Nie mam zamiaru dołączać do chórku, który mówi o tym, że Taco zrobił rewolucję. Ale tym bardziej nie dołączę do utyskujących na to, że Jarmark jest bezwartościowy. Bo jest wartościowy. Żeby to dojrzeć, trzeba wyjść z pewnej bańki - pisze Kuba Skalski z newonce.net, odpowiadając na recenzje Marka Falla i Jacka Sobczyńskiego
Przy pierwszych odsłuchach Jarmarku byłem na nie. Gdybym miał na szybko spisywać swoje wrażenia, to z naszego niedawnego dwugłosu zdecydowanie bliżej byłoby mi do opinii Marka Falla, który wypunktował krążek niczym doświadczony bokser wyżywający się na debiutancie. Marek pisał, że wielkomiejska spostrzegawczość i zmysł syntezowania rzeczywistości w błyskotliwe wersy zawodzą go na całej linii. Przywdziewa w efekcie kostium Captaina Obviousa, by mnożyć komunały, klisze, banały, populizmy. Ja miałem dokładnie takie samo wrażenie. Kler jest zły, politycy kłamią, a rasizm i nieuzasadniona agresja może pojawić się w każdym, niezależnie od zajmowanego w drabince społecznej miejsca – zbyt oczywista lista tematów. Nie pomagało mi także zastosowanie pradawnej zasady przesłuchałeś raz, to nie słuchałeś wcale, bo z każdym odsłuchem moja niechęć do Jarmarku tylko wzrastała.
Potem jednak przyszła refleksja: hej, a co jeżeli ten album nie ma być w żaden sposób skierowany do mnie? Problemy poruszane przez Taco faktycznie są dość populistyczne i ograne tak, by mainstreamowe media od razu wykonały błyskotliwą analizę linijek i odniesień politycznych. Ale przy wylewaniu frustracji opartych w wielu przypadkach na rozdmuchanych oczekiwaniach umknął nam pełny obraz i pewna misja, jaką może spełnić ta płyta.
Zapomnieliśmy o tym, jaka jest faktyczna, najliczniejsza grupa odbiorców Taco. To wielka społeczność fanów w przedziale wiekowym 14-18, którzy pięć minut po premierze zasypują sociale peanami na temat nowego krążka, a przed koncertami czatują od samego rana, by zająć miejsce pod barierkami. Nie dostrzegamy z naszej dziennikarskiej, warszawskiej perspektywy, że Taco Hemingway ramię w ramię z Quebonafide, Bedoesem czy Dawidem Podsiadło stał się życiowym przewodnikiem właśnie dla tej grupy słuchaczy z całej Polski.
Ktoś powie – przecież wątki społeczno-polityczne od lat porusza chociażby Łona. Zgadza się, tyle że Łony słuchają ludzie zainteresowani już tematyką, ludzie, którzy nie mają problemu z wyczuciem kontekstu Marca 1968 w reportażowym Echu z najnowszej ep-ki. Taco celuje w zupełnie innego odbiorcę. Takiego, którego próbuje wstępnie zainteresować ważnym społecznie tematami. Nam Jarmark jest może niepotrzebny. Innym może być jednak potrzebny jak żadna inna płyta.
Zarzuty o populizm też wydają się oczywiste, ale tylko do momentu, gdy zastanowimy się nad innym wkurwionymi głosami pokolenia. Gdy Wojtas nawijał: Wyglądam przez okno i wiesz co widzę gościu? / Było boisko, teraz budują tam kościół, a Peja wtórował mu, rapując: Drugi motyw, Rycha wkurwienia dotyk / To z prasy i z TV cioty, showbiz i kłopoty, to nigdzie nie było słychać zarzutów o oczywiste tematy. Gdy Kazik poruszał w 12 Groszach temat konfliktu w Jugosławii czy tego, co wyprawiają polscy politycy, wszyscy jedynie przyklaskiwali, że zwraca uwagę na ważne sprawy. Przecież nawet kiedy wyśmiewana powszechnie Grupa Operacyjna wykpiła w 2007 roku słynny spot wyborczy z hasłem mordo ty moja, to wiele osób potraktowało numer na zasadzie: no, w końcu muzycy biorą się za tych złodziei na stołkach. To dlaczego prawie wszyscy uczepili się Taco?
Mam wrażenie, że Polskie Tango wywindowało oczekiwania wobec najnowszego krążka Taco do levelu wymagającego naukowych analiz socjologicznych polskiego społeczeństwa, a od Filipa podświadomie żądano reporterskiego sznytu na poziomie publikacji wydawnictwa Czarne. Kompletnie niepotrzebnie. Wina leży w sporej części po stronie liderów opinii, którzy w okresie przedwyborczym uznali singiel za nie wiadomo jak rewolucyjny. Taki, który pomoże wygrać wybory (sic!) któremuś z kontrkandydatów Andrzeja Dudy. To bardzo zakrzywiło odbiór Jarmarku.
Uważam, że to niezwykle potrzebna płyta. Może nie wybitnie dobra, miejscami mocno nietrafiająca w moje gusta. Ale istnieje szansa, że dzięki niej ta cała grupa młodych ludzi, gdy za kilka lat przyjdzie spełniać obywatelskie obowiązki nad urną, nie machnie ręką, mówiąc, że ich polityka nie interesuje. Pokolenie Z potrzebowało swojego Kazika, Grzegorza Ciechowskiego, Peji, Łony. Jarmark to znak, że mogło się go w końcu doczekać, mimo iż Taco stanowczo i konsekwentnie odżegnuje się od roli głosu pokolenia. Duży props, Fifi, chylę czoła. Wybaczam nawet to nieszczęsne POL Smoke.