
Ilekroć ktoś utyskuje na to, że nie ma w Polsce raperek, których nawijkę warto znać, zwykle z początku zżymamy się na to szowinistyczne podejście, a dopiero później zastanawiamy się nad tym, że naprawdę… nie ma ich za wiele.
I choć powody takiego stanu rzeczy są dobrym tematem na felieton, to jednak jest kilka kobiet, które z mikrofonem radzą sobie lepiej niż niejeden samozwańczy mistrz ceremonii. Oto one:
Aha
Aśka Tyszkiewicz to jedna z pierwszych rodzimych raperek, które słyszeliśmy - i do dziś jedna z naszych ulubionych. Od lat Ahy można posłuchać już tylko w radiu Szczecin, gdzie od 1995 roku prowadzi WuDoo - najprawdopodobniej najdłużej istniejącą hip-hopową audycję w polskim eterze. Ale jej wejście z drugiego albumu eSeNUZet wciąż potrafimy wyrecytować z pamięci. Wyprodukowany przez O$kę bodajże najlepiej znany numer szczecińskiego składu, w którym swoje pierwsze kroki stawiał Sobota, był klasycznym bragga, ale miał niepodrabialny klimat, który zaskarbił mu fanów w całej - wówczas mocno lokalnie podzielonej - Polsce. Z kolei jego drum’n’bassowy remix autorstwa Electric Rudeboyz przeszedł do historii naginania ram tego, czym nadwiślański (nadodrzański?) rap być może - lub czym będzie. A że Aha pojawiała się już wcześniej na Wspólnej scenie, Znasz zasady czy pierwszej produkcji Volta, to nie mogło jej zabraknąć w podobnym zestawieniu. Bo i poza tym wszystkim Aśka jest spoko.
Lilu
Od lat zgrabnie balansująca na obrzeżach soulu, rapu i raggamuffinu łódzka wokalistka, kompozytorka i skrzypaczka to od ponad dekady jedna z głównych pretendentek do tytułu królowej polskiej sceny hip-hopowej. I choć wydała ona w międzyczasie już kilka albumów i udzielała się na takich ponadgatunkowych projektach jak Morowe Panny czy Panny Wyklęte, to my wciąż najbardziej lubimy ją z czasów, gdy trzymała się z blisko z całym rodzimym podziemiem - od Szybkiego Szmalu po Dinal. Wyjątkowo natomiast zapadł nam w pamięci ten ciut tandetny, ale jednak chwytliwy i nagrany z przymrużeniem oka duet ze Smarkiem na bicie polskiego Scotta Storcha, czyli… Mroza. Bo o ile podobnych komentarzy pod adresem innych dziewcząt każdego weekendu wysłuchujemy na pęczki, to rzadko są one równie zabawne i podawane z takim luzem i flow.
Rena
Na amerykańskim podwórku zawsze bardziej się jaraliśmy twardymi laskami pokroju Rah Digga czy Lady of Rage niż pozytywnie zakręconymi fruziami pokroju Monie Love, czy… Fergie. Dlatego długie lata czekaliśmy na pojawienie się na naszym krajowym rynku pierwszej hardej, bezkompromisowej raperki wyrosłej na betonowym gruncie któregoś polskiego osiedla. Kiedy zobaczyliśmy po raz pierwszy klip do numeru Dzielnia, Rena od razu zdobyła nasz respekt i nawet nie jesteśmy w stanie zliczyć, ile razy musieliśmy się wykłócać z kimś o to, że nie jest ona żadnym internetowym memem, ale raperką z krwi i kości. Ma flow, emocje w głosie i charyzmę niepozwalającą jej zginąć nawet w tak barwnej i nieobliczalnej załodze, jak reprezentacja Stopro. I choć od czasów Dzielni wciąż jaramy się częściej jej pojedynczymi zwrotkami niż całymi numerami - o albumach już nie wspominając - to wciąż liczymy na to, że jeszcze pokaże wszystkim prawilniakom, że ulica nie bez kozery ma rodzaj żeński.
Ryfa Ri
Są tacy MC’s, których pomimo imponujących umiejętności techniczno-wokalnych nie chce nam się słuchać nawet przez jeden numer, a są też tacy, którzy nie będąc mistrzami słownej ekwilibrystyki i nie mając zjawiskowego głosu, potrafią przykuć naszą uwagę na całe płyty czy wręcz kariery. Czasami to kwestia gustów, czasami bajery, a czasami… identyfikacji. Sami nie zawsze potrafimy to przyszpilić, ale jesteśmy pewni, że do drugiego z tych typów należy urodzona w Szczecinie, a zamieszkała w Warszawie tancerka i raperka Ryfa Ri. Ta powiązana z Diil Gangiem, dziarska baba ma bowiem w sobie mnóstwo tego czystego, trueschoolowego hip-hopu i bumelanckiego luzu charakterystycznego dla takich raperów jak Kuba Knap czy MADA (z którymi zresztą się blisko trzyma) i potrafi to świetnie ograć na bicie.
WdoWa
Pierwsza polska raperka, która wydała legalną solówkę (i druga w tym zestawieniu mocna kandydatka do miana jej wysokości tegoż środowiska) też niestety nasze ulubione tracki i wersy ma już chyba za sobą. Ostatnimi czasy coraz rzadziej chwytającą za mikrofon warszawską MC najbardziej bowiem lubimy z czasów, gdy jechała chamsko z resztą Szybkiego Szmalu na bangerach od Szoguna. Czy nagrywała w tym czasie solowe tracki na Braggacadabrę, czy wspólnie ze swoją szaloną familią lała benzynę na bity, WdoWa miotała panczami, pluła jadem na celnie sobie upatrzone ofiary mody i pozostawała przy tym wszystkim bardzo… kobieca. Nigdy nie czerpała wzorców z amerykańskiej sceny, nie nazywała się dziwką i choć często bywała niegrzeczna, to wciąż pozostawała silna i zbyt dobra, by porównywać ją tylko z raperkami.