10 rapowych miejscówek w USA, które warto odwiedzić

Czyli niepozorny blok na Bronxie. Wzniesiony w 1967 roku ceglany budynek nie wyróżnia się praktycznie niczym na tle okolicznej zabudowy. Gdy jednak będziecie się przechadzać wzdłuż Sedgwick Avenue, pod tabliczką z nazwą tej ulicy zobaczycie też drugą: Hip Hop Boulevard. To właśnie pod tym adresem 11 sierpnia 1973 roku, w świetlicy bloku, DJ Kool Herc zagrał pierwszą imprezę, na której był DJ-em i MC. Ten pionier gatunku nazwał niegdyś budynek przy Sedgwick Avenue Betlejem hip-hopu. I to właśnie on jest powszechnie uważany za miejsce narodzin naszej ulubionej kultury.

To kolejne miejsce w Nowym Jorku z kategorii tych niepozornych. Graffiti Hall of Fame znajduje się na placu zabaw na północnym Manhattanie. Niedaleko stamtąd do Central Parku, więc chodząc po zielonych płucach NYC, możecie na chwilę wstąpić do miejsca będącego Mekką dla grafficiarzy. To właśnie tutaj ta forma sztuki zdobywała pierwsze powierzchniowe sznyty - po tym, jak nowojorscy buntownicy postanowili zająć się murami, a nie tylko malować pociągi metra. Prawdziwa perełka dla miłośników street artu.

To tutaj wychowywał się i zmarł jeden z najważniejszych nowojorskich raperów, Big L. Zginął na roku dwóch ulic – 139. i Lennox, gdzie w 1999 roku padły strzały w jego kierunku. Teraz możecie znaleźć tam jedynie mały mural, który go upamiętnia.

Przechadzając się po Canal Street lepiej uważajcie na swoje kieszenie, plecaki i torebki – jest spora szansa, że traficie na duży tłum. Kupicie tam przeróżnego rodzaju szpargały: pamiątki, magnesy, koszulki… czego dusza zapragnie. Możecie jednak pójść tropem A$AP Rocky’ego, który nabył tam dwa złote łańcuchy. Zadedykował nawet tej ulicy piosenkę na AT.LONG.LAST.A$AP. Nie nawijał jednak o Canal St. pierwszy – przed nim zrobił to Raekwon w 1995 roku. A kiedy już przesłuchacie obu numerów idąc tą ulicą, to będziecie mogli udać się do nieodległych Chinatown czy SoHo.

Jeżeli mielibyśmy wskazać najważniejszego nowojorskiego rapera, to pod rozwagę bralibyśmy przede wszystkim Jaya Z, Nasa i Notoriousa BIG. Idać tropami tego ostatniego... W Nowym Jorku znajdziecie wiele miejsc, w których pojawia się podobizna Biggiego, ale najsławniejszym miejscem pozostaje słynny mural na Brooklynie.

Niektórzy mówią, że ludzie się nie zmieniają. Patrząc na Redmana, zgadzamy się w stu procentach. Pomimo dużej kariery i sporych zarobków nadal mieszka w swoim starym domu na Staten Island. W 1998 roku jego manager załatwił mu tam tymczasowe zakwaterowanie, jednak Redman postanowił zostać na dłużej. Ma dwie sypialnie i dwie łazienki; jak sam twierdzi - jeśli zaprosi do siebie więcej niż trzy osoby, to robi się tłok. Bez przesady - jakby wynajmował w Polsce mieszkanie studenckie, to zmieniłby gadkę. Jego kwadrat był nawet bohaterem jednego z odcinków MTV Cribs, ale znalezienie tego epizodu w dobrej jakości graniczy z cudem.

Czas opuścić Nowy Jork i udać się do miasta, które definiowało (i nadal definiuje) brzmienie hip-hopu w ostatnich latach – do Atlanty w Georgii. Jeśli macie 21 lat lub więcej, to możecie pomyśleć o udaniu się do klubu ze striptizem o nazwie Magic City. Od czasu do czasu gra tam choćby DJ Esco, a możliwe, że traficie na jakiegoś sławnego rapera. To miejsce, w którym wypromowali się choćby Future i Migosi, wyrzucając na scenę tysiące dolarów, podczas gdy DJ grał ich piosenki. Tak w Atlancie zdobywa się pierwszy rapowy fejm. Aha, podobno mają tam świetne skrzydełka z kurczaka.

Pomimo że bazar w Compton Fashion Center już dawno nie istnieje, to budynek, w którym niegdyś się znajdował, jest ważnym miejscem dla hip-hopu. W latach 80. okupowali go głównie Koreańczycy, handlujący przeróżnymi towarami. Jednym z nich był niejaki Wan Joo Kim, jeden z pierwszych i najważniejszych sprzedawców płyt hip-hopowych. Tylko u niego można było kupić chociażby single N.W.A. na winylu. Dr. Dre mówił o Compton Fashion Center, że jest to najlepsze miejsce do podrywania dziewczyn. Budynek pojawia się także w teledysku do California Love Tupaca, no i oczywiście w klipie do King Kunta Kendricka Lamara. Warto zobaczyć.

Słońce i palmy na Venice… nawijał kiedyś Oskar w numerze Michael De Santa. Będąc w L.A. na pewno odwiedzicie tę miejscówkę, bo jest jedną z najpopularniejszych turystycznych destynacji miasta. Warto jednak zwrócić uwagę na mury, które znajdują się na Venice Beach – są pokryte graffiti namalowanymi rękoma najlepszych writerów z West Coast.

Śmierć Maca Millera zasmuciła milioy fanów. Jest jednak opcja, dzięki której elegancko oddacie hołd zmarłemu raperowi. Wystarczy wybrać się do Pittsburgha, a konkretniej do Flick Park, gdzie znajduje się plac zabaw nazywany Blue Slide (przez charakterystyczną niebieską zjeżdżalnię). To właśnie to miejsce wpłynęło na tytuł jednej z płyt Maca Millera - Blue Slide Park. Warto wziąć ze sobą znicz i zapałki.