Niektórzy utalentowani newcomerzy zdobyli już należną im pozycję, inni – choć coraz mocniej się wyświetlają – dopiero o nią walczą. I w tym roku powinno im się wszystko udać.
Lata dziesiąte, które wywindowały na szczyt choćby Quebonafide czy Taco Hemingwaya, już za nami. Do kogo przede wszystkim będą należeć dwudzieste – na razie trudno przewidzieć, bo nadal stoimy u ich progu. Pobawmy się we wróżbitów i przyjrzyjmy się 2020.
Są na polskiej scenie młodzi goście, którzy sporo zyskali w 2019 i dlatego mogą z nadzieją spoglądać w przyszłość. Wszyscy różni od siebie pod względem stylistycznym, wszyscy ze skillami, które pozwalają, by za moment stać się filarami sceny.
Gdy polscy nawijacze zbyt mocno zainspirują się nie tyle USA, ile tą czy tamtą częścią Europy, na światło dzienne wychodzą kalkowane potworki, na które wypada spuścić zasłonę milczenia. Szczęśliwie jest w naszym środowisku Kabe, który – dzięki wychowaniu we Francji – robi zupełnie niepolskie tracki, prezentując świeże spojrzenie na coraz bardziej kliszowe trapy. Tegoroczny Albinos może sprawić, że urodzony w 2000 roku zawodnik pójdzie ze swoim niewątpliwym street credem w mainstreamy.
Do pewnego momentu mogło się wydawać, że Miły, choć niewątpliwie kumaty muzycznie i utalentowany, pozostanie w niszy. I będzie nawijał w ramach Mordor Muzik kawałki eksplorujące niezrozumiane przez polskich słuchaczy brytyjskie brzmienia. Kuluarowy konflikt między członkami ekipy dał jednak raperowi z Gniezna drugi oddech, poszerzając zarazem jego arsenał – teraz nie tylko wyspiarskie jazdy, ale też klasyki i luzackie kompozycje, mentalnie pozostające w ekosystemie UNDY. Tak, to może być jedna z najbarwniejszych stylistycznie karier tego dziesięciolecia.
W naszej recenzji 47playground narzekaliśmy, że linijki Okiego, choć poskładane jak należy, nie zawierają zbyt wiele sensownych i błyskotliwych treści – ale hej, nadal mówimy o jednym z najmocniejszych graczy, jacy pojawili u nas w ostatnich latach. Tylko ktoś, komu słoń nadepnął na ucho, mógłby kwestionować dwa atuty, które są wyznacznikami stylu lubinianina. Pierwszą jest skill na majku dużo powyżej średniej krajowej, zaś druga to wyczucie w doborze podkładów i środków wyrazu. Jeśli młodzik przyłoży się w przyszłości do lyricsów, to zyska niemożliwą (na ten moment) do oszacowania siłę rażenia.
Poszukiwania najprzyjemniejszej płyty roku w nadwiślańskim rapie można spokojnie skończyć, gdy przypomni się Audioportret Mięthy. Takich albumów już u nas (prawie) nie robią – tak pisaliśmy na początku tego roku, podsumowując płytowo minione 12 miesięcy. Skip jest ewenementem w skali całego kraju; zakochać w nim mogą się nie tylko sieroty po klasycznych czasach Otsochodzi (choć bohater tego tekstu pisze zdecydowanie ciekawsze barsy), ale też wszyscy ci, którzy chcą dostać treść łączącą proste przyjemności i poważne rozkminki na soczystych, pełnych podkładach, które nie brzmią jak kolejna zabawa paczką. Chyba czas na płytę, którą wyprodukuje Soulpete, co?
Kiedy na rynku wypatrzy i zakontraktuje cię taka postać jak wspomniany wcześniej Quebonafide, możesz być pewien, że tempo wzrostu twojej kariery może nagle stać się szalone. Szymi Szyms otrzymał szansę, na którą rzeczywiście zasługiwał – dzięki rzetelnemu, mającemu własny kolor nawijaniu nastukał już po kilka milionów odsłon pod swoimi kawałkami na YouTube, więc naturalnym krokiem jest puszczenie materiału pod hajpowanym szyldem. Nie mamy żadnych wątpliwości: gdy nówka-sztuka wydawana w QueQuality spełni oczekiwania, będzie o tym raperze bardzo, bardzo głośno.