350 trylionów przychodu i 200% na Rotten Tomatoes. Jak „Morbius” niechcący strollował świat

Zobacz również:„Jackass” powraca! Pierwszy trailer nowego filmu to czyste szaleństwo
Morbius
Morbius / Sony Pictures Entertainment

It’s Morbin time – zawtórowało chórowi internautów Sony Pictures Entertainement. Popkulturowy behemot skuszony memiczną popularnością Morbiusa po dwóch miesiącach od premiery postanowił z powrotem wpuścić do kin niesławny film z Jaredem Leto. I oczywiście bardzo srogo się przeliczył. Co tu się stało? Spróbujemy zrekonstruować.

„Morbius” otrzymał 23-minutowe owacje na stojąco na Festiwalu Filmowym w Cannes – można było wyczytać na sprytnie zmontowanym wideo, które jakiś czas temu viralowo rozchodziło się po Instagramie i TikToku. Na nagraniu elegancko ubrana publiczność faktycznie rytmicznie klaszcze w dłonie przed ekranem wyświetlającym planszę z jednego z goręcej opisywanych filmów tego roku. I o dziwo, były osoby, które naprawdę uwierzyły w rzekomy awangardowy powab superbohaterskiego flopa z Jaredem Leto w roli głównej. To jednak tylko część nieformalnego memicznego prądu, który ostatecznie wystrychnął na dudka jedno z czołowych studiów produkcyjnych.

Faktycznie, od ponad dwóch miesięcy w sieci ludzie tłumnie naigrywają się z Morbiusa. Krótko po niezbyt zadowalającym debiucie w amerykańskim box office, zaczęły się pojawiać grafiki stawiające dzieło Daniela Espinozy na pierwszym miejscu sprzedażowej listy wszech czasów z wynikiem 350 trylionów dolarów. Fatalne w większości recenzje stały się z kolei przyczynkiem do fotomontaży twierdzących, że Morbius może się pochwalić, faktycznie imponującym, 200-procentowym atestem na Rotten Tomatoes. W rzeczywistości na chwilę obecną ma on tylko marne 17% pozytywnych ocen.

It’s Morbin time – nawiązująca do wezwania Power Rangers fraza – stało się z kolei catchphrasem niesłusznie przypisywanym tytułowemu bohaterowi filmu oraz podstawą większości memów dotyczących dzieła. Morbowanie (oryg. morbin) to z kolei jedna z popularniejszych obecnie internetowych aktywności.

Czy jednak to wszystko tylko ironiczne przeinaczanie faktu, że Morbius nie jest zbyt dobry? Wydaje się, że czynników, które do tego doprowadziły jest o wiele więcej. Żeby to rozjaśnić, trzeba jednak nakreślić odpowiedni kontekst. Otóż na chwilę obecną Disney, a co za tym idzie – Marvel, nie jest w posiadaniu praw do wszystkich wykreowanych przez dekady komiksowych franczyz. Część z nich, w ramach różnych machinacji związanych z chudszymi latami rozsławionej przez Stana Lee i Jacka Kirby’ego marki, trafiła w ręce rozmaitych kupców. X-Meni i Fantastyczna Czwórka przez długi czas byli w posiadaniu 21st Century Fox i zjednoczyli się ze swoją liczną rodziną dopiero w 2019 roku, gdy Disney wchłonął multimedialną korporację. Prawa do wizerunku Spider-Mana oraz postaci, które zrodziły się w zeszytach zdobionych jego pseudonimem, są z kolei od 1999 roku własnością Sony, które zdążyło zekranizować przygody Człowieka-pająka w ramach dwóch różnych serii (w pierwszej dekadzie XXI wieku obsadzając w roli Toby’ego McGuire’a, a kilka lat później przekazując strój Andrew Garfieldowi). Zakończona niedawno trylogia, w której w Petera Parkera wciela się Tom Holland, jest z kolei wynikiem kooperacji Sony z Marvelem. Ci pierwsi, po kiepskim przyjęciu Niesamowitego Spider-Mana 2, poddali się i postanowili przekazać postać w sprawniejsze ręce.

Ten ruch nie oznaczał jednak, że SPE zamierza zupełnie rozstać się z zakupionymi prawie ćwierć wieku temu prawami. Firma postanowiła wydoić posiadane przez siebie atuty i wykreować własne uniwersum na bazie drugo- i trzecioplanowych postaci ze Spider-Mana. Efektem stały się dwa filmy o Venomie z Tomem Hardym w roli głównej. Morbius, opowiadający historię wiodącego tragiczny żywot wampira Michaela Morbiusa, to trzecia odsłona tzw. Sony’s Spider-Man Universe (czyli SSU). W planach są także pełne metraże o Kravenie Łowcy, Madame Web i El Muerto. Sony chwyta się więc wszelkich siedzących na swojej ławce postaci, by tylko spróbować posurfować na trendzie multiwersów. Niektórzy wytykają nawet firmie, że robi wszystko by ogrzać się w blasku Marvel Cinematic Universe, a nawet wprowadzić w błąd mniej zorientowanych widzów, którzy mogą nie wiedzieć, że dany film jest ledwie spokrewniony z hitową sagą o Avengersach.

Do czego prowadzi to całkiem długie objaśnienie? Żądne dolarów Sony nie zamierza na razie pozbywać się praw do Człowieka-pająka (m.in. dlatego, że same filmy o Spider-Manie robione niemal w całości przez Marvela to potężny zastrzyk środków), trzyma w szachu wiele postaci z tej serii i w większości marnuje ich potencjał niezbyt dobrymi lub wręcz złymi (jak Morbius właśnie) filmami. To z kolei może rodzić gniew fanów, którzy dużo chętniej zobaczyliby rzeczonych herosów i złoczyńców w towarzystwie znanych już twarzy i w rękach zręcznych scenarzystów oraz mogących zaszaleć reżyserów. Dotychczasowe kreacje SSU to jednak dość płaskie, bazujące na jednowymiarowym mroku kartonowe imitacje marvelowskich pierwowzorów.

Śmianie się z Morbiusa jest więc śmianiem się z butów marki Abibas. Za ważny czynnik w kolektywnej śmiechawie trzeba też uznać udział Jareda Leto w całym przedsięwzięciu. Aktor oraz muzyk jest wprawdzie zdobywcą Oscara, ale pojawiające się w mediach coraz częściej doniesienia o jego dziwnych, osobistych praktykach, przedziwna interpretacja Jokera w Suicide Squad oraz powracające cały czas informacje o wcieleniowych metodach aktorskich nadały mu sporo memicznego potencjału.

Ten postironiczny cyber-bullying ma więc wielowarstwowe, emocjonalne podłoże. Jego trollerskie efekty przeszło jednak najśmielsze oczekiwania. Najpierw naciął się Tyrese Gibson, wcielający się w filmie w Simona Strouda, który na swoim Instagramie zrepostował rzekomy cytat z Martina Scorsese twierdzącego, że komiksowe ekranizacje nie uchodziły w jego oczach za pełnoprawne kino dopóki nie zobaczył Morbiusa. W ostatni weekend haczyk połknęło z kolei samo Sony Pictures Entertainment. Wzmożone morbowanie przełożyło się na wzrost zainteresowania ich najnowszą premierą. Dystrybutor postanowił więc, że po dwóch miesiącach, w obliczu niezbyt okazałych przychodów (nieco ponad 160 milionów dolarów przy ponad 80 milionowym budżecie), Morbius trafi znów do ponad tysiąca kin w USA. Efekt? 85 tysięcy dolarów pierwszego dnia po powrocie. Sobota i niedziela nie przyniosły wcale dużo lepszych wyników. Sony dało się więc skompromitować na własne życzenie, wierząc, że memy przełożą się na chęć wydania pieniędzy w celu weryfikacji różnych sądów na temat Morbiusa – filmu, który nie jest nawet spektakularnie zły. Jest zwyczajnie słaby.

Czy to już apogeum morbingu? Cóż, jak dobrze wiemy z różnych źródeł, wampiry potrafią żyć wiecznie.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
W muzycznym świecie szuka ciekawych dźwięków, ale też wyróżniających się idei – niezależnie od gatunku. Bo najważniejszy jest dla niego ludzki aspekt sztuki. Zajmuje się także kulturą internetu i zajawkami, które można określić jako nerdowskie. Wcześniej jego teksty publikowały m.in. „Aktivist”, „K Mag”, Poptown czy „Art & Business”.
Komentarze 0