Napisać, że 2020 rok nikogo nie rozpieszczał, to nie napisać nic. Wynika z niego jednak specyficzna atmosfera, która… sprzyjała tworzeniu melancholijnej muzyki.
Dobrze być jesieniarą czy jesieniarzem. Zakopanie się pod ciepłym kocem w towarzystwie ulubionego serialu brzmi jak plan na wieczór. Ale gdyby tak…
…zamienić seriale i filmy na melancholijne albumy? Okoliczności, w których ich słuchamy, zawsze są ważne. Wyobrażacie sobie puszczenie Culture Migosów na pierwszej, romantycznej randce? No dobra, może i ta decyzja zależy od kontekstu spotkania, ale większość będzie celowała raczej w Barry’ego White’a. Warto mieć w odwodzie kilka smętnych i pasujących do jesiennej aury płyt, dzięki którym zatopienie się w pieleszach stanie się przyjemniejsze. My wskazujemy te świeże.
Najdojrzalsze wydawnictwo Millera, które melancholijne jest z definicji. A to, że jest krążkiem pośmiertnym, tylko tę melancholię potęguje. Miller otwarcie mówi tam o swoich uczuciach, często negatywnych, finalnie album prowadzi jednak do zupełnie innej konstatacji: nawet w najmroczniejszych momentach możemy odnaleźć szczęście i ukojenie. Wystarczy spojrzeć w głąb siebie i zacząć rozumieć emocje, które nami targają. To dobry plan na jesień.
Najstarszy album w zestawieniu, bo pochodzący z listopada 2019 roku. Pamiętamy pierwszy odsłuch, co to były za ciary! Nie bez powodu wiele serwisów muzycznych uznało Magdalene za najlepszy album 2019 roku. Co będziemy wyjaśniać, wszystko opisaliśmy już w naszej zeszłorocznej recenzji Magdalene, którą znajdziecie pod tym linkiem.
Pisząc o FKA Twigs nie sposób nie wspomnieć o podobnej stylistycznie Sevdalizie, która niedawno podzieliła się swoim hipnotyzującym Shabrang. Nie lubimy uprzedzać faktów, ale ten album to pewniaczek w naszych końcoworocznych podsumowaniach muzycznych. Sevdaliza czyni czarne gusła w anturażu preapokaliptycznego folkloru, zostawiając konkurencję daleko w tyle, jeśli chodzi o ten rok – pisał Marek Fall, recenzując krążek. O ile porównanie Sevdalizy do FKA Twigs jest uzasadnione gatunkowo i artystycznie, o tyle zestawianie tych albumów pod względem poziomu melancholii byłoby nadużyciem. Shabrang uderza w nieco inne struny, oferując głęboko emocjonalną jazdę. Nieco więcej światła na kontekst albumu wokalistka rzuciła jednym z instagramowych postów, w których opisała swoje problemy. Kiedy miałam 19 lat, w moim życiu pojawiły się chroniczny ból i zmęczenie. Stały się przewodnim aspektem mojego dorosłego życia i wpłynęły na wszystkie życiowe decyzje. W latach, w których stawałam się Sevdalizą, ból przybierał ekstremalne formy – zaczynała opowieść o chorobie i procesie terapeutycznym, w który bezpośrednio była zaangażowana muzyka. Słuchamy i wierzymy.
To chyba najbardziej nienewonce’owa propozycja w zestawieniu. Jesień niejedno ma oblicze – podobnie zresztą jak melancholia, dlatego Mutable Set będzie odpowiednią pozycją dla tych, którzy wspomnianą melancholię niekoniecznie kojarzą ze smutkiem. To po prostu piękny, akustyczny indie rock, chwalony przez Erica Claptona - a to już chodzące legenda, więc swoje o dobrych nagraniach wie. Sam Blake dobrze odnajduje się w smutach; przedtem był producentem m.in. Perfume Geniusa. Delikatna gitara, kojący wokal i mamy to.
Jeśli przy Mutable Set pisaliśmy o wielu obliczach melancholii, to w przypadku græ musielibyśmy jeszcze bardziej rozszerzyć definicję tego słowa. Wszystko przez to, że najnowszy album Kalifornijczyka ma w sobie spokój, wściekłość, miłość, nienawiść, chill i humor jednocześnie. Mega eklektyczna sprawa; Sumney zaprosił do współpracy cały wachlarz producentów i kompozytorów, pośród których znajdziemy chociażby Thundercata, Jill Scott, Jamesa Blake’a czy Daniela Lopatina. I ten dziwny falset, który nadaje albumowi jeszcze mocniejszego pierwiastka weirdo. Ale tu to akurat komplement.