Niech to zestawienie, będzie nie tylko wyborem najlepszych i najważniejszych naszym zdaniem teledysków w historii muzyki, ale i podróżą przez kilkadziesiąt lat tego stale zmieniającego się gatunku.
Kiedy właściwie powstały teledyski? Zdania są podzielone. Niektórzy sięgają nawet do lat 30. i animacji, które ilustrowały utwory muzyki poważnej, na przykład tych autorstwa studia Walta Disneya. Od końca lat 50. telewizje – także polska – emitowały też krótkie filmy z udziałem popularnych wykonawców, śpiewających swoje piosenki. Prosty patent: studio, zespół, kamery, bez większego scenariusza.
Ale większość krytyków wskazuje, że pierwszym teledyskiem, który nie tyle spełniał wymogi definicji gatunku, jaką posługujemy się do dziś, ile sam ją stworzył, był Bohemian Rhapsody Queen. Wideo z 1975 roku nie tylko kosztowało spore, jak na tamte czasy pieniądze, bo 4500 funtów, ale zastosowano w nim wiele nowatorskich wówczas technik, jak choćby efekt zwielokrotnienia. Ponadto, co ważne, teledysk to poza osobnym bytem artystycznym także rodzaj promocji muzyki danego artysty. I tak było w przypadku Queen, którzy jako pierwsi wpisali klip za duże pieniądze w sam środek swojej marketingowej strategii. Sukces był niepodważalny. Queen stworzyli pionierski teledysk na wiele lat przed powstaniem MTV – pisał po latach magazyn Rolling Stone.
No właśnie, MTV. Najsłynniejsza stacja muzyczna w historii wystartowała 1 sierpnia 1981 roku, a pierwszym puszczonym przez nią klipem był obrazek do piosenki grupy The Buggles zatytułowanej Video Killed The Radio Star. To nie był przypadek.
Złotą erą teledysków były lata 80. i 90., kiedy gwiazdy ścigały się między sobą na lepsze i efektowniejsze obrazki; w końcu wtedy wszyscy oglądali stacje muzyczne, a klipy były potężnymi reklamami – dobry teledysk mógł sprzedać komuś album. Później, w erze internetu, nieco straciły na znaczeniu, choć rzecz jasna nadal są ważne. Ale to, co kiedyś było nie do pomyślenia, czyli płyta bez promującego ją klipu, dziś jest czymś naturalnym. W Stanach nie przeszkodziło to Childishowi Gambino w odniesieniu ogromnego sukcesu z albumem Awaken, My Love! W Polsce Sokół nie potrzebował klipów, by sprzedać ponad 60 tysięcy egzemplarzy Wojtka Sokoła.
Kilkadziesiąt lat historii. Setka arcydzieł krótkiego metrażu muzycznego. Wszystko co najlepsze.
Miejsca 100-51
100. Vince Staples – Norf Norf (2015)
99. Pink Floyd – High Hopes (1994)
98. Christina Aguilera feat. Redman – Dirrty (2002)
97. Billie Eilish – bad guy (2019)
96. Red Hot Chili Peppers – Under The Bridge (1991)
95. Tyler, The Creator – Yonkers (2011)
94. Tierra Whack – Whack World (2018)
93. Bronski Beat – Smalltown Boy (1984)
92. Rammstein – Sonne (2001)
91. DJ Shadow feat. Run The Jewels – Nobody Speak (2016)
90. Notorious B.I.G. feat. 112 – Sky’s The Limit (1997)
89. Tool – Stinkfist (1996)
88. FKA twigs – Cellophane (2019)
87. Jamiroquai – Virtual Insanity (1996)
86. David Bowie – Lazarus (2015)
85. Missy Elliott – Get Ur Freak On (2001)
84. Coldcut – Timber (1997)
83. Nirvana – Heart-Shaped Box (1993)
82. Snoop Dogg – Sensual Seduction (2007)
81. The Cure – Close to Me (1985)
80. Leftfield – Afrika Shox (1999)
79. Smashing Pumpkins – Tonight, Tonight (1995)
78. Eminem – My Name Is (1999)
77. Justice – Stress (2007)
76. Madonna – Frozen (1998)
75. Soundgarden – Black Hole Sun (1994)
74. White Stripes – I Just Don’t Know What To Do With Myself (2003)
73. Stardust – Music Sounds Better With You (1998)
72. Sia – Elastic Heart (2013)
71. The Cardigans – My Favourite Game (1998)
70. Air – Kelly Watch The Stars (1998)
69. Lana Del Rey – National Anthem (2012)
68. Beastie Boys – Intergalactic (1998)
67. Chris Isaak – Wicked Game (1989)
66. Arcade Fire – The Suburbs (2010)
65. Fatboy Slim – Tha Rockefeller Skank (1998)
64. Lady Gaga – Paparazzi (2008)
63. Sonic Youth – Sunday (1997)
62. M.I.A. – Bad Girls (2012)
61. Portishead – Only You (1997)
60. Aerosmith – Cryin’ (1993)
59. Grimes – Kill V. Maim (2015)
58. Muse – Knights of Cydonia (2006)
57. The Roots – The Next Movement (1999)
56. Madonna – Like a Prayer (1989)
55. Ski Mask The Slump God – Catch Me Outside (2017)
54. R.E.M. – Immitation of Life (2001)
53. The Shoes – Time to Dance (2011)
52. A-Ha – Take on Me (1985)
51. Björk – Human Behaviour (1993)
Trippie Redd – „Topanga”
reż. Kenneth Cappello, 2018, A Love Letter to You 3
Pismo mówi: Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami – i to jest chyba właśnie ten przypadek. Bo Trippie Redd w singlu z mixtape’u A Love Letter to You 3 sięgnął niby po środki wyrazu znane z gospel, ale w rzeczywistości serwuje tekst, nawiązujący do wydarzeń związanych z rodziną Charlesa Mansona. Tytułowa Topanga jest miejscem, gdzie rezydowała ta grupa i to właśnie tam – latem 1969 roku – rozpoczął się morderczy rajd, zakończony w domu Romana Polańskiego. Mało? Niepokojący numer został zilustrowany przez Kennetha Cappello kwasowym teledyskiem, przedstawiającym sataniczny rytuał. To diabelski krótki metraż jakby z pogranicza Hereditary i Midsommar Ariego Astera w anturażu lo-fi, który ma ewokować złowrogą atmosferę Kalifornii przełomu lat 60. i 70. Dziecko Rosemary to przy tym wieczorynka. Marek Fall
Tyler, The Creator feat. A$AP Rocky – „Who Dat Boy”
reż. Wolf Haley, 2017, Flower Boy
Jakby mało mu było z muzyką, Tyler, The Creator alias Wolf Haley w minionej dekadzie stworzył też nowy język narracji wizualnej. No, może nie aż taki nowy, bo zestawienie sielskich przedmieść z dziwnymi rzeczami, które dzieją się za starannie wyprasowanymi zasłonami identycznych domów, stało się już w latach 80. domeną Davida Lyncha. U Tylera i ekipy Odd Future kontrast jest jednak mocniejszy – raz, że Lynch operował mrokiem, a tu wszystko jest barwne i skąpane w słońcu, dwa – twórca Twin Peaks nie pozwalał sobie na taki festiwal okropieństw; w She zboczeniec włamywał się do sypialni, Rella to centaur-kokainista, a tutaj mamy krwistą makabrę z utratą świadomości i przeszczepianiem twarzy jako creme de la creme. Piszemy o narracji wizualnej, bo na tym miksie wesołego miasteczka z psychiatrykiem Tyler zbudował sobie cały wizerunek. Jacek Sobczyński
Guns N' Roses – „November Rain”
reż. Andy Morahan, 1992, Use Your Illusion I
Piosenki Guns N’ Roses – zespołu, który na przełomie lat 80. i 90. z pompą przeniósł hard rock na stadiony – zestarzały się równie okropnie, co wspaniale. I tak samo jest z tym rozbuchanym klipem, który na poziomie estetycznym przywodzi na myśl produkcje dla dorosłych z nocnego pasma RTL 7, a pod względem rozmachu – uroczą nieudolność Quo Vadis Jerzego Kawalerowicza. Gunsi zatrudnili gościa, który wcześniej odpowiadał m.in. za Last Christmas Wham!, dali mu półtora miliona dolarów, a on postawił im w zamian katedrę Notre-Dame najntisowego wideofilmowania. Czego tutaj nie ma! Występ grupy w wynajętym Orpheum Theatre w Los Angeles, historia miłosna bez happy endu, zbudowany specjalnie na tę okazję kościół w Nowym Meksyku, ujęcia z helikoptera… Nic dziwnego, że November Rain wciąż znajduje się w czołówce najdroższych teledysków wszech czasów, wyprzedzając takie superprodukcje jak Stronger Kanye Westa czy Thriller Michaela Jacksona. Marek Fall
Massive Attack feat. Young Fathers – „Voodoo In My Blood”
reż. Ringan Ledwidge, 2016, Ritual Spirit EP
Massive Attack to pionierzy elektronicznej sceny Bristolu, gdzie na początku lat 90. rodził się trip hop. Nie ma rzetelnego zestawienia najlepszych płyt wszech czasów bez Mezzanine, zna ich właściwie każdy – choćby za sprawą czołówki serialu Dr House, a jakby tego było mało, współtwórca grupy Robert Del Naja jest prawdopodobnie Banksym. To ostatnie tłumaczyłoby pieczołowite podejście do oprawy wizualnej nagrań – Brytyjczycy mogą pochwalić się kilkoma klipami, które przeszły do historii – m.in. kultowym miejskim one-shotem Unfinished Sympathy i Teardrop ze śpiewającym lateksowym płodem. My przewrotnie postawiliśmy na jedno z ich najświeższych dokonań w dziedzinie sztuki teledysku, a więc Voodoo In My Blood; demoniczny follow-up do pamiętnej sceny z filmu Opętanie Andrzeja Żuławskiego z 1981 roku. W rolę Isabelle Adjani wciela się tutaj Rosamund Pike (nominacja do Oscara za Gone Girl). Piekielnie dobre video! Marek Fall
El Guincho – „Bombay”
reż. Nicolás Méndez, 2010, Pop Negro
Czy to jeden z najlepiej zmontowanych wideoklipów, jakie kiedykolwiek powstały? Na poziomie realizacji spotykają się tu dwie szkoły montażu: skojarzeniowy, czyli taki, w którym sekwencja nabiera znaczenia przez zestawienie ze sobą dwóch pozornie niepasujących obrazów, oraz atrakcji – to z kolei nieoczekiwane zestawienie, mające wywołać szok. No i mamy tu te wszystkie pękające szkła w okularach, kruka z papierosem w dziobie i krynicę nagich piersi. Bombay to poza tym nostalgiczna pocztówka do początków poprzedniej dekady, kultu hipsterskich ujęć, blogspota i tumblra. Oraz jeden z pierwszych teledysków, obok Somebody That I Used To Know Gotye'ego i Kimbry, który swój viralowy sukces zawdzięcza Facebookowi; w pierwszych latach popularności serwisu klip El Guincho był tam szerowany na potęgę. Jacek Sobczyński
OK GO – „Here It Goes Again”
reż. Trish Sie i OK Go, 2006, Oh No
Zabrzmi to brutalnie, ale rockowe dokonania OK Go są na tyle nieznaczące, że biorąc pod uwagę innowacyjne podejście zespołu do wideoklipów – może jednak trzeba było założyć agencję kreatywną? Muzycy, często wraz z siostrą jednego z nich, Trish Sie, wyspecjalizowali się w kręceniu ultrapomysłowych teledysków, które z miejsca stawały się viralami. Na potrzeby Upside Down & Inside Out latali w stanie nieważkości, nagranie większej części One moment trwało 4 sekundy, a This Too Shall Pass wymagało stworzenia potężnej maszyny Rube Goldberga… A wszystko zaczęło się od Here It Goes Again – Amerykanie zdobyli sławę właśnie dzięki temu filmikowi ze zwariowanym układem choreograficznym na bieżniach elektrycznych. Genialny w swojej prostocie obrazek przyniósł im nagrodę YouTube’a w kategorii Most Creative Video oraz Grammy Award. Marek Fall
A$AP Rocky – „L$D”
reż. Dexter Navy, 2015, At.Long.Last.ASAP
Love, Sex, Dreams stanowi pierwszą część pentaptyku teledysków, zrealizowanego dotychczas dla A$APa Rocky’ego przez Dextera Navy, a obejmującego także: JD, ASAP Forever, Praise the Lord (Da Shine) oraz Kids Turned Out Fine. Flacko w rozmowie z dziennikarką Time tłumaczył, że oczekiwał psychodelicznego obrazu, który stanowiłby hołd dla filmu Enter the Void Gaspara Noé. I właśnie takie ćpuńskie love story powstało w anturażu nocnego, rozświetlonego neonami Tokio. Dexter Navy dokonał więc podobnej zżynki jak kilka lat wcześniej Hype Williams na potrzeby All of the Lights. Byłem w szoku, kiedy zobaczyłem, że gość, który właściwie skopiował moją typografię, nachalnie umieścił jeszcze swoje nazwisko w klipie – narzekał wówczas twórca Love, Climax i właśnie Wkraczając w pustkę. W przypadku LSD nie było już takiego kwasu (he he), ale po pierwsze – to znacznie lepsze video, a po drugie – od początku było jasne, kto jest tutaj inspiracją. Marek Fall
Sinead O'Connor – „Nothing Compares 2 U”
reż. John Maybury, 1990, I Do Not Want What I Haven't Got
Autorem najsłynniejszej break-up ballady w historii jest Prince, ale cały świat poznał Nothing Compares 2U za sprawą interpretacji Sinéad O'Connor. Ekscentryczny wizjoner miał nie przepadać za tym coverem, z kolei irlandzka wokalistka opowiadała w jednym z późniejszych wywiadów, że zwabił ją kiedyś do swojego domu w Los Angeles, skąd uciekła, a on ścigał ją samochodem i próbował pobić, będąc pod wpływem narkotyków. Kulisy są więc okropne, natomiast sam utwór to piękno czystej wody i podobnie jest z intymnym, ekstremalnie emocjonalnym teledyskiem. O'Connor wraz z Johnem Mayburym zrealizowała go w paryskim Parc de Saint-Cloud. Reżyser skupił się głównie na ujęciach twarzy dwudziestoparoletniej Sinéad i w ten sposób – za pomocą minimalistycznych środków – uchwycił niejako sedno smutku. Na końcu pojawiają się nawet łzy. Jak twierdziła artystka – zostały wywołane wspomnieniem matki, która zginęła w wypadku samochodowym pięć lat wcześniej. Marek Fall
Beyoncé – „Formation”
reż. Melina Matsoukas, 2016, Lemonade
Najlepszy i najważniejszy klip nadwornej reżyserki Beyoncé, Meliny Matsoukas. Formation jest ważne dla historii teledysków z kilku powodów. Po pierwsze, to obrazek łączący stadionowy pop ze społecznym komentarzem; w Formation przeglądają się Black Lives Matter, ofiary policyjnej brutalności wobec czarnych i poszkodowani przez huragan Katrina. Po drugie, mocny, popkulturowy background. Matsoukas i Beyoncé nawiązywały w koncepcie do wielu dzieł i wydarzeń – książek Toni Morrison, filozofii Noama Chomsky'ego, Przeminęło z wiatrem, ale i smutnych kart w amerykańskiej historii z niewolnictwem na czele. Po trzecie, Formation ogląda się właściwie jak pełen nawiązań krótkometrażowy film. Sukces This Is America Gambino pokazał, że czas na tego typu produkcje dopiero się zaczął. Zresztą, żeby zrozumieć to, jak pieczołowicie dobrano wszystkie elementy obrazka do Formation, wystarczy wspomnieć, że na potrzeby realizacji Matsoukas odnalazła i zatrudniła operatora Artura Jafę, który w 1991 roku zrobił zdjęcia do Daughters In The Dust – pierwszego filmu nakręconego przez czarnoskórą reżyserkę, który trafił do dystrybucji kinowej w USA. Chciałam pokazać, kim są czarni. Wygrywamy, cierpimy, toniemy, jesteśmy krzywdzeni, tańczymy i ciągle tu jesteśmy – mówiła Matsoukas w rozmowie z The New Yorkerem. Efekt był taki, że wideo do Formation zgarnęło aż 23 międzynarodowe nagrody, w tym sześć statuetek MTV Video Music Awards. Jacek Sobczyński
Michael Jackson feat. Janet Jackson – „Scream”
reż. Mark Romanek, 1995, HIStory: Past, Present and Future, Book I
Gdybyśmy układali ten ranking dwadzieścia lat temu, Scream znalazłoby się w ścisłej czołówce, ale trzeba wziąć poprawkę na to, że produkcje z kategorii sci-fi zwykle tracą przydatność do spożycia prędzej od mniej zaawansowanych technologicznie konceptów. W żaden sposób nie umniejsza to jednak przełomowości tego klipu i jego miejsca w kanonie popkultury. W połowie lat 90. miało tu miejsce spotkania na szczycie – to było belle epoque dla Michaela i Janet Jacksonów, a jest przecież jeszcze Mark Romanek, który wtedy wyrastał na jednego z najwybitniejszych twórców teledysków tamtego okresu. Za siedem milionów dolarów zrobił dla słynnego rodzeństwa czarno-biały odpowiednik Avatara z efektami specjalnymi i układem choreograficznym, które wyprzedzały swoje czasy o lata świetlne. O skali przedsięwzięcia niech świadczy fakt, że pomimo upływu ćwierćwiecza nadal nikt nie zrobił droższego wideoclipu. Ekipa odpowiedzialna za to dzieło została wyróżniona nagrodą Grammy i jedenastoma (!) nominacjami do MTV Video Music Award, zamienionymi później w trzy statuetki. Marek Fall
Run The Jewels feat. Zack De La Rocha – „Close Your Eyes (And Count To F**k)”
reż. AG Rojas, 2015, Run the Jewels 2
Co twórcy klipów mają nam do powiedzenia o Ameryce targanej napięciami na tle rasowym – w czasach transporterów opancerzonych na ulicach Ferguson i rozpędzonej fury białego supremisty, wbijającej się w tłum protestujących w Charlottesville? W końcowej scenie (dramatycznego i wieloznacznego skądinąd) „Alright”, Kendrick Lamar koncyliacyjnie (?) uśmiecha się do kamery. Miejsca na takie gesty nie ma w „Close Your Eyes (And Count To F**k)” Run The Jewels – pisaliśmy o produkcji w reżyserii AG Rojasa, układając ranking 50 najlepszych hip-hopowych teledysków w historii. Od premiery tego wywrotowego, audiowizualnego statementu minęło ponad sześć lat, ale pogoń policjanta (Shea Whigham) za czarnoskórym chłopakiem (Lakeith Stanfield) w żaden sposób nie straciła na aktualności, a wręcz oddziałuje ze zdwojoną siłą, kiedy ma się z tyłu głowy okoliczności śmierci George’a Floyda. To jest bezkompromisowa depesza z walki o życie; obraz z pogranicza dokumentu i filmu sensacyjnego, który ogląda się tak, jakby się łapało ostatni haust powietrza. Marek Fall
The Avalanches – „Frontier Psychiatrist”
reż. Tom Kuntz & Mike Maguire, 2000, Since I Left You
Na przełomie mileniów australijscy turntabliści z The Avalanches zaszokowali świat albumem Since I Left You, zbudowanym w całości z blisko 900 sampli. Jasne, że ledwie kilka lat wcześniej uprzedził ich DJ Shadow ze swoim ...Endtroducing, ale zdaniem wielu Since I Left You było jeszcze bardziej misterne, w dodatku osnute konceptem opowieści o historii życia człowieka, ze wszystkimi jego epizodami. Na przykład szaleństwem. I tu kłania się Frontier Psychiatrist, jeden z tych kawałków, który po latach bardziej kojarzy się z towarzyszącym mu obrazkiem. Zabawa jest wielopłaszczyznowa: na pierwszym poziomie to faktycznie wizja szaleństwa, z tymi wszystkimi żywymi szczękami, gadającym ludzikiem-kokosem, wielkim gołębiem i meksykańską orkiestrą. Na drugim – wizualne odzwierciedlenie stylu The Avalanches, których muzyka to po prostu sklejka pozornie nieprzystających do siebie elementów. A na trzecim? Cudownie absurdalna rozrywka. Jacek Sobczyński
UNKLE – „Rabbit In Your Headlights”
reż. Jonathan Glazer, 1998, Psyence Fiction
Teledysk powszechnie uważany za jeden z najlepszych w historii gatunku. To o tyle ciekawe, że zaraz po jego wydaniu mało kto miał w ogóle okazję go obejrzeć; stacje muzyczne albo nie puszczały Rabbit In Your Headlights ze względu na jego brutalność, albo dyskretnie emitowały go w późnych godzinach nocnych. Patent niezwykle prosty: mężczyzna idzie środkiem szosy przez tunel, potrącają go przejeżdżające samochody, a on jak gdyby nic idzie dalej. Reżyser Jonathan Glazer sięga po swój ulubiony motyw odhumanizowania, który wiele lat później powtórzy w pełnometrażowym Under My Skin – to ten film, w którym Scarlett Johansson jako tajemnicza, nieziemska postać wabiła niczemu nieświadomych mężczyzn; tutaj odczłowieczenie uosabiają kierowcy, którzy z premedytacją wjeżdżają się w mamroczącego faceta. Glazer jako jeden z pierwszych twórców teledysków sięgnął też po tzw. dźwięki terenowe – w tym przypadku np. klaksony i odgłosy przejeżdżających aut – stanowiące integralny element klipu i dopełniające utwór UNKLE. Ostrzegamy, tego nie da się odzobaczyć. Jacek Sobczyński
Missy Elliott – „Work It”
reż. Dave Meyers, 2002, Under Construction
My tu o wielopłaszczyznowych konceptach, a przecież może być tak, że wasz ulubiony teledysk powstaje na zasadzie: a dobra, niech to nie ma głębszego sensu, ale przynajmniej będzie rewelacyjnie zmontowane. I to jest casus Work It. Naturalną drogą do odczytania tego, co poeta miał na myśli, jest oczywiście pozycja Missy Elliott w mainstreamie sprzed dwóch dekad. Na tle maczystowskiego rapu i identycznych, jak wyjętych z taśmy seksownych wokalistek r'n'b, stylówka Missy była jak ten dzieciak, który jako jedyny przebrał się na balik kostiumowy. Taki jest też ten klip – pokazujący, że to, co masowe, jest po prostu śmiertelnie nudne, a za chwilę głos w popkulturze zaczną coraz mocniej zabierać ci, którzy nie boją się chodzić pod prąd. Bez fabuły, za to z wieloma niezapomnianymi ujęciami, które na zawsze zapisały się w historii teledysku. Nie przesadzamy; Billboard uznał Work It drugim najważniejszym klipem bieżącego stulecia. Jacek Sobczyński
Nine Inch Nails – „Closer”
reż. Mark Romanek, 1994, The Downward Spiral
Kontrowersyjna wizja zrealizowana przez Marka Romanka dała potężnego kopa karierze Nine Inch Nails Trenta Reznora; ikonie industrialnego rocka i generalnie – lat 90., patronowi Marilyna Mansona, zdobywcy Oscara za muzykę do The Social Network. Pod wpływem inspiracji kinem niemym i animowanym filmem krótkometrażowym Ulica krokodyli braci Quay na podstawie opowiadania Brunona Schulza, Romanek umieścił Reznora w wiktoriańskim, S&M-owym laboratorium. Closer przepełnione jest niepokojącymi i obrazoburczymi scenami – ze słynną ukrzyżowaną małpą na czele, które potem trzeba było cenzurować przed emisją w telewizji. Nie przeszkodziło to bynajmniej wejściu na najwyższą rotację, a wręcz przeciwnie. Czuć w tym Davida Lyncha? Cóż, jego losy wielokrotnie przecinały się z NIN. Kompozycje Reznora znalazły się na soundtracku Lost Highway, jego zespół wystąpił w nowym Twin Peaks, a słynny reżyser zrobił mu z kolei klip do Came Back Haunted. Closer to jednak najlepszy teledysk Lyncha, którego Lynch nie nakręcił, he he. Marek Fall
Radiohead – „Knives Out”
reż. Michel Gondry, 2001, Amnesiac
Późniejszy zdobywca Oscara za scenariusz do filmu Eternal Sunshine of the Spotless Mind należy – obok m.in. Spike’a Jonze’a, Marka Romanka i Jonathana Glazera – do grona twórców, którzy zdominowali teledyskowy ekosystem lat 90. i początku 00. Niemal w takim samym stopniu jak Chicago Bulls, a później Los Angeles Lakers zdominowali rozgrywki NBA. Michel Gondry przyprawił nas o ból głowy przy tworzeniu tego zestawienia za sprawą klęski urodzaju. Nie będzie wielką tajemnicą, że pojawia się tutaj po raz pierwszy, ale nie ostatni. Jak mogłoby być inaczej, skoro Francuz stworzył autorski, oniryczny i rozmyślnie infantylizujący kod wizualny, a zanim podjął współpracę z Radiohead miał już na koncie takie arcydzieła jak Human Behaviour Björk, Protection Massive Attack czy Music Sounds Better with You Stardust. Praca nad Knives Out miała być dla niego skrajnie trudna, ponieważ przypadła na czas rozpadu związku. Stąd właśnie Thom Yorke w żałobie na bajkowej sali operacyjnej i poetyka snu, przechodzącego płynnie w koszmar. Marek Fall
Madonna – „Vogue”
reż. David Fincher, 1990, I'm Breathless
Królowa popu jest tylko jedna i to nie ulega żadnej wątpliwości, ale podczas wyborów highlightu jej wideografii ze złotego okresu przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych do pięćdziesiątki, doszło między nami do starcia jak między Andrzejem Gołotą a Riddickiem Bowe. Takiego, że śmierć krążyła nad ringiem. Mogliśmy sięgnąć po Like a Prayer z antyrasistowskim i bluźnierczym teledyskiem, przeciwko któremu protestował sam Jan Paweł II, ale finalnie postawiliśmy na Vogue, towarzyszące singlowi z albumu I'm Breathless, będącego równocześnie ścieżką dźwiękową do filmu Dick Tracy. David Fincher – jeszcze przed kinowym debiutem – w formule czarno-białego video kłaniał się tutaj elegancji lat dwudziestych i trzydziestych, ale przede wszystkim postawił pomnik stylowi tańca, który był niezwykle ważnym elementem tożsamości nowojorskiej społeczności LGBTQ. O potężnej roli kulturotwórczej Vogue można dowiedzieć się więcej, oglądając fantastyczny dokument Strike a Pose. Tancerze Madonny z 2016 roku. Marek Fall
2Pac - California Love
reż. Hype Williams, 1995, All Eyez on Me (UK version)
Przebój Tupaca doczekał się aż dwóch klipów, ale tym domyślnym pozostaje futurystyczne widowisko inspirowane filmem Mad Max pod Kopułą Gromu. Hype Williams opowiadał podczas Red Bull Music Academy, że z taką koncepcją wyszła Jada Pinkett przy wsparciu Dr. Dre. Oboje mieli zadzwonić do niego z gotowym pomysłem i krótką informacją: nie uda się bez ciebie. - Trwała złota era Death Row. Wcześniej powstał klip F. Gary’ego Graya do piosenki Natural Born Killaz i Doktor chciał ewidentnie robić spektakularne rzeczy. Powiedział: mam mnóstwo pieniędzy. Zaszalejmy! - wspominał reżyser. Tak właśnie się stało. California Love olśniewało postapokaliptycznym rozmachem, a w obsadzie pojawiła się legenda funku - George Clinton oraz Chris Tucker i Tony Cox. Trzy dni świrowania na pustyni w doborowym towarzystwie wystarczyły, by wystrzelić gangsterski rap prosto w końcówkę XXI wieku. Marek Fall
Peter Gabriel - Sledgehammer
reż. Stephen R. Johnson, 1986, So
Artefakt z inicjalnego okresu MTV. Choć po niektóre z technik wykorzystanych w Sledgehammer sięgano już wcześniej – teledysk towarzyszący przebojowi Petera Gabriela z połowy lat osiemdziesiątych stanowił rewolucję na miarę Wjazdu pociągu na stację w La Ciotat braci Lumière pod koniec XIX wieku. Połączenie stop-motion, piksilacji i animacji plastelinowej od Aardman Animations i braci Quay – choć obecnie może trochę trącić myszką – właściwie broni się po dziś dzień, natomiast w czasach premiery to rzeczywiście było wizualne wydarzenie z pogranicza art-house’u i blockbusterów. Znalazło to odbicie podczas ceremonii rozdania MTV Video Music Award w 1987 roku. Sledgehammer zwyciężyło wówczas w dziewięciu kategoriach i jest to wciąż niepobity rekord. Dla porównania – Formation przyniosło Beyoncé sześć statuetek, tak samo jak HUMBLE. Kendrickowi. Marek Fall
Fatboy Slim - Praise You
reż. Spike Jonze, 1998, You've Come A Long Way, Baby
800 dolarów - tyle kosztowało zrealizowanie i wyprodukowanie jednego z najsłynniejszych teledysków w historii; podobno większa część z tych środków poszła na jedzenie, którą Spike Jonze zamówił dla swoich głodnych aktorów. W roli głównej reżyser obsadził siebie samego, tym razem pod pseudonimem Richarda Koufeya. Wraz ze swoją fikcyjną trupą taneczną o nazwie Torrance Community Dance Group Jonze zainstalował się przed jednym z kin w mieście Westwood. Przy akompaniamencie granego z przenośnego odtwarzacza CD utworu Praise You Jonze i jego ekipa wykonują dość nieskomplikowany układ taneczny, gubiąc się i potykając o własne nogi. Ich wyczyny wzbudzają sporą wesołość wśród okolicznych przechodniów i gości kina, choć w pewnym momencie jeden z nich ze złością wyłącza głośno grające radio. W finale tancerze kłaniają się zachwyconej widowni i udzielają wywiadu osobie, która przez cały czas kręciła ich popisy na taśmie VHS. Całość jest radosnym happeningiem, kręconym na nielegalu, bez zgody właściciela kina. Nikt z aktorów nie znał scenariusza i nie wiedział, jak to wszystko się skończy. Po prostu tańczyli, jak umieli.
A skończyło się tak, że ten zrealizowany za grosze klip zdobył trzy nagrody MTV Video Music Awards, w tym za... najlepszą choreografię. Natomiast dwa lata później widzowie MTV wybrali go najlepszym klipem w historii muzyki. To dziwne uczucie, kiedy wiecie, że przecież gdybyście na to wpadli, to moglibyście zrobić to sami. No ale nie wpadliście. Jacek Sobczyński
Chemical Brothers - Elektrobank
reż. Spike Jonze, 1997, Dig Your Own Hole
Taki teledysk mógł powstać tylko w latach 90. Wtedy na tym polu grało absolutnie wszystko - były duże budżety, było audytorium w postaci widzów stacji muzycznych, była wreszcie dowolność, jaką wykładające kasę wytwórnie oferowały reżyserom. Zobaczcie zresztą, ile klipów z tamtej dekady opowiada osobną historię, w której w ogóle nie pojawiają się dani artyści.
To właśnie ten przypadek. Na papierze Elektrobank wygląda mizernie: rywalizacja dwóch gimnastyczek, z których jedna łapie kontuzję. Ale przecież ten teledysk to o wiele więcej. Walka dobra ze złem, świetnie zmontowany hołd ku czci hartu ducha, wszystko pięknie klei się z utworem, a napięcie trwa do ostatnich sekund. Przypominamy - mówimy tu o zawodach gimnastycznych. I ciekawostka - aktorka odtwarzająca główną bohaterkę chwilę później przeszła na drugą stronę kamery, kręcąc m.in. Między słowami czy Przekleństwa niewinności. Tak, to młoda Sofia Coppola. Jacek Sobczyński
Travis Scott feat. Drake - SICKO MODE
reż. Dave Meyers, Travis Scott, 2018, ASTROWORLD
Musimy wam się do czegoś przyznać - autorzy tego zestawienia są trochę po 30-tce i łapią się do grupy tych krytyków, którzy wychowali się na storytellerskim, teledyskowym sznycie z lat 90. Dlatego łatwo złapać nas w sidła nostalgii i skonstruować podobne zestawienia tak, żeby znajdywały się w nich niemal wyłącznie kawałki sprzed dwóch-trzech dekad. Tymczasem nawet jeśli moda na wideoklipy zatoczyła koło i powróciliśmy do trendu na teledyski, w których najważniejszy jest pojawiający się na ekranie artysta, nie scenariusz, to i tak w tej stylistyce można robić rzeczy wielkie.
I to jest właśnie ten przypadek. Klip bazujący na pojedynczych, tworzących odrębne obrazy kadrach, które trudno wyrzucić z pamięci. Wizualne szaleństwo wsparte kulturową erudycją: od Travisa stylizowanego na Jamesa Browna po Drake'a, odchodzącego w światło nadciągającej apokalipsy. Co z tego, że fabularnie nic tu się nie trzyma kupy. Ten teledysk jest jak portret współczesnej, cierpiącej na przesyt bodźców popkultury - wszystkiego w nim za dużo. Może poza czasem trwania. Jacek Sobczyński
Daft Punk - Da Funk
reż. Spike Jonze, 1997, Homework
Dwa miejsca wyżej wspominaliśmy o artystycznej wolności, jaką mogli cieszyć się reżyserzy teledysków w latach 90. Tak się składa, że wracamy do niej w przypadku tego samego twórcy, Spike'a Jonze'a. Zrobić wideoklip jako odrębny film krótkometrażowy, bez udziału artystów - dziś to rzadko spotykana fanaberia. Ale zrobić do tego wideoklip, w którym nawet muzyka jest na drugim planie? Tego już mogli sobie zażyczyć tylko najwięksi. Zwłaszcza w przypadku Da Funk, gdzie nic nie jest dosłownie wyjaśnione. Kim jest antropomorficzny pies? Dlaczego nie może ściszyć radia? Co robi na ulicach miasta? Wytłumaczeń nie przynosi wideo do innego singla Daft Punk, kawałka Fresh, w którym pies powraca. Wiemy tylko, że nieźle mu się powodzi. Dobre i to. Jacek Sobczyński
George Michael - Freedom! '90
reż. David Fincher, 1990, Listen Without Prejudice Vol. 1
Lata kariery w zespole Wham!, a potem multiplatynowy sukces samodzielnego debiutu sprawiły, że George Michael zmęczył się sławą i podjął decyzję, by nie brać udziału w sesjach zdjęciowych czy teledyskach. Ale przy statusie George’a Michaela trzy lata po premierze Faith nie było nawet takiej potrzeby. Wystarczyło zaprosić na plan pięć najsłynniejszych modelek swoich czasów - Naomi Campbell, Lindę Evangelistę, Tatjanę Patitz, Christy Turlington i Cindy Crawford, które wcześniej pojawiły się na kultowej okładce Vogue’a autorstwa Petera Lindbergha, a za kamerą postawić Davida Finchera. Efekt ich wspólnej pracy stanowił nie tylko spektakularną i niezapomnianą dokumentację ducha czasu, ale dotykał też głęboko kwestii tożsamości artystycznej i… seksualnej. Wokalista mówił w jednym z późniejszych wywiadów, że już na etapie trasy Faith był pewien, że jest gejem, ale nie chciał od razu decydować się na coming out. Zamiast tego rozpoczął stopniową dekonstrukcję swojego wizerunku właśnie na etapie Freedom! '90. Marek Fall
Kendrick Lamar - HUMBLE.
reż. Dave Meyers i The Little Homies, 2017, DAMN.
Dave Meyers znajduje się w ścisłym topie twórców teledysków od ponad dwóch dekad. O skali jego talentu i długowieczności niech świadczy fakt, że odpowiadał zarówno za Lucky Britney Spears czy B.O.B. (Bombs Over Baghdad) Outkastów, jak i SICKO MODE Travisa Scotta oraz Bad Guy Billie Eilish. HUMBLE. to pierwszy z kilku obrazów, nad którymi pracował wspólnie z Kendrickiem Lamarem. K-Dot jest posiadaczem jednej z najwybitniejszych wideografii ever, co zmierzyć można choćby jedenastoma statuetkami MTV Video Music Award, więc w zasadzie trudno wyróżnić jeden z jego klipów jako ten najlepszy. Z najbardziej spektakularnym nie ma już jednak żadnego problemu. W 2017 roku Meyers i Lamar pokazali światu tak oszałamiający krótki metraż, jakby dokonali napadu na Muzea Watykańskie – czerpiąc garściami z mistrzów przepychu swoich czasów (Leonardo da Vinci, Paolo Sorrentino), ale też sięgając po rozmaite efekty specjalne czy wieloobiektową kamerę sferyczną. Złote, a skromne? Nigdy w życiu! Marek Fall
Lady Gaga feat. Beyoncé - Telephone
reż. Jonas Åkerlund, 2010, The Fame Monster
Klip do Telephone jest ważniejszy, niż nam się wydaje. Od początku swojej kariery Lady Gaga musiała użerać się z wytwórnią i stacjami muzycznymi o format jej teledysków. Oni oczekiwali w miarę konwencjonalnych, skrojonych czasowo pod playlisty obrazków, jej marzyły się monumentalne produkcje. Ale był już 2010 rok i kanały pokroju MTV traciły na rzecz demokratycznego YouTube'a, gdzie to widz wybierał, co chce oglądać. Tam 10-minutowy teledysk mógł pojawić się bez żadnego ale.
Efekt był taki, że Telephone w swoim czasie stał się jednym z najpopularniejszych wideoklipów w historii platformy. Gaga wraz z reżyserem Jonasem Åkerlundem upchnęli tam tyle klisz popkulturowych, że całość jest jak przejażdżka przez całe kino gatunkowe ostatniego półwiecza. A najlepsze, że - jak po latach wspominał Åkerlund - wszystko nakręcili w dwa dni. I przy błogosławieństwie Quentina Tarantino, z którym Gaga konsultowała się w sprawie wyglądu Pussy Wagonu. Pierwszy naprawdę istotny klip ery YouTube'a. Jacek Sobczyński
The Prodigy - Smack My Bitch Up
reż. Jonas Akerlund, 1997, The Fat Of The Land
Żadna rozgłośnia radiowa nie chce puścić tego kawałka. No więc zrobiliśmy taki klip, który do tego nie będzie mógł być wyświetlony przez żadną stację - cieszył się w 1997 roku lider The Prodigy Liam Howlett. I jak możecie się domyślić, mroczna fama zakazanego teledysku przyciągnęła do muzyki Brytyjczyków więcej postronnych obserwatorów niż gdyby wideo leciało sobie w prime time. W Polsce można było go złapać choćby na antenie nieistniejącej już stacji Tylko Muzyka, ale grubo po 22. Jak kiedyś udało mi się przypadkowo obejrzeć go za małolata, nie mogłem potem spać.
Dzisiaj pewnie odbiera się ten teledysk jak nieszkodliwe jasełka. Ale w latach 90. The Prodigy i reżyser Jonas Akerlund zostali zasypani oskarżeniami o promowanie przemocy, rozwiązłości, narkomanii i mizoginii. Za to ostatnie muzykom obrywało się nawet w rozglośniach; ci, którzy odważyli się puścić Smack My Bitch Up, zapowiadali go jako Smack, Ten utwór Prodigy, albo w ogóle nie mówili niczego. A przecież, jak słusznie zauważył Howlett, podobne numery można co weekend zaobserwować w dowolnym angielskim mieście. Choć może bez tego twistu na finał. Jacek Sobczyński
Young Thug - Wyclef Jean
reż. Pomp&Clout, 2017, Jeffery
Jeżeli Marina Abramović to artystka obecna, Young Thug jest artystą nieobecnym. Przynajmniej tak było na planie Wyclef Jean i o tym właśnie opowiada ten teledysk. Jak wynika z wywiadu udzielonego dziennikarzowi Rolling Stone’a przez Ryana Staake’a z Pomp&Clout – nie ma mowy o żadnej konfabulacji i Thugger rzeczywiście tego dnia nie pojawił się w robocie. Reżyser był zdołowany i w końcu zdecydował się na desperacki krok w postaci behind the scenes, kiedy przypomniał sobie o dokumencieHeart of Darkness, opowiadającym o kulisach pracy nad Czasem Apokalipsy. Za sprawą właśnie takiego zrządzenia losu wyszło mu konceptualne arcydzieło krótkiej formy z pogranicza What They Do The Roots i Taxloss Mansun, które Filip Kalinowski na naszych łamach zestawił z dokonaniami Terry’ego Gilliama i Charliego Kaufmana. I pomyśleć, że wedle pierwotnych planów Thugger miał po prostu spalić na wizji budżet klipu… Przecież mógłby puścić z dymem całą ciężarówkę dolarów, a nie zrobiłby takiego ognia jak Staake w finalnej wersji Wyclef Jean. Marek Fall
Foo Fighters - Everlong
reż. Michel Gondry, 1997, The Colour and the Shape
Fantastyczna jest historia z VH1 Storytellers o tym, jak Foo Fighters supportowali Boba Dylana. Jednego wieczora on zawołał do siebie Dave’a Grohla. Ubrany na czarno, stojąc w ciemnościach, zapytał: słuchaj, co to za piosenka, którą gracie - The only thing I'll ever ask of you, you've got to promise not to stop when I say when? Był zachwycony tym utworem i przyznał, że sam chciałby go wykonywać…
Ale nie o tym. Everlong stanowi jedno z emblematycznych dokonań Gondry’ego. Szczególnie godna uwagi jest tu satyryczna parafraza Martwego zła i fakt, że to prawdopodobnie jedyny produkt kultury, gdzie – typowe dla polskiego kabaretu – przebranie chłopa za babę wypadło godnie. Marek Fall
R.E.M. - Everybody Hurts
reż. Jake Scott, 1992, Automatic For The People
Może i wideo do Everybody Hurts nie wygrało najważniejszej nagrody podczas MTV Video Music Awards 1994 - tu ustąpili pola Cryin' Aerosmith - ale tworcy i zespół wyjechali z gali z aż czterema statuetkami w garściach, w tym za najlepszą reżyserię, montaż i zdjęcia. Zasłużenie, bo to wizualna poezja bez cienia przypału. W obrazku Jake'a Scotta przenika się masa emocji - samotność w tłumie, pewien rodzaj wyalienowania, nostalgia, smutek. To taki portret Amerykanina, który wraca po pracy do domu na przedmieściach, stoi w korku i myśli: k@#$a, czy to jest to, czego chciałem od życia? W dodatku Everybody Hurts jest też czytelnym follow-upem do Osiem i pół Federico Felliniego. I na poziomie odbioru jednym z bardziej chwytających za serce teledysków w tym zestawieniu. Jacek Sobczyński
The Pharcyde - Drop
reż. Spike Jonze, 1995, Labcabincalifornia
Wśród fanów rapu znani raczej powszechnie, wśród reszty słuchaczy funkcjonują jako ci od tego teledysku od tyłu. Samo nagranie klipu w ten sposób to już duża sztuka, ale co wy na to, że Pharcyde nauczyli się na potrzeby realizacji rapowania wspak?
Nie żartujemy. Może i budżet nie był zbyt wysoki, ale reżyserującemu klip Spike'owi Jonze (to nazwisko już pojawiało się i będzie jeszcze pojawiać w tym zestawieniu) udało się opłacić lekcje ze specjalistą od wymowy, który nauczył raperów przewinięcia ich zwrotek od tyłu. Efektem prościutki, ale surrealistyczny teledysk, do dziś uchodzący za jeden z najlepszych obrazków w historii rapu. Jacek Sobczyński
Jay-Z - 99 Problems
reż. Mark Romanek, 2004, The Black Album
Trzeci singiel z Czarnego albumu to wzorzec z Sevres dla zaprzęgania zadziornych gitar na potrzeby hip-hopu. Z podkładem stworzonym przez Ricka Rubina na bazie surowego riffu z utworu The Big Beat Billy’ego Squire’a potężnie rezonuje z klipem w reżyserii Marka Romanka. Pierwotnie ten teledysk miał zostać zrealizowany przez… Quentina Tarantino, ale podobno sam Rubin zarekomendował Shawnowi Carterowi, że powinien postawić na arcymistrza krótkiej formy, który wcześniej zrobił m.in. Are You Gonna Go My Way Lenny’ego Kravitza, Closer Nine Inch Nails i Scream Michaela i Janet Jacksonów. Dzięki korekcie decyzji powstała Kaplica Sykstyńska czarno-białego, ulicznego teledysku. Czy bez obrazka do 99 Problems w kolejnych latach mogły powstać takie wizualne majstersztyki jak Norf Norf Vince’a albo Alright Kendricka? Jak powiedziałby Tadeusz Sznuk – nie wiemy, choć się domyślamy. Marek Fall
Blur - Coffee&TV
reż. Hammer & Tongs, 1999, 13
Koniec lat dziewięćdziesiątych przyniósł zmierzch frakcji intelektualnej na britpopowym szczycie – za jaką uchodziło Blur w opozycji do robotniczego Oasis. Zanim jednak zespół uległ całkowitemu rozpadowi w okresie prac nad albumem Think Tank, we współpracy z Williamem Orbitem stworzył eksperymentalny krążek 13, w którego zawartości można dopatrywać się pewnych zapowiedzi przyszłych ruchów Damona Albarna pod szyldem Gorillaz. Na materiał nagrywany w 1998 roku cieniem rzuciło się rozstanie frontmana ze swoją wieloletnią partnerką, tarcia wywnętrz grupy, zmagania muzyków z uzależnieniem od heroiny czy alkoholu. I te niepokoje znajdują odbicie w kultowym klipie do Coffee And TV, chociaż jego bohaterem jest przecież… karton mleka, ożywiony przez duet Hammer & Tongs. Ta wzruszająca, słodko-gorzka opowieść została okrzyknięta jednym z najlepszych teledysków wszech czasów przez m.in. NME, Stylus i VH1. Nie pozostaje nic innego, jak dołączyć do tego ekskluzywnego klubu. Marek Fall
The White Stripes - Fell In Love With A Girl
reż. Michel Gondry, 2002, White Blood Cells
Przełom lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych w muzyce gitarowej stanął pod znakiem tzw. new rock revolution czy garage rock revival, a więc odarcia gatunku z inkrustacji i powrotu do korzeni. The White Stripes znajdowali się w awangardzie tego movementu, a ich album White Blood Cells – obok Is This It The Strokes – wyznaczył kierunek rozwoju niezależnego rock’n’rolla na kolejne lata. Właśnie z tego materiału pochodzi singiel Fell In Love With A Girl, do którego niezapomnianą Lego-animację przygotował - wspomniany już kilkukrotnie w tym rankingu - Michel Gondry.
Jak głosi legenda, stało się to przez przypadek! Otóż Jack White miał poprosić wytwórnię, żeby do współpracy nad teledyskiem zaangażować autora klipu Devils Haircut Becka. No i ktoś z labelu się pomylił i zamiast skaperować Marka Romanka, zatrudnił Gondry’ego. Zespół jednak przystał na to, ponieważ cenił obrazek do Deadweight, który Francuz zrobił… dla Becka. I wyszedł z tego całego ambarasu jeden z najlepszych fuck-upów w dziejach popkultury, spuentowany trzema nagrodami MTV Video Music Awards i wygraną w zestawieniu The Top 50 Music Videos of the 2000s Pitchforka. Marek Fall
Weezer - Buddy Holly
reż. Spike Jonze, 1994, Weezer
Jeszcze raz Spike Jonze i jeden z najlepszych pastiszy w historii muzyki. Klip do Buddy'ego Holly otwarcie czerpie ze stylistyki starych, amerykańskich sitcomów, robiąc szczególnie niski ukłon w kierunku serialu Happy Days; niektóre sceny z telewizyjnego tasiemca przenikają się z oryginalnym teledyskiem. Kalifornijski zespół naprawdę wygląda tu jak żywcem wyjęty z lat 50. Jest w nim wszystko, co mogłoby znaleźć się w takim programie, łącznie z śmiechem z offu - oczywiście na wyjątkowo suchych żartach! - i efektownie postarzoną taśmą.
Z Buddym Holly wiąże się niezła historia, bo szef wydającej Weezera wytwórni Geffen Records sprzedał klip bez wiedzy twórców... Billowi Gatesowi. I tak teledysk został dodany do oprogramowania Windows 95, trafiając do setek milionów, czy wręcz miliardów ludzi na całym świecie. Zespół wspominał, że początkowo byli na studio wściekli (zwłaszcza, że sami nie mieli wówczas komputerów z Windowsem 95, he, he), ale po latach zrozumieli, ile udało im się przez to zyskać. To tak, jakby w latach 90. istniał YouTube, ale znajdował się na nim tylko jeden teledysk. Nasz - opowiadał perkusista, Pat Wilson. Jacek Sobczyński
Daft Punk - Around The World
reż. Michel Gondry, 1997, Homework
Myślisz, że to tylko klip z poprzebieranymi ludźmi. A to jeden z najoryginalniejszych teledysków w historii muzyki! Bo pokazujący... właśnie muzykę, personifikując wszystkie jej elementy. Po kolei:
- cztery roboty symbolizują wokal
- czterej atleci to gitara basowa
- cztery pływaczki są klawiszami
- cztery kościotrupy - linie gitary
- cztery mumie symbolizują werble
Od tego teledysku reżyser Michel Gondry stał się specjalistą od układów choreograficznych w wideoklipach, co później pokazał choćby w Let Forever Be Chemical Brothers. To także drugi po Da Funk Spike'a Jonze klip promujący płytę Homework Daft Punk, który znalazł się w 50-tce, a przecież rozważaliśmy też Revolution 909. Jak widzicie - to były najlepsze czasy dla tego gatunku, a najwybitniejsi twórcy wideo i muzycy wzajemnie wymieniali się współpracami. Jacek Sobczyński
Johnny Cash - Hurt
reż. Mark Romanek, 2003, American IV: The Man Comes Around
W porównaniu z resztą teledysków zajmujących najwyższe miejsca naszego zestawienia, klip do Hurt jest wyjątkowo skromny. Na dobrą sprawę - nie dzieje się w nim nic. Ale siłę klipu Marka Romanka przybliża dopiero kontekst momentu, w którym powstał. Na początku 2003 roku Johnny Cash, ikona amerykańskiej muzyki rozrywkowej, zmagał się z poważnymi problemami zdrowotnymi. Czując, że zbliża się do kresu życia, Cash nagrał cover Hurt zespołu Nine Inch Nails, będący jego pożegnaniem z muzyką i fanami. I taką przedśmiertną spowiedzią jest też sam teledysk, łączący archiwalne nagrania z udziałem wokalisty oraz czasy obecne, gdy wiekowy już Johnny Cash siedzi we własnym domu, śpiewa Hurt i... rozlicza się z własnym, powoli kończącym się życiem.
Szczerze mówiąc, trudno przypomnieć sobie piękniejsze pożegnanie ze słuchaczami - może z wyjątkiem These Are The Days Of Our Lives Queen z wzruszającym tekstem I still love you na sam koniec utworu. Ale życie dopisało do Hurt smutną puentę. Kilka miesięcy po premierze piosenki zmarła żona Casha, która zresztą pojawia się w teledysku. Parę miesięcy po niej odszedł sam Cash. A jeszcze później spłonął jego dom, w którym kręcono klip. Jacek Sobczyński
Aphex Twin - Come To Daddy
reż. Chris Cunningham, 1997, Come To Daddy EP
W 2008 roku króciutki film Flex Chrisa Cunninghama pokazano na angielskiej wystawie Seduced: Art and Sex from Antiquity to Now obok dzieł Francisa Bacona, Gustawa Klimta, Rembrandta oraz Pabla Picassa. Nie było w historii teledysku momentu, w którym ten szufladkowany do tzw. sztuki niskiej gatunek tak mocno zaznaczył swoją przynależność do sztuki wysokiej. Ale wszyscy, którzy znali wcześniejsze dokonania Cunninghama dobrze wiedzieli, że to prawdopodobnie największy wizjoner w historii wideoklipu.
Come To Daddy jak w soczewce skupia trzy najbardziej emblematyczne dla reżysera cechy. Po pierwsze - kapitalny montaż, który w zasadzie buduje całą fabułę. Po drugie - zamiłowanie do cielesności. Po trzecie - satyrę na kulturę masową. Czym innym jest demon wychodzący z telewizora, czczony przez grono własnych, zdeformowanych wyznawców? Poza tym wszystkim Come To Daddy jest też kawałem absolutnie przerażającego horroru, którego poszczególne sceny mogą śnić się po nocach. Co ciekawe, na tym samym londyńskim osiedlu Stanley Kubrick kręcił kilkadziesiąt lat wcześniej Mechaniczną pomarańczę. Podobno obecność konkretnych miejsc w popkulturze jest niezłym wsparciem dla deweloperów, chcących sprzedać w tych okolicach domy czy mieszkania. Zdecydowanie to nie jest ten przypadek. Jacek Sobczyński
Björk - Bachelorette
reż. Michel Gondry, 1997, Homogenic
Słyszeliście kiedyś o efekcie Droste? Obraz ukazujący ten efekt zawiera... mniejszą wersję tego obrazu. A ta jeszcze mniejszą, i jeszcze mniejszą... Jeśli kiedykolwiek przeglądaliście się w lustrze przedziału TLK, wiecie, o czym mówimy.
Z tego efektu skorzystał też Michel Gondry, kręcąc Bachelorette. To teledysk mocno powiązany z poprzednimi klipami Björk, Isobel i Human Behaviour, w których wokalistka gra bohaterkę zamieszkałą w lesie. W Bachelorette wychodzi do miasta, pisze powieść, ta jest przeniesiona na deski teatru... Nie będziemy wam wiele więcej zdradzać, bo zaskoczenia - i fabularne, i wizualne - czają się na każdym kroku, całość zaś ogląda się jak surrealistyczną baśń, w której tak naprawdę nie wiadomo do końca, o co chodzi. Natomiast jest to tak piękne i pomysłowe, że do dziś, choć od premiery minęło ćwierć wieku, nie znajduje odpowiednika w świecie wideoklipu. Jacek Sobczyński
Kendrick Lamar - Alright
reż. Colin Tilley and The Little Homies, 2015, To Pimp A Butterfly
Koncept Alright przyszedł Lamarowi do głowy podczas podróży do Afryki Południowej, gdzie zetknął się z ogromnymi nierównościami społecznymi (Ci ludzie cierpią o wiele bardziej, niż mniejszości w Stanach - miał powiedzieć po powrocie). Stąd pomysł na otwarcie utworu wersami z Koloru purpury: Całe swoje życie musiałam walczyć. I stąd idea teledysku - mocno metaforycznego, ale i będącego ostrym komentarzem do sytuacji czarnych w Stanach Zjednoczonych. Jak najlepiej zinterpretować to, co dzieje się pomiędzy pierwszym wystrzałem z policyjnej broni a finałem, w którym Kendrick spada na ziemię z uśmiechem na ustach? Może jak w Enter The Void to rodzaj przelotu przez całe swoje życie, a co za tym idzie - przez życie czarnej społeczności, obserwując ją z punktu widzenia ulatującej duszy? A może Lamar jest tutaj głosem ludu, który w każdej chwili może zgasnąć? Nieistotne. Jest to muzyczna publicystyka, ale zrobiona z poetyckim zacięciem. I na absolutnie najwyższym poziomie. Jacek Sobczyński
Beck - Deadweight
reż. Michel Gondry, 1997, A Life Less Ordinary O.S.T.
W latach 90. żadna szanująca się premiera kinowa nie mogła istnieć bez promującego ją utworu oraz teledysku, zawierającego najciekawsze sceny z filmu. W 99% przypadków wyglądało to tak, że filmowe fragmenty były przebitkami pomiędzy ujęciami z grającym i śpiewającym wykonawcą. Ten 1% to właśnie Deadweight.
Wspominaliśmy już o tym, że Michel Gondry najlepiej czuje się w estetyce snu, zawieszenia pomiędzy światami rzeczywistym i nierzeczywistym. Tu francuski reżyser poszedł jeszcze dalej, budując dwa uniwersa na bazie paradoksów. Beck gra w teledysku jakiegoś anonimowego urzędnika, który właśnie wyjeżdża na wakacje. A skoro jego biurko znajduje się na plaży, to musi lecieć wypocząć do… biurowca, rozkładając leżak na samym środku open space’u. Logiczne, prawda? I z takich absurdów zbudowany jest cały teledysk. Kiedy w mieszkaniu głównego bohatera całe ściany pokrywają okleiny z fotkami, to w ramkach zamiast obrazków wiszą fragmenty tapety. Na ulicy ludzie niosą samochody na barkach, a Beck leży na ziemi, ciągnięty przez własny cień. Co lepsze, są też fragmenty filmu Życie mniej zwyczajne, z którego soundtracku pochodzi utwór. Ale Gondry wykorzystał je w podobnym klimacie, tworząc wspomnianą drugą rzeczywistość. Nie zdradzamy, o co chodzi; po prostu obejrzyjcie ten jeden z najbardziej pomysłowych klipów w historii muzyki. Jacek Sobczyński
Kanye West - Runaway
reż. Kanye West, 2010, My Beautiful Dark Twisted Fantasy
Niemożliwym wydaje się oceniać, czy przyszłe pokolenia spojrzą na ten film z uznaniem jak na arcydzieła pop-artu, czy wyśmieją go tak jak my, kiedy oglądamy choćby takie Dancing In The Street Davida Bowie i Micka Jaggera – deliberowaliśmy jeszcze niedawno. Ten bombastyczny projekt znosi jednak próbę czasu równie dobrze jak dokonania innego specjalisty od operowania estetyką kiczu – Dave’a Meyersa, po którego sięgają kolejne pokolenia artystów z Kendrickiem Lamarem i Travisem Scottem na czele. Główną inspiracją Westa podczas prac nad tym krótkim metrażem ilustrującym dziewięć utworów z My Beautiful Dark Twisted Fantasy miał być Stanley Kubrick, ale kosmiczny remiks mitu o Pigmalionie jest przede wszystkim czytelnym nawiązaniem do tradycji monumentalnych teledysków spod znaku The Wall Pink Floydów i Thrillera. Tylko, że Jacko miał żywe trupy, a Kanye – kobietę-feniksa i zespół baletowy. Marek Fall
Fatboy Slim - Weapon Of Choice
reż. Spike Jonze, 2001, Halfway Between The Gutter And The Stars
O takich jak Christopher Walken ładnie mówi się, że to aktorzy charakterystyczni. Ujmijmy to inaczej – Walken posiada twarz człowieka, który właśnie zleca komuś zabójstwo. A skoro to ostatnia osoba, którą podejrzewamy o umiejętność tanecznego pląsania na zawołania, nic dziwnego, że właśnie on był pierwszym wyborem Spike’a Jonze do teledysku Weapon Of Choice. No, może jeszcze Willem Dafoe mógłby się załapać.
Żarty na bok, bo Walken to profesjonalny tancerz, który wyszkolił tę umiejętność, grając za młodu w przedstawieniach teatralnych. Był już grubo po 50-tce, gdy poprosił Spike’a Jonze o pomoc w sfilmowaniu jego ruchów tanecznych. A Jonze od razu wpadł na pomysł, by zrobić z tego klip. Klip, składający się w całości z szalonych tańców Christophera Walkena po korytarzach opuszczonego hotelu Marriott w Los Angeles. Kolejny dowód na to, że teledysk to taka dziwna forma, która często nie potrzebuje scenariusza – ważny jest dobry koncept, odpowiednio efektowny montaż i idealne zespolenie z muzyką. W tym przypadku wystarczyło na sześć nagród MTV Video Music Awards i zdobycie pierwszego miejsca w rankingu najlepszych wideoklipów wszech czasów według stacji VH1. Jacek Sobczyński
The Smashing Pumpkins - Ava Adore
reż. Dom and Nic, 1998, Adore
Choć dla wielu może zabrzmieć to jak bluźnierstwo – był taki czas w połowie lat dziewięćdziesiątych, gdy Smashing Pumpkins wyrośli na najlepszy rockowy zespół świata. Kiedy większa część sceny alternatywnej skierowała się ku gitarowym atawizmom, Billy Corgan nie bał się progresywnych konstrukcji, patosu i skrajnych syntez, łącząc poniekąd w swojej twórczości gotyk z barokiem. Symbolem takiego podejścia na poziomie wizualnym jest teledysk do singla ze schyłkowego okresu grupy – Ava Adore, zrobiony w 1998 roku przez duet Dom and Nic, czyli nadwornych współpracowników The Chemical Brothers i autorów popularnej reklamy What Are You Getting Ready For Nike. Ich rozpasany obrazek z babilońską scenografią, przeskakiwaniem między niepokojącymi scenami i popisami ze slow oraz fast motion robi – sam w sobie – ogromne wrażenie, ale na koniec niesiemy dla was bombę – klip do Ava Adore to one shot. Dziękujemy, dobranoc. Marek Fall
Childish Gambino - This Is America
reż. Hiro Murai, 2018
Najważniejsi twórcy video, którzy debiutowali w latach dwutysięcznych? Kandydatura Hiro Muraiego narzuca się właściwie sama. Wśród dokonań japońskiego reżysera znajduje się większość odcinków Atlanty oraz teledyski Earla Sweatshirta (Chum, Hive, Grief), St. Vincent (Cheerleader), Flying Lotusa (Never Catch Me) czy właśnie Childisha Gambino. Współpracę z tym ostatnim Murai zwieńczył głośnym This Is America; społeczno-choreograficznym performansem udającym one-shot, pełnym komentarzy i odniesień do sytuacji w Stanach Zjednoczonych czasów napięć na tle rasowym, masowych strzelanin i pełzającej autokracji. To jest sztuka, która wali na łeb jak relacje z płonącego Minneapolis.
– Kiedy pierwszy raz obejrzeliśmy This Is America, w oczy uderzyła nas przede wszystkim naturalistyczna przemoc, ukazana na ekranie zupełnie beznamiętnie. I nie będziemy zgrywać cwaniaków, którzy od razu odkryli wszystkie nawiązania, jakie pojawiły się w tym klipie – tu potrzeba mieć dyplom z american studies, żeby zrobić to ot tak. Bo i jest to prawdopodobnie najsilniej metaforyczny teledysk w historii, video, które dziś – w erze hiperkonsumpcji – wybija się głośnym przekazem, klip absolutnie filmowy; gdyby był książką, na pewno wydałoby go wydawnictwo Czarne w swojej serii amerykańskiej – pisał Jacek w opisie wizualnego manifestu Glovera i Muraiego. Marek Fall
Radiohead - Karma Police
reż. Jonathan Glazer, 1997, OK Computer
Thom Yorke już dwadzieścia lat temu wyobraził sobie piekielne realia czasów Trumpa i cyfrową rzeczywistość – pisał Stuart Berman na łamach Pitchforka w rocznicę premiery OK Computer, zwracając uwagę na profetyczny charakter tamtego materiału. Radiohead zaczynali jako britpopowi przeciętniacy i potencjalni one-hit wonders, ale szybko wrzucili najwyższy bieg na ewolucyjnej autostradzie. Jonathan Glazer słusznie zauważył w jednym z wywiadów, że muzycy odnaleźli swoją artystyczną tożsamość na wysokości albumu The Bends z 1995 roku i utworu Street Spirit, kiedy po raz pierwszy zaangażowali go do współpracy, co było zresztą punktem zwrotnym także w jego karierze. Dwa lata później Radiohead nagrali być może najważniejszy zestaw piosenek lat dziewięćdziesiątych i ponownie zwrócili się do Glazera, który tym razem miał zilustrować dla nich Karma Police. Ciemna droga, uciekający mężczyzna, kamera z perspektywy kierowcy, wokalista na tylnym siedzeniu – napięcie zostało zbudowane do tego stopnia, że jest niemal fizycznie dotykalne, ale reżyser sądził, że poniósł porażkę i nie osiągnął zamierzonego celu dramatycznego. Cóż – mógł nie czuć się pewnie, skoro projekt został odrzucony wcześniej przez Marilyna Mansona. Ostatecznie brytyjski filmowiec zmienił jednak optykę po pracy nad obrazkiem do Rabbit in Your Headlights UNKLE, który tworzy razem z Karma Police swoisty dyptyk. Marek Fall
Aphex Twin - Windowlicker
reż. Chris Cunningham, 1999, Windowlicker EP
Nie tak dawno temu przeprowadzono badania, mające na celu wyłonić najbardziej wulgarny film w historii kina. Zwyciężył Wilk z Wall Street Martina Scorsese, gdzie podczas trzygodzinnej projekcji usłyszymy aż 715 przekleństw. Ale to i tak nic w porównaniu z Windowlickerem. Kontrowersje wzbudziły tu przede wszystkim cztery pierwsze minuty, wypełnione dialogiem przerysowanych gangusów z ulic Los Angeles – podczas 240 sekund mamy 127 wulgaryzmów, co stanowi plus minus jedno brzydkie słowo na dwie sekundy klipu. Na początku stacje muzyczne starały się pikać przekleństwa, ale kiedy zorientowano się, że efektem jest jedno wielkie piknięcie, wówczas nie patyczkowano się i po prostu zdjęto teledysk z playlist. Pamiętajmy, że był to koniec lat 90. – skoro Windowlickera nie można było obejrzeć na antenach stacji muzycznych, to nie można było obejrzeć go nigdzie.
Reżyser Chris Cunningham był zachwycony, bo właśnie o to mu chodziło. Gdy tylko usłyszałem utwór Richarda (Aphex Twina – przyp. red.), gdy poczułem, jak bardzo jest letni i słoneczny, pomyślałem – k***a, musimy zrobić to w tym stylu – wspominał po latach Cunningham. I stworzył kapitalną parodię rapowych teledysków, w którym modelki mają zdeformowane twarze Aphex Twina, a sam zainteresowany, stylizowany na Michaela Jacksona (za choreografię w klipie odpowiada Vince Paterson, autor układów tanecznych w Thrillerze), oblewa je szampanem, wożąc się przy tym limuzyną z 38 parami drzwi. Cunningham wyśmiał Windowlickerem maskulinistyczne, rapowe stereotypy. Koncept w lot chwycił też Aphex Twin, którego charakterystyczna, wykrzywiona twarz na zawsze weszła do historii popkultury. Na co dzień tak się nie krzywię – wyjaśniał w rozmowie z The Guardian muzyk. Kiedy widzisz ludzi w czasopismach to wiesz, że na co dzień nie są piękni, ale tam po prostu tak wyglądają. Więc wyglądanie brzydko to reakcja na ich dziwaczny, nierealny świat. Jacek Sobczyński
Michael Jackson - Thriller
reż. John Landis, 1983, Thriller
Trzeba wyjaśniać? Thriller jest dla teledysku tym, czym Ojciec chrzestny i Gwiezdne Wojny dla kina. Tak jak mafijna historia o rodzinie Corleone pokazała widzom, że kino artystyczne da się połączyć z kinem masowym, tak 13-minutowy teledysk Michaela Jacksona sprawił, że ludzie zaczęli odbierać wideoklipy jako poważne, regularne dzieła sztuki. I tak jak Gwiezdne Wojny dały początek filmowym blockbusterom, tak Thriller stał się najpopularniejszym teledyskiem w historii. Tylko w latach 80. sprzedano prawie milion kaset wideo z tym klipem. A przecież, jakby nie patrzeć, był to tylko materiał promujący album Thriller Michaela Jacksona. Wyszło tak, że płyta zeszła w nakładzie 66 milionów egzemplarzy na całym świecie - to wynik, którego już nikt nigdy nie pobije.
To nie jest żaden skansen, ale świetne, krótkometrażowe kino, łączące grozę z elementami przygodowymi, bardzo charakterystycznymi dla masowych produkcji filmowych z lat 80. Jasne, że dziś efekty specjalne byłyby po prostu lepsze, natomiast pamiętajmy - był to rok 1983. Czasy, w których na przeciętny teledysk, gdzie zazwyczaj występował śpiewający w studiu zespół, wydawano może kilka tysięcy dolarów. Tymczasem producent wykonawczy Walter Yetnikoff lekką ręką pchnął na Thriller prawie milion zielonych, zatrudniając do tego profesjonalnego reżysera filmowego Johna Landisa (to jego Amerykańskim wilkołakiem w Londynie zainspirował się Michael Jackson). To nie będzie trudne - masz po prostu tańczyć, śpiewać i wyglądać strasznie - poradził piosenkarzowi przed rozpoczęciem zdjęć manager Frank DiLeo. Udało się tak, że do dziś Thriller uchodzi za klip wszech czasów. Jacek Sobczyński
Beastie Boys - Sabotage
reż. Spike Jonze, 1994, Ill Communication
Bardzo długo zastanawialiśmy się, czy to nie powinno być miejsce pierwsze. Ostatecznie zaważył charakter klipu – jakkolwiek doskonały by nie był, Sabotage to jednak pastisz. Co prawda najlepszy, jaki kiedykolwiek nakręcono.
Idea sięgnięcia po klimat amerykańskich seriali policyjnych z lat 70. – z Kojakiem i Ulicami San Francisco na czele – siedziała w Jonzem i Beastie Boysach już kilka lat wcześniej, podczas ich pierwszego spotkania; Jonze był autorem sesji zdjęciowej Beasties do magazynu Dirt. Podczas zdjęć raperzy założyli peruki i przypałowe, sztuczne wąsy, a później okazało się, że i on, i oni są fanami Ulic San Francisco. Dlatego do zilustrowania pierwszego singla z Ill Communication zatrudnili właśnie jego. Klip, jak na warunki Hollywood, nakręcono niemal chałupniczo: bez pozwoleń (tak, wszystkie sceny były naprawdę zrealizowane na nielegalu), bez kaskaderów, za około 80 tysięcy dolarów. A przecież mówimy o czasach, w których rodzeństwo Jacksonów wypuszczało teledysk do Scream za 7 milionów! Być może więcej pieniędzy kosztowałby film pełnometrażowy na bazie wideo – Spike Jonze i Beastie Boys naprawdę myśleli o tym już po premierze i świetnym przyjęciu Sabotage. Filmu nie było, powstał za to komiks, który możecie przeczytać tutaj.
Czerpanie z amerykańskiej popkultury, oko do szczegółów, wielka erudycja, dowcip – to od zawsze cechowało i Jonze'a, i Beastie Boysów, dlatego jak już przecięły im się drogi, to wyszła z tego rzecz epokowa. Swoją drogą uwierzycie, że ten klip nakręcił 25-latek? Jacek Sobczyński
Björk - All Is Full Of Love
reż. Chris Cunningham, 1999, Homogenic
W mitologii skandynawskiej Ragnarök oznacza walkę pomiędzy olbrzymami a bogami, w wyniku której gwiazdy zgasną, Ziemię zaleje morze, nastanie ciemność, a z niej wyłoni się nowy świat. To właśnie ten mit był inspiracją dla piosenki All Is Full Of Love – Björk napisała ją na sam koniec prac nad albumem Homogenic, po długiej sesji nagraniowej w górach, zimą. Gdy płyta była już niemal ukończona, nastała wiosna, a Björk, czując, że idzie nowe, dodała na szybko jeszcze ten utwór, napisany w jeden dzień podczas spaceru.
Z Chrisem Cunninghamem nie pracowała jeszcze nigdy, ale doskonale znała jego teledyski. Na pierwsze spotkanie przyniosła chińską Kamasutrę. Nie wiem, jak to ma wyglądać, ale kiedy słucham All Is Full Of Love, widzę biel, czuję też, że jest to jakiś rodzaj nieba – miała powiedzieć Björk podczas rozmowy, dodając, że dobrze byłoby też dać coś o lodzie roztapianym przez miłość. Na drugie spotkanie Cunningham przyszedł z już rozrysowanym pomysłem. A sama Björk nie angażowała się ani na moment w produkcję teledysku, oglądając efekt już w takiej formie, jaką znamy.
Dlaczego akurat All Is Full Of Love to nasze miejsce pierwsze? Mamy wrażenie, że to jest ten moment, w którym teledysk wykroczył poza swoją konwencję poszerzania utworu o nowe wizualne obszary – tu czuć, jakby piosenka była elementem podrzędnym. To miłosne science-fiction jest czymś więcej, uniwersalną opowieścią o sile uczucia, a już tak zupełnie prosto – na płaszczyźnie emocjonalnej klip Cunninghama chwyta jak nic innego. Zresztą skoro All Is Full Of Love jako pierwszy teledysk w historii został częścią stałej ekspozycji w słynnym nowojorskim Museum Of Modern Art, to znaczy, że chyba z tą jedynką nie przestrzeliliśmy. Jacek Sobczyński