100 minut Jeremiego Sochana. Czego się spodziewać w debiutanckim sezonie Polaka w NBA?

Zobacz również:Bezdomny dzieciak znalazł swoje miejsce w NBA. Jak Jimmy Butler stał się liderem
San Antonio Spurs - Jeremy Sochan
Fot. Alex Bierens de Haan/Getty Images

Dokładnie 100 minut spędził na parkiecie Jeremy Sochan w pięciu meczach przedsezonowych. Po raz pierwszy pokazał się kibicom San Antonio Spurs i potwierdził wszystko to, co mówiono o nim przed draftem. Czyli że potencjał jest duży, ale pracy do wykonania też sporo. Szczególnie pod względem rzutowym. A już w nocy ze środy na czwartek (19/20 października) oficjalny debiut Polaka w starciu z Charlotte Hornets.

>> POBIERZ NASZ DARMOWY PRZEWODNIK KIBICA NBA. PRAWIE 150 STRON O KAŻDEJ Z 30 DRUŻYN <<

Przeciętnie – tak wypadł Jeremy Sochan w tegorocznych meczach przedsezonowych. Tylko że to nie do końca ma jakiekolwiek znaczenie. Na preseason w NBA mało kto zwraca uwagę. Sochan w sparingach przesadnie nie zachwycił. Nie miał zbyt dużo spektakularnych akcji, słabo rzucał i choćby pod względem statystycznym nie mógł się za bardzo czym pochwalić. Ale było to w sumie spodziewane. Tym bardziej że pięć przedsezonowych spotkań to tak naprawdę jego pierwsza styczność z NBA.

Latem skrzydłowy stracił przecież ligę letnią przez protokoły koronawirusowe. Potem, zamiast jechać na EuroBasket, to został w San Antonio, by trenować z zespołem. A od początku października miał wreszcie okazję poznać smak gry w NBA, choć były to tylko mecze przedsezonowe. Łącznie spędził w nich na boisku dokładnie 100 minut. Trzy razy wyszedł w pierwszej piątce. Miał więcej zbiórek (24) niż punktów (23). I potwierdził, że to rzut pozostaje największym jego znakiem zapytania.

ZIELONE ŚWIATŁO

Trafił bowiem tylko dziewięć z 29 rzutów z gry, w tym zaledwie dwie trójki na 15 prób. Spudłował też sześć z ośmiu rzutów wolnych. Nad rzutem musi więc w tej chwili pracować najmocniej.

Gdy w czerwcu wybierali go Spurs, to fantastyczna wydawała się perspektywa współpracy z legendarnym trenerem rzutowym Chipem Engellandem. Sęk w tym, że kilka tygodni później po kilkunastu latach pracy pożegnał się on z teksańskim klubem i przeniósł do Oklahoma City Thunder. Efekty jego pracy m.in. z Joshem Giddeyem już widać.

To spora strata dla Sochana, choć w San Antonio nadal mają świetnych specjalistów, którzy będą pracować z Polakiem nie tylko nad rzutem. Wydaje się zresztą, że ma on bardzo zielone światło na oddawanie rzutów z dystansu.

W pięciu przedsezonowych meczach próbował zza łuku aż 15 razy. A musi poprawić skuteczność, jeśli chce być w NBA kimś więcej niż tylko defensywnym specjalistą. Dziś pewna trójka u tego typu skrzydłowego to po prostu rzecz konieczna. W przeciwnym razie obrona będzie takiego gracza mogła sobie odpuszczać.

WYLEWNY POPOVICH

Mówił o tym także trener Gregg Popovich, czyli jeden z największych trenerskich fachowców w dziejach ligi. Pop rzadko kiedy naprawdę chwali swoich zawodników, lecz przy okazji Sochana był całkiem wylewny.

– Zawsze ma pozytywne nastawienie, ciągle się uśmiecha, uwielbia grać i rywalizować. Nigdy się nie poddaje. To widać u niego od razu, a przez wszystko najbardziej przebija się jeszcze jego wszechstronność. Przy swoim wzroście potrafi od razu po zbiórce wyprowadzić kontrę. Dobrze kontroluję piłkę, potrafi podać i jest bardzo uzdolniony – powiedział Popovich.

Po chwili dodał jednak jeszcze, że Sochan musi koniecznie pracować nad rzutem. Ale wypowiedź zakończył słowami, które każdego kibica Spurs powinny ekscytować.

– Zrobi świetną karierę – oznajmił trener, który zdobył pięć tytułów mistrzowskich i wygrał najwięcej w historii ligi meczów sezonu zasadniczego.

Można więc uznać, że zna się na rzeczy jak mało kto.

BŁĘDY DEBIUTANTA

Spurs chcą od początku rzucić Sochana i innych swoich młodych zawodników na głęboką wodę. 19-latek najprawdopodobniej rozpocznie rozgrywki w pierwszej piątce. To po części kredyt zaufania od Popovicha, a po części efekt problemów Josha Richardsona, którego Spurs raczej będą chcieli wytransferować. Nawet jeśli weteran miałby jednak startować, to Polak i tak już w debiutanckim sezonie może liczyć na sporą rolę. Punkt wyjściowy to chyba 20 minut, jakie spędzał średnio w grze podczas preseasonu.

Bo na razie nie o rzut chodzi, a o potencjał Sochana w defensywie. To także pokazał w meczach przedsezonowych. Już w pierwszym starciu przeciwko Houston Rockets zaliczył trzy bloki, z czego jeden z nich był zdecydowanie jego najefektowniejszym zagraniem jak dotychczas.

Jak każdy debiutant popełniał błędy, gubił rywala i spóźniał się z rotacją, ale też jak mało który debiutant potrafił zagrać pewnie, agresywnie i bronić przeciwko zawodnikom z kilku pozycji. A to drugie zdarzało mu się częściej, niż to pierwsze.

MAŁE RZECZY

Nie bez powodu przed draftem mówiło się, że to właśnie Sochan może za kilka lat być najlepszym defensorem ze wszystkich graczy wybranych w 2022 roku. To właśnie wszechstronność była jedną z głównych jego kart przetargowych i czymś, co ostatecznie przekonało Spurs do postawienia na niego z dziewiątym numerem w tegorocznym naborze. I to w meczach przedsezonowych było widać. Nie tylko we wspomnianych blokach, ale przede wszystkim w tych akcjach, które w statystykach nie zawsze mają przełożenie.

Tak też trzeba będzie śledzić karierę Sochana – przynajmniej na samym początku. Patrzeć na małe rzeczy, które czasami mogą umknąć. Statystyki powinny przyjść z czasem. Tym bardziej że w Teksasie akurat Sochan ma idealne warunki do cierpliwego rozwoju. Popovich nie owija w bawełnę i mówi, by na Spurs w mistrzowskim wyścigu nie stawiać.

– Żeby bić się o mistrzostwo, to musisz mieć kilka wielkich gwiazd. My tego teraz nie mamy. To fakty, nie ma się co oszukiwać – stwierdził legendarny szkoleniowiec na kilka dni przed startem sezonu.

CIERPLIWOŚĆ PRZEDE WSZYSTKIM

Niemal pewne jest zresztą, że Spurs staną raczej w tym drugim wyścigu, a więc o numer jeden przyszłorocznego draftu. Czyli w praktyce o prawo wyboru Victora Wembanyamy, którego określa się mianem „kosmity” albo największego talentu od czasu LeBrona Jamesa. I choć oznaczać to będzie sporo porażek, to jednak Sochan w takich warunkach będzie miał przynajmniej komfort nauki. Presji na dobre wyniki na razie nie będzie. Błędy, które na pewno się pojawią, nie będą miały przesadnie dużych konsekwencji.

Głównym celem 19-latka powinien być więc ustawiczny rozwój i przetrwanie długiego, bo 82-meczowego sezonu, w którego trakcie każdy debiutant na pewno zderzy się w którymś momencie ze ścianą. Tak fizyczną, jak i mentalną.

Kibice z kolei powinni przygotować się raczej na rollercoaster. Mecze lepsze i gorsze. Występy świetne przeplatane bezbarwnymi. Tak naprawdę dla wszystkich zainteresowanych – dla Sochana, Spurs i fanów oraz ekspertów – słowo klucz to „cierpliwość”. Nie od razu Rzym zbudowano.

I nie od razu Jeremy Sochan stanie się w San Antonio postacią pierwszoplanową. Jednak nikt w San Antonio nie ma wątpliwości, że nasz koszykarz ma ku temu wielki potencjał.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz sportowy z pasji i wykształcenia. Miłośnik koszykówki odkąd w 2008 roku zobaczył w akcji Rajona Rondo. Robi to, co lubi, bo od lat kręci się to wokół NBA.
Komentarze 0