Hip-hopowe środowisko jest zdominowane przez mężczyzn, ale na tym poletku feminizm znajduje dla siebie coraz więcej miejsca.
Nie było w amerykańskiej muzyce momentu, w którym to właśnie raperki przejmują pałeczkę, stając się centrum uwagi słuchaczy i rynku muzycznego. I bijąc przy tym na głowę największe nazwiska przemysłu na listach przebojów czy fonograficznych galach. Nie było aż do teraz.
W lutym na ceremonii rozdania nagród Grammy kategorię Best Rap Album wygrała Cardi B swoim debiutem Invasion of Privacy. Był to historyczny moment, bo nigdy wcześniej taka sztuka żadnej kobiecie się nie udała. Oczywiście nie obyło się bez narzekań i krytyki - i o ile taką, wedle której były lepsze albumy potrafimy zrozumieć, o tyle krytykowania samej Cardi za jej osobowość, przeszłość i treść muzyki już nie. Invasion of Privacy kipi nieskrępowaną niczym seksualnością, stawia kobiecość na pozycji płci, która w absolutnie żadnym względzie nie jest gorsza od przeciwnej. To zawsze silna, niezależna laska. Zawsze wie, czego chce, nie boi się mówić tego, co myśli, nie boi się także krytyki. And I'm quick, cut a nigga off, so don't get comfortable - nawija w Bodak Yellow, a podobnych tekstów możemy znaleźć u Cardi całą masę.
Jednymi z ważniejszych i jednocześnie najbardziej eksponowanych kwestii zmierzających ku feministycznej frywolności (w dobrym tego słowa znaczeniu) są cielesność i seksualność. Kipiące seksem teledyski z nieskrępowanymi, czasem nawet wyuzdanymi bohaterkami to coś, do czego raperki zdążyły nas już przyzwyczaić. Dziarskie, buńczuczne laski bez skrupułów akcentują swoje nieco frywolne, ale przemyślane i świadome podejście do własnego ciała, a także do tego, co zamierzają z nim robić. To ważny głos, a przedstawicielek takiego stylu jest coraz więcej. One robią to najlepiej.
O Megan pisaliśmy na początku roku, gdy jej zasięgi nie były jeszcze tak gigantyczne, jak dziś. To pierwsza raperka w historii, która zasiliła szeregi wytwórni 300 Entertainment, której członkami są m.in. Rejjie Snow, Young Thug czy Famous Dex. Bohaterki jej teledysków, jak i ona sama, są uosobieniem idei akceptacji, wolności seksualnej i kobiecej siły. I'ma make him wait for the pussy / Hit it, then he big ole skeet (Baow, baow, baow) / Feet on the bed / I'll fuck him up in the head / Suck it then look in his eyes / Then the next day I might leave him on read - to wersy z numeru Big Ole Freak, gdzie Megan uświadamia słuchaczom, iż doskonale wie, że jest seksowna, a co za tym idzie - świadoma swoich wyborów łóżkowych. To ona gra rolę przejmującej inicjatywę, to ona bawi się uczuciami. You go, girl!
I’d rather not compromise who I am for the rap image - powiedziała Rico w jednym z wywiadów. To właśnie jej prawdziwość i bezkompromisowość złożyła się na jej sukces od początków kariery w 2014 roku. Z nią nie ma żartów. Jest bezsprzecznie silną i niezależną kobietą, która wie, czego oczekuje od życia - i to dostaje. Komentarze, takie jak ten: This pisses me off cause if she was a guy she would be the hottest thing right now smh nie są żadną nowością pod jej numerami na Youtube. Niezależność, brak skrępowania, bezkompromisowość - to cechy, które dziś są w cenie.
They be asking me questions 'bout how I got so fly / I just do what I do, babe I don’t even try - nawija Kari w niezwykle klimatycznym tracku Supplier. Jej muzyka, w przeciwieństwie do dwóch poprzednich raperek, jest raczej spokojna i nieco bardziej... dystyngowana i estetyczna. Czerpanie garściami z życia, wiara w siebie i indywidualizm to bodaj najczęściej pojawiające się motywy w jej trackach. Biorąc pod uwagę, że jest jeszcze stosunkowo małą postacią, to na przestrzeni kilku lat będziemy mogli się spodziewać prawdziwych narodzin gwiazdy.
Nie chcielibyście zadzierać z Quay Dash - samozwańczą królową Nowego Jorku. Co prawda korona całego miasta jeszcze jej się nie należy, ale pierwsze kroki do tronu podziemia i społeczności LGBTQ+ już poczyniła. I don't play with these silly niggas / I don't play with these stupid bitches / All I'm worried about is how to make money fast, get to the riches - raperka nie przebiera w środkach i z łatwością rozprawia się z hejtem i głupotą. Bez zbędnych ceregieli, prosto z mostu, oryginalnie i zawzięcie Quay dąży do celu, jakim jest uświadamianie ignorantów i motywowanie fanów. W końcu nic tak nie napędza weny jak własne doświadczenia, których transseksualnej osobie żyjącej w Nowym Jorku na pewno nie brakuje.