„Panowie, policzyliśmy ze sztabem, że do mistrzostw świata pozostało nam 13 pełnych treningów razem. I wiecie co? Musimy się w tym czasie nauczyć grać w piłkę” – mówił selekcjoner Czesław Michniewicz na odprawie po wstydliwej porażce 1:6 z Belgią. Reakcja była dość zadowalająca, bo w rewanżu defensywa nie przypominała tak mocno sera szwajcarskiego, a z Holandią kadra szczęśliwie ugrała remis. Po dwóch zgrupowaniach, sześciu meczach i przetestowaniu 33 piłkarzy możemy sporo powiedzieć o reprezentacji Czesława Michniewicza. Ameryki przed nami już nie odkryje, skoro przed nią tylko spotkania z Holandią oraz Walią, najpewniej sparing z Chile, a potem już gra o wszystko z Meksykiem na mistrzostwach świata.
To była błyskawiczna podróż emocjonalna od Belgii (1:6) do Belgii (0:1), po której możemy stwierdzić, że nie powinniśmy rzucać się z motyką na słońce. Na przestrzeni kilku dni poprawiliśmy nieco organizację w defensywie i byliśmy tam bardziej uporządkowani, ale tym samym zabraliśmy sobie sporo atutów z przodu, gdzie Robert Lewandowski mógłby ponarzekać na brak możliwości i serwisu.
Po ponad połowie Ligi Narodów na pewno lepiej wyglądają bilanse, niż sama gra, bo ugraliśmy 4 punkty na trudnych rywalach i jesteśmy blisko osiągnięcia wyjściowego celu, czyli utrzymania się w dywizji A. Do tego będzie potrzeba jeszcze nie przegrać z Walią we wrześniu. Na pewno te czerwcowe spotkania pozbawiły nas pewnych złudzeń w kontekście tego, co potrafimy zrobić z piłką i gdzie jesteśmy w europejskiej hierarchii. Jeśli będziemy urywać punkty najlepszym, to jedynie przy pełnej ofiarności i wielkiej przyjaźni ze szczęściem. Co jeszcze możemy powiedzieć po tych sześciu spotkaniach kadry pod wodzą Czesława Michniewicza?