Na producencką płytę osiemdziesiątego ósmego podwórka czekają przynajmniej od momentu premiery synoskiego Orientu. Co bardziej rozeznani w środowisku diggerzy pamiętają starsze produkcje Jankowiaka, kiedy – jeszcze pod aliasem Etam(ski) – współpracował z Danym Tego z legendarnej Poemy Faktu, czy – nie tak wówczas dalekim od hiphopowej materii, jak dziś mogłoby się wydawać – Wojciechem Bąkowskim.
Przez ponad 15 lat studyjnej działalności, ten jeden z najbardziej osobnych producentów na polu krajowej muzyki bitowej, własnymi instrumentalami nie dzielił się przesadnie chętnie. Zrobił co prawda kilka remiksów dla Belmondziaka, Tonfy czy Pryksona i oddał pojedyncze bity Rosalie., Pezetowi, Jetlagzom i Tymkowi, ale w full-time beatmaker mode wpadł dopiero we współpracy z Włodkiem. Większość zwrotek tegoż generała stołecznej sceny mam zapisane w sercu i wykute na pamięć, a w nieustannie dialogującą z rapową formułą, wsobną poezję Piernikowskiego, wsiąkłem bez reszty, gdzieś na etapie jego solowego debiutu. Ale jakby się sprawdzili inni MC’s zatopieni w tym zbasowanym, nerwowym pulsie – z jakiego znany jest 88 – zastanawiałem się pewnie z osiemdziesiąt osiem razy. Nieraz też Przemasa o to podpytywałem i przez cały, długi i żmudny – bo… na MC długo czeka się – proces powstawania Rulety mocno mu kibicowałem.
Na kilka dni przed premierą tego imponującego rozmachem (i rozstrzałem stylistycznym zaproszonych gości) przedsięwzięcia przegadaliśmy całą jego tracklistę, numer po numerze, feat po feacie, sampel po samplu, cut po cucie. Oto historia Rulety opowiedziana słowami jej naczelnego krupiera, człowieka ukrywającego się pod numerycznym aliasem 1988.
1. Diamond Deep (feat. Onoe Caponoe, Rosalie.)
To jedyny anglojęzyczny numer na płycie i jest takim otwarciem – jak ktoś odpala Ruletę, to z czapy dostaje piosenkę w obcym języku. To, że nawija ją właśnie Onoe Caponoe nie jest przypadkiem, bo jaraliśmy się nim z Robertem jeszcze na etapie Synów – sporo go było na naszych playlistach i chyba zauważyła to nasza managerka, Magda Angulska. Napisała do niego, czy nie chciałby zagrać koncertu w Polsce i wysłała mu nasze rzeczy, którymi ponoć się zajarał. I jakoś niedługo potem Magda dzwoni z pytaniem, czy nie pocisnąłbym DJ seta przed jego koncertem w Pogłosie. No i oczywiście pocisnąłem. Tego wieczoru zakumplowaliśmy się nie tylko z nim, ale też z Milesem Darem, który był wtedy jego hajpmenem, ale również szanowanym raperem w szeregach 169 mafii. Tego dnia poznałem też chłopaków z Tonfy, których nagrywki puszczał mi wcześniej Kwazar. W ogóle był to legendarny występ – Wojtek Perczyński był didżejem Onoe, bo jego własny nie dojechał, po koncercie zrobił się cypherek w składzie: Onoe, Miles, Norman, Kierat i Bartuś 419. Zasiedzieliśmy się na backstage’u – ta noc była zajebista. Od tamtej pory coś tam sobie z Onoe pisaliśmy i wysyłaliśmy, a jak poczułem, że jest wajb, żeby coś wspólnie zrobić, to… zrobiliśmy. Na początku w tym numerze miał być sam Caponoe, ale jak dowiedziała się o tym Rosalie., z którą miałem nagrany inny numer na Ruletę, to się totalnie zajarała i spytała, czy nie chciałbym zrobić z tego duetu? No i jest duet, a tamten numer czeka na nasze dalsze ruchy. Ruleta z założenia miała być takim projektem, na którym spotykają się ludzie z zupełnie innych światów i choć finalnie się to trochę rozmyło, to udało się w tym konkretnym utworze. Wyszedł nam taki klimatyczny, romantyczny numer. Onoe napisał zajebisty tekst o miłości z perspektywy syreny, a całość ma taki spowolniony, soulowy klimat.
2. Ciągle stoję (feat. Gicik A’mane, Kosi)
Któregoś pięknego, słonecznego dnia wydzwonił mnie Kosiorek, że maluje na Służewcu, a że ja – jak jeszcze mieszkałem w Warszawie – miałem rzut kamieniem na Wyścigi, to wpadłem do nich. Siedzieliśmy tam sobie jeszcze z Karolem z Pogłosu dobre kilka godzin.
Kosi miał wtedy w swoim vanie skrzynki po owocach, w których przywiózł puszki, a na tych skrzynkach był bardzo malowniczy obrazek wiejskiej, włoskiej matrony z pomarańczami, a pod nim takim a la gotkiem wrzucony napis Ruleta.
Wszystko ciut baśniowe, a w środku… puchy Montana Hardcore. I wtedy to mi się tak wryło w banię, że album będzie miał tytuł Ruleta, a towarzyszący mu mixtejp – Ruleta Hardcore. I chyba wtedy mieliśmy już dogadany wspólny numer, i nawet bit wybrany, bo to, że na moim albumie będzie Kosi było pewne. Z początku myśleliśmy nawet o całym JWP/BC, ale Marcin zarzucił temat, że dawno nic z Fosterem nie nagrał i finalnie jest duet. Ja Gicika widziałem tylko raz w życiu, u Szweda, gdzie kończył swoją nagrywkę do jakiegoś numeru i się przecięliśmy na siema, a tu dostałem od niego kilka dziesięciominutowych wave’ów z tejkami, na których sprawdzał różne patenty. Mam całkiem dużo jego wersów, które tu nie weszły, ale może wjadą na mixtejp? Nucenie Kosiora w refrenie to jakieś ścinki z naszej sesji. Lubię taki model pracy, żeby głos traktować jak sampel i gdzieś te wokale wcinać w bity, próbkować je z acapelli, czasami nawet z YouTube’a zripowanych; takie zabiegi lo-fi wrzucone w bardziej jakościowy sound naprawdę zajebiście działają. To na maksa buduje klimat.
3. FUBU (feat. Żyto, Hałastra, DJ Zeten)
Od jakiegoś czasu chciałem zrobić coś z Hałastrą, a że zaprosili mnie na swój projekt (który jeszcze nie wyszedł), to stwierdziłem, że zrobimy barterek i wpadną do mnie. Niektórzy zarzucają im PRO8L3Mowowść, ja uważam, że się z tego wykręcili. Dwóch kolesi, którzy nie pokazują twarzy i mają taki uliczny styl, więc ludzie się od razu odpalili, a wystarczy ich chwilę posłuchać, żeby skumać, że to zupełnie inny lot i własny świat wykreowany od zera – taki sznyt Kotliny Mazowieckiej. Mega mnie wciąga ich gra słowna. Drugim takim osiedlowym słowotwórcą jest dla mnie Żyto, więc doszedłem do wniosku, że trzeba ich połączyć. Bo choć przez lata wydawało mi się, że Żytniak odwiesił swoje rapowanie na kołek, to nagle wyszła płyta z NOONem, a my się przecięliśmy przy okazji filmu, do którego ja zrobiłem muzę, a on pisał teksty. Gadka, gadka, aż się w końcu przybiliśmy na to, że robimy. To od niego wyszedł pomysł na FUBU i już następnego dnia, po tym jak wszystko ustaliliśmy, zadzwonił do mnie z pytaniem, gdzie będziemy nagrywać. Złapaliśmy się z chłopakami w studiu, wszystko dogadaliśmy i jest numer, do którego cuty zrobił DJ Zeten, któremu oddałem wszystkie operacje gramofonowe na Rulecie. Podoba mi się to, że jest trochę takich ulicznych wątków na mojej płycie, bo w sumie nie spodziewałem się tego, a tak finalnie wyszło. Zajebiście, bo przecież rap jest z ulicy.
4. Zapomniany bruk (feat. Miły ATZ, Sydoz, DJ Zeten)
Celowo wrzuciłem ten numer po FUBU, bo to poniekąd dwie perspektywy widzenia ulicy. U Hałastry i Żyta jest bardziej harcore’owo i poniekąd też z wyboru, a u chłopaków tak… podwórkowo i chyba ciut z przymusu. Wiem, że Sydoz ma trochę za uszami, ale takie są śląskie realia. A ATZ to bardziej taki skejcik, który po prostu wychował się w Gnieźnie, które w tamtych latach na pewno nie rozpieszczało. Właściwie każdy z nas to przeżył, każdy coś tam na ośce widział – niektórzy weszli w to głębiej, inni zapomnieli – to takie nasze generacyjne DNA. Jak ja miałem trzynaście lat, to starsi koledzy powychodzili z więzień i, oprócz mojego kuzyna, to oni mnie w ogromnym stopniu wciągnęli w rap. Był taki koleżka u mnie na osiedlu, co w szerokich spodniach z bałałajką chodził i cały czas freestyle’ował – Kot się nazywał. A że moja sąsiadka się z nim bujała, to też trochę czasu razem spędziliśmy. To jest taka ulica, którą każdy z nas trochę liznął – zwykłe podwórkowe życie. I choć tutaj chłopaki nie mówią żadnych szczególnie odkrywczych rzeczy, to bardzo szczerze i też nieco poetycko ugryźli ten temat, który polski rap mieli właściwie od dnia zerowego. O tym natomiast, że to nie jest żaden kryminalny półświatek, chyba najlepiej świadczą cuty DJ-a Zetena, który z początku przygotował ścinki z Ćpaj Stajlu. Ale one były zbyt hardcore’owe na to, o czym mówią tu chłopaki. Pewnie lepiej pasowałyby do FUBU – tu jest zwykła, podwórkowa codzienność.
5. Nie mam czasu (feat. Mati Szert, Cichoń)
Cichonia widywałem często w Def Jamie. Zresztą Filip, który tam pracował, kilka razy podsyłał mi jego tracki. Podoba mi się stylówka – widać, że jest mocno zajarany Earlem Sweatshirtem. Może tego nie słychać w jego nagrywkach, bo w singlach trochę lawiruje, ale jest osobną postacią na młodej scenie. Nie jest jednym z tych koleżków, którzy chcą zrobić kolejny hit czy banger, tylko ma swoje wewnętrzne przekminki i sporo luzu – dużo abstrakcyjnych przemyśleń, a jednocześnie jakąś taką przystępność – czaisz o co mu chodzi. Natomiast z Matim Szertem spotkaliśmy się na Hip-Hop Awards we Wrocławiu. Podbił tam do mnie Rahim i spędziliśmy trochę czasu. Obok niego stał taki chłopaczek w czapeczce i okularkach, którego po chwili rozpoznałem, bo on – podobnie jak Sydoz – jest z Bump12 od Barto Katta i jak wrzucił kiedyś swój singiel to się mocno zajarałem. Mega szybko nawijający małolacik na ciężkim bicie, do tego ciemny, mroczny klip, no i… dojebane, spropsowałem i od początku chciałem go wciągnąć na ten krążek, choć to finalnie był ostatni numer, który zrobiłem na Ruletę.
Pierwsza część jest bardziej newschoolowa, a druga cięższa, staroszkolna; pomiędzy nimi takie progresywne przejście z bitu na bit. Może nie jest to typowy banger, ale ma fajną konstrukcję. Lubię też tę ich przekminkę o czasie – to, że obaj są mega młodzi, a nawiajają o tym, że nie mają czasu i muszą nakurwiać. Bo tak to teraz wygląda – młodziaki muszą się pokazać z jak najlepszej strony i jak najwięcej dla siebie wyszarpać.
Wątek studia Def Jamu jest w kontekście Rulety na maksa ważny, bo miałem je do dyspozycji za darmo, kiedy chciałem i na ile chciałem. Siedzieliśmy tam z ludźmi godzinami, nikt nam w niczym nie przeszkadzał i w zasadzie większość utworów powstała właśnie tam – może niekoniecznie same bity, ale rozkminy wokół kawałków, wspólne posiadówy i palenie petów przed budynkiem. Tam są trzy pomieszczenia i właściwie zawsze była super atmosfera – non stop przewijali się jacyś ludzie i nieraz się zdarzało, że ktoś spontanicznie podbijał i dawaj, wbijaj na moją płytę, albo kurde, ale bicior, może bym się dograł? Bardzo doceniam to, że wtedy mieszkałem w Warszawie i mogłem spędzić w Def Jamie trochę czasu, bo wytworzyło się tam naturalnie takie małe community i niekiedy bywało naprawdę grubo. I chyba dlatego wprowadzono tam w końcu jakiś rygor i zasady BHP, czemu się zupełnie nie dziwię, bo sam widziałem odgryzioną główkę od mikrofonu, a ATZ to chyba tam w ogóle mieszkał, jak się do Warszawy przeprowadził; zawsze go tam widywałem.
6. Złote dzieci (feat. Ras, Gedz)
Z Gedzem mieszkamy w Gdyni, całkiem niedaleko siebie, więc któregoś dnia podbiłem do niego, jak sąsiad do sąsiada. Połaziliśmy po okolicy, pogadaliśmy o życiu, no i dawaj, robimy numer. Zastanawialiśmy się, kto jeszcze mógłby się do niego dograć i jak usłyszałem na ostatnim krążku Barto Katta gościnkę Rasa, to doszedłem do wniosku, że właśnie Arek byłby najlepszy. Nigdy nie byłem fanem Rasmentalismu – inteligentnie to było napisane, ale takie raczej imprezowe, nie mój klimat, ale Rasa od lat bardzo szanowałem. Polubiliśmy się też przy okazji pracy w newonce.radio i jakichś innych aktywności. Gedz się zajarał pomysłem, więc spotkaliśmy się wszyscy w studiu – nagraliśmy refren i jedną zwrotkę, później Kuba jeszcze dopracował swoją i tu warto wspomnieć, że jest to koprodukcja z Gedzem. Bit jest mój, ale kilka zabiegów w aranżu i różne dodatki to już Gedz. Przez co ten numer się trochę wyróżnia i jest ciut bardziej taki… bangerowaty. Ale też wpisuje się w kontekst płyty. Nie jest klubowym pustakiem, jest o czymś, może nawet czymś więcej niż czymś, bo jest o Polsce. A wystarczy przecież zerknąć na memy, które Ras codziennie wrzuca na stories, żeby skumać, że Arek całym sobą żyje w Polsce i Polską.
7. Bilet (feat. Włodi, Hades, Siwers)
To chyba najbardziej oczywiste współprace na całej Rulecie. Włodek – z wiadomych względów – był jedną z pierwszych osób, które zaprosiłem na płytę, a z Hadesem nie raz się przecinaliśmy i z Kosim działamy w trio jako Strata. Najmniej spodziewany w tym zestawieniu jest na pewno Siwers, ale od dawna chciałem coś z nim zrobić. A że nie ma na albumie całego JWP/BC, to wpadłem na pomysł, żeby się dograł do Biletu. Decydującym czynnikiem były ich głosy – zwłaszcza Hadesa i Siwersa, choć Włodi też potrafi nisko polecieć. Wszyscy się lubią, więc nie było żadnego problemu. Bit natomiast jest ciut bardziej klasyczny niż w tych sześciu poprzednich numerach, ale też nieco inny niż te, które zrobiłem na W/88. Od samego początku wiedziałem, że nie chcę na Rulecie takich samych patentów, jak na płycie z Włodkiem i choć niektóre pierwsze szkice były nieco zbliżone, to wszystkie wylądowały w szufladzie. Jest tu więc ten boombapowy sznycik, ale wpisujący się w ogólny klimat krążka. Cały numer zresztą powstał na bazie sampla z… YouTube’a – jego kręgosłupem jest fragment acapelli Notoriousa, przez którą przebijały się dźwięki werbli i hi-hatów – przebitki z jego słuchawek i to charakterystyczne ah, przy pomocy którego rozkręcał się przed wejściem na bit. Tę zeszkloną, cyfrowo wyczyszczoną próbkę, przepuściłem przez moje przestery i inne analogowe graty, żeby nabrała trochę takiej taśmowości, a później zbudowałem na niej bit – cały oparty jest na groovie perkusji z acapelli zripowanej z YouTube’a oraz melodii zagranych na syntezatorach.
Cały numer zresztą powstał na bazie sampla z… YouTube’a – jego kręgosłupem jest fragment acapelli Notoriousa, przez którą przebijały się dźwięki werbli i hi-hatów – przebitki z jego słuchawek i to charakterystyczne ah, przy pomocy którego rozkręcał się przed wejściem na bit.
8. Lot przez miasto (feat. Berson, Wilku, DJ Zeten)
Kilka miesięcy temu wyczaiłem, że Berson jarał się Hemp Gru, jak zresztą większość innych ulicznych raperów. Ale jak gadałem z nim o Moleście, to mówił, że Skandalu za bardzo nie zna. Tu widać różnicę pokoleń – to, że HG było jednak dla tej młodszej generacji ważniejsze, a że Wilku był od dawna w planach, to doszedłem do wniosku, że mógłbym ich połączyć… tylko, żeby znów coś w tym namieszać. Skoro więc Berson zwykle nagrywa na trapach albo drillach, to tu musiało być klasycznie. Inspiracją dla tego bitu był 28.09.97 – taka bujanka lewo-prawo, na której wydaje mi się, że Wilku najlepiej siedzi. I okazuje się, że to jest niespodziewany faworyt na płycie – większość osób, które już ją słyszały mówi, że jakaś moc z tego bije, większa nawet niż z tych bardziej hitowych numerów. Bo Berson – wiadomo – charyzmatyczny, agresywny, wręcz bangerowy w swoim głosie, a do tego Wilku ze swoim charakterystycznym sznytem opowiadacza i tymi pojedynczymi, nietypowymi zbitkami słów, które na długo zostają w pamięci. Mój ulubiony wers to ten, że nad jeziorkiem palę ogień, pieczemy kiełbasę; jak to słyszę to zawsze się uśmiecham i myślę, że tylko Wilku mógł coś takiego nawinąć. Ciekawy jest też to, że właściwie cała zwrotka Bersona jest o jaraniu, a Wilku, jak ją dostał, to akurat tydzień wcześniej… przestał palić. Bo z tego, co mi opowiadał Włodi, Wilku od zawsze robił sobie przerwy i choć jara całe życie, to spokojnie potrafi sobie tego na kilka miesięcy odmówić i regularnie to robi od lat. U obu jest więc spacer po Warszawie i gastro. A jak Wilku ugryzł temat trawki to sobie wszyscy sprawdzicie. Ja zawsze po tym numerze robię się głodny i chętnie opierdoliłbym tego Efesa, o którym jest wzmianka.
9. Game Over (feat. m-eve)
To pierwszy tekst, jaki ta osoba napisała i pierwszy numer, jaki nagrała. I… tylko tyle mogę na razie powiedzieć. Na pewno będziemy jeszcze działać, bo się po prostu jaram tą współpracą. Ona ma bardzo duże możliwości wokalne, dużą zajawkę i bardzo małe doświadczenie; właściwie nie ma żadnego doświadczenia, oprócz kilku lat szkoły teatralnej. Jeśli jednak to jest pierwszy tekst, który napisała i pierwszy kawałek, jaki nagrała, to… niech lepiej ocenią to inni, bo ja mam do niego za duży stosunek emocjonalny. I dlatego znalazł się na płycie. Może to nieco ryzykowne zagranie z mojej strony, ale doszedłem do wniosku, że to dobry początek większej współpracy. Kawałek ma taki mocno pływający sznyt, a jednocześnie jego aranż jest cięty i dużo się w nim dzieje. To numer, który przełamuje album na pół – na początku jest numer anglojęzyczny, później pojawiają się uliczne, rapowe wjazdy, a tu nagle zadziewa się magia.
Komentarze 0