Człowiek uczy się na błędach. Te przytrafiają się nawet najlepszym - mamy na to siedem dowodów. No bo jaka frajda byłaby w równaniu z ziemią raperów, którzy generalnie za jakościowych nie uchodzą? Inna sprawa, gdy pudłują ci, którzy na co dzień wygrywają życie.
Lil Wayne w...
Pamiętacie jeszcze epizod muzyczny Paris? Nie? To będziecie wściekli, że wam go przypomnimy. Po pojedynczym albumie puszczonym w 2006 roku, powrót Paris do muzyki nastąpił w okolicach 2k13 za sprawą kontraktu z Cash Money Records. Czemu? Nie pytajcie. Kontrakt skończył się (na szczęście dla ludzkości) na paru singlach. Jednym z nich był powyższy eksponat - z flagowym reprezentantem labelu Birdmana, Weezym, na feacie. Rzecz oczywiście miała miejsce zanim ta dwójka pokłóciła się na śmierć i życie. Samego Człowieka-ptaka dojrzycie zresztą chillującego gdzieś pod ścianą w fascynującej scenerii teledysku.
A co do samego featu? To twór w jednej połowie śpiewany z fałszami, w drugiej - wypełniony real talkiem w stylu All she know is suck fuck. Dla rozwiania wątpliwości dowiadujemy się później, o kim mowa: It's Paris Hilton, bitch! A że, mimo wszystko, jest to najmocniejsza część kawałka? To już naprawdę nie zasługa Weezy'ego.
Kanye West w...
Kanye, który w utworach solowych stawia na jakość, kwestię featuringów zwykle traktuje luźniej. Nie znaczy to absolutnie, że wszystkie są kiepskie. Trafiają mu się jednak i takie buble. O ile modulowanie głosu przy I’ll be so faaaaa-ar up/We don't give a fuh-uh-uck można jeszcze obronić, lirycznie nie gra tam nic. Mamy wprawdzie i wizjonerski storytelling (I know a bar out in Mars/Where they driving spaceships instead of cars) i cięte punche (They callin' me an alien, a big headed astronaut/Maybe it's because yo boy Yeezy gets ass a lot), ale wciąż - pierwsza linijka That Part (z sześciokrotnym powtórzeniem Okay) była dwie klasy lepsza.
Danny Brown w...
Uwierzcie, rozumiemy konwencję. Wiecie, w końcu sam tytuł... Hook... Te sprawy. Ale jakby na to nie patrzeć i jakby tego nie tłumaczyć, to po prostu nie brzmi dobrze. Pozwólmy by przemówił lud:
�
Too $hort w...
Tu sprawa jest prosta. Ta zwrotka nie powinna zostać przepuszczona przez sito dużej wytwórni, przez sprzęt nagrywający i przez proces myślowy twórcy. To jasne, że rap z zasady nie słynie z gloryfikowania monogamii i abstynencji używkowej. Co zrozumiałe, nie słynie z tego też jeden z prekursorów stylu Zachodniego Wybrzeża. Kto jednak podrzucił mu, że dobrym pomysłem będzie zarapować w potencjalnym, klubowym hicie You rollin’ with Short Dog, baby/She was high on that pill/So I fucked your lady ?!
Jakby co, dalej też jest przyjemnie: Come to my house/I give ‘em everything they want/I might not do it, but I'll give it to ya women/Cocaine, mushrooms, ecstasy, GHB, marijuana/She can suck it if she wanna.
YG w...
Nie mamy pojęcia, skąd pomysł na kolaborację rapera, który wciąż nagrywa kawałki rodem z soundtracku do GTA: San Andreas, z Mariah Carey w tym romantycznym songu. Tego, kto wymyślił, żeby właśnie on (w dziwacznie nienaturalny sposób) pociągnął podśpiewywany hook, również nie wiemy. Ani tego, kto odpowiada za pomysł gościnnej zwrotki trwającej 18 sekund i liczącej całe 8 linijek. Wiemy za to, że nie wyszło.
2 Chainz w...
Tity Boi (tak, to poprzednia ksywka Dwóch Łańcuchów) podobno przed rapową karierą ukończył college z wzorowym świadectwem i wyróżnieniem. Jest to plotka ze sporym prawdopodobieństwem nieprawdziwa. 2 Chainz przez lata kariery udowadniał jednak, że jego liryczne umiejętności należą do najbardziej niedocenianych. Nie w tym przypadku – raper do okropnego singla Robine'a Thicke nie wnosi nic. Na klasyczne 16 wersów jego zwrotki, 5 linijek jest identyczne, a dwie brzmią – uwaga! - 2 Chainz. Można? Można.
Kendrick Lamar w...
Featy K-Dota to trochę casus opisywany przy gościnkach Kanye'ego. Tylko, że na sterydach. No bo tamten, wiadomo, solowo jest perfekcjonistą, a u przyjaciół zdarza mu się okazyjnie rozdrobnić. Kendrick z kolei, przez wielu już uważany za żyjący #1, totalnie nie ma hamulców. Sia? – pewnie, Taylor Swift? – czemu nie, Dido? – a to ona żyje? No to jasne! Maroon 5? Z przyjemnością.
I może faktycznie jakąś zajawkę gdzieś tam słychać (w odróżnieniu od pracy włożonej w proces twórczy), ale czy naprawdę kolaboracja z boysbandem, który sam w sobie od lat rozwadnia talent swojego wokalisty, jest tym, na co Kendrick ma ochotę w wolnym czasie? W ramach przerwy od rozmyślań na temat rasowych nierówności społecznych w USA i zjadania kolejnych solowych tracków? Najwidoczniej tak.
Jay-Z w...
�
�
�
�
�