Ma 26 lat, a w kadrze Włoch był trzecim najstarszym zawodnikiem. Teoretycznie powinien wchodzić w swój siatkarski „prime”, choć w skali reprezentacyjnej Simone Giannelli znajduje się w nim już od dłuższego czasu. Rozgrywający Włoch po udanych mistrzostwach Europy poprowadził zespół do kolejnego wielkiego sukcesu. Na boiskach Polski i Słowenii błyszczał wraz z kadrą Italii, która wróciła z tytułem mistrzów świata.
Jeśli po sukcesie siatkarzy ktoś oczekiwał, że Włosi wejdą na okładki krajowych gazet, to mógł się lekko zdziwić. Nawet złoto mistrzostw świata czy sensacyjny triumf koszykarzy na EuroBaskecie nad faworyzowaną Serbią nie wygrał z kontrowersjami w końcówce meczu pomiędzy Juventusem a Salernitaną. Można się gniewać, ale zainteresowania fanów nikt nagle nie zmieni. Pomimo tego, siatkarze „Azzurich” mogą uważać się za gwiazdy.
– Nie mogę się powstrzymać od uśmiechu. Już o niczym nie myślę, tylko się uśmiecham. Patrzę na moich kolegów z drużyny i jestem dumny, że jestem częścią tej grupy, jestem Włochem, a teraz także mistrzem świata – mówił rozradowany Simone Giannelli tuż po wygranym 3:1 finale z Polską.
We Włoszech kolejny rok sukcesów prowokuje do powstawania kolejnych tez o narodzinach nowej „generacji fenomenów”. W przypadku oryginalnej epoki wszystko zaczęło się od sukcesu na mistrzostwach Europy 1989. Rok później przyszły mistrzostwa świata i pierwsze z serii trzech złotych medali Italii.
We wszystkich drużynach (1990, 1994, 1998) w składzie znajdował się Ferdinando de Giorgi. Przeważnie był rezerwowym rozgrywającym, lecz sukcesów nikt mu nie odbierze. On i Nikola Grbić pamiętali finał sprzed 24 lat. Od tamtej pory aż do 11 września 2022 roku Włosi czekali na występ o złoto. Do sukcesu zespół „Fefe” poprowadził człowiek, który tak samo jak on gra na rozegraniu.
DZIECIAK Z GÓR
Włoska szkoła rozegrania od dekad trzyma się dobrze. Fabio Vullo, De Giorgi, Paolo Tofoli, Marco Meoni czy Valerio Vermiglio przez kilkanaście lat dyrygowali grą Włoch. Rozegranie stanowiło pewny punkt Italii, choć stwierdzenie, że Dragan Travica czy Michele Baranowicz nawiązywali umiejętnościami i (co ważne) stabilnością do wspominanych nazwisk, byłoby jednak błędne. Wejście młodego Simone Giannellego do kadry stanowiło lekkie wybawienie, które w pełni ukazało się po latach.
Można powiedzieć, że większość z pierwszych 25 lat życia zawodnika wiąże się z regionem Trydentu. Początkowo nie chodzi jednak o samą stolicę regionu, a o oddalone o 60 kilometrów Bolzano. To tam dorastał i stawiał pierwsze kroki w wielu dyscyplinach. Ojciec, instruktor tenisa, szybko nauczył podstaw gry zarówno jego, jak i starszą siostrę Martinę. Mama, dentystka, z kolei zaraziła pasją do narciarstwa – wszak tamte strony słynną z licznych narciarskich stoków. Doliczając do tego piłkę nożną, mały Simone był aktywny w wielu sportach. Wygrała jednak siatkówka, którą ćwiczyła siostra. Brat podpatrzył i zdecydował się postawić wyłącznie na volley. Do dziś jednak drugą ulubioną dyscypliną pozostaje tenis. Zapytany o największego sportowego idola bez wahania wskazywał na Rogera Federera.
Jako dziecko szybko się rozwijał, czym przykuł uwagę regionalnego potentata, Trentino Volley. Trafił tam jako czternastolatek. Początkowo dojeżdżał każdego dnia koleją. Z czasem przeniósł się do stolicy regionu. Tam zdarzało mu się osiągać sukcesy ze starszymi rocznikami. Jeździł z bardziej doświadczonymi kolegami na zawody i przywoził z nich statuetki dla MVP. Tak samo było w 2012 roku, gdy w kadrze Trydentu wygrał mistrzostwa Włoch regionów. Warto dodać, że nie od razu Giannelli grał na rozegraniu, więc przeglądając statystyki z dawnych lat juniorskich, natrafimy na ponad dwudziestopunktowe wyczyny obecnego gracza Perugii.
– Zmiana pozycji była moim wyborem już kiedy byłem w rozgrywkach młodzieżowych. Chciałem być rozgrywającym, bo uważam, że to najciekawsza i najpiękniejsza pozycja w siatkówce – opowiadał w 2020 roku Giannelli w „The Ace Space Podcast”.
W siatkówce wejścia nastolatków do dorosłej siatkówki nie są tak częste jak ma to miejsce w piłce nożnej. Owszem można wskazać przykłady Martyny Czyrniańskiej czy Aleksandyra Nikołowa, ale to raczej wyjątki od reguły. Niespełna 17-letni Giannelli w seniorskim składzie Trentino pojawił się… w finałach Serie A. Przed ostatnim meczem batalii o złoto z Piacenzą w sezonie 2012/13 kontuzji nabawił się podstawowy rozgrywający, Raphael Vieira. Giannelli zajął miejsce rezerwowego Giacomo Sintiniego, który z kolei wszedł do podstawowej szóstki.
Radostin Stojczew przywołał na moment w trakcie meczu juniora, ale ostatecznie nie posłał go na boisko. Trentino wygrało mecz, a zarazem mistrzostwo Serie A. Giannelli stał się złotym medalistą w dorosłej siatkówce jeszcze przed oficjalnym debiutem. Pierwszą szansę dostał w następnych rozgrywkach, lecz nadal mowa tylko o symbolicznej grze. Bardziej angażowano go do zmagań U19, w których Trentino radziło sobie bardzo dobrze.
REMEDIUM NA ROZEGRANIU
Tak naprawdę więcej czasu na parkiecie rozgrywający otrzymał w sezonie 2014/15. Wówczas do Trentino wrócili po przerwie Stojczew oraz Łukasz Żygadło. Polski rozgrywający grał wcześniej w zespole przez cztery lata, wygrywając trzykrotnie Ligę Mistrzów oraz triumfując w rozgrywkach Serie A w 2011 roku. Giannelli trafił pod skrzydła doświadczonego mentora. Choć to Żygadło grał przez większość sezonu, to młody Włoch z biegiem sezonu coraz częściej wchodził na zmiany. Trentino okazało się lepsze od Modeny w finałach Serie A, przez co obaj zawodnicy mogli dopisać do CV drugie scudetto.
– Simone mimo młodego wieku dostał już powołanie do kadry włoskiej. Ma bardzo dobre warunki fizyczne i jak na rozgrywającego skacze bardzo wysoko. W tym sezonie było już kilka takich sytuacji, kiedy wchodził na boisko w trakcie meczu i dawał dobre zmiany. Cieszę się, że po takim ciężkim pojedynku, jaki rozegraliśmy z Perugią, miałem możliwość trochę odpocząć i wiem, że z boku jest ktoś, kto jest w stanie mnie zastąpić i pociągnąć dalej grę zespołu – mówił Żygadło dla "Przeglądu Sportowego" w maju 2015 roku.
Jeszcze będąc zmiennikiem w klubie, Giannelli zapracował na powołanie do kadry Włoch. Mauro Berutto powołał go na Ligę Światową. Podobny krok wykonał jego następca Gianlorenzo Blengini, po tym jak skonfliktowany ze starszyzną poprzednik zrezygnował z pracy. Nowy trener mógł mieć lekki ból głowy jeśli chodzi o pozycję rozgrywającego. Złote czasy narybku na tej pozycji gdzieś zniknęły. Berutto przed igrzyskami w Londynie kontaktował się z 39-letnim wówczas Marco Meonim by ten dołączył do kadry. Sam rozgrywający opowiadał nam o tej historii w wywiadzie, dodając, że dziś nieco żałuje, że nie skorzystał z oferty.
Dotychczasowy podstawowy rozgrywający – Travica – był na cenzurowanym po tym, jak za kadencji Berutto udał się z kolegami z kadry na wieczorną eskapadę przed Final Six Ligi Światowej. Iwan Zajcew, który również był w tym gronie, szybko się pokajał. Travica przeszedł do kontrataku, wskazując na niesprawiedliwość w kadrze. Blengini na igrzyska go nie zabrał. Znalazł się za to Zajcew, a także Daniele Sottile oraz Giannelli. Ostatni rok wcześniej skończył mistrzostwa Europy z wyróżnieniem dla najlepszego rozgrywającego. Miał już przeszło rok gry na wysokim, międzynarodowym poziomie, więc selekcjoner ufał mu, że podoła jako podstawowy „sypacz” na turnieju olimpijskim w Rio de Janeiro.
Miał rację. Giannelli tak jak cała drużyna Italii spisywał się bardzo dobrze. Włosi dotarli aż do finału. Po dwunastu latach ponownie dostali szansę walki o brakujący medal w kolekcji – złoto igrzysk. Ponownie jednak musieli zadowolić się srebrem. W tym przypadku nikt nie czuł tak wielkiego zawodu jak w Atlancie w 1996 roku. Brazylia Bernardo Rezende wraz z awansem do fazy pucharowej nabrała rytmu. Przed własną publicznością pokonała zespół Blenginiego 3:0.
DROGI SIATKARZ
W sezonie olimpijskim Giannelli był podstawowym rozgrywającym Trentino. Nie udało mu się sięgnąć po Ligę Mistrzów, bo Trentino w finale uległo ówczesnym dominatorom z Kazania. W następnych latach klub z północy Włoch trzymał się czołówki, ale ani na krajowym, ani na międzynarodowym podwórku nie potrafił włączyć się do walki o złoto. W 2017 roku przegrali scudetto z Cucine Lube Civitanova. Od tamtej pory klubu zespołu z Trydentu nie widziano w finałach Serie A.
Rozgrywający nie schodził jednak z solidnego poziomu. Często zarzucano mu, że we klubie nie prezentował się tak wybornie jak w kadrze. Przeglądając indywidualne osiągnięcia, zdecydowana większość dotyczy gry w reprezentacji. To także przekłada się na sukcesy drużynowe. Jedyne klubowe złoto, jakie w ostatnich pięciu latach ugrał Giannelli, to mistrzostwo świata z Trentino w 2018 roku.
Ani razu nie zagroziło to jednak renomie Włocha jako klasowego rozgrywającego. Z czasem wyrobił sobie tak wielką markę, że zaczął przykuwać uwagę najlepszych klubów Włoch. Można powiedzieć, że Trento się do nich przecież zalicza, lecz w ostatnich latach o mistrzostwo Serie A walczą dwa zespoły – Cucine Lube Civitanova i Sir Safety Conad Perugia. Ci drudzy postanowili w 2021 roku dokonać hitowego transferu.
Gracz Itasu Trentino nie mógł narzekać na małe zarobki. Wedle nieoficjalnych informacji, kontrakt gwarantował mu 350 tysięcy euro rocznie. Mówi się, że operacja sprowadzenia zawodnika do Perugii kosztowała Gino Sirciego (prezesa i właściciela głównego sponsora klubu) blisko milion euro. W kwocie uwzględniono jednak opłatę za wykup zawodnika, bo ten cały czas pozostawał pod ważnym kontraktem. Niemniej, na warunki siatkówki mowa tu o rzadkiej, ale zarazem drogiej operacji.
PRZYWÓDCA MŁODYCH
Póki co pobyt w Perugii poza Pucharem Włoch nie obfituje w sukcesy. Pomimo dużej przewagi w fazie zasadniczej, zespół prowadzony przez Nikolę Grbicia po raz trzeci z rzędu uległ w finale Lube. Serb, który w międzyczasie związał się z polską kadrą, zapłacił za oba uczynki posadą.
Patrząc przez pryzmat rozgrywek klubowych, trudno mówić, aby miniony sezon wpłynął negatywnie na formę Giannellego. Jeszcze przed debiutem w Perugii miał za sobą udaną przygodę w kadrze. Do igrzysk zespół prowadził Blengini. Turniej w Tokio nie poszedł po myśli Italii, która odpadła w ćwierćfinale z późniejszymi brązowymi medalistami, Argentyną.
Do mistrzostw Europy reprezentację przygotowywał już Ferdinando De Giorgi. Zmodernizował kadrę, rezygnując ze starszych zawodników. Giannelli nagle stał się w wieku 25 lat jednym z najbardziej doświadczonych reprezentantów. Mimowolnie otrzymał znaczący bagaż oczekiwań, który bezproblemowo udźwignął. Włosi, wobec których nie stawiano dużych oczekiwań, niespodziewanie wygrali EuroVolley 2021, a rozgrywającego nagrodzono wyróżnieniem dla MVP turnieju.
–Wolałbym n ie wygrywać niczego indywidualnego, by móc podnieść puchar razem z kolegami z drużyny – mówił w kontekście Trentino Giannelli w kwietniu 2021 roku. Słowa pasują także do mentalności zawodnika w kadrze. Pochodzący z Bolzano siatkarz zarówno w mistrzostwach Europy, jak i świata oprócz wartości sportowych, dodawał również te emocjonalne. Był wsparciem dla młodszych zawodników. Oprócz świetnego rozegrania potrafił czasem zdobyć punkt atakiem, co świadczy o tym, że stare nawyki z lat juniorskich kompletnie go nie opuściły.
Wygrana MŚ 2022 to również spore zaskoczenie, bo Włosi w Lidze Narodów byli inną ekipą niż na parkietach Słowenii i Polski. Wedle statystyk FIVB, Giannelli był najlepszym rozgrywającym turnieju, co tylko podnosi rangę wyróżnień indywidualnych po wygranej w finale nad Polską. Odbierając statuetkę MVP turnieju dołączył do Wiaczesława Zajcewa (ojca Iwana), który do tej pory był jedynym rozgrywającym nagrodzonym tym wyróżnieniem.
– Każdy ma swoją historię. Zostałem katapultowany do Superlegi jeszcze jako niepełnoletni siatkarz. Poproszono mnie o wzięcie na siebie obowiązków, które zwykle należą do osób starszych i zrobiłem to chętnie, z młodzieńczą brawurą, ale bez doświadczenia kogoś, kto jest o kilka lat starszy i wie, jak radzić sobie w pewnych sytuacjach. To było ciągłe wyzwanie, ale doprowadziło mnie do szybkiego dojrzewania – opowiadał tuż po finale MŚ Giannelli dla „Corriere della Sera”.
Dziś jest dorosłym siatkarzem z krwi i kości. W kadrze osiągnął więcej niż wielu doświadczonych kolegów po fachu. Nadal brakuje mu osiągnięć w sferze klubowej. Na europejskim podwórku króluje ZAKSA. W nadchodzącym sezonie Włoch będzie miał okazję powystawiać piłki nie tylko Wilfredo Leonowi, ale także Kamilowi Semeniukowi. Być może kolejny sezon u boku nowego trenera, Andrei Anastasiego, przyniesie mu nagrodę w postaci triumfu w Champions League.
Niemniej, gdy dziś mielibyśmy wymienić piątkę najlepszych rozgrywających świata, 26-latek by się w niej znalazł. Zapytany przed laty o ulubionych zawodników na swojej pozycji wskazał Bruno Rezende i Luciano De Cecco. W formie reprezentacyjnej Włoch może spokojnie siedzieć z Brazylijczykiem i Argentyńczykiem przy jednym stoliku.
Komentarze 0