5 świetnych punkowych zespołów, których słuchali - i słuchają - skejci na całym świecie
Iris Schneider Getty Images
Rzadko kiedy piszemy o punk rocku, ale okazja jest nie byle jaka - Światowy Dzień Deskorolki pozwala przypomnieć, że skate'om było blisko do rapu, ale jeszcze bliżej do ostrych gitar i skandowanych tekstów.
Ależ dobrze musiało się żyć w Los Angeles w drugiej połowie lat 70. Latach, w których przecięły się dwa nurty - skaterski i punk rockowy. Ten ostatni przyfrunął nad Miasto Aniołów z tego samego kierunku, ale dwóch różnych miejsc: Nowego Jorku (w wersji bardziej eksperymentalnej) i Londynu (opcja rebeliancka).
Punk był generalnie symbolem dystansu wobec modelu życia, jaki promowała kultura popularna. Stąd rewolucja w klasistowskiej Anglii, gdzie jeśli urodziło się w robotniczej rodzinie, to pewnie samemu zostałoby się robotnikiem. Los Angeles to nieco inna sprawa - OK, tam też było się przeciwko czemu buntować (Ameryka tak wtedy, jak i dziś była naznaczona nierównościami społecznymi, do tego kraj leczył rany po świeżo zakończonej, a trwającej dwie dekady wojnie w Wietnamie), ale wszechobecny surfing i vibe miasta łączył kontestację z dobrą zabawą. Tylko pomyślcie: skateparki w Venice czy Oxnard, pierwsze próby lokalnych, garażowych bandów, słońce, ocean, zielone popalane pod palmami... W takich warunkach dorastali m.in. muzycy Metalliki czy Red Hot Chili Peppers. Oraz szereg słuchaczy i twórców punka.
Albert Moote/Michael Ochs Archives/Getty Images
Deskorolkowy punk rock w latach 70. i 80., czyli erze rozkwitu, nie był wiodącym nurtem muzycznym w Stanach. To zajawka raczej undergroundowa, kultywowana przez zaczytanych w Trasherze i zasłuchanych w nielegalnych, przegrywanych na jamnikach kasetach. Pierwsze mainstreamowe owoce skate punk wypuścił dopiero pod koniec następnej dekady, gdy parę wywodzących się z tego nurtu zespołów weszło do głównego obiegu - jak The Offspring czy Blink 182. Ale my skupmy się na tych składach, które do dziś wchodzą w kanon gatunku. Jeśli nie znacie - poznajcie.
1
Minor Threat
Istnieli tylko trzy lata, pochodzili z Waszyngtonu, ale wywarli ogromny wpływ na punkowo - skate'ową kulturę. Przede wszystkim Minor Threat byli jednymi z głównych piewców nurtu straight edge, zakładającego abstynencję od wszelkich używek; plotki głosiły, że na ich koncertach ludzie z piwkami w dłoni dostawali regularny łomot. Grali miks punka i hardcore'u, ich sława rozlała się na całe Stany Zjednoczone, no i byli skate'ami; sam Tony Hawk wrzucił niedawno na insta stories fotkę Iana Mckaye'a, lidera zespołu, który do dzisiaj ma w domu deskę z ich słynnego zdjęcia. Dlaczego jeszcze byli ważni? Członkowie grupy mocno wierzyli zarówno w bliską skateboardingowi ideę DIY, jak i odcięcie się od głównego nurtu, co idealnie pasowało do deskorolkowej kontrkultury. Czyli i zbudowali podstawy muzyczne, i ideologiczne.
2
Suicidal Tendencies
Oni z kolei działają do dziś. Powstali w Venice, czyli sercu kalifornijskiego skateboardingu. Jako pierwsi wprowadzili innowację do tamtejszego punka, łącząc go stylistycznie z muzyką metalową; zresztą później crossowali się też z rapem i funkiem. W ogóle ich historia jest dosyć ciekawa - nigdy nie stronili od wielkich scen, romansowali z mainstreamem (jeden z utworów Suicidal Tendencies znalazł się nawet na ścieżce dźwiękowej serialu Miami Vice), zaczynali jako skład stricte imprezowy, ale śpiewali o alienacji, depresji czy polityce. Fakt jest faktem - rozkochali w takim brzmieniu miliony. Ciekawostka: przez skład Suicidal Tendencies przewinęli się m.in. basista Metalliki Robert Trujillo oraz - uwaga, zaskoczenie - Thundercat!
3
Black Flag
Reprezentanci pierwszej fali kalifornijskiego punka. Powstali w Los Angeles w 1976 i przez kilka następnych lat stali się jedną z gwiazd tamtejszego undergroundu; sławę zyskali poprzez pracę u podstaw: sami organizowali sobie koncerty, rozklejali plakaty i roznosili ulotki. Ich słynne logo widniało na wielu chodnikach w L.A.; dziś zresztą to jedna z najbardziej ikonicznych grafik muzyki rockowej. Ale naprawdę znani stali się dopiero po dołączeniu do składu wokalisty Henry'ego Rollinsa - wielkiego, wytatuowanego typa, który wprowadził do tekstów sporo ideologii (krytyka konsumpcjonizmu), a do wizerunku zespołu element skandalu; Rollins często tłukł się na koncertach z fanami. Dziś to jeden z najbardziej znanych amerykańskich stand-uperów, który podczas swoich występów łączy przekaz z dużą dawką humoru. Jeśli oglądaliście pierwszego pełnometrażowego Jackassa - to ten człowiek, który zrobił Steve-O tatuaż podczas jazdy terenówką.
4
NOFX
Kto wie, czy to nie największa legenda deskorolkowego punka. Wywodzą się oczywiście z Los Angeles, przeszli wszystkie szczeble kariery - od grania niszowych koncertów dla kilkunastu osób po ogólnonarodową sławę; w swoim dorobku NOFX mają Złote Płyty. Punkowcy ich szanowali, bo od zawsze trzymali się na dystans od mediów: nie lubili nagrywać teledysków (i to w czasach, gdy klipy były najważniejszą formą promocji), nie udzielali wywiadów. Lubili eksperymentować: nagrywali i emblematyczne dla punka króciutkie kawałki (I Gotta pee trwa pół minuty), i kilkunastominutowe numery.
5
Trash Talk
Cztery poprzednie składy to legendy, które swoje kariery zaczynały w latach 70. i 80., budując podwaliny pod cały nurt. No to na kontrze dajmy zespół, którego członkowie nauczyli się słuchania muzyki właśnie na nich. Trash Talk powstali w 2005 roku w Sacramento i kontynuują idee skate punka w czasach, w których generalnie od gitar odchodzi się na rzecz rapu czy elektroniki. Są bardzo związani z undergroundową sceną Los Angeles, współpracowali z Odd Future czy Kenny Beatsem - co tylko pokazuje, że nie ma dla nich granic pomiędzy gatunkami - a równocześnie ich pierwszy album wyprodukował Steve Albini, czyli człowiek, który w latach 90. nadał surowy sznyt Nirvanie. Poza tym pokazali, że dziś można pozostać i wiernym punkowym korzeniom, i współpracować z dużymi, globalnymi markami.
Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!
Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.