W 2016 nasze podsumowanie wygrał Anderson .Paak, rok temu Vince Staples. A jak będzie teraz? Sprawdźcie 14-tkę, która naszym zdaniem najmocniej zarządziła w zagranicznym rapie i nie tylko.
14. 21 Savage - i am > i was
Ta płyta to sumienie wszystkich, którzy publikują swoje listy roku na początku grudnia. Wydany tydzień temu i am > i was jest zdecydowanie najdojrzalszym albumem Savage'a, wydawnictwem mocno introwertycznym i rozedrganym, ale i prezentującym go jako artystę stuprocentowo świadomego, łączącego stylowy trap z łagodnymi, bujającymi, chociaż i tak mrocznymi beatami. Najlepszy moment? Świetne rzeczy dzieją się pod koniec, zwłaszcza w oszczędnym letter 2 my mama albo nawiązującym do klasyke Ice Cube'a good day. Chociaż tak naprawdę to całość jest wyjątkowo mocna. Dajemy tak nisko tylko dlatego, że jeszcze się z tą płytą nie osłuchaliśmy. Jacek Sobczyński
13. Cardi B - Invasion Of Privacy
Debiutancki album raperki, która w przeciągu minionych 12 miesięcy równie niespodziewanie jak pewnie przejęła królewski tron niezbyt przezornie opuszczony na chwilę przez Nicki Minaj, w naszym zestawieniu 10 najlepszych rapowych płyt 2018 roku, które zostały nagrane przez kobiety trafił na miejsce drugie. Kiedy jednak zliczyliśmy głosy wszystkich osób współtworzących podsumowanie newonce, to właśnie on jako jedyny spośród albumów nagranych przez amerykańskie Mistrzynie Ceremonii załapał się do peletonu, podsumowując ten doprawdy historyczny rok w historii żeńskiego hip-hopu. Nie dość bowiem, że to jeden z bardziej nośnych i hitowych rapowych krążków wydanych w głównym nurcie, to jest on jeszcze… wkurwiony i bezkompromisowy. Snując swoje ociekające seksem i bogactwem bezkompromisowe opowiastki z drogi, jaką przebyła od zera do bohatera Cardi nieustannie balansuje pomiędzy popową przystępnością a uliczną hardością. Rozpiętość stylistyczna bitów, na których to robi - od twardego trapowego „Bartier Cardi”, po latynoską potupajkę w „I Like It” – pozwala jej natomiast bez większej spiny zdetronizować Nicki na pozycji raperki, którą w równym stopniu kochają rozgłośnie radiowe i osiedla - jak pisaliśmy we wspomnianym tekście. Filip Kalinowski
12. Ski Mask The Slump God - Beware The Book Of Eli
Komercyjny debiut Ski Maska Stokeley wypadł dość przeciętnie i był sporym zawodem, ale mixtape Beware The Book Of Eli to prawdziwy pokaz potencjału rapera. Psychodeliczne wersy kładzione na absurdalnie szalonych bitach, niecodzienne nawiązania, groźby topienia wrogów w rzece zagubionych dusz - ciężko nie wejść do tego oryginalnego świata i nie być pod wrażeniem. Ski Mask jest unikalny na tle swoich rówieśników, zarówno pod względem rodzaju adlibów (kompletnie poza kontrolą), jak i konstruowania tekstów. Siłą rapu jest jego zdolność do kreowania bardzo sugestywnych obrazów przy pomocy słów - czy to prawdy ulicy, czy osobistych przeżyć. Ski Mask The Slump God to psychodeliczny horror, od którego ciężko się oderwać. Paweł Klimczak
11. Mick Jenkins - Pieces Of A Man
Mick Jenkins to obecnie jedna z najbardziej unikalnych postaci na amerykańskiej scenie. W tekstach miesza miłość do THC z biblijnymi odniesieniami, a chwytliwe refreny z obserwacjami dotyczącymi współczesnych problemów społeczno-politycznych. Drugi pełnoprawny materiał artysty to wręcz perfekcyjna kombinacja conscious rapu, neo-soulu i jazzu. Pieces of a Man jest wypełnione ambitną i hipnotyczną warstwą muzyczną (na bitach m.in. Black Milk, Kaytranada, THEMpeople), świetnymi popisami wokalnymi (gospodarz żongluje szeptem, śpiewem, rapem, spoken word, etc.) i mocnymi featami (m.in. Ghostface Killah, Corinne Bailey Rae, BadBadNotGood). Tytuł płyty składa hołd debiutanckiemu wydawnictwu Gil Scott-Herona z 1971 roku o tym samym tytule. Raper jest na dobrej drodze, aby rozwinąć swoją karierę w podobnym kierunku, co legendarny soulowo-jazzowy poeta. Choć jak zauważył w swojej recenzji Rolling Stone: […] inteligencja oraz dedykacja Jenkinsa, może działać również na jego niekorzyść. Słuchanie za jednym posiedzeniem pełnoprawnego projektu artysty bywa męczące, a nie inspirujące - podobnie jak wykład ulubionego profesora, który nie potrafi skończyć. Na szczęście Pieces of a Man nie trzeba trawić na raz. Większość utworów broni się sama, więc warto ten inteligentny i pożyteczny wykład sobie dawkować, aby nie przegapić żadnej refleksji. Bartek Strowski
10. Brockhampton - iridescence
To kolejny z krążków, którym poświęciliśmy w tym roku na niuansie dłuższy tekst. I właściwie nie ma co się dziwić, że to właśnie te szerzej opisywane przez nas pozycje lądują później w finalnym podsumowaniu minionych 12 miesięcy, bo zawsze staramy się na bieżąco relacjonować, co ciekawego dzieje się na globalnej scenie rapowej. O ile bowiem spora część muzyki zawartej na - relacjonowanej wówczas przez nas na gorąco najnowszej pozycji w dyskografii Brockhampton - mogłaby trafić na którąś kolejną płytę Anti-Pop Consortium czy cLOUDDEAD (gdyby oczywiście ci pionierzy awangardowego rapu wciąż by coś nagrywali), to słowa, które kładą na nich reprezentanci tego multidyscyplinarnego kolektywu - do spółki z drogą, jaką przeszedł w międzyczasie rynek muzyczny - sprawiają, że te zwichnięte rytmy i melancholijne ballady mają stać się najprawdziwszymi popowymi hitami. I nawet jeśli czasem będziemy woleli odpalić sobie którąś z dużo bardziej młodzieńczych i chaotycznie wyluzowanych części „Saturation”, to „iridescence” zdaje się rozpoczynać najlepsze lata ich życia, nie tylko w buńczucznej tytułowej deklaracji, ale również i w pełnej wzlotów i upadków, nie takiej znowu kolorowej codzienności gwiazd, którymi stali się w przeciągu minionych kilkunastu miesięcy. Filip Kalinowski
9. Kali Uchis - Isolation
Tak brzmi współczesne Los Angeles: trochę brudne i chropawe, trochę zmysłowe, czasem mocno słoneczne, czasem przemykające się ciemnymi, zatęchłymi uliczkami, tętniące latynoskimi brzmieniami, rapem, czarnym soulem i popem dla białasów. Debiut Kali Uchis zaliczyła wymarzony, pytanie tylko, czy dalej będzie równie dobrze? E tam, o to już będziemy się martwić później. Na razie zapuśćcie sobie jeszcze raz Isolation, bo tak gęste, upalone r'n'b trafia się bardzo rzadko. Jacek Sobczyński
8. Denzel Curry - Ta1300
Czy właśnie obserwujemy szczyt formy Denzela Curry'ego? TA13OO to album w trzech aktach, a każdy z nich jest utrzymany w różnych odcieniach stylistycznych. Mroczne opowieści z ust co najmniej kilku alter ego Denzela potrafią zarówno mrozić krew w żyłach, jak i bawić. Wszystkie utwory są bardzo równe, co nie zdarzało się do tej pory w dyskografii Zeltrona, chwyta także przyjęta konwencja i konceptualne ułożenie numerów, które dobrze ze sobą współgrają. Wybranie najlepszych piosenek z tego projektu jest niezwykle trudne, ale najjaśniej błyszczą agresywne i braggowe SUMO, mizantropijne i introspektywne CLOUT COBAIN, czy w końcu doskonałe muzycznie i przyciągające swoją dziwnością VENGEANCE z gościnnym udziałem Peggy'ego i Zillakami. Jeżeli tak ma to dalej wyglądać, to nie możemy się doczekać jego kolejnego wydawnictwa. Kamil Szufladowicz
7. A$AP Rocky - TESTING
Kiedy płyta amerykańskiego, mainstreamowego MC zaczyna się dwudziestosekundowym basowym sprzęgiem, to wiedz, że coś się dzieje. I choć na polu łączenia elektroniki z rapem, eksperymentalnego zacięcia z nośną przystępnością i brytyjskich wpływów z zaoceanicznym sznytem w ostatnich latach dzieje się całkiem sporo, to i tak trzeci album Rocky’ego idealnie wręcz współbrzmi ze swoim tytułem. Rakim Mayers - jak naprawdę nazywa się lider A$AP Mob - przez całą jego długość testuje bowiem nowe rozwiązania, sprawdza się w nowych warunkach i zacieśnia więzi z intrygującymi, nieraz zaskakującymi współpracownikami (Dean Blunt!). I choć longplay, który wypreparował w trakcie tych badań wydaje się być raczej relacją z ich przebiegu, niż ich spójnym, przemyślanym rezultatem, który przed branżą muzyczną otwiera zupełnie nowe, nieznane wcześniej pola poszukiwań, to i tak wciąga on nas i ciekawi z każdym kolejnym odsłuchem jeszcze bardziej, a podobne podejście do dźwiękowej materii - szczególnie w przypadku gwiazd tego formatu - ogromnie szanujemy. Trip-hop bowiem musiał czekać blisko 20 lat na to aż ktoś odświeży jego formułę tak radykalnie i tak bardzo po swojemu - pisaliśmy 6 miesięcy temu w podsumowaniu 10 naszych ulubionych zagranicznych płyt pierwszej połowy 2018 roku. I zdania od tamtej pory nie zmieniliśmy. Ba, wraz z kolejnymi odsłuchami doceniliśmy ten krążek nieporównywalnie bardziej niż wtedy. Filip Kalinowski
6. JID - DiCaprio 2
Podpięty pod wytwórnię J. Cole’a młody raper to świetny kontrargument dla narzekających na to, że współczesny hip-hop to tylko pajace w kolorowych dreadach. Wielu widzi w nim spadkobiercę Kendricka - złośliwi przez dość podobny głos, reszta przez świetne teksty i kombinacje z flow. DiCaprio 2 to jego najrówniejszy projekt, pełen sprytnych i zabawnych linijek, na różnorodnych i wybornych bitach (szczególne wyróżnienie dla wariata o ksywce Christo). Niemal wszystkie featuringi coś wnoszą, co w 2018 roku jest raczej wyjątkiem niż normą, a pięć pierwszych utworów to najmocniejsze otwarcie rapowego albumu od dawna. JID zmienia flow płynnie jak skrzynię biegów, a kiedy leci w szybkim tempie, to nie jest to pustosłowie i czczy popis techniki - treść wciąż ma priorytet. Rap miał raczej dobry, choć dziwny rok i JID na luzie jest jednym z jego najjaśniejszych punktów. Paweł Klimczak
5. Kids See Ghosts - Kids See Ghosts
2018 był dla Kanye'ego niezwykle pracowity - wyprodukował cztery albumy, a na dwóch udzielił się w pełnym wymiarze jako raper. Choć solowe Ye nie jest majstersztykiem, a na liście naszych ulubionych albumów Westa znalazłoby się dość nisko, to collab z Kid Cudim jest niewątpliwie jedną z lepszych płyt mijającego roku. Gdy Migosi wydają album, na którym znalazły się 24 utwory, Kanye i jego GOOD Music stawiają na lakoniczną formę - po 7 tracków na każdym krążku. To ograniczenie na duet Kids See Ghosts zadziałało niczym prasa na kawał metalu - na zaledwie dwudziestoczterominutowym wydawnictwie raperzy upchali całe mnóstwo emocji; egzaltację, poczucie odosobnienia, depresję i gorzkawe refleksje. Kids See Ghosts to album, na którym nawet wyśmiewane GRRRAT-GAT-GAT-GAT-GAT Kanye'ego ma sens, a mruczący Kid Cudi zdejmuje człowieczą powłokę, by obcować z duchami przeszłości. Wspaniałe spotkanie rapu ze spirytualizmem! Kamil Szufladowicz
4. Blood Orange - Negro Swan
O demonach siedzących mu na karku nawet w letnie, duszne popołudnia opowiada za pomocą szerokiego wachlarza środków stylistycznych, w skład którego wchodzą chwytliwe soulowe melodie i szorstkie, eksperymentalne patenty soniczne, jazzowe synkopy i trapowe linie basu, rockowe riffy i ambientowe plamy dźwięku. (…) Nadziei szuka nieustanie balansując pomiędzy łatwo dostępnym, popowym światkiem, a nieco hermetycznym w swoim progresywnym myśleniu, awangardowym środowiskiem. I właśnie w tej równowadze drzemie największa siła Deva Hynesa, człowieka, który w tych trudnych - zarówno politycznie jak i artystycznie - czasach wyrasta na jeden z najważniejszych głosów pokolenia. Głos rozsądku, dialogu i otwartości. Głos smutku i nadziei. Głos, w którym zasłuchuje się szereg naszych ulubionych raperów, artystów i wszelkiej maści innych miejskich aktywistów - pisaliśmy kilka miesięcy w recenzji najnowszego albumu artysty ukrywającego się pod pseudonimem Blood Orange, krążka w swoim nieco mixtejpowym, pogmatwanym sznycie równie świetnego, jak dojmująco współczesnego. Czy to jedna z najważniejszych postaci współczesnej muzyki? Wiele na to wskazuje. Filip Kalinowski
3. Earl Sweatshirt - Some Rap Songs
Z Earlem Sweatshirtem nie działo się najlepiej. Po śmierci ojca, południowoafrykańskiego aktywisty i poety, zmagał się z depresją i stanami lękowymi, które zmusiły go m.in. do odwołania w ostatniej chwili koncertów w Wielkiej Brytanii. Po ponad trzech latach od czasu I Don't Like Shit, I Don't Go Outside powrócił jednak z niebytu we wspaniałym stylu. Jego Some Rap Songs to przejmujący i introspektywny materiał podany w formie, która wszystkim od razu skojarzyła się z Madvillain, ale przywodzi też na myśl eksperymenty cLOUDDEAD i odsyła do egzystencjalnej filozofii Jean-Paul Sartre’a. Ten materiał nie trwa nawet 25 minut i sprawia wrażenie szkicownika czy pliku roboczego, ale równocześnie jest przecież najbardziej emocjonalnym i autorskim podejściem do formatu płyty rapowej od wielu lat. Instant classic. Marek Fall
2. Travis Scott - ASTROWORLD
O tym jak bogatym, misternie zaaranżowanym i wielowymiarowym krążkiem jest najnowszy album La Flame’a pisaliśmy już w momencie jego premiery. Barokowa wręcz konstrukcja tego longplaya jest bodajże najlepszym przykładem współczesnego modelu nagrań, który przyjęli wielcy rapowi kuratorzy - tacy jak Kanye West, A$AP Rocky czy właśnie Travis Scott. I choć całego tego przepychu w tak krótkiej notce zawrzeć się po prostu nie da, to można go podsumować ostatnimi dwoma zdaniami ze wspomnianej recenzji. Bo choć Jacques Webster - jak naprawdę nazywa się ten producent i MC - rapu nigdy nie rewolucjonizował, to swoim trzecim albumem przyprawił go o zawrót głowy. Wstrząs, po którym znalazł się w ścisłej czołówce jego najważniejszych twórców. I gdy wybieraliśmy największego wygranego 2018 roku, został nim zarządca parku rozrywki ASTROWORLD. Filip Kalinowski
1. Pusha T - Daytona
Gdy forma albumu muzycznego powoli przegrywa nierówną walkę z tak lubianą przez serwisy streamingowe, koncepcją zbioru singli, Puszaty wydaje jeden z najbardziej spójnych albumów w historii rapu. Gdy raperzy prześcigają się w pogoni za najnowszymi rozwiązaniami i najmodniejszymi patentami produkcyjnymi, współtwórca sukcesu Clipse - przy wydatnej pomocy Kanye Westa - nagrywa krążek równie klasyczny, jak świeży. Gdy beefy toczą się głównie na twitterach i instastories, prezydent GOOD Music zamyka Drake’owi japę jednym trzyminutowym dissem, który przejdzie do historii hip-hopu jako jeden z najbardziej jadowitych numerów w jego historii. I choć bardziej hitowych, powszechnie znanych rapowych longplayów było w tym roku przynajmniej kilka, to lepszego nie było żadnego. Król bowiem aktualnie na scenie jest jeden - King Push. Co znalazło też odzwierciedlenie w głosach redakcji; tylko jeden z nas nie umieścił Daytony na pierwszym miejscu swojego prywatnego podsumowania. Filip Kalinowski