Trenerzy personalni powiedzieliby, że dobre życie polega na nieustannym wychodzeniu ze strefy komfortu. Nie wierzymy trenerom, ale wierzymy raperom. A ci tutaj robią muzykę tak daleką od wiodącego nurtu, że przyciągającą jak mało co.
2013 rok zmienił w hip-hopie postrzeganie tego, co akceptowalne. Płaskie, proste i nieangażujące brzmienie z roku na rok zacznie tracić na wartości – na rzecz bardziej surowego. Regres? Nigdy. Kultury nie sposób odbierać w tak zero-jedynkowy sposób, a powiedzenie o niej, że zmierza w gorszą stronę, jest sporym nadużyciem.
Dlaczego akurat 2013 rok? Jeden z najpopularniejszych raperów wszech czasów wydał album, którego nikt się nie spodziewał. Album przesterowany praktycznie od początku do końca. Album, którego teoretycznie nie dało się słuchać – mnóstwo w nim dysharmonii i nieprzyjemnych dźwięków. Yeezus obił się szerokim echem w muzycznym świecie, a jego spuścizna widoczna jest w rapie do dzisiaj.
Bez Yeezusa eksperymentalny hip-hop dziś prawdopodobnie nie święciłby tak dużych sukcesów. Umówmy się – nadal nie piszę się w mediach głównego nurtu peanów na temat Death Grips, ale popularność eksperymentatorów rośnie. Rośnie także ich wpływ na to, czego słuchamy w mainstreamie. To w końcu oni biorą na siebie pierwsze oceny, żeby naśladowcy mogli uszczknąć dla siebie tylko to, co spodobało się masom najbardziej. Pora oddać im hołd.
To pochodzące z Sacramento trio przez 10 lat działalności stało się grupą tastemakerów i buntowników angażowanych w… kampanie promocyjne Burberry z Kendall Jenner. Swoim piosenkom nadają tytuły pokroju You Might Think He Loves You for Your Money but I Know What He Really Loves You for It's Your Brand New Leopard Skin Pillbox Hat (tak, to jeden numer). A przy okazji łączą rap z laptopową elektroniką i industrialem. I pewnie nie obrażą się, jeśli ktoś ich bunt nazwie obliczonym. Evan Oppenheimer w 2019 roku posługując się danymi, wybrał najbardziej agresywną piosenkę Death Grips. Wynik? Giving Bad People Good Ideas z albumu Bottomless Pit.
Jonathan Snipes i William Hutson byli ziomalami z akademika, którzy dla zabawy brali na warsztat rapowe hity, a następnie remiksowali je na noise i industrialną elektronikę. Później dołączył do nich rapujący aktor Daveed Diggs, a ich muzyka zaczęła nabierać konkretnych cech. Używanie przypadkowych dźwięków rodem z musique concrète, horrorcore’owe zacięcie i operowanie elementem zaskoczenia w prawie każdym numerze - to cechy charakterystyczne dla clipping. To już nie ekstremum agresji, jak w przypadku Death Grips, a nieco bardziej stonowany projekt, który nie boi się eksperymentów, a w tle przygrywają osiemset ósemki i klasyczne, hip-hopowe beaty. 23 września premierę ma ich nowy album Visions of Bodies Being Burned, więc trzymajcie rękę na pulsie, bo może stanowczo przyspieszyć.
Od czasu Death Grips nie było na eksperymentalnej scenie ksywy, która doczekała się tak dobrych recenzji z praktycznie każdej strony. Nie ma w Stanach odważniejszego muzyka niż JPEGMAFIA. Na pewno nie takiego, który dałby radę swoje chore koncepcje wyegzekwować na albumie tak skrzętnie. Muzyka, nie rapera – autor jest producentem, kompozytorem, wykonawcą i tekściarzem wszystkich tracków na All My Heroes Are Cornballs w jednym – pisaliśmy przy okazji premiery jego ostatniej płyty. Porównania do MC Ride’a przychodzą do głowy już po odsłuchania pierwszego kawałka Peggy’ego, jednak on sam nie lubi być przyrównywany do rapera z DG. I rzeczywiście – zagłębiając się dalej w jego twórczość, różnice zaczynają być coraz bardziej ewidentne. Wachlarz możliwości stylistycznych tego człowieka-orkiestry jest zdecydowanie szerszy: potrafi zrobić zarówno przekrzyczane, agresywne wałki (Baby I’m Bleeding), jak i spokojne, wręcz balladowe numery spokojnym głosem (living single). Jeśli mielibyśmy wskazać Biblię eksperymentalnego rapu drugiej połowy XXI wieku (ekhm, szukamy wydawcy), to bez wątpienia dwoma pierwszymi przykazaniami byłyby Veteran i All My Heroes Are Cornballs. W końcu jeden z użytkowników YouTube nazwał numery Peggy’ego dobrą chrześcijańską muzyką, do której można budować lego. Okeeeeej...
Właściciel i pracownik sklepu rapują, a kontuzjowany pływak odpowiada za produkcję. Brzmi trochę jak skład reprezentacji San Marino, a tymczasem mówimy o autorach jednej z ciekawszych płyt tego roku – zaczynaliśmy w 2019 roku tekst o tercecie z Arizony. Injury Reserve wzięło się w zasadzie znikąd, ale szybko zyskało poważaną pozycję w eksperymentalnym uniwersum. Zawdzięczają to swojej niesztampowej (jak na niesztampową scenę) produkcji: minimalizm ogrywany pauzami, ciszą i powtykanymi tu i ówdzie niepasującymi dźwiękami. Niedawno odwiedzili też Polskę na swoim pierwszym koncercie po wydaniu debiutanckiego Injury Reserve. Niestety losy zespołu są dziś niewiadome – pod koniec czerwca 2020 roku zginął Jordan Groggs, jeden z dwóch raperów w tercecie. Od tamtego momentu, oprócz gościnnych występów u Aminé czy Dos Monos, pozostali członkowie nie zdradzili swoich planów.
Jeśli Death Grips to połączenie rapu z death metalem, a JPEGMAFIA crossuje rapsy z muzyką elektroniczną, to Ho99o9 (wym. Horror) powinniśmy nazwać hardcore-death-punk-rapem. Dziennikarz Guardiana Daniel Dylan Wray opisywał swoje pierwsze spotkanie z duetem z New Jersey: moim pierwszym doświadczeniem z Ho99o9 było zobaczenie ich na żywo w niesławnym berlińskim klubie Berghain. […] Jedynym nagim ciałem, jakie zobaczyłem w tamtym tygodniu, było to należące do Eaddy’ego z Ho99o9. Rozebrał się, zostawiając tylko skarpetki, po czym rzucił się w tłum, ociekając potem i prześlizgując się przez wszystkie osoby, o które się obijał, by paść na ziemię. Został tam, powyginany, do końca setu, wydzierając się do mikrofonu… Ho99o9 to czysta energia, surowa agresja i industrialne połączenie mocnego i wrzaskliwego punka z hip-hopem. A zresztą bez sensu opisywać styl takich wariatów, bo i tak to się nie uda. Proponujemy sprawdzić ich najnowszy mixtape Blurr.