Sytuacja społeczna w USA jest bardzo napięta, co przekłada się na świat zawodowego sportu. Sezon NBA omal nie został odwołany, ale ostatecznie koszykarze powinni wrócić w sobotę na parkiety ośrodka Disneya. Podobnie wygląda kwestia w przypadku piłkarzy z Major League Soccer, którzy w środę również przyłączyli się do strajku.
Korespondencja z USA
Śmierć George'a Floyda, czarnoskórego mieszkańca Minneapolis, który pod koniec maja został zabity przez policjanta, wznieciła falę protestów, demonstracji, a nawet zamieszek na tle rasowym, jakich nie oglądaliśmy w Ameryce od początku lat 90. Aktywiści doszli do głosu. Niektórzy koszykarze, jak Kyrie Irving, Avery Bradley i Dwight Howard już wtedy wzywali do bojkotu zapowiadanego turnieju na Florydzie, o czym pisaliśmy w czerwcu.
KOLEJNE WYDARZENIE ZAPALNE
Ostatecznie obie strony doszły do porozumienia. Zawodnicy mogli umieścić na koszulkach, zamiast swoich nazwisk, hasła propagujące równouprawnienie i walkę z rasizmem. Zespoły klękały podczas odgrywania amerykańskiego hymnu (z drobnymi wyjątkami, jak choćby głęboko wierzącego Jonathana Isaaca z Orlando Magic), a na terenie ośrodka umieszczono napisy i znaki "Black Lives Matter". Gdy jednak w poprzednią niedzielę w miejscowości Kenosha w stanie Wisconsin 29-letni Jacob Blake został postrzelony siedmiokrotnie od tyłu przez policjantów, a wideo z całego zajścia trafiło do internetu - konsekwencje okazały się bezprecedensowe w historii NBA.
Najpierw we wtorek wieczorem poświęcono temu sporą część popularnego programu Inside The NBA w TNT z udziałem Charlesa Barkleya, Kenny’ego Smitha i Shaquille’a O’Neala, a także prowadzącego Erniego Johnsona. Pokazano w nim emocjonalną wypowiedź trenera Los Angeles Clippers Doca Riversa.
- Kochamy Amerykę, ale Ameryka nie kocha nas (czarnoskórych obywateli - przyp. MH) - mówił. Po czym dodał: - Muszą się zmienić sposoby szkolenia policji. Ich związki zawodowe powinny zostać rozwiązane. Mój ojciec był policjantem, dlatego wierzę w dobrych policjantów. Nie chcemy im zabrać wszystkich środków finansowych. Jedyne, czego oczekujemy to, aby pilnowali naszego bezpieczeństwa - tak jak pilnują bezpieczeństwa wszystkich innych
Wtedy jeszcze nikt nie mówił o bojkocie.
EFEKT DOMINA
W środę miały zostać rozegrane trzy mecze play-offów. Jako pierwsi na parkiet mieli wyjść koszykarze Milwaukee Bucks i Orlando Magic. Początkowo wydawało się, że wszystko odbędzie się zgodnie z planem. Poszczególni gracze Bucks szykowali się do meczu, a ich rywale rozgrzewali się na parkiecie. Wtedy jednak, na niespełna godzinę przed rozpoczęciem spotkania doszło do burzliwej narady w ekipie najlepszej drużyny Konferencji Wschodniej. Podobno głównym przemawiającym był weteran George Hill, a woje trzy grosze dorzucił Sterling Brown, który dwa lata temu sam został zaatakowany przez policję. Ostateczną decyzję zaakceptował koszykarz najważniejszy, czyli MVP ligi Giannis Antetokoumpo. Zespół ze stanu, w którym Blake został postrzelony przez funkcjonariuszy w obecności swoich małych dzieci, postanowił zbojkotować mecz play-offów.
To rozpoczęło efekt domina. Niedługo później odwołano spotkania Rockets - Thunder i Lakers - Clippers, a także wszystkie mecze z następnego dnia. Nagle, zupełnie spontanicznie, bez konsultacji z władzami ligi, czy szefami związku zawodowego koszykarzy, cały wysiłek skoszarowania kilkuset osób w zamkniętym ośrodku w celu dokończenia sezonu, stanął pod znakiem zapytania. Kenny Smith wyszedł ze studia na samym początku kolejnej edycji Inside The NBA, w geście solidarności z kolegami po fachu (sam był dwukrotnym mistrzem ligi w połowie lat 90.). Następnie kolejni eksperci i goście (długie, pasjonujące przemówienie Chrisa Webbera zrobiło furorę w mediach społecznościowych) zabierali głos w sprawie walki z rasizmem i brutalnością policji.
Do pracy zabrali się nieliczni reporterzy przebywający w Orlando, więc powoli zaczęły spływać informacje - czasem sprzeczne - w sprawie ewentualnego dalszego przebiegu wydarzeń.
Komisarz ligi Adam Silver rozmawiał z właścicielami, którzy zgodzili się na powołanie funduszu na sumę 300 milionów dolarów przeznaczonego na inicjatywy związane z ruchem "Black Lives Matter". Koszykarze byli podzieleni. Jak informował ESPN - gracze Lakers i Clippers głosowali za zbojkotowaniem sezonu. Chris Mannix ze "Sports Illustrated" mówił jednak w czwartkowym podcaście Billa Simmonsa dla "Ringera", że "wyrazili swoją opinię, ale nie było tak, iż już pakowali walizki i szykowali się do wylotu. Po prostu zasygnalizowali, że to jest jedna z możliwości".
DZIAŁANIA LIDERÓW ZDECYDOWAŁA
Stephen A. Smith (ESPN) z kolei, powołując się na sprawdzone źródła, zasugerował że LeBron James - kreujący się z racji na staż i posłuch na lidera grupy, zaczął pouczać młodszych koszykarzy, co spotkało się z negatywną reakcją. James miał więc obrażony wyjść z sali w trakcie spotkania. Czy to prawda? Pewne jest, że wyszedł, a także to, iż optował za bojkotem.
Najważniejsze okazały się emocjonalne wystąpienia Chrisa Paula, szefa związku zawodowego koszykarzy, młodej gwiazdy Boston Celtics Jaylena Browna (powiedział: "jeśli chcecie wyjechać z Orlando, to mam nadzieję, że po to, aby wyjść na ulice, a nie wracać do domu"), a także… Michaela Jordana. Najwybitniejszy koszykarz w historii nie odnosi wielkich sukcesów jako właściciel Charlotte Hornets, ale nadal ma olbrzymi posłuch wśród swoich pobratymców. To on okazał się głosem decydującym. Gdyby nie Jordan - prawdopodobnie już byśmy w tym roku zawodowych koszykarzy w akcji nie oglądali. A pewnie również i nie w następnym, gdyż właściciele w rewanżu doprowadziliby do lokautu i zawieszenia rozgrywek 2020/2021.
- To były bardzo emocjonalne dni i potrzebowaliśmy zresetować głowy, a także wszystko na spokojnie przemyśleć. Tu nie chodzi o jednego zawodnika, czy jeden zespół, ale aby wszyscy mówili jednym głosem. To jest braterstwo. Pod tym względem nasza komunikacja była wzorowa - powiedział Paul.
NIE TYLKO NBA
Do gry wrócili również baseballiści - tylko niektóre mecze zostały odwołane - oraz piłkarze. W środę w ostatniej chwili skasowano spotkania Major League Soccer, choć przecież drużyny musiały wcześniej podróżować, czasem ponad tysiąc kilometrów, aby stawić się na pustym stadionie drużyny przeciwnej. Tylko jeden mecz - w Orlando miejscowy zespół grał z beniaminkiem z Nashville (3:1) - doszedł do skutku. To spotkało się z bardzo negatywnym odbiorem ze strony jednego z liderów ruchu "Black Lives Matter" w MLS, pomocnika LAFC Marka Anthony'ego Kaye'a.
Kanadyjski pomocnik napisał na Twitterze: "Jestem rozczarowany piłkarzami Orlando City. Łatwo jest napisać Black Lives Matter, ale gdy przychodzi moment trudny, ważniejsze są trzy punkty. Nie macie żadnej wymówki. Nie jest ważne, skąd pochodzicie, wszyscy walczymy o równouprawnienie. Jesteśmy piłkarzami, ale w pierwszej kolejności - ludźmi. Dziś bardzo nas zawiedliście". Gdy MLS na swoim koncie napisała o odwołaniu meczów w geście solidarności, Kaye odpowiedział: "To nie wy odwołaliście, to my nie wyszliśmy do gry".
Tego samego dnia właściciel Real Salt Lake Dell Loy Hansen powiedział, że bojkot środowych meczów "zabrał wiatr z jego żagli". Znów doprowadziło to do wielu komentarzy i internetowych pojedynków. Tak jednak wygląda sytuacja społeczna w USA od kilku miesięcy…
NIE ROZLICZYLI SIĘ Z HISTORIĄ
Trudno powiedzieć, czy to bardziej z powodu epidemii koronawirusa, z którą w Ameryce poradzono sobie (do dziś) bardzo kiepsko, kontrowersyjnej prezydentury Donalda Trumpa czy gigantycznych, chyba największych w historii, podziałów pomiędzy obozem liberalnym i konserwatywnym, ale takich napięć na tle rasowym nie było w USA od bardzo dawna. W pewnym sensie mała kropla doprowadziła do przelania czegoś, co zbierało się przez 250 lat, od początku istnienia tego kraju.
I oczywiście - obecna rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Nie ma niewolnictwa, a sportowcy - w przeciwieństwie do Billa Russella, który był w połowie lat 60. najlepszym graczem w NBA, ale nie mógł spać w jednym hotelu podczas meczu wyjazdowego w Luizjanie z resztą kolegów z zespołu o białym kolorze skóry - mają absolutną wolność poglądów oraz robienia, co tylko dozwolone przez prawo. Pięć lat temu komisarz Silver dożywotnio zdyskwalifikował i zmusił do sprzedania klubu ówczesnego właściciela L.A Clippers Donalda Sterlinga za rasistowskie komentarze, nagrane po cichu przez jego kochankę.
Ameryka nigdy jednak do końca nie rozliczyła się ze swoją historią i teraz trupy wychodzą z szafy - w trudnym momencie, gdy ludzie siedzą w domach, tracą pracę i środki do życia. Dlaczego w ogóle doszło do bojkotu i co koszykarze chcieli osiągnąć?
- Do tego powinno było dojść dwadzieścia lat temu. W Ameryce liczą się tylko pieniądze, więc koszykarze chcieli pokazać wszystkim korporacjom, rządzącym tym krajem i mającym nieograniczone możliwości nacisku: "Jeśli nie zaczniecie nas słuchać, uderzymy was po kieszeni. Nie będzie meczów w telewizji, to stracicie kasę". Na razie to tylko ostrzeżenie, aby dać wam szansę na refleksję - powiedział mi dobrze poinformowany kolega ze środowiska.
To tematy bardzo trudne do zrozumienia dla choćby Adam Buksy czy Jarosława Niezgody, którzy przylecieli tutaj w styczniu z nadziejami na swój "American dream". W lipcu koledzy każą im klękać w trakcie hymnu, a w sierpniu lecą kilka godzin na mecz, który ostatecznie nie dochodzi do skutku. ESPN nazwała ten tydzień "historycznym". Czy będzie on odosobnionym protestem, czy początkiem nowego trendu - przekonamy się niebawem.