50 najważniejszych beatów w historii zagranicznego hip-hopu: miejsca 50-1

dre.jpg

Jeszcze raz przedstawiamy nasz ranking beatów, które zmieniły oblicze hip-hopu, tym razem całą 50-tkę w jednym, skondensowanym tekście.

1
50. Cannibal Ox - Iron Galaxy [2001]

Producent: El-P

El-Producto to prawdziwy bitowy rewolucjonista. Zanim ktokolwiek inny w producenckim światku sięgnął po rozharmonizowane synty, równie mroczne jak podniosłe smyczkowe aranżacje i twarde, cięte bębny, ten niepozorny rudzielec zaopatrywał już swoją macierzystą formację Company Flow i skoligacony z nim nowojorski duet Cannibal Ox w jedne z najbardziej futurystycznych rytmów na całej światowej scenie hip-hopowej. Na swoje pięć minut musiał czekać aż do momentu założenia projektu Run the Jewels. Ale to, że jego podkłady są czymś dużo więcej niż właśnie podkładami, wiedział każdy, komu w ręce wpadły instrumentalne wersje albumu The Cold Vein czy krążek Little Johnny from the Hospitul: Breaks & Instrumentals Vol.1. Oparty na samplu z kompozycji Giorgio Morodera, skąpany w międzygwiezdnym mroku bit do Iron Galaxy jest natomiast jednym z najlepszych przykładów jego kompozycyjnego geniuszu. I szaleństwa.

2
49. MHD - Afro Trap Part 2 (Kakala Bomaye) [2016]

Producenci: MHD / DJ Did

Jak większość numerów współprodukowana przez samego Mohameda Syllę - jak naprawdę nazywa się raper znany lepiej pod ksywką MHD - druga część jego afro-trapowej sagi jest kamieniem milowym w rozwoju tegoż etnicznego podgatunku współczesnej, zbasowanej muzyki bitowej. Posiłkując się umiejętnościami didżeja Dida, ten wychowanek Paryża wypreparował na niej formułę, która dziś odbija się szerokim echem na całym właściwie świecie - od jego rodzimej Francji, przez ogrom afrykańskiego kontynentu, aż po zupełnie wydawałoby się nie zanurzoną w kontekście Polskę. Złożyły się na nią natomiast bogate inspiracje (i rytmiczne rozwiązania) zaczerpnięte z tradycji muzycznych jego gwinejskich i senegalskich przodków, a także współczesny amerykańsko-europejski warsztat producencki z melodyjnie ciętymi, wokalnymi samplami i dochamioną, dudniącą stopą na czele.

3
48. Doug E Fresh & The Get Fresh Crew - The Show [1986]

Producenci: Teddy Riley / Doug E. Fresh / Dennis Bell / Ollie Cotton

Współodpowiedzialny za konstrukcję tego oldschoolowego szlagieru Teddy Riley nie dość, że sam w pojedynkę - no dobra, przy pewnym udziale Bernarda Belle’a - wykreował zupełnie nowy nurt muzyczny zwany new jack swingiem, to jeszcze ma spore zasługi dla tego, jak brzmi współczesne bitowe r’n’b. Zanim jednak zaczął on współpracować z Michaelem Jacksonem i Bobby Brownem, stworzył bodajże najbardziej wiarygodny, płytowy obraz tego, jak wyglądały wczesne imprezy hip-hopowe. I choć krytycy muzyczni odbierali wówczas całość raczej w kategoriach dźwiękowego żartu, to kiedy patrzymy z perspektywy czasu na ten szaleńczy miks beat-boxu, skreczy automatu perkusyjnego i charakterystycznej melodyjki z… Inspektora Gadżeta, nie sposób odmówić mu energii, pełni i wróżbiarskiej wręcz progresywności w myśleniu o minimalistycznej strukturze bitu.

4
47. Method Man & Redman - Da Rockwilder [1999]

Producent: Rockwilder

Przełom wieków okazał się również przełomem w karierze Dana Stinsona - producenta i wokalisty znanego lepiej jako Rockwilder. Bo o ile wcześniej współpracował on już takimi zasłużonymi zawodnikami jak Eric Sermon czy Busta Rhymes, o tyle później zaczął częściej dzielić studio z gwiazdami popu pokroju Janet Jackson czy Christiny Aguilery. I też trudno się temu dziwić, skoro jego ksywka pochodzi od określenia, jakim w Stanach mianuje się klubowe zwierzęta, które potrafią zapełnić każdy parkiet i rozkręcić nawet najbardziej sztywną balangę. A że jego charakterystyczne, równie syntetyczne jak funkujące groovy brzmienie w owym czasie wydawało się być najlepszym dźwiękowym tłumaczeniem terminu retro-futurystyczny, prędko ustawiła się do niego długa kolejka raperów chętnych przewinąć pod te elektryzujące, zbasowane rytmy. Miłośnicy 90'sowej klasyki załamywali nad tym ręce, ale i tak do beatów Rockwildera chodzili na imprezach równiutko. Jak Red i Meth w powyższym klipie.

5
46. Roots Manuva - Witness (1 Hope) [2001]

Producent: Roots Manuva

Rzadko się zdarza, by amerykańcy MC’s sięgali po europejskie produkcje po to, by dla czystej przyjemności sprawdzenia się na takim bicie przewinąć na nim luźną szesnastkę czy cały numer. Kiedy więc w 2007 roku usłyszeliśmy na bicie do Witness Redmana, byliśmy zaskoczeni, ale nie zdziwieni. Wyrastający z jamajskich korzeni, elektroniczny walec autorstwa Rodney’a Smitha - jakie to nazwisko nosi w papierach Roots Manuva - to prawdziwy bit-morderca. Nisko zawieszona, pulsująca i rozchybotana, organiczna linia basu nieustannie pcha ten track do przodu. Jest równie chaotyczna i hałaśliwa, jak chwytliwa i porywająca, a towarzyszące jej kosmiczne partie rodem z Doktora Who budują narrację zupełnie nie z tej ziemi.

7
44. Waka Flocka Flame - Hard in da Paint [2010]

Producent: Lex Luger

Współzałożyciel - wraz z Southside'em - 808 Mafii, nieco na przekór nazwie swojego kolektywu producenckiego nie korzysta w studio z klasycznego automatu perkusyjnego Roland TR-808, ale z… FruityLoopsa. Jak wspomina w wywiadach, jego potrzeba tworzenia wynika jednak nie z technologicznych fascynacji czy kompozytorskiego zacięcia, lecz z wewnętrznego bólu i stresu, który generuje w nim życie na ulicach Atlanty. Nic więc dziwnego, że jego wersja symfonicznego, mrocznego trapu brzmi trochę tak, jakby za robienie południowych bitów wziął się dzisiaj Ryszard Wagner. Charakterystyczne, tępo tłukące stopy z osiemset ósemki, złowrogie partie syntów i generowane w komputerze, podniosłe pochody dęciaków i klawiszy - wszystko to składa się na brzmienie, które w kategorii bitewnej, agresywnej produkcji ma niewielu konkurentów. A jednym z najlepszych przykładów takiego właśnie wojennego rytmu jest instrumental do tegoż hymnicznego numeru Waka Flocki.

8
43. Jadakiss feat. Styles P & Eve - We Gonna Make It [2001]

Producent: Alchemist

Dyskografia Big Boy Ala pełna jest porywających, równie surowych jak melodyjnych produkcji, których autora można zwykle rozpoznać już po jednym takcie. I choć długo się zastanowiliśmy, czy dać tu fundamentalne dla trueschoolu Worst Comes to Worst, duszne i klimatyczne Stuck on You, czy może pobrzmiewające psychodelicznymi ciągotkami ich autora, filmowe The Symbol, to w końcu zdecydowaliśmy się na bodajże największy hit w dyskografii tegoż bliskiego współpracownika Evidence’a i Action Bronsona. Bo kiedy przeważająca część katalogu Ruff Ryders była zapakowana w plastikowe produkcje Swizz Beatza, reprezentanci L.O.X. tchnęli odrobinę nadziei w serca wszystkich fanów boom-bapu, którzy popłakiwali już za bezpowrotnie utraconymi latami 90. Oparty na podskórnym, funkowym groovie i równie wzniosłych, jak ulotnych partiach smyczków bit Alchemista nie miał jednak zbyt wiele wspólnego ze starą szkołą i nie zwiastował żadnego renesansu. Był po prostu kolejnym, podwórkowym bangerem w karierze beatmakera, który sample traktował zawsze ciut inaczej niż reszta kotów w grze.

9
42. Kanye West feat. Big Sean, Pusha T & 2 Chainz - Mercy [2012]

Producenci: Lifted, Mike Dean, Mike WiLL Made-It, Kanye West, Hudson Mohawke

Trzy nutki, nad którymi siedziało pięciu typa - trzech dało po jednej, jeden kręcił, a jeden polewał - z przekąsem podsumował kiedyś ten numer nasz koleżka - boom-bapowy naziol, który wciąż nie może się zdecydować, czy Primo, czy Pete Rock jest królem hip-hopowej produkcji. I choć jest w tym ziarnko prawdy, to do tego nisko zawieszonego, minimalistycznego rytmu w okolicach roku 2012 kluby chodziły jak zahipnotyzowane, a sub-woofery w furach grzały się jak w ukropie. Bit ten natomiast jest idealnym przykładem współczesnej produkcji, w której często bardziej niż o kompozycję chodzi o sound-design i wszystkie te pojawiające się nawet na chwilę zabiegi dźwiękowe, które do podstawowej struktury dorzucają zaproszeni goście. Jeden wrzuci do kotła jamajski sampelek, drugi retro-futurystyczny synt podbijający zwrotkę Yeezusa, a trzeci dojdzie do wniosku, że na klasyczne już wejście 2 Chainza trzeba wszystko zdjąć z powrotem do esencjonalnego minimum. I każdy z nich jest równie potrzebny, żeby cała ta machina działała z precyzją Lamborghini.

10
41. Cam'ron feat. Juelz Santana - Oh Boy [2002]

Producent: Just Blaze

To nie dość, że jeden z największych hitów z - wciąż bardzo niedocenianego przez polskie środowisko dziennikarskie - Dipsetowego okresu nowojorskiego rapu, to jeszcze jeden z wzorcowych przykładów posługiwania się przyspieszonym wokalnym samplem jeszcze przed debiutem Kanye'ego. Szereg próbek wyjętych z balladki Rose Royce pod tytułem I’m Going Down, delikatna perkusja wygrywana na ksylofonie, dęciaki i szczypta magicznego proszku sypanego na ścieżki przez Just Blaze’a to jeden z najlepszych przykładów jego hitotwórczego, producenckiego geniuszu, który w kolejnych latach wybuchał jeszcze nieraz feerią pomysłów realizowanych dla takich gigantów, jak Jay-Z czy Jay Electronica.

11
40. Drake - Started From The Bottom [2013]

Producenci: Mike Zombie / Noah "40" Shebib

Pierwszy singiel z trzeciego albumu Drake’a może nie był rewolucją, ale zwiastował już ścieżkę, którą kanadyjski raper zmierzał w kolejnych latach, a sporą rolę w tej ewolucji odgrywał ascetyczny bit oparty na ambientowym samplu z kompozycji Bruno Sanfilippo Ambessence Piano & Drones 1. Bo nawet jeśli słowo minimalizm w kontekście rapowej produkcji jest odmieniane przez wszystkie możliwe rodzaje i przypadki, to stosunkowo rzadko znajduje ono ujście w tak czystej formie, jak ta chłodna i niepokojąca kompozycja Mike’a Zombie i Noaha Shebiba. Odległe frazy pianina, metaliczne werble składające się na charakterystyczny rytm i wybrzmiewające w przestrzeni oddźwięki basowej stopy - wszystko to składało się podkład równie intensywny, co niezauważalny, pozwalający Drizzy’emu nieustannie być w centrum uwagi słuchacza.

12
39. A Tribe Called Quest - Bonita Applebum [1990]

Producent: Ali Shaheed Muhammad

Najczęściej w tego typu zestawieniach pojawia się surowy bit do Scenario, a po tym, jak już odpowiedzialny za nie dziennikarz napisze, że jest on oparty na samplu z Little Miss Lover Jimmiego Hedrixa, przez kolejne paragrafy rozwodzi się nad tym, jak pięknie okiełznali go reprezentanci ATCQ i Leaders of the New School. I my również mamy ogromną słabość do Low End Theory, ale jeśli mielibyśmy wskazać ten jeden jedyny instrumental Tribe’ów, to bez chwili wahania stawiamy na Bonitę. Zbudowany ze ścinków twórczości takich zespołów, jak RAMP, Rotary Connection i Little Feat, ten rozbujany, głęboki i przytulacki instrumental w pojedynkę stworzył bowiem podwaliny pod cały neo-soulowy ruch, który rozlał się po świecie w kolejnych latach. No i jest to ulubiony bit Pharrella Williamsa i ?uestlove’a, co tym bardziej przekonało nas do tego, że po prostu musiał on trafić na tę listę.

13
38. dead prez - Hip Hop [2000]

Producenci: dead prez

Do dziś, kiedy puszczamy ten numer ludziom, którzy go nie znają - nieważne, czy na co dzień słuchają rapu, elektroniki czy gitar - właściwie nikt nie potrafi określić, z której dekady może on pochodzić. Sprokurowany przez samych nawijaczy, stic.mana i M1, jeden z najbardziej dobitnych dźwiękowych wyrazów wkurwienia jest bowiem - podobnie jak owo przyrodzone ludzkości wkurwienie - zupełnie ponadczasowy. I o ile w poszukiwaniu perfekcyjnego bitu producenci wciąż są równie daleko od tego celu, jak w tym 1986 roku, kiedy rapowali o tym reprezentanci Soul Sonic Force, to złości, agresji i buntu w rapową strukturę nie da się chyba wtłoczyć więcej, niż to udało się właśnie martwym prezydentom. Jedna linia tegoż ciemnego, rozhisteryzowanego, basowego syntu niesie w sobie tak ogromny potencjał wywoływania zamieszek, że powinna być objęta specjalnymi rządowymi regulacjami. Bo przecież każdy kolejny władca boi się rewolucji bardziej niż czegokolwiek innego.

14
37. Black Moon - I Got Cha Opin (Remix) [1993]

Producenci: Da Beatminerz

DJ Evil Dee - który wspólnie z Mr Waltem współtworzy duet Da Beatminerz - opowiadał kiedyś w jednym z wywiadów, że koleżków z zespołu Black Moon poznał u siebie w studio, kiedy… chcieli wynieść w nocy wszystkie jego sprzęty. Na szczęście złapał ich na gorącym uczynku, jakoś się dogadali i zaczęli wspólnie tworzyć klasykę nowojorskiego brzmienia lat 90. Klasykę, którą - jeśli mielibyśmy ją przedstawić komuś niezaznajomionemu z tematem - na pewno łatwiej byłoby nam wytłumaczyć na bazie tegoż numeru. Oparty na nie lada już przemielonym samplu z Playing Your Game, Baby Barry’ego White’a, ten równie szorstki jak ulotny, hardy acz melancholijny, brudny i melodyjny bit jest bowiem genialnym przykładem muzyki, która w latach 90. pochłonęła nas bez reszty. Muzyki zadziornej i bezkompromisowej, a jednocześnie bujającej łbem i łagodzącej miejskie stresy jak naprawdę żadna inna.

15
36. DMX - Ruff Ryders Anthem [1998]

Producent: Swizz Beatz

Wszyscy boom-bapowi ortodoksi nienawidzili tego numeru jak naprawdę rzadko którego innego. W ówczesnych recenzjach płyt z logówką Ruff Ryders słowo plastik pojawiało się częściej, niż w ulotkach producentów PCV, a opory, żeby nawinąć na tym bicie miał podobno nawet sam DMX, który mówił zupełnie jeszcze wtedy nieznanemu Swizz Beatzowi, że brzmi on jak jakiś rock’n’roll, a ja potrzebuję hip-hopu. I choć w tych bębnach, basie i sitarowej pętli ciężko nam się doszukać gitarowej proweniencji, to energię niosły doprawdy hardcore’ową. Z pierwszego psa ówczesnej sceny wydobyły prawdziwą bestię, do zakupu singla skłoniły - bagatela - 5 milionów osób, a do rządzonego wówczas przez Puffy’ego, rapowego mainstreamu wprowadziły życiodajną dla całego gatunku agresję i złość.

16
35. Future - Fuck Up Some Commas [2014]

Producenci: DJ Spinz / Southside

Charakterystyczny laserowy wystrzał słyszalny raz po raz w tym numerze przez lata swojej popularności na wszelkiej maści amerykańskich mixtejpach dorobił się nawet własnej nazwy - i jest to już od jakiegoś już czasu kill bill siren. Będący samplem z kompozycji Quincy’ego Jonesa Ironside Theme osiedlowy alarm w historię nowoszkolnego rapu wpisał natomiast Future, a dokładnie producenci tego hitowego tracka Fuck Up Some Commas - DJ Spinz i Southside. I choć cały ten pobrzmiewający niepokojącymi klawiszami, ciemny trapowy rytm imponuje swoją precyzją i ciężarem, to swój ostateczny, miażdżący wydźwięk zyskał dopiero za sprawą tych właśnie syren przeciwmgielnych. Dźwięków, które - swoją drogą - wydają się mieć spory wpływ na współczesną falę noise-rapu, odbijającego się ostatnimi czasy w Stanach coraz szerszym echem.

17
34. Black Rob - Whoa [2000]

Producent: Buckwild

Buckwild to kolejny z panteonu po wielokroć koronowanych książąt nowojorskiego brzmienia lat 90. I choć jego bit dla O.C. do numeru Times Up może służyć za wzór tej brudnej, surowej estetyki, to my sięgnęliśmy tu po jego późniejsza produkcję powstałą w czasach w których reprezentant D.I.T.C. zacieśnił więzi z obozem Bad Boyów. Naprawdę trudno nam uwierzyć, że bit na którym finalnie swoje zwrotki położył Black Rob, odrzucili wcześniej Jay-Z i Memphis Bleek, ale jak w jednym z wywiadów opowiadał Buck, tak właśnie było. No cóż, ich strata, a może i auto-diss, bo żeby nie dostrzec potencjału jaki drzemie w tych podniosłych smykach i wstrząsających ziemią bębnach, trzeba być chyba głuchym. Nieważne bowiem czy nawija na nich Rob, Brytyjczycy z Task Force czy jamajskie, przejarane duo Elephant Man & Mr. Vegas, to za każdym razem membrany płoną, a ulice wznoszą pięści jak by stawały do hymnu.

18
33. Wiley - Eskimo [2002]

Producent: Wiley

Eskimo, Ice Rink i Igloo to trzy instrumentalne produkcje Wileya, które na początku lat 2000 zapoczątkowały na Wyspach Brytyjskich elektroniczno-rapową rewolucję nazwaną później grime. Wydawane własnym sumptem, na nieoznaczonych w żaden sposób, winylowych singlach dały początek spontanicznym, podwórkowym, radiowym i imprezowym cypherom, na których pionierzy owego rzadkiego subgatunku hip-hopu, który nie zrodził się w Stanach, cyzelowali swoje mikrofonowe umiejętności i kładli fundamenty pod przyszłe sukcesy Dizzee’go czy Skepty. A trenować naprawdę było na czym, bo tak jeśli chodzi o rytmikę, jak i paletę brzmień każdy z tych bitów był zupełnie odmienny od wszystkiego, co w owym czasie skłaniało MC’s chwycenia za mikrofon. Jamajskie, soundsystemowe korzenie i angielski, klubowy wychów skłaniały bowiem Wileya, żeby wykręcać jeszcze głębszy bas, a z perkusją obchodzić się bardzo niepokornie.

19
32. Juice Crew - The Symphony [1988]

Producent: Marley Marl

Marley Marl to jeden z najbardziej niedocenionych producentów w historii hip-hopu. Przez to, że swoje pierwsze bity zaczął kleić na początku lat 80., ląduje on zwykle w działce omszałego oldschoolu, którym właściwie nie warto się interesować z innych powodów niż historyczne. Większości jego dyskografii dużo bliżej natomiast do numerów Premiera, Pete Rocka czy RZY - wszyscy są jego spadkobiercami - niż do electro-pochodnych bękartów disco, których pełno w tych pionierskich czasach. Bo czy weźmiemy na warsztat rzeczy, które robił dla Erica B i Rakima, czy ten klasyczny bit oparty na samplu z Otisa Reddinga, to jak ciął on w tamtych czasach sample i budował perkusyjne pochody, zapowiadało już złoty okres nowojorskiego rapu, a to przecież dla wielu miłośników gatunku nieodżałowana, kanoniczna epoka z jego długich i powikłanych dziejów.

20
31. Cypress Hill - How I Could Just Kill A Man [1991]

Producent: DJ Muggs

Gdyby gdzieś, kiedyś powstało muzeum rapu, to w gablocie opisanej tabliczką boom-bap stałby sobie ten właśnie bit. Kiedy bowiem DJ Muggs porzucił swoją macierzystą formację The 7A3 na korzyść bliższej współpracy z przejaranymi gangusami z Cypress Hill, jego miłość do funkowych baseline’ów i oldschoolowej rytmiki zderzyła się z mrocznym, psychodelicznym sznytem kalifornijskiego power duo, które miało w kolejnych latach stanowić swoistą westcoastową ambasadę nowojorskiego soundu. Zbudowana na bazie dudniących bębnów zapożyczonych od zespołu Manzel i hałaśliwego gitarowego riffu Hendrixa, rozbujana konstrukcja Muggsa równie dużo co samplingowym technikom wywodzącym się z NY, zawdzięcza jednak hardcore’owym koneksjom zespołu, który w latach 90. leżał w polskich sklepach muzycznych na tych samych półkach, co metal.

21
30. Tyga - Rack City [2012]

Producenci: DJ Mustard / Mike Free

Rack City to jeden z tych wcale nie tak rzadkich przypadków w historii rapu, gdy inny producent niż ten wymieniony w creditsach - a to on zwykle jest większą gwiazdą - upomina się o to, że tak naprawdę on odpowiada za większość patentów wykorzystanych w danym numerze. I choć podobne sytuacje zdarzały się wcześniej w karierach Dre czy Timbalanda, to zwykle ich ksywki są finalnie kojarzone z tymi konkretnymi bitami. Tak samo jest również w tym wypadku - nieważne bowiem, czy naprawdę Mike Free stworzył koncepcję tego instrumentala, to wszyscy znają go jako produkcję DJ’a Mustarda, który wypromował takie brzmienie. Nikt się chyba z początku tego nie spodziewał, ale to on sprawił, że singiel Tygi stał się międzynarodowym hitem. Brzmienie to jest swoistą XXI-wieczną reinterpretacją g-funku - westcoastową wersją południowych patentów, które trzęsą rapową sceną przynajmniej od dekady. Pobrzmiewającą współczesnym r’n’b i klubową paletą dźwięków, wyluzowaną acz groźną ścieżką dźwiękową pod powolne przejażdżki po mieście - z klamką na podorędziu i skąpo ubraną lady na fotelu pasażera.

22
29. Afrika Bambaataa & The Soul Sonic Force - Planet Rock [1986]

Producent: Afrika Bambaataa

Ten - bądź co bądź - undergroudowy hicior, który w czasie swojej premiery nie trafił na żadne listy przebojów, jest kamieniem milowym nie tylko dla hip-hopu i trzymającego się wówczas blisko z raperami środowiska breakdance’owego, ale również wczesnego electro i ewoluujących z niego późniejszych gatunków klubowych takich jak techno, house czy trance. Oparty na charakterystycznym breakbeacie rodem z - przeżywającego aktualnie swoją entą młodość - Rolanda TR-808 i syntezatorowym leadzie zainspirowanym przez Trans Europa Express Kraftwerku i wczesne nagrania Yellow Magic Orchestra interplanetarny hymn przede wszystkim jednak czerpie z wieloletniej afroamerykańskiej spuścizny funku. Gatunku, do którego długiej historii - gdzie kosmiczne eskapady George'a Clintona wydają się być dla Bambaaty najbardziej stymulujące - na początku lat 80. dopisał kolejny podwórkowo-międzygwiezdny rozdział.

23
28. Shurik’N - Samouraï [1998]

Producent: Shurik‘N

Gdybyśmy podobne zestawienie tworzyli gdziekolwiek indziej niż w Polsce, ten bit na pewno nie znalazłby się tak wysoko. Ale ponieważ brzmienie nadsekwańskiego hip-hopu wciąż ma wpływ na sporą część naszej rodzimej sceny - a w jej pionierskich czasach było wręcz czynnikiem konstytuującym - nie mamy wątpliwości co do pozycji, jaką zajął finalnie ten marsylski MC i producent. Bo jeśli mielibyśmy komuś wyjaśnić to, czym jest francuski rap, to najłatwiej by było właśnie na przykładzie tego numeru. Smyki i pianina - a dokładnie wyimki z Le Jouet Bruno Coulaisa i Vieillir Jacquesa Brela - to bowiem esencja stylu Francuzów, a elegancja, z jaką poskładał je reprezentant IAM-u, do dziś budzi podziw nie tylko ze względu na swoje rdzennie staro-kontynentalne podejście, ale również niesamowitą emocjonalność i filmowy, narracyjny klimat, który sprawiał, że - pomimo tego, iż z tekstu nie rozumiało się ani słowa - słuchało się go zawsze w ogromnym skupieniu.

24
27. Three 6 Mafia feat. UGK & Project Pat - Sippin' on Some Syrup [2000]

Producenci: DJ Paul / Juicy J

Bit ten - a także towarzyszący mu numer - jest bodajże najlepszym wprowadzeniem do bogatego i fascynującego świata Three 6 Mafii. Posiada on bowiem wszystkie cechy charakterystyczne produkcji DJ’a Paula i Juicy J’a, które właściwie można opisać jednym słowem - crunk. Lub bardziej obrazowo przedstawić jako dźwiękową wersję kodeinowego syropu. Jest on równocześnie stosunkowo mało psychodeliczny, czysty i chwytliwy, czego najlepszym dowodem była światowa popularność tegoż narkotykowego szlagieru. Poza syntezatorowymi partiami, zrzutami basu i precyzyjnie zaprogramowaną, nośną perką pojawia się w nim jedynie jeden sampel - z początku niemożliwa do odróżniania od innych elektrycznych patentów próbka zaczerpnięta z kosmicznego intro do numeru Marvina Gaye’a Is That Enough.

25
26. Jay-Z and Kanye West - Niggas in Paris [2011]

Producenci: Hit-Boy, Kanye West, Mike Dean, Anthony Kilhoffer

To kolejny już na tej liście przykład współczesnej, studyjnej kolaboracji, w ramach której nad jednym bitem siedzi cała czereda producentów, a efekty ich pracy są równie minimalistyczne jak dopracowane i porywające. Ów najbardziej zapadający w pamięć moment albumu Watch the Throne - zgodnie z tematyką tekstu - zgrabnie balansuje na granicy Stanów i Europy, czerpiąc inspiracje z południowoamerykańskich (nie mylić z latynoamerykańskimi) patentów producenckich rodem z Miami i europejskiej sceny elektronicznej skupionej wokół Londynu czy Berlina. I choć bit ten odrzucił wcześniej podobno Pusha T, twierdząc, że cokolwiek na tym by nie nagrał, będzie to brzmiało jak ścieżka dźwiękowa z gry komputerowej, to właśnie ów cyfrowy retro-futurystyczny sznyt sprawił, że pośród wszystkich produkcji roku 2011 Niggas in Paris znajduje się w ścisłej czołówce najciekawszych bitów. A poza potężnym sub bassem i szumiącymi, nieperkusyjnymi werblami, składa się na to również klasyczny już cytat z filmu Ostrza chwały - No one knows what it means, but it's provocative.

26
25. Ol‘ Dirty Bastard - Shimmy Shimmy Ya [1995]

Producent: RZA

Jeśli chodzi o znajdowanie pełni w minimalizmie, melodii i w ścinkach, a także piękna w brudzie, ten wczesny bit RZY właściwie nie ma sobie równych. No dobra - ewentualnie może z nim się mierzyć Come Clean Jeru the Damaja, które sprokurował Preemo, ale w nim jest pewna doza geniuszu, za to nie ma szaleństwa. Miłość naczelnego producenta Wu-Tang Clanu do katalogu wytwórni Stax tu natomiast objawia się głównie w perkusji zapożyczonej z numeru The Emotions, a resztę roboty robi opętańcze - równie pijane jak sam ODB - pianinko grające przez całą swoją partię jedynie dwie nutki, a zapożyczone chyba od Steviego Wondera. Wszystko się chyboce, buja i sprawia wrażenie, jakby zaraz miało wywinąć orła, a jednak wciąż trzyma pion i miarowo brnie do przodu. Idzie, nie idzie... Idzie, ku**a, IDZIE! I to jak idzie.

27
24. EPMD - So What Cha Sayin' [1989]

Producent: Erick Sermon

Choć wraz z Parishem Smithem Erick Sermon zaczął zgarniać dolary jeszcze w latach 80., to większości osób jako producent kojarzy się z latami 90. To wówczas współpracując głównie z Redmanem i Keithem Murrayem wypreparował swoistą eastcoastową, post-rapową wersję funku, czym na przeciwległym końcu Stanów Zjednoczonych zajmował się w podobnym czasie Dr Dre. Zaczątków tego brzmienia można natomiast szukać już we wcześniejszych nagraniach EPMD, a szczególnie w tym stabilnym, gęsto utkanym moście, jaki zbudował pomiędzy oldschoolem a newschoolem w numerze So What Cha Sayin'. Ścinki z B.T. Express, Funkadelic, Soul II Soul i Luthera Vandrossa składają się tu na równie powolny, jak skłaniający do tańca, surowy acz melodyjny, charakterystyczny rytm, który dodatkowo jeszcze niesamowicie celnie oskreczował DJ Scratch.

28
23. Common - The Light [2000]

Producent: J Dilla

Na podobnej liście nie mogło oczywiście zabraknąć J Dilli. I choć jego producencki katalog pełen jest bitów, które są w dziejach hip-hopu niesamowicie istotne lub - po prostu - chwytliwe czy rozpoznawalne, to my postawiliśmy na The Light - jedną z najdelikatniejszych, miękkich jak aksamit i przytulnych jak światło lava lampów kompozycji Jaya Dee. Wspierany na klawiszach przez Jamesa Poysera, a w refrenie przez wyciągniętego z płyty Bobby’ego Caldwella, James Yancey dialogował tu z będącym wówczas u szczytu kreatywności neo-soulowym ruchem, a jego charakterystyczne, donośne bębny - podebrane swoją drogą z numeru You’re Gettin’ A Little Too Smart zespołu The Detroit Emeralds - sprawiały, że całość nie była tylko ukochaną balladką podkochujących się w Commonie dziewcząt, ale równie miękkim, jak gęstym, bujającym numerem o miłości, którego bez wstydu słuchały też typy. A to w historii rapu prawdziwa rzadkość.

29
22. Mark The 45 King - 900 Number [1988]

Producent: Mark The 45 King

Spora część słuchaczy ten charakterystyczny groove kojarzy bardziej z jego reworkiem, jakiego w 1996 dopuścił się DJ Kool w swoim hitowym tracku Let Me Clear My Throat. Zanim jednak ten reprezentant Waszyngtonu rozpromował go na szerszą skalę, 900 Number było już najprawdziwszym podziemnym hymnem hip-hopowego światka i jednym z ulubionych numerów całego środowiska breakdance’owego. Zbudowany wokół dęciaków z nagrania Marvy Whitney - Unwind Yourself wczesny szlagier człowieka, który później miał zasłynąć jako producent Hard Knock Life (Ghetto Anthem) i Stana, jest jednym z najdobitniejszych przykładów na to, jaką moc sprawczą może mieć jeden prosty break powtarzany w nieskończoność w zupełnie niezmienionej formie. Taki sam szał na parkietach wywołuje on bowiem dziś w tym miłościwie nam panującym 2018 roku, jak w momencie swojej premiery… 30 lat temu.

30
21. Notorious B.I.G. - Who Shot Ya [1994]

Producenci: Nashiem Myrick / Sean „Puffy“ Combs / Poke

Choć nieszczególnie hitowy, ten track należy do ścisłej czołówki najlepszych nagrań w dyskografii Notoriousa. Składa się na to szereg elementów. Poczynając od tego, że produkcja Nashiema Mricka brzmiała nieco inaczej niż wszystko, co wówczas dało się dosłyszeć z Nowego Jorku i okolic (te minimalistyczne bębny i klawisze, te wielopłaszczyznowe mruczanki i raz po raz pojawiające się ad-liby z perspektywy czasu wydają się niesamowicie progresywne), przez fakt, że jest to jeden z najmroczniejszych, najbardziej dusznych tracków Biggiego (w której to estetyce sprawdzał się on bodajże najlepiej), aż po gęsty, kinematograficzny klimat zarysowany przy pomocy niesamowicie ascetycznego instrumentarium. Nawet bez udziału Wallace’a sam ten bit jest bowiem jednym z naczelnych przykładów bez reszty angażujących rapowych filmów w wersji audio.

31
20. Juvenile - Back That Ass Up [1999]

Producent: Mannie Fresh

Mannie Fresh być może ma większe zasługi dla striptizerek, które w Nowym Orleanie - rodzinnym mieście producenta - od ponad dwóch dekad wyginają się do jego muzyki, aniżeli dla hip-hopu. I może właśnie z tego powodu katalog Cash Money Records był na przełomie milleniów traktowany nad Wisłą z taką pogardą, bo rodzima kultura klubów go-go pozostawia… wiele do życzenia. Ten symfoniczny wręcz bit, na którym Juvenile nawinął w 1999 roku swój największy hit, nie dość jednak, że wydawał się już wtedy zapowiadać współczesny, rozkochany w smykach i dęciakach, podniosły trap 808 Mafii, to jeszcze przez swoje użycie klasycznego instrumentarium i skreczy dla wielu osób stanowił zachęcający wstęp do świata brudnego południa. Świata, w którym automaty perkusyjne tłukły niesamowicie współczesne rytmy u schyłku lat 90, a Lil' Wayne na ich tle nawijał klasyczny wers Drop It Like It’s Hot na lata przed tym, jak robił to Snoop.

32
19. Future - Mask Off [2017]

Producent: Metro Boomin

To swoisty rewers drugiego z naszych ulubionych bitów powstałych na linii współpracy Metro Boomin - Future. Podczas gdy I Serve the Base było gęste jak tropikalny las i hałaśliwe jak miejska dżungla, Mask Off jest natomiast oszczędne i melodyjne. Co je łączy? Lubość, z jaką Young Metro sięga po sample z wszelkiej maści fletów i innych piszczał. Zanim zapożyczył się on u Tommy’ego Butlera - którego fraza z Prison Song buduje Mask Off - to po tę próbkę sięgnęli już lata temu Szwedzi z Looptroop. Ale dopiero tu miała szansę wybrzmieć w pełnej krasie. Skontrowana ciężkim sub-bassowym pochodem i minimalistycznym, precyzyjnym rytmem straciła nieco swojego romantycznego zacięcia. I wydaje się, jakby od zawsze snuła się po ulicach Atlanty opowiadając o smutkach, desperacjach i nadziejach okolicznych gett.

33
18. Puff Daddy & The Family feat. Notorious B.I.G, The L.O.X. & Lil Kim - It's All About the Benjamins (Remix) [1997]

Producent: D.Dot

Jeśli Biz Markie, stary wyjadacz, oldschoolowy beatboxer i jedna z najtragiczniejszych ofiar pierwszych procesów o nielegalne wykorzystanie sampla, mówi, że aby komuś opisać to, czym jest hip-hop, najlepiej mu puścić All About the Benjamins, to wiedz, że wszystkie stereotypy myślowe należy właśnie spuścić w kiblu. Bo choć z brzmieniowymi zaczątkami rapu numer ten ma stosunkowo niewiele wspólnego, to jeśli chodzi o podejście skłaniające, by na prostych, niesztampowych patentach (choćby cofanie płyty) stworzyć taneczny, chwytliwy rytm - wówczas wydaje się on być wręcz jego kwintesencją. Osadzona przez D.Dota na zapadającej w pamięć, równie oschłej jak chwytliwej perkusji próbka wyjęta z I Did It For Love Love Unlimited Orchestry jest esencją rapowego groove’u. A to, że sięgnął po nią rozkochany w tandetnych melodyjkach i skupiony głównie na zarabianiu kasy Puff Daddy jest przykładem jego producenckiego (w rozumieniu producenta wykonawczego, nie beatmakera) geniuszu.

34
17. Noreaga - Superthug [1998]

Producenci: The Neptunes

To - zaraz obok Lookin at Me Ma$e’a - jeden z pierwszych wielkich hitów wyprodukowanych przez Neptunesów, a jednocześnie jeden z naczelnych przykładów ich beatmakerskiego geniuszu. O tym, że tak może brzmieć hip-hop u schyłku ubiegłego wieku nie myślał bowiem zupełnie nikt. Tylko Pharrell Williams i Chad Hugo mogli wówczas ułożyć ten morderczy pochód dudniących bębnów i oprawić go w te poszarpane, syntezatorowe frazy, dla których jedyną kontrą był snujący się na drugim planie wokal Kelis. Na tym tle Noreaga - jak zwykle - wylewał z siebie całe wiadra bzdur i głupot, jednak jego charakterystyczne What What What What robiące za hook tegoż tracka idealnie dopełniało ten równie ascetyczny, jak barokowy bit. Całość brzmiała zupełnie inaczej niż cokolwiek, co nagrano wcześniej.

35
16. Beastie Boys - Paul Revere [1986]

Producent: Rick Rubin

Poza ikoniczną rolą producenta wykonawczego Rick Rubin ma również spore zasługi na polu produkcji muzycznej. I choć większość bitów jego autorstwa - od Radio LL Cool J’a po 99 Problems Jaya - oparta jest na tych samych oldschoolowych bębnach z automatu oraz swoistym imprezowym podkurwieniu (dziś nazwalibyśmy je swag), które najlepiej widać na przykładzie Run-DMC, to ten track jest nieco inny. Jego odmienność polega na tym, że został… puszczony od tyłu. Klasyczne brzmienie Rolanda TR-808 zyskało dzięki temu zupełnie nową barwę, a drobne dodatki - cuty z It’s Yours T La Rocka i klasyczny break z Rocket in the Pocket Cerrone - które dołożył do niej Rubin, sprawiły, że to jeden z najważniejszych bitów w historii rapu. Teraz już wiecie, dlaczego do lekko odklejonych Beastie Boysów przekonali się wówczas również najbardziej radykalni fani hip-hopu.

36
15. Jay-Z feat. Big Jaz & Amil - Jigga What, Jigga Who [1999]

Producent: Timbaland

Timbo na przełomie milleniów był jednym z najbardziej progresywnie myślących producentów hip-hopowych. Nie tylko w mainstreamowym światku, ale i na całej scenie rozciągającej się od najgłębszych otchłani podziemia, po najwyższe miejsca popowych list przebojów. Nieważne, czy współpracował akurat z nieustannie wyglądającą przyszłości Missy Elliott, czy odświeżającym zabłocone redneckie Południe Bubbą Sparxxxem, zawsze nad konstrukcjami swoich bitów kombinował w sposób niesztampowy i eksperymentalny. Genialnym przykładem takiego podejścia jest właśnie ten synkopowany rytm, który stworzył dla Hovy i jego rapowego mentora - Jonathana Burksa, znanego lepiej jako Jaz-O. Każde uderzenie werbla jest tu równie ważne jak pauza, która po nim następuje, a pobrzmiewająca kosmicznymi syntami cisza pozwala obu MC’s płynąć zupełnie inaczej, niż zwykle im się to wówczas zdarzało. Pozwala, bądź może nawet zmusza, bo nad flow musieli oni na tym instrumentalu zastanawiać się nieustannie.

37
14. Dr Dre feat. Snoop Dogg - Still D.R.E. [1999]

Producenci: Dr. Dre / Mel-Man/ Scott Storch

Tak brzmi g-funk w wersji 2.0. Bo choć 2001 pełne było klasycznych już w momencie premiery, barokowych wręcz w swojej ornamentyce, minimalistycznych acz maksymalnie nasyconych bitów, to właśnie Still D.R.E. wydaje się być jedynym rytmem - ikoną. To w tych mocnych, precyzyjnie uderzających bębnach, kilku nośnych nutkach basu, ścinkach smyczków i klawiszach dogranych przez rozpoczynającego dopiero swoją solową karierę Scotta Storcha jest bowiem zamknięta iskra prawdziwego geniuszu - kilka procent tegoż perfekcyjnego bitu, do którego stworzenia dąży każdy szanujący się i ambitny producent. I kiedy Andre Young nawija w refrenie, że - Still takin' my time to perfect the beat / And I still got love for the streets, it's the D.R.E - to każdy efekt wybrzmiewający w towarzyszącym mu pochodzie stóp i werbli zdaje się potwierdzać jego słowa. Rzadko bowiem w tamtym czasie producenci przykładali taką uwagę do detali i też rzadko efekty ich pracy odbijały się echem po ulicach właściwie wszystkich światowych metropolii. Czego najlepszym potwierdzeniem jest multi-platynowy status tegoż singla i jego bardzo mocna kandydatura do tytułu rapowego hymnu zachodniego wybrzeża.

38
13. Public Enemy - Rebel Without a Pause [1987]

Producent: Bomb Squad

Co tu się ku**a stało? - pytało na pewno u schyłku lat 80. wielu oldschoolowych hip-hopowców, kiedy usłyszeli jeden z pierwszych - a jednocześnie najbliższych perfekcji - przykładów rewolucyjnego brzmienia, które wypreparowały w swoim studio połączone załogi Public Enemy i Bomb Squadu. Zanim bowiem świat dowiedział się, że ci rapujący spadkobiercy idei Czarnych Panter mają zamiar przynieść ludziom hałas i za pomocą rymów obalić rasistowski rząd Stanów Zjednoczonych, przedstawili się światu jako rebelianci bez… ustanku, bo na pewno nie bez powodu. Bit, który im wówczas towarzyszył, przyprawiał o zawroty głowy. Rytm był nieporównywalnie szybszy, niż wszystkie ówczesne produkcje. A nadworny DJ P.E. - Terminator X - wznosił sztukę szurania płytami na zupełnie nowy poziom, bez którego istnienia trudno sobie wyobrazić cały hałaśliwy, kosmiczny turntablism Mixmaster’a Mike’a czy Q-Berta. A właściwie cały 90'sowy - równie szorstki, jak wielobarwny - rap trudno sobie jakkolwiek wyobrazić, gdyby numer Rebel Without a Pause nie przetoczył się wówczas przez USA z siłą huraganu.

39
12. Craig Mack - Flava In Ya Ear [1994]

Producent: Easy Mo Bee

Podobno bit ten z początku miał wykorzystać Apache, który akurat wyjechał w trasę z Naughty By Nature i nie wiadomo było, kiedy wróci. I podobno Puff Daddy, kiedy go usłyszał, dał jego autorowi pokaźną sumkę za to, by nie czekał już na powrót jego ewentualnego właściciela. Podobno Craig Mack… wcale nie był do niego przekonany i Puffy musiał go siłą oraz groźbami zaciągnąć do studia. Ale miał hita, który stał się jednym z kamieni węgielnych pod przyszły, pomnikowy wręcz status Bad Boy Records. I choć dla kariery MC EZ’ego - pod jakim to pseudonimem występował wcześniej Mack - hit ten okazał się poniekąd początkiem końca, to w historii hip-hopu zapisał jego ksywkę wielkimi literami. Bo ów bit autorstwa Easy’ego Mo Bee był wówczas doprawdy robotic, futuristic, George Jetson, crazy - jak go zapowiadał ziomeczek z intra - i do spółki z produkcjami Erica Sermona definiował świeży, bitowy funk Nowego Jorku lat 90. To on w przeważającym stopniu sprawiał, że w uszach słuchaczy lądował brand new flava i to on po dziś dzień jest jednym z najbardziej klasycznych przykładów retro-futurystycznego, minimalistycznego rapowego groove’u.

40
11. Lil Wayne - A Milli [2008]

Producent: Bangladesh

Znając model biznesowy, jakim kierował się Baby prowadząc Cash Money Records, mamy spore wątpliwości o to, czy Shondrae Crawford - jak naprawdę nazywa się producent znany wówczas głównie ze współpracy z Ludacrisem - otrzymał kiedykolwiek wszystkie pieniądze przysługujące mu za ten bit. A naprawdę należy mu się za niego każdy złamany cencik, bo niewielu beatmakerom udało się jedną spowolnioną i zapętloną, wokalną próbkę, jeden chrupki handclap, jeden suchy werbel i jeden zrzut (sub)basu zamienić w numer, nad którym nie dość, że zachwycają się wszyscy miłośnicy rapowego minimalizmu, to jeszcze doceniły go szerokie gremia popowych słuchaczy i akademia Grammy, która przyznała mu tytuł Best Rap Solo Performance. To bitowe opus magnum Bangladesha nie dość bowiem, że posiada hipnotyczną siłę, która pozwala słuchać tego rytmu na ripicie przez dobre kilka godzin, to jeszcze ma rzadką umiejętność wydobywania z MC’s wszystkiego co najlepsze bądź najgorsze, w zależności od skillsów. A jeśli kiedyś zastanawialiście się, skąd pochodzi to charakterystyczne A Milli powtarzane jak mantra przez całą długość tracka, to podpowiedzi możecie szukać w raggamuffinowym refrenie tegoż remiksu ATCQ.

41
10. Pete Rock & C.L. Smooth - They Reminisce Over You (T.R.O.Y.) [1992]

Producent: Pete Rock

T.R.O.Y. to jeden z najbardziej emocjonalnych bitów w historii rapu, a na pewno w jego klasycznej, 90'sowej dekadzie. Nagrany w hołdzie dla tragicznie zmarłego przyjaciela - Troya Dixona, znanego lepiej jako Trouble T - instrumental z jeden strony jest przesycony dojmującą melancholią, jednak z drugiej - daje nadzieję i pozwala wypatrywać słońca przezierającego przez ciemne, burzowe chmury. W ogromnym stopniu to zasługa próbek z basu i saksofonu, które Pete Rock odnalazł w niesamowicie filmowym coverze Today autorstwa Toma Scotta. Jeden z najmocniejszych pretendentów do producenckiej korony Nowego Jorku lat 90. nie byłby jednak sobą, gdyby nie dorzucił do tego bitu czegoś jeszcze. Swoje kompozycje zawsze otwierał bądź domykał zupełnie innym samplem, tak jakby pokazując innym beatmakerom - patrzcie, znalazłem taki kozacki fragment, ale nie zrobię na nim bitu, tylko wrzucę go sobie tutaj, żebyście byli zazdrośni. Wyimek z numeru When She Made Me Promise zespołu The Beginning of The End poza tym jednak, że budził zazdrość wielu producentów, w genialny sposób wprowadzał w klimat pierwszego singla duetu Pete Rock & CL Smooth. Przez te 15 sekund w dziwny sposób podsumowywał całe życie człowieka z jego wszystkimi smutkami i radościami, wzlotami i upadkami, melancholią i nadzieją.

42
9. 50 Cent - In Da Club [2003]

Producenci: Dr. Dre / Mike Elizondo

Istnieje spore prawdopodobieństwo, że gdyby nie ten bit, Cenciak wciąż reprezentowałby mocną i zasłużoną ale nie stadionowo popularną ligę twardych, ulicznych raperów, dla których blizny po kulach są równie ważną częścią scenicznej osobowości jak umiejętność składania rymów. Będąc kolejnym z licznych producenckich wychowanków Dre Curtis Jackson dał się bowiem na nim poznać jako miłośnik wystawnego, przyjemnego życia i autor (bądź popularyzator, bo wcześniej ową frazę nawijał już Luke z 2 Live Crew) bon motu, który na urodzinach swoich prawnuków obok sto lat nucą nawet najstarsze amerykańskie kury domowe - go shorty, it’s your birthday. Jak wieść gminna niesie, ów bit z początku odrzucili członkowie D-12, a Fifty rapował do samego pochodu bębnów. Tymczasem ta ascetyczna, przepotężna konstrukcja powstała na bazie podniosłych dęciaków, funkowych klawiszy, energetycznych gitarowych fraz i skłaniających do klaskania handclapów jest jednym z najbardziej nośnych bitów XXI wieku. Nic dziwnego więc, że przez początkowe kilkadziesiąt sekund wybrzmiewa bez udziału MC. I że zgarnęła wszelkie możliwe branżowe nagrody, uznanie krytyków i miłość fanów, a parkiety rozgrzewa dziś nawet na weselach, gdzie leci między ABBĄ a Boney M.

43
8. Wu-Tang Clan - C.R.E.A.M. [1993]

Producent: RZA

RZA to jeden z nielicznych producentów, którzy w tym zestawieniu pojawiają się więcej niż raz. Pomijając już jednak rewolucję, którą przeprowadził na polu hip-hopowej produkcji w momencie premiery debiutanckiego albumu Wu-Tang Clanu, to właściwie każdym kolejnym solowym longplayem wydawanym przez członka jego macierzystej ekipy poszerzał swoje pole działania o nową estetykę, odciskając jednocześnie na wszystkich tych krążkach zupełnie niepodrabialne piętno swojego stylu. Zwichnięty funk Ol’ Dirty Bastarda, chłodna precyzja Geniusa, chropowata symfonia zawarta na Wu-Tang Forever - to wszystko nie miałoby szansy się ziścić, gdyby nie wszedł wcześniej do 36 komnat, jakie wypełniały te minimalistyczne, surowe bity, które RZA budował wokół dosłownie kilku brudnych sampli, a które dla ówczesnej sceny rapowej był jak mela puszczona na obraz w muzeum - jak pisaliśmy jakiś czas temu w zestawieniu 50 najważniejszych numerów w historii rapu. Pośród 12 ikonicznych instrumentali wypełniających ten krążek C.R.E.A.M. wydaje nam się jednak szczególne w tym, jak jest… piękne. Oparte na próbce z wyprodukowanego przez Isaaca Hayesa utworu As Long As I’ve Got You grupy The Charmels może służyć za wzór równie prostego, jak precyzyjnego cięcia sampli i tworzenia angażującej, kinematograficznej atmosfery na kanwie mikrych środków.

44
7. Audio Two - Top Billin [1987]

Producent: Daddy-O / Audio Two

Podobnie jak ogrom przełomowych momentów historii muzyki rozrywkowej, tak i ten genialny w swojej prostocie, oldschoolowy bit powstał przez przypadek. Kiedy bowiem znany ze składu Stetsasonic producent Daddy-O wbijał do swojego automatu perkusyjnego rytm z Impeach the President The Honeydrippers, to niechcący pomylił klawisze i stworzył ów zacinający się, klasyczny breakbeat, bez którego nie może obyć się przeważająca część DJ’skich battle-breaków. I choć Milk Dee i Gizmo - bracia współtworzący Audio Two (których siostrą swoja drogą była MC Lyte) - nigdy właściwie nie nagrali już nic jakkolwiek dla dziejów hip-hopu istotnego, to ten jeden utwór do dziś dzień zapewnia im godziwą rapową emeryturę, bo wydali go sami (a dokładnie ze swoim ojcem) i każdy, kto go sampluje, musi płacić im dywidendy. A że sięgano po tę próbkę przynajmniej 277 razy (na tyle przykładów papiery prezentuje portal whosampled.com), i korzystali z niej tacy giganci jak Mary J. Blige, 50 Cent czy Jay z Kanye, to zapewne żyje im się za jej sprawą całkiem dostatnio.

45
6. Dr. Dre - Deep Cover [1992]

Producent: Dr. Dre

Moglibyśmy zapewne sięgnąć w tym zestawieniu po bit z Nuthin’ but a G-Thang i na jego bazie wyjaśnić fenomen g-funku. I o ile dłuższą chwilę nad takim scenariuszem się zastanawialiśmy, to kiedy po raz wtóry odpaliliśmy sobie Deep Cover, zrozumieliśmy, że ten track musi się znaleźć w czołówce naszej listy. Nie dość bowiem, że był to debiut Snoopa i kolejna przemiana stylu Doktorka - który po latach spędzonych w N.W.A. wyglądał już swojego gatunkotwórczego krążka The Chronic - to brzmienie tego numeru było w wówczas, w tym 1992 roku, równie istotne dla wciąż królującego na listach zachodniego wybrzeża jak i przygotowującego się do kontrataku - wschodu. Bo o ile Nowy Jork nie przekonał się nigdy do skaczkowanych gitar i talk-boxowych piszczał, to te tłukące po łbie bębny, skradający się funkowy bas i syntezatorowe melodyjki rodem ze ścieżek dźwiękowych do horrorów przemawiały do jego mieszkańców jeszcze dobre kilka lat po ich premierze. Nam natomiast po dziś dzień te nokturny rodem z getta pasują dużo bardziej niż późniejsze, coraz to bardziej cukierkowe, słoneczne g-funkowe balladki.

46
5. Kanye West - Can’t Tell Me Nothing [2007]

Producenci: Kanye West / DJ Toomp

Dłuższą chwilę zastanawialiśmy się, którego Kanye umieścić w pierwszej dyszce naszego zestawienia. Czy może przynoszące nowe, drugie życie przyspieszonym, wokalnym samplom Through the Wire, czy może coś z eksperymentującego z elektroniką i awangardowymi patentami Yeezusa, czy może jakiś rozpasany, barokowy wręcz wyimek z My Beautiful Dark Twisted Fantasy? Finalnie postawiliśmy jednak na Can’t Tell Me Nothing, bo o ile kolaboracyjne, podkręcane elektryką i upstrzone zaskakującymi próbkami oblicze Kanye'ego pojawiło się już tu przy okazji Mercy czy Niggas in Paris, to ten bit jest swoistym opus magnum domykającym początkowy okres jego twórczości. Bo choć jest on w ogromnym stopniu zbudowany wokół powolnych, przestrzennych syntezatorów - które po części programował legendarny producent z Atlanty, DJ Toomp - to za jego finalny wydźwięk odpowiadają frazy wyśpiewywane przez pojawiającą się tu gościnnie Connie Mitchell ze Sneaky Sound System, swego rodzaju żywe sample wokalne, które w poprzednich latach przecież utorowały Ye drogę na szczyt. To one - do spółki z ad-libami Young Jeezy'ego i powolnie wykuwaną, metaliczną perkusją - złożyły się na stadionową wręcz, rockową wymowę całości, triumfalny hymn, którym Yeezy zaznaczył swoje miejsce w panteonie największych gigantów tej gry.

47
4. Mobb Deep - Shook Ones Part 2 [1994]

Producent: Havoc

Każde uderzenie tej zbasowanej stopy (…) może służyć za wyznacznik tego czym jest hardy i brudny, uliczny rap - pisaliśmy kilka miesięcy temu w zestawieniu 50 najważniejszych numerów w historii rapu. I niewiele też bitów ową klaustrofobiczną, paranoiczną atmosferę podwórkowego półświatka oddaje równie obrazowo, jak ten ciemny, duszny instrumental zbudowany wokół sampla z fortepianowego solo Herbiego Hancocka. Nic dziwnego więc, że jest to jeden z najczęściej samplowanych numerów w historii hip-hopu, jego covery nagrywały całe czeredy raperów od Everlasta po B.O.B.’a, a jego oryginalną wersję można usłyszeć w licznych grach (GTA: Liberty City Stories, NBA 2K13 i 2K18) i filmach (8 Mila) czy serialach (Narcos). Bo choć Havoc zawsze był lepszym beatmakerem niż MC, a jego surowy, symfoniczny styl da się rozpoznać zwykle po kilku taktach, to wciąż jest jego niedoścignione opus magnum. Bit-forteca, bit-ikona, bit-posąg.

48
3. Grandmaster Flash and the Furious Five - The Message [1982]

Producenci: Ed „Duke Bootee” Fletcher / Clifton "Jiggs" Chase / Sylvia Robinson

Jeśli ponad 10 lat po premierze jakiegoś bitu kolejne pokolenia wciąż wygrzebują go z archiwów, by nagrywać na nim nie żadne muzealne hołdy, ale świeżo brzmiące, nowe hity, to wiesz, że jest on niedoścignionym wręcz wzorcem bezkompromisowego myślenia i futurystycznych, progresywnych założeń. Bo nieważne, czy na rytmie z The Message nawijał w 1995 roku Puffy z Ma$e’m, czy w 2006 Pharrell, to wypreparowany w studio przez Duke’a Bootee powolny i duszny (jak nic w owym czasie), elektroniczny szlagier starzeje się lepiej niż większość produkcji wydanych ledwie kilka lat temu. Grubo ponad 250 utworów opartych na próbkach z tego, bodajże najbardziej znanego hip-hopowego bitu jest świetnym dowodem jego przepotężnej siły i niesamowitej chwytliwości. To właśnie jego nieporównywalnie wolniejsze niż wszystkie poprzednie disco-rapowe hybrydy tempo i podbijana przez dubowe efekty czy dłużej wybrzmiewające frazy, klaustrofobiczna atmosfera sprowokowała bowiem MC's, by po raz pierwszy w historii (zarejestrowanego na nośnikach) rapu zmierzyli się ze społeczną tematyką, a nie robili wciąż da bang bang da boogie, to the boogie, to the boogie, the beat.

49
2. Clipse - Grindin‘ [2002]

Producent: The Neptunes

Choć wypreparowane przez Neptunesów na przełomie mileniów, przestrzenne podejście do konstrukcji hip-hopowego rytmu na szerszą skalę wypromowało dopiero Drop It Like It’s Hot, to właśnie ten bit stanowi jego najczystszą i najpotężniejszą, wzorcową wręcz formę. Zdolny palić głośniki na największych nawet sound systemach, a jednocześnie możliwy do wybicia na szkolnej ławce czy pracowniczym biurku morderczy instrumental pobrzmiewa jednocześnie oldschoolową energią wczesnych block parties i futurystycznym chłodem, który w kolejnych latach zrewolucjonizował hiphopowy, a także i popowy krajobraz. To właśnie te bębny, a także hulające pomiędzy nimi powietrze położyły podwaliny pod dzisiejszy, studyjnie wypieszczony, rapowy minimalizm, na którego tle MC's tworzą melodię i nowe patenty rytmiczne jedynie za pomocą swojego głosu i flow. I choć numer ten nie był tak wielkim hitem, jakim mógł być, gdyby Pusha nie zdążył do studia, w którym Pharrell kazał mu się pojawić w ciągu kwadransa, bo jeśli nie, wówczas oddaje ten bit Hovie, to w historii hip-hopu zapisał się największymi z możliwych liter. Po raz wtóry dowiódł, że w rapie najważniejszy jest sam czysty rytm i nawijający pod niego MC, a wszelkie rozbuchane, wielopoziomowe aranżacje tylko osłabiają tę hardą, podwórkową estetykę. Estetykę, która poradzić sobie może nawet i bez prądu na ulicznym winklu, ale na porządnym zestawie nagłośnieniowym zdolna jest wprawić w osłupienie każdego - nawet jej zagorzałego przeciwnika, twierdzącego od czterech dekad, że to przecież rock miał tę do niczego nieporównywalną siłę i wygar.

50
1. Nas - N.Y. State of Mind

Producent: DJ Premier

Mimo że Obywatel Kane jest filmem lepszym niż większość przed i po nim powstałych, a Śpiewak jazzbandu bardziej przełomowym obrazem niż którykolwiek inny wytwór światowej kinematografii, to my zwykle wolimy sobie odpalić… Nienawiść albo Belly. Bo choć często zastanawiamy się nad tym, komu udało się stworzyć dzieło obiektywnie genialnie, a czyja twórczość zapisała się w historii popkultury pod hasłem game-changer, to zwykle najbardziej zajmuje nas klimat, narracja i styl. A jeśli chodzi o wypadkową tych trzech elementów N.Y State of Mind jest nie do podj**ania. Bo nawet jeśli dyskografia Preemo pełna jest genialnych w swojej prostocie, porywających osiedlowych hymnów - od rozbujanego, jazz-bitowego Manifest, przez minimalistyczne i surowe Come Clean, po esencjonalny, uliczny banger, jakim jest Full Clip  - to instrumental do tego klasycznego numeru z debiutu Nasa sam w sobie jest bodajże najlepszą ścieżką dźwiękową obrazującą Nowy Jork lat 90. Powstały w najbardziej kreatywnym momencie kariery Premiera, wzorcowy wręcz przykład jego podejścia do kompozycji - na które składają się dudniące bębny, chwytliwe, jazzowe sample i zastępujące zwykle refreny, proste acz celne cuty - cały bowiem pobrzmiewa zgiełkiem, mrokiem i chłodem Wielkiego Jabłka. I choć składają się na niego tylko próbki z klawiszy Joe Chambersa i gitary podebranej od Donalda Byrda, to słychać w nim również przejeżdżające wagony metra, deszcz bębniący o opustoszałe, zapominane przez boga ulice i tętent serca młodego wychowanka getta, który właśnie skrada się po zaułkach niezauważalny dla policyjnych patroli i starych patusów zdolnych zrobić wszystko za kilka centów do kolejnej działki cracku. Słychać hip-hop, ten najlepszy, straight out the fuckin' dungeons of rap, where fake niggas don't make it back.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz muzyczny, kompendium wiedzy na tematy wszelakie. Poza tym muzyk, słuchacz i pasjonat, który swoimi fascynacjami muzycznymi dzieli się na antenie newonce.radio w audycji „Za daleki odlot”.