miał 11 lat jeszcze, kiedy ją po raz pierwszy usłyszał i on uciekał w tę piosenkę po to, żeby być sobą, bo zaczynał się orientować, mając 11 lat, że coś się z nim dzieje innego, że jest inny niż reszta, niż wszyscy, ale nie wiedział ani jak to określić, ani jak to nazwać, ani z kim o tym porozmawiać, Więc miał taki rosnący w sobie nowy świat, który coraz lepiej wyczuwał i coraz bardziej określał go i tą przepustką do tego świata, a właściwie takim wyposażeniem jego świata była ta piosenka. On ją ciągle słuchał, ponieważ włączał Frankie Goes to Hollywood, Power of Love i przenosił się w ten świat, który w nim powstawał, który się rozrastał, który tężał, wiesz, jako jego prawdziwe ego. Więc w tym filmie on włożył wszystko swoje, On powiedział, że to jest jego najbardziej prywatny, najbardziej osobisty film. I przez to, że był taki szczery, to ostatecznie okazało się, że niczego nam nie narzucił z własnej biografii, tylko otwierając się pokazał taką szczerość, że my nie mamy problemu z tym, żeby też otworzyć się i szczerze powiedzieć o tym, co w nas ten film poruszył. Nie trzeba być LGBT. Wystarczy być człowiekiem, który nie zawsze jest najsilniejszy, który ma poczucie tego, że boi się, co będzie, jak zostanę sam, czy sobie dam radę, czy ludzie nie chcą mnie w jakiś sposób od siebie odseparować. Każdy, który czuje, że brakuje mu ciepła. Każdy, który chciałby, żeby ktoś go objął po prostu, żeby ktoś się spojrzał takim dobrym wzrokiem przyjaznym, żeby się uśmiechnął w windzie. Wiesz, człowiek samotny inaczej na to reaguje niż człowiek, który jest w kilkunastoosobowej rodzinie, gdzie wszędzie jest gwar. Samotny w takiej windzie, tu mamy scenę w windzie, w takiej windzie może zrealizować mnóstwo ze swojej potrzeby bliskości, jeśli ta druga osoba nie odwróci oczu od niej albo nie wbije oczu w podłogę, jak my najczęściej robimy tutaj w Polsce.

Jacek Sobczyński: Tam jest strasznie w ogóle to poczucie bliskości, to taka chęć bliskości podkreślona. Ja troszeczkę też odczytałem to jako takie kino popandemiczne, w tym sensie, że Wydaje mi się, że ten film, gdyby powstał w roku 2019, miałby nieco mniejszą siłę rażenia właśnie ze względu na to podkreślenie samotności, tego wyalienowania. Zauważ, że ten wieżowiec, w którym mieszka główny bohater, a właściwie główni bohaterowie, to jest takie, to jest takie monstrum pośrodku niczego. Mi się to bardzo skojarzyło z Ballardem i z powieścią wieżowiec, która potem została przeniesiona jako film High Rise. Natomiast ja jeszcze też chciałem, Tomek, zanim posłuchamy sobie The Power of Love,

Tomasz Raczek: Ale jest coś o tym wieżowcu chcę ci powiedzieć, że jak ja mieszkałem w Londynie w 79 roku, to przy Totem Court Road był taki wieżowiec, tam obok, pusty. On był najwyższym wieżowcem w centrum w Londynie, w ogóle nie wolno było wtedy budować wysokich budynków i on był tak potwornie drogi, bo to nowa technologia i tyle miał różnych kłopotów, że on stał pusty. Piękny, nowoczesny wieżowiec. Ja sobie od razu o nim przypomniałem. Przypomniałem sobie o klubach gejowskich, w których wtedy bywałem, a które zaczynały być zamykane, bo wtedy panowała pani Thatcher i ona ograniczała to, co się dzisiaj nazywa promocją homoseksualizmu czy LGBT. Mamy wśród naszych polityków takich, którzy używali tego sformułowania i się odżegnywali, a nawet mamy gminy i miasta, które tej promocji zakazywały wręcz podczas obrad swoich sejmików. Więc wszystkiego tego doświadczyłem i to również jest prawdziwe. Nawet te puste wieżowce w Londynie.

Jacek Sobczyński: Bardzo dobrze jest to oddane i przepracowane. Natomiast do czego chciałem dojść, to do tej samotności twórczej, bo przecież główny bohater Adam pisze scenariusz. Pisze scenariusz o swoim życiu, o swoich bolesnych doświadczeniach związanych z byciem nieakceptowanym mieszkańcem angielskiej prowincji. I ja gdzieś tam z hejtomek sobie po seansie pomyślałem, że dobra, ja jako osoba hetero, Tak naprawdę mam zupełnie inny poziom odbioru kilku aspektów tego filmu niż osoby LGBT, ale właśnie ta samotność kogoś, kto zarabia na życie, siedząc przy komputerze i pisząc, mnie strasznie poruszyła. Bo jeśli twoja praca na tym polega, to nawet w tej windzie, gdzie jest kupa ludzi i każdy chce z tobą pogadać, jesteś samotny, bo ty nie chcesz z nimi rozmawiać z jednej strony, bo wiesz, masz gdzieś tą historię w swojej głowie, a z kolei z drugiej strony wiesz, że musisz to robić, No bo skąd inaczej brać wenę, brać pomysły, brać dialogi, brać postaci do tego, co ty tworzysz. Więc mam takie poczucie, że gdzieś tam Adamowi zawsze będzie ta smutność przypisana, nawet jeśli będzie, wiesz, tak jak w tym klubie, w otoczeniu życzliwych mu ludzi i życzliwemu osoby koło siebie.

Tomasz Raczek: No to jest schizofreniczna sytuacja. Powiem ci jako partner pisarza, że niestety oni mają to wkalkulowane w swoje życie. Oni się muszą odciąć od świata.

Wobec tego wyjeżdża, wiesz, gdzieś do samotnego domu. Dla pisarzy zresztą są takie domy pracy twórczej, bo najczęściej oni nie mogą w normalnym życiu, w normalnej rodzinie w ogóle funkcjonować. Oni muszą się odciąć, być w swoim świecie, bo te światy nie mogą się bez przerwy przecinać. Świat twój realny i świat, który wymyślasz w powieści. Wobec tego samotność pisarzy jest trochę wkalkulowana w ten zawód i oni do tego dążą. Tyle, że najlepsza sytuacja jest taka, że kiedy kończą książkę, to wracają do normalnego życia i mogą w nim funkcjonować. Ale wielu jest takich, którzy nie umieją się tak przenosić z jednego na drugie.

Jacek Sobczyński: To my się teraz na chwilkę przenieśmy do roku 1984 i posłuchajmy piosenki, która jest na sam finał tego filmu i o której mówiliśmy przed chwilą. The Power of Love.

Tło: *Muzyka*

Jacek Sobczyński: W takie klimaty, w bolesnych porankach jeszcze nie wjeżdżaliśmy, ale z drugiej strony, skoro mówimy o filmie, którego akcja częściowo rozgrywa się w latach osiemdziesiątych, w brytyjskiej rzeczywistości lat osiemdziesiątych, Santa jak nie mógłby być inny. Cały czas Tomasz Raczek u nas w Nuance Radio, cały czas mówimy o filmie Dobrzy Nieznajomi Andrew Heja. No właśnie Tomek, bo mówiłeś, że przebywałeś w Londynie na przełomie lat osiemdziesiątych i siedemdziesiątych. Jak wyglądało wtedy życie osób LGBT w tamtych czasach? Bo to jest Jak tak się trochę bardziej wgryzłem w temat, ja nie pamiętam zupełnie tamtych czasów, jestem rocznik 85, natomiast w Wielkiej Brytanii to było trochę schizofreniczne. Patrz, ludzie z jednej strony w ankietach mówili, że 85% ankietowanych mówiło, że nie jest nastawionych przychylnie do osób homoseksualnych, bo nie wiadomo, bo boją się, że jest AIDS, bo boją się czegoś innego, bo boją się inności, a z drugiej strony Triumfy święcił Freddie Mercury, triumfy święcił biseksualny David Bowie, triumfy święcił zespół Pet Shop Boys, z których piosenka Always on My Mind jest w filmie Dobrze Nie Znajomi. I wiesz, wychodziło od tego, że jeśli faktycznie te osoby homoseksualne są gdzieś tam daleko od nas to jest dobrze, ale gdyby oni się wprowadzili albo one się wprowadziły do domu obok, to już byłoby źle? Tak tam mniej więcej to wyglądało, taki tam był mental?

Tomasz Raczek: Po pierwsze na moich oczach trochę zmieniał się ten mental, bo ja przyjechałem w 79 roku, a w 80 już się zaczęło zmieniać pod wpływem Margaret Thatcher. Wobec tego Londyn jaki zobaczyłem w momencie wychodzenia po raz pierwszy na zachód pojechałem. Z samolotu. Pamiętam, że na lotnisku słychać było piosenkę Boomtown Rats – I Don't Like Mondays. To była pierwsza piosenka, jaką słyszałem w Londynie. Potem pracowałem w wytwórni Virgin Records u Richarda Bransona. Wytwórni, która wydawała punka, wydawała sex pistols. wydawała muzykę reggae, więc ja byłem w takim towarzystwie ludzi, dla których to naprawdę nie robiło wrażenia na nich kultura gejowska. Pamiętajmy, że także w Anglii jest różnica między tym, jak przyjmowano tę dziedzinę, w ogóle te aspekty życia w małych miasteczkach górniczych Billie Elliot, czy w ogóle w małych miejscowościach, a jak w Londynie, który zawsze był takim wielkim miksem różnych ludzi i różnych poglądów. Więc ja nie czułem tam żadnych ograniczeń. Pamiętajmy, że jeszcze na to wpływa różnica między Polakami i Anglikami i naszych kultur. Otóż kultura angielska tym się różni od polskiej, że tam nikt nie jest zainteresowany tym, co jest u sąsiada. Wobec tego nie ma takiej potrzeby zaglądania innym przez okno, kim on jest, z kim on żyje i czy ja się na to zgadzam, czy nie. Anglicy ze swojej kultury cywilizacyjnej mają coś takiego, że my home is my castle. Wiesz, to stamtąd się wzięło. Każdy może sobie żyć jak chce. I nawet jeśli się czegoś boją, to w żaden sposób tego nie okazują. I nawet te ograniczenia pani Thatcher, która powiedziała, że nie może być promocji homoseksualizmu, wobec tego trzeba ograniczyć prasę gejowską, bo była. I wtedy i do dzisiaj jest Gay Times. Nie wiem czy widziałeś tę gazetę, ale z dziennikarskiego punktu widzenia to jest znakomicie robione pismo. To nie jest jakieś pisemko, wiesz, które gdzieś tam leży i można sobie brać i fajnie jest, że takie jest, ale ono nie ma jakiejś znaczącej treści. Gay Times jest po prostu normalną, porządną gazetą z dobrym dziennikarstwem, z aktualnościami, z odniesieniem się do rzeczywistości, do polityki, do wszystko z całego świata. Więc ta prasa była i ona nie została całkiem stłumiona. Były kluby i kina. Przede wszystkim były kina, w którym były filmy erotyczne, takie XXX. I były takie dla heteroseksualistów i takie dla homoseksualistów, które wyświetlały inny repertuar oczywiście. I tym klubom, przy klubach, nie wiem, byłeś kiedyś w Pornoshopie?

Jacek Sobczyński: Tak, ale nie w Londynie, tylko w Poznaniu.

Tomasz Raczek: A, to na pewno nie był taki jak w Londynie. Był na pewno tani.

Jacek Sobczyński: Bo wierzymy tam, każdą złotówkę obracamy dwa razy.

Tomasz Raczek: No tak, podobno. Ale w Londynie to był sklep plus kino. Albo kino plus sklep. Sklep był bardzo duży. W tym sklepie było wszystko, co jest potrzebne do różnorodnego uprawiania miłości, ale też mnóstwo książek, ale też reprodukcje obrazów, ale też kalendarze. ale też różnego rodzaju pamiątki i mnóstwo powieści, literatury gejowskiej, której w Polsce nie było. Ja, jak wróciłem stamtąd, powiedziałem do mojego partnera, mówię, słuchaj, my w ogóle nie mamy takiej zwyczajnej literatury na tematy gejowskie, ale nie takiej, wiesz, nowoczesnej, która ma dostawać nikę, tylko zwykłych książek, romansów, takich kryminałów, takich, w których tacy bohaterowie są, ale to są takie zwykłe książki do czytania dla zwykłych ludzi, a nie dla intelektualistów szukających niespodziewanej podniety. Dlaczego tego nie ma? I wtedy Marcin mówi, jeszcze mówiłem, może my będziemy tłumaczyć tę literaturę, a Marcin mówi, to ja napiszę książkę. I napisał Berka wtedy, który się stał ogromnym przebojem, potem był zamieniony jeszcze na sztukę adaptowaną, ta sztuka była w teatrze kwadrat chyba 400 czy 500 razy Wystawiana teraz jest druga część tej sztuki, bo to był ten pomysł, żeby trochę z tej kultury angielskiej i w ogóle zachodniej przenieść do Polski. I był taki czas, kiedy to się udawało, był cały taki też u nas ruch stwarzania kultury gejskiej także na poziomie kulturalnym, a nie tylko erotycznym. No więc tam tego było dużo. Były filmy nie tylko erotyczne, tylko filmy o takiej tematyce, które można było oglądać w klubowym nastroju, bez konieczności jakichś zachowań seksualnych. Aczkolwiek i na to było miejsce. I wtedy pani Thatcher powiedziała, że dosyć, dosyć tej rozpusty, zamykamy te kluby. I teraz część tych klubów rzeczywiście na moich oczach zabijano deskami te kluby, zdejmowano szyldy. To wszystko się działo w Londynie. Jest taka dzielnica Soho pomiędzy Oxford Street, Tottenham Court Road i Charing Cross a Regent Street. I tam głównie było skupisko tych klubów. I część padła, a część po prostu została zamieniona na takie kluby, w których były i heteroseksualne, i homoseksualne elementy, zrównoważone mniej więcej w proporcjach, tak jak to występuje w społeczeństwie. Ileś w repertuarze 3 czy 4 filmy takie heteroseksualne i jeden film dla widowni homoseksualnej. I to było, istniało obok siebie nawet za czasów pani Thatcher. Więc i tak było lepiej niż było u nas w Polsce, a nawet niż jest teraz. Bo teraz nie ma absolutnie takich rzeczy u nas, ale to już jest kwestia trendu na świecie. Po prostu internet wyparł takie potrzeby i to, co dawniej realizowano w klubach, mówię o takich klubach muzycznych oraz klubach tak zwanych spotkaniowych, że się wychodziło do klubu, może bardziej pubach, ale też z określoną klientelą szło się do pubu, żeby kogoś poznać. Cały czas chodzi o to samo, żeby nie być samym. Ta samotność jest w ogóle leitmotivem życia, więc to wszystko służyło temu, żeby kogoś poznać. Już wszystko jedno, czy w stylu romansowym, czy w stylu erotycznym, każdy sposób zadzierzgnięcia jakiejś znajomości był dobry.

Jacek Sobczyński: scena w klubie, bo jest tam scena w klubie bardzo długa i jednak bardzo odważna jak na współczesne kino, bo Andrew Haye nie ucieka od pokazywania dość dosłownie procesu zażywania narkotyków i procesu stanu, który dzieje się po tym zażyciu. On zresztą mówił w jednym z wywiadów, że nie można mówić o scenie gejowskiej lat 80. bez narkotyków. One były wszechobecne, bo to był rodzaj eskapizmu, rodzaj ucieczki przed tym, co było poza drzwiami klubu. To faktycznie tak tam to wyglądało wtedy?

Tomasz Raczek: Tak wyglądało i tak wygląda w dużej mierze i nie tylko w Anglii, ale i w Polsce w tej chwili również. I nie tylko w klubach gejowskich, ale we wszystkich klubach. Ja pamiętam, że nie tak dawno, parę lat temu jednak w Warszawie w jednym z klubów nagle zachciało mi się siku i poszedłem do toalety i stałem do tej toalety 30 minut. i trzy były tzw. oczka w zamykane drzwi i ja nie mogłem doczekać się, bo tam ciągle wchodził nie jedna osoba, tylko po dwie osoby, siedzieli i siedzieli, a nagle zrozumiałem, że oni tam się zamykają, żeby zażywać narkotyki, żeby coś wciągać. I wreszcie zacząłem krzyczeć w tej, słuchajcie, ja wszystko rozumiem, ale zróbcie mi miejsce, bo ja się zsikam tutaj, czekając na wejście. I ktoś dobrotliwie mnie otworzył, wiesz, i wyszli pośpiesznie tam jeszcze. wciągając do środka, to jest tutaj też. I tak samo, niczym się to nie różni.

Jacek Sobczyński: Napisałeś w minirecenzji na FilmWebie, teraz pozwól, że tutaj zacytuję, o co chodzi w tym zdaniu queer, w tym filmie to jest rodzaj pieszczoty, a nie maskarady.

Tomasz Raczek: A, to jest bardzo ważne zdanie i bardzo ważna rzecz, która w tym filmie jest. Nie wiem, czy wiesz, co znaczy queer i w ogóle z czym się wiąże kultura queer. No, to są tacy odmiennicy, którzy dają sobie wolność na bycie innymi i podkreślają tę inność w kulturze LGBT na wszystkie możliwe sposoby. Wobec tego queer to są mężczyźni, którzy się przebierają za kobiety, co zresztą dla mnie o wykształceniu teatralnym nie jest niczym nadzwyczajnym, bo w historii teatru zawsze tak było, że mężczyźni grali kobiety w teatrze elżbietańskim, u Szekspira przecież tak było. No cóż takiego nowego. No ale mamy drag queen. w tej kulturze, ale nie tylko. To są wszystkie takie bardzo skrajnie, krańcowo inne od takiej mieszczańskiej kultury zachowania. I to jest queer. Jest taki genialny serial, który ja kiedyś sprowadzałem do Polski, Queer as Folk. Polecam to wszystkim, którzy chcą zrozumieć w ogóle o co chodzi w tej całej kulturze i zrozumieć, bo tam w tym serialu Queer as Folk jest tak queertłumaczony jak w filmie Dobrzy Nieznajomi. To znaczy, że są, i to znaczy ten tytuł Queer as Folk, że oni są odmieńcami dziwnymi, ale jednocześnie zwykłymi ludźmi takimi samymi jak My. Z wojskimi. Z wojskimi. I teraz tutaj ten queer, to co napisałem, że queer, który jest subtelny, a nie jest prowokacją. Zwykle nam się queer kojarzy z tym, że na Paradzie Równości jadą na wozach drag queen poprzebierane, krzykliwe, z silnym bardzo makijażem. Wszystko jest taka przesadzona kobiecość, taka teatralna, taka cyrkowa czasami. I z tym nam się kojarzy queen, czyli z odmieńcami. A tutaj ta odmienność o której oni życzą sobie, żeby mówić queer, jest pokazana jako najdelikatniejsze, najsubtelniejsze poszukiwanie miejsca dla swojej inności, która jest inną innością, jest innością wewnętrzną, a nie krzykliwą i w peruce. O to chodziło mi w tym zdaniu.

Jacek Sobczyński: No tak, bo masz przecież głównego bohatera, faceta, który jedzie metrem, absolutnie on się nie odróżnia niczym od reszty współpasażerów, ale z drugiej strony, kiedy ten facet wychodzi z metra, czy tam z kolejki podmiejskiej, idzie do rodzinnego domu, nie zdradzamy teraz za wiele, spokojnie, rodzice mówią mu, słuchaj, no my nie chcemy, żebyś już tu do nas przychodził, nie dlatego, że cię nie kochamy, tylko... I widzisz, tam też nie chcą za bardzo wyartykułować tej inności. Niech on to sobie sam dopowie w swojej głowie. Nie wiem, czy to nie jest w ogóle taka najbardziej poruszająca scena w tym filmie, bo wiesz, nieakceptacja może dotyczyć bardzo wielu aspektów twojego życia. Nie musisz mieć innej orientacji niż twoi rodzice, żeby z jakiegoś powodu oni nie chcieli, żebyś do nich przychodził.

Tomasz Raczek: Ale ja zupełnie inaczej zinterpretowałem tę scenę. Ja zinterpretowałem ją tak, że oni nie chcą, żeby on ciągle do nich przychodził, bo jest dorosłym już człowiekiem, żeby miał swoje życie, a nie wracał uporczywie do domu rodzinnego i wchodził im do łóżka. Bo on cały czas szuka bliskości i w rodzicach widzi szansę na spełnienie tego. Ci rodzice byli krótko z nim z różnych powodów, o których teraz nie będziemy mówili. Ale on w związku z tym nie dostał od nich tego pełnego wyposażenia emocjonalnego i ciągle brakuje mu tej bliskości. I w tym ja widziałem trochę to, co zresztą mądrzy rodzice zawsze powinni robić przy takich zbyt długo mieszkających z nimi dzieciach. Mianowicie idź wyjdź stąd, żyj swoim życiem. Bo minie ten moment, ponieważ życie jest krótkie. Nie możesz ciągle przedłużać tego, opóźniać, oddalać od siebie. Zacznij swoje życie. W pewnym momencie tu jest taka sytuacja, kiedy rodzice wręcz odchodzą od niego. Mówią, my już musimy odejść. I tu jest ciekawa rzecz znowu z życia. Adam, czyli ten główny bohater, kochany prezydent Juskota, W momencie, kiedy ojciec zaczyna do niego to mówić, że my musimy iść, zasłania mu ręką twarz, jakby usta mu blokuje, bo ma taką świadomość, że jeżeli ojciec tego nie wypowie, to to się nie stanie. No i opowiadał Jimmy Bell, który jest właśnie tym ojcem, że on sobie nagle uświadomił, że dokładnie tak samo postępuje jego czteroletnia córeczka. że jak on coś mówi, czego ona nie chce usłyszeć, to mu zasłania usta ręką. Ale widzisz, nie można tego interpretować przez takie aktywistyczne myślenie LGBT. To znaczy, że tu rodzice nie chcą swojego dziecka. Ja bym nie ujednoznaczniał. W tym momencie akurat to zaliczyłem na konto jakiegoś dawania mu szansy. Tym bardziej, że ojciec i matka zupełnie inaczej podeszli do jego coming outu, który w pewnym momencie się dokonuje. I to jest bardzo charakterystyczne. W przypadku ojca nie było tu w ogóle żadnego ani protestu, ani chęci zmieniania go. A w przypadku mamy zawsze jest ten element, no a dzieci? A czy będę miała wnuki? Każdy z nas, ja też to przeżyłem. Moja mama była lekarką i była też seksuologiem. Pracowała w zakładzie medycyny szkolnej i seksuologii w Akademii Medycznej. Więc pisała książki na ten temat, była specjalistką, a i tak jak robiłem Coming Out, to mama mówi, no tak się obawiałam, że to powiesz, no ale... I tu spojrzała na mnie poważnym, takim medycznym spojrzeniem i mówi, ale ty nie jesteś gejem. Ja mówię, mamusiu, ale to ja chyba lepiej wiem. To ja ci mówię, jestem. Nie, nie, nie jesteś. Z autorytetem swoim się tutaj odniosłem. Mówiła, dlaczego ja nie jestem? Ona mówi, bo ja wiem, że geje mają silniejszy związek z matkami niż z ojcami, a ty masz lepszy kontakt z ojcem, więc ty nie jesteś gejem. Widzisz co to jest? U mojej mamy, która była naukowcem, która wszystko wiedziała, książki pisała i tak był ten element wyparcia. Ten element mamy przeważał, element mamy naukowca. Ja mówię, mama na miłość boską, słuchaj mnie. Ja ci mówię jak jest. Zostaw te książki swoje.

Jacek Sobczyński: Ale może cię jednak z kimś umówię. Wiesz co, ja tak po twojej interpretacji pomyślałem sobie, że mam jedną osobę, której na pewno w tym momencie chciałbym bardzo pokazać ten film, a już tak na sam koniec bardzo proste pytanie, ale kto powinien według ciebie, Tomek, głównie obejrzeć film Dobrzy Nieznajomi, do kogo on może najmocniej dotrzeć i dlaczego po prostu?

Tomasz Raczek: Każdy. Naprawdę każdy. Bo ten film, jak powiedzieliśmy na początku, jest taki, jakimi my jesteśmy i każdy zobaczy w nim swoje sprawy. Naprawdę. Tylko trzeba oderwać się od uwarunkowań i oderwać się od takich haseł reklamowych, które na plakatach można czasem zobaczyć. które sprawiają, że wchodzimy do kina i wiemy już, czego możemy oczekiwać po tym filmie. Otóż po tym filmie nie oczekujmy niczego, ponieważ ten film obudzi w nas to, co... To będzie kinoterapia. Ten film obudzi w nas to, co jest naszym problemem. I może się okazać, że zupełnie coś innego niż się na pierwszy rzut oka wydaje na podstawie czytania plakatu.

Jacek Sobczyński: Film "Dobrze Nie Znajomi". Od dzisiaj w kinach. Tomek Raczek był naszym gościem. Dzięki serdeczne za wizytę.

Tomasz Raczek: Dzięki za zaproszenie.

Pozostałe epizody

Daj znaka, co sądzisz o tym epizodzie!