50 najważniejszych płyt w historii rapu, miejsca 10-1

987d2ebed280d57b6c21582599923d66.jpg

Dojeżdżamy do końca: tak wygląda nasza czołowa dziesiątka. O tytuły płyt raczej nie ma co się spierać, o pozycje na liście - może trochę, ale co to za ranking bez fajnej dyskusji.

I jeszcze raz przypominamy:

Miejsca 50-41 znajdziecie tutaj.

Miejsca 40-31 tutaj.

Trzecia dziesiątka jest do wyklikania pod tym linkiem.

Tu znajdziecie śmiesznego gifa z jamnikiem kręcącym się na konsolecie.

A tu miejsca 20-11.

1
10. Eric B. & Rakim - Paid In Full (1987)
eric.jpg

William Michael Griffin swój boski przydomek zawdzięcza nie tylko własnej pysze i konfrontacyjnemu nastawieniu, ale - przede wszystkim - umiejętnościom, jakie prezentował na mikrofonie. Kiedy tekstom innych MC’s w latach 80. wciąż było bliżej do dziecięcych rymowanek z nieodłącznymi dźwiękonaśladowczymi rang-dang-diggidy-dang-a-dang i składaniem wersów na beat-feet czy you-do, zwrotki Rakima przywodziły na myśl bardziej frazowanie jazzmanów i talenty literackie poetów pokolenia bitników. Wyprodukowany przez Erica B. debiutancki krążek duetu, album Paid in Full, zwiastował natomiast prawdziwą rewolucję w kwestii pisania czwórek, ósemek czy szesnastek. Spadł na amerykańskie hip-hopowe podwórko jak bomba i właściwie zamknął starą szkołę, w której wielu ówczesnych raperów od 10 lat powtarzało wciąż tę samą klasę. Bez Rakima nie byłoby Nasa, Jaya, Biggiego czy Eminema - pisaliśmy chwilę temu w zestawieniu 10 rapowych płyt, które wyprzedziły swoje czasy i nie pozostaje nam nic innego, jak powtórzyć te zdania, pod którymi podpisałby się zapewne każdy ze znamienitych gości zeszłorocznych obchodów 30-lecia tegoż albumu - i Flava Flav, i Ice-T, i Fat Joe, i Kool Herc, i Eric Sermon, i Roxanne Shante, i… nie ma co już wymienić dalej, bo jeśli macie odrobione lekcje z historii rapu, dobrze wiecie, o co chodzi. Filip Kalinowski

2
9. Outkast - Aquemini (1998)
out.jpg

Niby Głębokie Południe (czyli stany Alabama, Georgia, Floryda, Luizjana, Missisipi) to najbardziej konserwatywna część Stanów Zjednoczonych, ale to właśnie tam eksplodowało ekscentryczne, nowatorskie i łamiące konwenanse zjawisko o nazwie Outkast. Trochę zastanawialiśmy się, czy nie dać tu Speakerboxxx/The Love Below, jednak to casus Yeezusa: album tak osobny, że nie znajdujący jakichkolwiek kontynuacji na przestrzeni całego gatunku. Padło na przepełnione elektroniką i soulem Aquemini. Nie powiemy, że bez tego krążka nie byłoby całego nurtu, żeniącego rap z organicznymi, ciepłymi brzmieniami, ale praktycznie każdy jego przedstawiciel, który debiutował po 2000 roku, wskazywał trzecią płytę Outkastu jako jedną z najważniejszych. To tutaj znajdziecie kultową już Rosę Parks, o którą Dre i Big Boi toczyli batalię sądową z sędziwą bohaterką tytułową, afroamerykańską działaczką o prawa człowieka. Pani Parks nie spodobało się użycie jej nazwiska w numerze o mocno melanżowej prowieniencji; ostatecznie, podobnie jak w przypadku Ryśka Pei i Stana Borysa, obie strony dogadały się. Aha, jeśli jeszcze nie wiecie - za rok finał Super Bowl odbywa się w Atlancie i już są prowadzone rozmowy na temat Outkast jako głównej gwiazdy wydarzenia. U nas telewizyjne eventy roku obstawia Sławomir, w Stanach Outkast. I potem się dziwicie, że nie chcą znieść wiz. Jacek Sobczyński

3
8. Wu-Tang Clan - Enter the Wu-Tang (36 Chambers) (1993)
wu.jpg

Pisanie o płytach takiego kalibru (i to z zamierzchłej przeszłości) zakrawa na stulejarstwo. Po ćwierć wieku od premiery Enter the Wu-Tang nie da się już na temat tego materiału wymyślić niczego nowego. To jeden z pięciuset najlepszych albumów w historii według magazynu Rolling Stone, jedna ze stu najlepszych rapowych płyt według The Source, 36. najlepsza płyta lat 90. według Pitchforka, jeden z 1001 Albums You Must Hear Before You Die… i tak w nieskończoność. Krótka piłka: rap z Nowego Jorku pierwszej połowy lat 90., azjatycka mitologia i sztuki walki, blanty i dziewięciu MCs, z których sześciu to hall of fame, how cool is that?! Enter the Wu-Tang to jest płyta pomnik i płyta forteca. Jest po***ana i groźna. Na C.R.E.A.M. i Wu-Tang Clan Ain't Nuthing ta F' Wit uczyliśmy się kochać hip-hop. Marek Fall

4
7. 2Pac - All Eyez On Me (1996)
2pac.jpg

Czas na małą konfesję: latem umieściliśmy 2Paca na liście 10 najbardziej przereklamowanych raperów w historii, kierując się nie tyle jego skillami (a miał wybitne), ile swego rodzaju zagłaskaniem go przez media i mitologizowaniem twórczości Shakura już po jego śmierci; w skrócie - szło o to, że 2Pac to najlepszy raper świata, a kto uważa inaczej, ten ignorant. Po czasie przemyśleliśmy sprawę i jednak - mimo wszystko - zgadzamy się, że to niestosowne wrzucać taką legendę na jedną półkę z osobnikami pokroju Tygi. Sypiemy głowy popiołem. A co do All Eyez On Me: po pobycie w więzieniu 2Pac wyszedł głodny muzyki, więc od razu - jako drugi wykonawca rapowy w historii, po IAM - zasunął dwupłytowym wydawnictwem, docierając na sam szczyt listy Billboardu; w pierwszym tygodniu pękło grubo ponad pół miliona sprzedanych egzemplarzy. Rolling Stone przyrównał All Eyez On Me do rapowego The Wall Pink Floydów; koncept-albumu, który odchodzi od emblematycznych dla 2Paca tekstów polityczno-społecznych, wjeżdżając w hedonistyczno-egoistyczną życiówkę. O tym, jak wielkie miał on znaczenie dla kontynuatorów klimatu kalifornijskiego rapu, nie musimy chyba pisać. To jeden z niewielu ostatnich albumów, wydanych jeszcze za życia zmarłych artystów, który stał się kultowy ze względów artystycznych, a nie tego, że jego autor przedwcześnie opuścił nasz padół.

Jacek Sobczyński

5
6. Notorious B.I.G. - Ready To Die (1994)
not.jpg

Puff Daddy na początku lat dziewiędziesiątych był zagotowanym od ambicji młodym człowiekiem, który zamierzał przejąć rap grę i show-biznes, nie biorąc przy tym jeńców. Utalentowany stażysta, który zdobył pierwsze szlify, rozwijając w Uptown Records talenty Jodeci i Mary J. Blige, swoje własne imperium - Bad Boy Records - zaczął budować na talencie Notoriousa B.I.G. Debiut 22-letniego, wielkiego (193 cm wzrostu, około 180 kg wagi) i nie najprzystojniejszego (czyt. brzydkiego jak dzielnica Bed-Stuy po zmroku) Notoriousa, uczynił go z miejsca jedną z najważniejszych figur rapu ze Wchodniego Wybrzeża. Ten album miał wszystko. Narracje charyzmatycznego i doświadczonego przez życie rapera, którego głęboki głos był szorstki i pełen melodii zarazem. Produkcje wybitnych beatmakerów jak DJ Premier czy Lord Finesse. No i złoty dotyk Puffa, który nie bał się flirtu z popem i nie pozwolił Biggiemu rymować wyłącznie na tradycyjnych, nowojorskich bitach. Big Poppa miał w sobie elementy g-funku, a Juicy na efektowym samplu z repertuaru soulowej grupy Mtume pozwolił obrazowo fantazjować Notoriousowi na temat jego życiowych marzeń. I was all a dream, czyli pierwsze słowa singla, stały się dość szybko mantrą dla słuchaczy rapu na całym globie. Bartek Strowski

6
5. Kanye West - My Beautiful Dark Twisted Fantasy (2010)
kanye-1.jpg

Poprzednia dekada była czasem, gdy ekspres Kanye West nabierał coraz większej prędkości na torowisku światowej popkultury. Pierwszy big bang Ye to reanimacja kariery Jaya-Z za sprawą produkcji na The Blueprint. Potem był natchniony debiut The College Dropout i postępujący proces łamania rapowych stereotypów, który był jednym z głównych czynników, jakie uczyniły z Westa największą gwiazdę pop na świecie. Symbolicznym momentem ataku Kanyego na szańce mainstreamu było zwycięstwo Graduation w korespondencyjnym pojedynku na sprzedaż z Curtisem 50 Centa. Ostatecznie Kanye miejsce w historii zapewnił sobie w dniu premiery My Beautiful Dark Twisted Fantasy, tej rozbuchanej superprodukcji, a równocześnie projekcji ego z rozpasaną listą gości i wywrotowym doborem sampli. Tak epickiego albumu pop nie było od czasów Thrillera. Tak szaleńczego i chaotycznego albumu pop nie było nigdy. Marek Fall

7
4. Dr Dre - The Chronic (1992)
dre-1.jpg

W listopadzie 1992 roku zadebiutował singiel Nuthin’ but a G thang, a popkultura oszalała na punkcie nowego brzmienia Zachodniego Wybrzeża. Andre Young, architekt agresywnego i ciężkiego stylu zespołu N.W.A., postanowił obrać zupełnie inną drogę jako solowy artysta. Żywe instrumenty, bity nawiązujące do dokonań Parliament-Funkadelic czy George’a Clintona, piszczały, soulowe wokale w tle. Tematyka? Nawet jeśli trafiały się poważniejsze rozkminy na albumie, to nie dało się zaprzeczyć imprezowemu i beztroskiemu charakterowi wydawnictwa. Nie mogło być zresztą inaczej, skoro integralną częścią był młodziutki Snoop Doggy Dogg, którego miał zaraz pokochać cały świat. Jimmy Iovine, były inżynier dźwięku pracujący w latach 70. z Johnem Lennonem, Bruceʼem Springsteenem czy Tomem Pettym, nie miał zbyt wiele wspólnego z hip-hopem, gdy zmęczony pracą w studio nagraniowym założył Interscope Records. Pewnego dnia Andre Young wszedł do jego biura, szukając wydawcy dla swojego solowego materiału. Snoop i Dre przypominali mi zespół Rolling Stones. Bałeś się, ale muzyka wprowadzała cię do ich świata. Jimmy kazał pracownikom Interscope Records wykupić najlepszy czas antenowy rozgłośni radiowych w celu puszczania samego refrenu z Nothing but a ‘G’ thang. Reszta to historia. G-Funku, jakbyście pytali. Bartek Strowski

8
3. Public Enemy - It Takes a Nation of Millions to Hold Us Back (1988)
pub.jpg

Po premierze tej płyty rap już nigdy nie będzie tym samym, czym był - pisał o drugim krążku Public Enemy Rolling Stone. To już jest jeden z kilku najważniejszych zespołów w historii muzyki - wtórował Spin. Takie zadanie domowe: pogrzebcie w recenzjach It Takes a Million... i wyszukajcie słowa, jakie powtarzają się w większości z nich. Bomba. Dynamit. Rozsadzenie. Wyburzenie - to kilka najczęstszych. Public Enemy pokazali, jak mocną bronią masowego rażenia może być hip-hop. Ten album kipi gniewem, w skandowanych tekstach mieści się wku***enie całego młodego, czarnego pokolenia Ameryki schyłku lat 80., targanego przemocą i brakiem perspektyw na lepsze jutro. Public Enemy okazali się tak kontrowersyjni, że latem 1990 roku FBI złożyło Kongresowi USA raport o muzyce rapowej i jej wpływie na bezpieczeństwo narodowe (tak!), inspirując się właśnie It Takes a Million... W sumie nie ma się co dziwić, skoro Chuck D określał tę płytę jako CNN dla czarnej Ameryki. Ale to oni pokazali, jak wielką moc ma w hip-hopie słowo. I jest w tym coś przewrotnego, że akurat ten nonkonformistyczny, wywrotowy i - poniekąd - napędzany antykonsumpcyjnym przekazem album możecie dziś kupić w każdej Biedronce. Jacek Sobczyński

9
2. Nas - Illmatic (1994)
nas.jpg

Czy dzisiaj, po prawie ćwierć wieku, jakie minęło od premiery Illmatic, da się o tej płycie napisać coś nowego? Niespecjalnie, ale postarajmy się uporządkować fakty. Kiedy Nas zaczął nagrywać debiut, miał 19 lat. Ostatni raz tak młody człowiek dokonał równie wielkiej rzeczy na polu kultury, gdy w XIX wieku Rimbaud napisał Sezon w piekle i przed dwudziestką zakończył karierę poety. Nasir miał być kolejnym Kool G Rapem czy drugim Rakimem, ale za sprawą Illmatic pozjadał nie tylko jednego i drugiego, ale całą ówczesną scenę w ogóle. Nikt przed nim nie stosował takich zabiegów słownych i narracyjnych, a produkcje, które weszły na jego pierwszą płytę (wśród autorów m. in. DJ Premier, Pete Rock, Large Professor), zdefiniowały to, jak myślało się i myśli o nowojorskim brzmieniu pierwszej lat 90. To nie jest przypadek, że trzy czwarte raperów na świecie i w Polsce, bez względu na to, z której są generacji i jaki rap robią, powołują się na Nasa. To jest Pismo Święte tej gry, po prostu. Fun fact: Illmatic dopiero w 2001 roku pokryło się platyną i generalnie uchodził za komercyjną wtopę. Marek Fall

10
1. A Tribe Called Quest - Low End Theory (1991)
atc.jpg

Dlaczego akurat ta płyta jest naszym numerem jeden? Drugi longplay w dyskografii ATCQ to prawdziwy krok milowy w historii hip-hopu. Zupełnie odmienny od debiutu nowojorczyków tak jeśli chodzi o produkcję - Q-Tip  budował na nim głównie minimalistyczne struktury oparte na basie i perkusyjnych breakach - jak i warstwę liryczną - w której Phife Dawg wyszedł z cienia na pierwszy plan. Ten album stanowi często przemierzany w następnych latach most pomiędzy rapem a jazzem, punkt wyjścia do bitowej eksperymentalistyki przełomu milleniów i podręczny zapas pewności siebie dla wszystkich MC’s i producentów, którzy obawiają się, że ich produkcje są zbyt undergoundowe dla szerszych gremiów słuchaczy. Komercyjny sukces singlowych numerów Jazz (We've Got) i Scenario prędko rozwiał wątpliwości wytwórnianych speców od marketingu co do chwytliwości tegoż krążka, a kolejne dekady co rusz przynosiły kolejne peany na jego cześć, z których większość dobrze podsumowuje cytat mówiący o tym, że Low End Theory jest dla hip-hopu, tym samym, co Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band dla rocka. Do inspiracji tą konkretną pozycją w katalogu Tribe’ów przyznaje się - swoją drogą - cała producencka ekstraklasa z Kanye Westem, 9th Wonderem, Havocem, Madlibem i Drem Dre na czele, a dodatkowo jeszcze album ten rozpoczął solową karierę Busta Rhymesa i dał nazwę losangeleskiemu klubowi, który stał się matecznikiem kalifornijskiej sceny bitowej przewodzonej przez Flying Lotusa. Nie pozostaje więc nic innego, jak po raz wtóry wybrać się na tę wyprawę, wczuć się w te wibracje i wsłuchać w wersy płynące z abstrakcji. What? Check the Rhime! Filip Kalinowski

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Różne pokolenia, ta sama zajawka. Piszemy dla was o wszystkich odcieniach popkultury. Robimy to dobrze.