
Wojownicy fejsbukowych dyskusji, szwoleżerowie hip-hopowych forów, ludzie, z którymi nigdy nie chcesz mieć do czynienia. Ale oni zawsze są. Przyjrzyjmy się tym grupom.
1. Ludzie, którzy uważają, że polski rap skończył się 15 lat temu
Grupa zdecydowanie liczna, bardzo często komentująca w internecie. Dziś już nikt nie robi takiej muzyki albo Nie nazywajcie tego gówna prawdziwym rapem - co ważne, przymiotnik prawdziwy pojawia się tutaj wyjątkowo często. Sieroty przełomu dekad, reagujące na cokolwiek, co nie jest na beatach Volta tak, jak alergik na pylenie topoli. O czymkolwiek byście nie rozmawiali, i tak jako kontrargument wyciągną pierwszą kasetę WWO. Zazwyczaj to ludzie po 30-tce, z rodzinami, kredytami i pierwszymi oznakami otyłości brzusznej. Trafiają się i tacy, którzy wciąż na zioło mówią gandzia.
2. Ludzie, którzy uważają, że wszystko, co nie jest trapem, jest obiektem muzealnym
Czyli dokładne przeciwieństwo słuchaczy z punktu 1. Dla nich Sokół to nie prawnuk, a rówieśnik Wyspiańskiego, rzeczy z 2017 roku są już czystą klasyką i w ogóle to nie przeszkadzaj mi, bo muszę sprawdzić pięć mixtape'ów i dziesięć ep-ek, które wyszły ubiegłej nocy. Mocno amerykocentryczni, chociaż kiedy nikt nie słyszy, ustawiają sobie prywatną sesję na Spotify, nalewają wody i olejków zapachowych do wanny, po czym relaksują się przy bitach Kubiego Producenta. Rzadko kiedy wychodzą z domu, co nie przeszkadza im dissować każdy polski festiwal i grozić, że tym razem to już na pewno nie pojadą.
3. Ludzie, którzy w nowym rapie widzą tylko kolorowe włosy
Łukasz ma 29 lat, na co dzień pracuje jako informatyk w urzędzie skarbowym. Nienawidzi ostrej zimy, jak kabel od komputera wkręca mu się w kółko od krzesła, ale najbardziej na całym świecie to Łukasz nie cierpi tych nowych raperów (w dyskusjach na fejsie zawsze bierze to słowo w cudzysłów) którzy noszą jakieś ciotowskie warkoczyki i kolorowe spodnie. Często po pracy Łukasz lubi zaszyć się w pokoju, posłuchać ZIP Składu i wyjąć z szafy na łóżko swoje wszystkie oldschoolowe ciuchy, które nosił za małolata. Szara bluza Bottle. Czapka MASS Denim. Styrane baggy jeansy od Clinica - Łukasz pamięta, że w tej bocznej kieszonce przy kolanie często chował palenie. W chwilach wyjątkowej nostalgii Łukasz siada w fotelu i wyobraża sobie, że znów mamy 2000, a on spełnia swoje marzenie i gra wraz ze swoim osiedlowym składem support przed pierwszym polskim koncertem Mobb Deepów. W kąciku oka mężczyzny pojawia się łza.
4. Ludzie, którzy słuchali twojego ulubionego rapera, zanim jeszcze był znany
Jeśli Tede, to z okresu Wuwua, najlepsze rymy Oskara były na Dobrym Towarze, a Otsochodzi skończył się, kiedy zdał do liceum. Najczęściej powtarzane przez nich zdanie? Do debiuciku to nie ma startu. Czasem zastanawiamy się, czy nie jest tak, że najlepsi według nich raperzy to ci, którzy jeszcze się nie urodzili, a największą zbrodnią na muzyce jest nagranie płyty. Na koncertach wypatrujcie ich przy barze - to ci, którzy opierają się o ladę, sączą piwo i co jakiś czas kręcą głową na znak dezaprobaty, wzdychając tak ostentacyjnie, jak Romeo pod balkonem Julii. Co ciekawe, z reguły przychodzą też na kolejny koncert tego samego rapera.
5. Ludzie, którzy nienawidzą rapu, ale lubią Paktofonikę
Ewentualnie Kaliber 44. Bo wiecie, to był prawdziwy rap, taki z przekazem, prosto z serca. W zaskakująco wielu przypadkach zapytani o ulubione numery jakiekolwiek numery Paktofoniki, wskazują tylko na Jestem Bogiem.
6. Ludzie, którzy pracują w korpo i słuchają Taco Hemingwaya
Ja w sumie rzadko słucham rapu, ale Taco jest super. W sumie to nawet nie jest rap, to taka trochę sztuka. On rapuje o tym... no, jak jest naprawdę, wiesz, jak jest w Warszawie - mówi 26-letnia Iwona, junior sales manager jednej z dużych firm, mieszczących się przy ul. Domaniewskiej. Rok temu słuchała Kings Of Leon, ale gitary to już przeżytek. A Taco usłyszała po raz pierwszy w Trójce, potem jej znajomi wrzucali go na Facebooka i jakoś od razu go polubiła. Nawet ostatnio było tak, że kiedy wypełniała rubryczkę w Excelu i musiała wpisać ekwiwalent reklamowy w wysokości miliona złotych, to uśmiechnęła się, bo skojarzył jej się z piosenką 6 zer. Najbardziej podoba jej się ten kawałek, gdzie Taco rapuje o Hockach Klockach, bo na imprezie firmowej podrywał ją tam dyrektor działu kadr - swoją drogą fajny facet. Prawdopodobnie za rok Iwona zapomni o Taco i będzie słuchać techno, ale na razie jeszcze o tym nie wie.
7. Ludzie, którzy nie lubią współczesnego rapu, bo nie jest gangsterski
Co prawda zazwyczaj ważą około 60 kilogramów, mieszkają z rodzicami, a z gangsterami ostatni raz mieli styczność, jak byli w kinie na Kobietach mafii. Ale nie przeszkadza im to w internetowym hejcie na tych wszystkich lamusów, którzy nie dissują się po nazwiskach i nie otwierają swoich koncertów, mierząc z broni gładkolufowej do widowni. Bo w ogóle kiedyś jak się strzelali to był prawdziwy rap.
8. Ludzie, dla których nie ma polskiego rapu - jest tylko amerykański
No i nie pogadasz. Obojętnie, czy puścisz im POLON, czy W 63 minuty dookoła świata, dla nich cokolwiek rapowane po polsku będzie tylko zwykłą kalką. No może poza tym numerem Quebo z KRS-One. Bo Polacy przecież tego nie czują, to trzeba żyć w Nowym Jorku albo Atlancie, żeby to wszystko zrozumieć. To samo zresztą mają z polskimi filmami, polskimi markami odzieżowymi, polskim wszystkim. Paradoksalnie: zainteresowania międzynarodowe, ale szerokość mentalnych horyzontów typowo cebulacka, rozpościerająca się pomiędzy plażami w Łebie i Mielnie.