Najnowszy krążek pierwszego sadysty krajowej sceny rap jest jak kolejny odcinek Hellraisera. Niby nie robi takiego wrażenia jak pierwszy, niby większość chwytów dobrze już znamy, jednak każda następna odsłona krwawej jatki sprawi miłośnikom takich rozrywek sporo przyjemności.
I choć Mutylatora - co oczywiste - nie należy puszczać w żłobkach czy przedszkolach, na chrzcinach, komuniach czy pogrzebach, a także na zakrystiach (choć kto wie), czy w biurach poselskich konserwatystów, to jest jeszcze kilka innych miejsc, w których takie numery jak Anatomiczny teatr, Butterfly czy Ballada o lekkim zabarwieniu gastronomicznym mogą wzbudzić nie do końca oczekiwane reakcje. Bo choć my, kiedy słyszymy po raz wtóry rzadko w polskim języku wykorzystywane słowo oskórowanie, uśmiechamy się pod nosem, to niektórym w takim wypadku zupełnie może nie być do śmiechu.
