Można już oglądać nowe sezony Dark i Stranger Things - trudno nam stwierdzić, co lepsze. Amerykańska produkcja polega zbyt mocno na nostalgii, ale siłę budżetu widać jak na dłoni, Dark walczy oryginalnością, ale nie wszystko się udaje. Ale my dzisiaj nie o nich, a o towarzyszącej im muzyce.
Na przestrzeni ostatnich lat mocno syntezatorowa stylistyka, jaką znamy choćby ze Stranger Things, doczekała się nazwy, przyznajmy dość koślawej. Synthwave nie jest nowym zjawiskiem, a jego rodowód sięga ponad 40 lat. Dzisiaj zaproponujemy trochę muzyki, która jest zbliżona stylistycznie do tego, co słyszycie z ekranu. Trochę klasyki, trochę soundtracków, trochę nowości, ale przede wszystkim - syntezatory, bardzo dużo syntezatorów!
John Carpenter jest nie tylko wybitnym reżyserem - jeśli nie oglądaliście któregoś z jego klasycznych filmów (albo nawet bardziej szurniętych, jak rewelacyjny In The Mouth Of Madness), to koniecznie nadróbcie - ale stworzył równie wiele soundtracków. W ostatnich latach wydał także Lost Themes (i drugą część albumu, Lost Themes II), zbiór utworów, które nagrał bez filmowej presji. Jeśli szukać klasycznej inspiracji dla Stranger Things, muzyka Johna Carpentera to pierwsze, co przychodzi na myśl.
Skoro mieliśmy już na tapecie mistrza Carpentera, czas na tych, których zainspirował. Lista jest długa, ale projekt Gatekeeper zdecydowanie wyróżnia się na plus. Ta muzyka to fuzja niepokojącej filmowości, połączona z bardziej tanecznymi tropami brzmień lat osiemdziesiątych. Zamiast zwykłej kalki Gatekeeper proponuje kreatywne nabudowanie na znanych patentach. Efektem jest świeża, angażująca mieszanka.
Vangelis jest, mówiąc delikatnie, kontrowersyjną postacią. Jasne, to król syntezatorowego sera, ale z drugiej strony jego soundtrack do Blade Runnera to majstersztyk. Tak się powinno budować atmosferę przy pomocy syntezatorów, tak wygląda idealny splot charakteru filmu ze ścieżką dźwiękową. Wielka szkoda, że sequel postawił na bardzo nijaki soundtrack.
Perturbator to de facto buracki zespół heavy metalowy, zaklęty w formie syntezatorowej. I za to go kochamy. Epickość, przesada - tak, ale w kapitalnej oprawie dźwiękowej. Projekt Jamesa Kenta przeżywa renesans popularności właśnie dzięki karierze słowa synthwave, co jest zabawne, ale i sprawiedliwe - długo na to pracował, a i ma coś do zaoferowania publiczności. Polecamy także na żywo!
Goblin to trochę pomost między rockiem lat siedemdziesiątych, a syntezatorową bonanzą następnej dekady. Choćby dlatego należy mu się miejsce na tej liście. Ale głównie przez to, że muzyka zespołu w ogóle się nie zestarzała. Ich soundtracki do filmów Dario Argento to absolutna klasyka, uprawiająca klawiszowy niepokój kojarzony z latami osiemdziesiątymi, ale ze wszelkimi niespodziankami, jakie niósł ze sobą rock progresywny.
Tomasz Bednarczyk zjadł zęby na ambiencie, ale jego ostatnie wydawnictwa pod szyldem New Rome mocno postawiły na niepokojące syntezatory. Melancholia i niepokój z płyt projektu wychodzą poza filmową przesadę emocjonalną, ale te albumy funkcjonują jako dobre uzupełnienie syntezatorowej diety. Nie znaczy to, że muzyka New Rome jest pretensjonalna czy przekombinowana - nic z tych rzeczy. To bardzo szczere i wciągające dźwięki, które tworzą niesamowitą atmosferę.