Słuchaliście już albumu Jetlagz? Album WSK8OFMND od piątku hula w naszych głośnikach, ale spróbowaliśmy zadać sobie pytanie: czym właściwie różni się twórczość Jetlagz od JWP?
Myślę, że w największym stopniu wynika to z tego, że z JWP mieliśmy jednak nieco inną wczuwkę - to jest skład rapowy, ekipa hiphopowa, bragga! A tu jest trochę inny temat (…) staramy się do tego podchodzić trochę bardziej lirycznie, bo… trzeba czytać jak najwięcej, oglądać co tylko się da i myśleć o sztuce. O wszystkim trzeba myśleć, rozwijać się i cały czas szukać swojej wrażliwości. - powiedział nam Kosi w odpowiedzi na pytanie o to, skąd na debiutanckiej płycie jego duetu z Łajzolem tak wiele niedopowiedzianych i metaforycznych, lirycznych wersów. Cały wywiad z Jetlagz znajdziecie w drugim numerze newonce.paper, a zanim on się ukaże, my tropimy wersy, które są dowodami tej poetyckiej metamorfozy.
Ja chcę spać tuzin godzin (godzin, godzin), po czym się budzić
Z cipy wychodzić jak bym się rodził (rodził)
Tak nawija Łajzol w rozpoczynającym krążek numerze Jetlag i jakkolwiek by tej metafory nie rozumieć, raczej nie trafiłaby ona na żaden krążek JWP. Ewentualnie może na któryś z szalonych, porno-numerów Patolog Składu ale wtedy brzmiałaby pewnie raczej tak - z cipy wychodzić i znów do niej wchodzić, wychodzić, wchodzić, wychodzić, wchodzić, wychodzić, wchodzić…
Gadam z chodnikiem, mchem i drzewem
Idę przed siebie byle w matecznik
Dziki jak zwierzę tam będę bezpieczny
Siadam na glebie, nie czuję czasu
To miejsce jak Eden, ja królem lasu
To nie gościnna zwrotka Gurala, ale znów Łysol, tym razem z numeru Wielki błękit, który - choć nie dosłownie, ale raczej nie do pomylenia z czymkolwiek innym - opowiada o kwasowym tripie. I choć JWP od samego początku było składem, który o swoich narkotykowych eskapadach nawijał bez ogródek i zbędnej moralizatorskiej otoczki, to nigdy nie zapędzał się w tak wrażeniowe opisy jak w tym tracku.
Mówię do ludzi, halo, czy mnie słyszycie?
Tak odleciałem, że macie mnie za kosmitę
Jestem księżycem i krążę gdzieś po orbicie
A lata świetne mam przez całe swoje życie
Jak tylko wchodzę, to tworzę tu atmosferę (beng)
Gaszę te gwiazdki i rzucam na ich teren cień
Warszawski błękit, jestem miasta oczami, ciągle wariuje mi błędnik
Warszawa nie śpi nigdy, mamy najlepsze dni, a po nich są białe noce.
Tak mogłyby brzmieć Promienie Sokoła gdyby zamiast socjologicznego zacięcia miały bardziej poetyckie, zamiast przy stołecznym bruku rozgrywały się gdzieś pomiędzy Warszawą a kosmosem, a ich autor miał w sobie żyłkę do buńczucznych bragga wersów. Jednym słowem - jakby zamiast Wojtka przewinął je Kosior i to Kosior z Jetlagz, nie JWP. A swoją drogą wyprodukowane przez Bass Jana Othera Lata świetne, z których pochodzi ten fragment zwrotki, to jeden z najlepszych momentów całej płyty i jedno z lepszych wejść Kosiego na mikrofon ever.
Wojtek Smarzowski, weź przestań mnie straszyć, przestań mnie straszyć, przestań
Taka harda, łobuzerska załoga jak JWP nie ma raczej w zwyczaju przyznawać się do własnych lęków. I choć nieraz brali na warsztat patologie systemu, w którym przyszło nam wszystkim żyć, to rzadko kiedy te (swoiste) protest songi przybierały tak dojmująco pesymistyczny i osobisty wydźwięk jak numer W. Smarzowski. W nim Kosi wypluwa z siebie tak boleśnie celne wersy jak choćby - dawaj sok z bulwy, Polaku rozumny, ten wywar to lek / ten wywar to śmierć, dosłownie i w przenośni, barany idą na rzeź / nachlane patusy rozjebią ci łeb, banany tłumią swój śmiech / wszyscy to plebs, pieniądze to chleb, władza to chlew a reszta to chuj / wódka to krew, miłość to seks, a to, co tu widzę, wygląda jak gnój.
�
Tyle już rzeczy widziałem, zrobiłem, niektórych nie chciałem tu zrobić
Nie wszystko tu chciałem zobaczyć, tak wielu rzeczy nie chciałem przeoczyć
Kosi w numerze Nie wszystko daje przykład najlepszego sortu rapowej poezji - z jednej strony bardzo osobistej, wrażliwej i nie skrywającej autora za zasiekami postaci, z drugiej - dalekiej od ckliwego banału, płytkich metafor i płaczliwego tonu. Nie bojącej się tak ważnych słów, jak proszę czy przepraszam, a jednocześnie szarej jak beton, nie kolorowej jak mydlana bańka. Czegoś w czym balans złapać jest wyjątkowo trudno i trzeba chyba mieć swoje lata - swoje zobaczyć i swoje zrobić – by móc tę równowagę utrzymać nie tylko przez kilka wersów, ale przez cały numer.
