10 najlepszych filmów na posylwestrowego kaca

Trochę śmierdzi, ale ma złote serce. Naprawdę chcielibyśmy kiedyś spotkać się z Dude’em, głównym bohaterem chyba najbardziej wyluzowanego filmu w historii, i wychylić z nim szklankę jego ulubionego Białego Rosjanina. Ale może nie w taki weekend jak ten przed nami - na razie wystarcza seans Big Lebowskiego.

Złote myśli Laski pomogą przetrwać niejeden ciężki dzień. No ale bycie synem króla sedesów zobowiązuje. Chłopaki nie płaczą są trochę jak najgłupsze klipy Gangu Albanii - nie puścisz tego na pierwszej randce, ale na samotne odmóżdżenie pasują idealnie.

Kwintesencja buddy movie: trochę jarania, duża paczka nachosów, pieprzne żarty i poczucie, że cokolwiek by się nie zdarzyło, to i tak zawsze bros before hoes.

Tak, w naszym zestawieniu też musi pojawić się eksperymentalne, poszukujące nowych form kino / badziewie, udające film wysokoartystyczny (niepotrzebne skreślić). Co by nie mówić, Mordercza opona jest naprawdę konkretnym filmowym odjazdem, który można docenić zwłaszcza na kacu.

Powiedzmy to otwarcie: może i wyrafinowany humor a la Woody Allen sprawdza się dobrze w paru momentach, ale nie na kacu. Tu potrzeba żartu rodem z wojskowych koszar albo kibla w męskim akademiku. Sami przyznacie, że Sacha Baron Cohen i jego sprośny humor pasują idealnie.

W takie dni jak 1 stycznia szczypta brytyjskiego, czarnego jak smoła humoru leży nam wyjątkowo dobrze. Ponadto fabuła Przekrętu pędzi tak szybko, że po minucie zapominamy o łupiącej czaszce i suchości w ustach.

W naszym zestawieniu nie mogło nie pojawić się także jakiejkolwiek komedii z Sethem Rogenem. Znacie jakąś hollywoodzką gwiazdę, z którą bardziej chcielibyście się napić (no dobra, może jeszcze Charlie Sheen)? Ta zatopiona w marihuanowym dymie komedia gwarantuje naprawdę boski chillout.

No dobra, tu trochę w szoku? Ale na trzeźwo (jeszcze) - pomyślcie tylko, o czym marzy człowiek, który leży w rozgrzebanym łóżku i czuje, że pod jego czaszką właśnie prowadzi się odwierty drugiej linii stołecznego metra? O czystej, krystalicznej wodzie, do picia albo kąpania. O słońcu, plaży, naturze ogólnie. Tego dostarczy wam ta piękna opowieść o pojedynku płetwonurków. Dla ambitnych, ale warto.

Staropolskie rady dla wszystkich kacowiczów mówią otwarcie: zabij go klinem! Czyli na ciężki poranek strzał czystej, na czczo. Nam nigdy się nie udało przemóc, ale wiemy, że są tacy wariaci. Przeszczepiając to na język kina: niech klinem w takim przypadku będzie film, w którym wódkę łoi się z kadzi, z sedesu wylewa jakimś świństwem, a do jedzenia jest tylko bigos, w dodatku zepsuty. Challenge accepted?

Tu w ogóle nie ma o czym gadać: ten film zrobi wam lepiej niż herbata i aspiryna. Ale nie tykajcie się dwójki i trójki, bo były okropne. Na zdrowie!