Afera o NFT: opór w środowisku gamingowym i hejt na Gonciarza

Zobacz również:Wałęsa, Kwaśniewski, Kaczyński, Komorowski, Duda… Jak wyglądały wybory prezydenckie od 1990 roku?
Krzysztof Gonciarz/Fancy Bear Metaverse
fot. Krzysztof Gonciarz/Fancy Bear Metaverse

Znudzone małpy, puszyste pingwiny czy luksusowe niedźwiedzie? W świecie NFT nie ma to większego znaczenia. Zupełnie jak w Tekkenie: dokonujesz klasycznego wyboru choose your fighter. A potem czekasz na zalew hejtu, gromkie oklaski, spory zysk lub dramatyczną stratę.

Nie ma w zasadzie żadnych wątpliwości, że 2022 rok będzie stał pod znakiem Web 3.0. I wszystkiego, co z nowym internetem związane. Kryptowaluty, które skutecznie przebiły się do masowej świadomości i szturmują popkulturę, sport czy sztukę. Metawersum, czyli utopijny – a raczej dystopijny – wirtualny, mokry sen Marka Zuckerberga i kilku innych postaci z Big Techów. No i oczywiście non-fungible tokens, czyli enigmatyczne NFT. W tym ostatnim temacie ludzie dzielą się na tych, którzy kompletnie nie wiedzą o co chodzi; tych, którym wydaje się, że liznęli tematu oraz dwa obozy ekspertów: skrajnych popleczników i zatwardziałych oportunistów.

I nie powinno to specjalnie zaskakiwać. Nie dość, że dyskusja o horrendalnie drogich JPG-ach toczy się głównie w wirtualnej przestrzeni, która generuje negatywne emocje, to jeszcze wyjściowo nacechowana jest chęcią pociśnięcia drugiej stronie. Bo trzeba się pokłócić, pokazać, że moja racja jest mojsza, a twoja do niczego się nie nadaje. I pochwalić członkostwem w – często pozornie – ekskluzywnym klubie tych, którzy mają dużo hajsu do wyrzucenia w błoto.

NFT a sprawa polska

Kiedy na początku marca 2021 roku pisałem o tym, z czym w ogóle je się NFT, jedynie garstka zainteresowanych próbowała ogarnąć tę blockchainową zabawę. Nie minęło dwanaście miesięcy, a własne tokeny mają już chyba wszystkie najpopularniejsze gwiazdy muzyki, sportu czy social mediów na świecie. Z początkiem 2022 moda przekroczyła polską granicę. Chyba nie ma w naszym kraju osoby, która nie kojarzyłaby Magdy Gessler. I tak, znana restauratorka weszła we współpracę z marką Fancy Bears Metaverse, a na jej profilowym zagościła rysunkowa, niedźwiedzia podobizna.

Tropem ekscentrycznej celebrytki poszli – tu chyba spore zaskoczenie – Malik Montana, Joanna Jędrzejczyk oraz robiący regularne szpagaty Krzysztof Gonciarz. To właśnie na tego ostatniego wylało się największe szambo, którego szczęśliwie uniknęli pozostali. Od Twittera po Instagrama, wzdłuż i wszerz. Zresztą, popularny jutuber ma ostatnio pechową serię. Od zarzutów, że niedawno współpracował z Amazonem, na którym ciąży m.in. odpowiedzialność za tragedię w Illinois. I oczywiście nieustanne łamanie zawodowych praw. Czy, z polskiego podwórka, zwolnienie Magdy Malinowskiej, która nagłośniła informację o śmierci mężczyzny, który zmarł na terenie zakładu. A, jak powszechnie wiadomo, to tylko część brudów, jakie ma za paznokciami e-commercowy gigant Jeffa Bezosa.

I oczywiście, że ktoś może powiedzieć: a ty nie korzystasz z Kindle’a? Albo porównać sytuację do tej, kiedy Kasia Babis współpracowała z Zalando, a szerzyła antykorporacyjne i antykapitalistyczne poglądy. Niezależnie od decyzji, hejt, który na nią spadł był nieporównywalny z wejściem w taki deal. I podobnie jest w przypadku założyciela Tofu Media. Można się nie zgadzać, można krytykować, ale dlaczego w taki, delikatnie mówiąc, mało przyjazny, sposób.

Wracając do Gonciarza. Tak, po słabym wywiadzie w Kanale Sportowym i po niefortunnych wizerunkowo ruchach stał się łatwym celem dla tych, którzy tylko czekają na potknięcie. Nie inaczej stało się w przypadku misia NFT. Pomijając masę niemerytorycznych i agresywnych komentarzy, jutuberowi zarzucano, że podkleja się pod spekulacyjny trend. Wyśmiewano samą koncepcję tokenów, które stały się obiektem sarkastycznych żartów i służą za budulec wielu memów. Głównie tych, które tłumaczą, że przecież wystarczy zapisać obrazek prawym przyciskiem i sprawa załatwiona. Inna sprawa, że niektóre sytuacje pokazują, że w każdym żarcie jest ziarnko prawdy. Bo kradzież NFT jest na porządku dziennym. A ci, którzy spodziewali się, że uchronią unikatowe obrazki przez złodziejami, srogo się przeliczyli.

Idąc dalej, bardziej wnikliwi komentujący pochylili się nad propozycjami Fancy Bears Metaverse, który – tu ciężko nie odnieść takiego wrażenia – budzi skojarzenia ze schematem Ponziego. Obietnice posiadania wartościowych przedmiotów w metawersum; całkowita własność zakupionego misia (cokolwiek to oznacza) czy… samochód Ferrari rozlosowany w loterii. Nie trzeba być specem od kryptowalut, żeby skumać, że coś tu nie gra. Konkludując: Krzysztof Gonciarz udostępnił swój PR-owy wizerunek na potrzeby reklamy czegoś, co nie wygląda wiarygodnie (wystarczy przejrzeć zakładkę What you get i ichnią roadmapę). I dodatkowo, jest sporym obciążeniem dla środowiska. A przecież w 2020 roku chwaliliśmy go za podejmowanie ważnych akcji społecznych, angażowanie się w walkę z antyaborcyjnymi busami czy wspieranie antyrządowych protestów. Weird flex but ok. Inna sprawa, że kwestią czasu jest dołączenie do akcji kolejnych rozpoznawalnych osoby.

Wracając jeszcze na moment do Ponziego – piramida finansowa to jeden z najczęstszych zarzutów skierowanych w stronę NFT. Świetnie opisali to zjawisko dziennikarze The Athletic, którzy przeprowadzili śledztwo dotyczące związków fan tokenów z futbolem. W skrócie: wyciąganie pieniędzy od normalsów tylko po to, żeby szybko zarobić furę hajsu. A w celach marketingowych wykorzystać tych, którzy też nie narzekają na brak pieniędzy. Celebrytów/-tki, piłkarzy, artystów-/tki, internetowe osobistości i tak dalej, i tak dalej. Nie dziwi zupełnie, że temat wzbudza tyle kontrowersji.

Gaming staje okoniem

Ale afera w polskim internecie to nie jedyny kwas jaki powstał z polaryzującego wątku NFT. Protestują też gracze oburzeni decyzjami deweloperskich gigantów. Z jednej strony, pójście w non-fungible tokens wydaje się być naturalnym kierunkiem dla gamingu. Z drugiej, skala mikrotransakcji, często ukrytych opłat i wirtualnego handlu i tak jest w tej sferze przytłaczająca. Pytanie więc: a na co to komu?

Najświeższe przykłady? Ruchy Ubisoftu, którego szefostwo upatruje w NFT przyszłość gier. Niestety, francuska firma przejechała się na próbie sprzedaży unikatowych hełmów w grze Ghost Recon Breakpoint. Z drugiej strony: podjęli się tego wyzwania jako pierwsi w branży. Chodzi o tzw. Ubisoft Digits, czyli przedmioty o unikatowym numerze seryjnym, będące częścią blockchainowego projektu Ubisoft Quartz. Co ciekawe, ogłoszenie usługi na YouTubie zebrało czterdzieści tysięcy kciuków w dół. Dla porównania, wideo polajkowało niewiele ponad półtora tysiąca użytkowników. Główne zarzuty? Nie tylko kwestie związane z klimatem, ale i oskarżenia o zwyczajny skok do kieszeni odbiorców.

Jak się okazało, zainteresowanie itemami w NFT jest tak znikome, że w zasadzie nikt nie chce ich nabyć. Jak słusznie zauważył dziennikarz portalu Kotaku, Mike Fahey, być może wynika to z tego, że zwyczajnie niewiele osób gra – lub czuje większy związek emocjonalny – ze wspomnianą grą. Nie zmienia to faktu, że decyzja Ubisoftu rozsierdziła fanów/-ki, wśród których dominuje potępienie tego kierunku rozwoju. I nie pomagają nawet tłumaczenia Yvesa Guillemota, CEO marki, który porównuje niechęć do tej, która dotknęła na początku mikrotransakcje. Wiadomo, że na pewnym etapie ludzie mogą przyzwyczaić się do wszystkiego, ale czy to dobrze świadczy o usłudze? To już dyskusyjna kwestia.

A to nie jedyne przykłady w świecie gier. Swego czasu, szef Electronic Arts, Andrew Wilson, mówił o NFT w superlatywach. Z kolei ekipa odpowiedzialna za nadchodzącego STALKERA 2 planowała wprowadzić non-fungible tokeny, ale ostatecznie porzuciła pomysł ze względu na negatywny odzew fanów/-ek. Coś tu ewidentnie nie funkcjonuje tak, jak powinno. Wie o tym Phil Spencer, który kieruje Xboksem i zgłaszał wątpliwości co do NFT nazywając technologię potencjalnie wyzyskującą budżety graczy.

Po drugiej stronie obozu, tej widzącej wielkie sukcesy gamingu opartego na blockchainie, opowiedział się Yosuke Matsuda ze Square Enix. Japońska firma planuje zainwestować grube pieniądze w prace nad NFT. Prezydent studia odpowiedzialnego za Final Fantasy, Kingdom Hearts czy Dragon Quest upatruje w tokenach świetlaną przyszłość. I zaznacza, że 2021 rok był dopiero początkiem tego, co czeka nas za kilka lat. W skrócie: powszechność i akceptację tejże technologii. Wtóruje mu wybitny twórca, Peter Molyneux, którego nadchodząca gra ma być w dużej mierze zbudowana wokół non-fungible tokens. Koleś odpowiedzialny za klasyki pokroju Fable czy Black & White wszedł w partnerstwo z kryptowalutowym deweloperem Gala Games. Efektem współpracy będzie Legacy – biznesowy symulator z własną walutą LegacyCoin (opartą na Ethereum). Koncepcja? W dużym skrócie, gracze będą kupować tzw. Land w formie NFT i rozbudowywać wokół niego własne finansowe imperia. Ciekawostka: studio Molyneuxa, 22 Cans, sprzedało już wirtualne działki warte w sumie 40 mln dolarów.

Analogiczny bunt i rozdarcie mają obecnie miejsce w sportowym środowisku. Szczególnie widać to na przykładzie angielskiej Premier League, gdzie kilkanaście klubów weszło na drogę krypto. Do tego stopnia, że na koszulce klubu Watford F.C. widnieje wizerunek Pieseła. Tak, tego samego, który jest twarzą (pyskiem?) Dogecoina. Z czasem się zamieniasz w mema, jak Belmondziak, a internetowy żart zyskuje faktyczną wartość w prawdziwym życiu. Co będzie dalej, czas pokaże. Jedno jest pewne: NFT nie przestaną wzbudzać skrajnych reakcji. Resztę zweryfikuje rzeczywistość: niezależnie czy wirtualna, czy namacalna.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz i deputy content director newonce. Prowadzi autorskie audycje „Vibe Check” i „Na czilu” w newonce.radio. W przeszłości był hostem audycji „Status”, „Daj Wariata” czy „Strzałką chodzisz, spacją skaczesz”. Jest współautorem projektu kolekcje. Najbardziej jara go to, co odkrywcze i świeże – czy w muzyce, czy w popkulturze, czy w gamingu.