Amerykańskie media oburzone polskim programem Twoja twarz brzmi znajomo. Słusznie?

drake.jpg

Wylało się… kakao. I od samego początku istnienia programu Twoja twarz brzmi znajomo wiedzieliśmy, że - prędzej czy później - się to stanie, bo poczernianie twarzy w Stanach ma zupełnie inny kontekst niż w Polsce, a i tu dawanie żenujących występów w stylistyce rodem z rodzimego kabaretu nie jest żadnym powodem do chwały.

Amerykańskie media okołorapowe od kilku godzin biją w Bogumiła „Boogiego” Romanowskiego - i resztę ekipy produkującej szlagierowe show Polsatu - jak w bęben i… wcale nas to nie dziwi. Pisze o tym Complex, pisze HipHopDX, pisze HNHH i szereg innych portali skupiających się na kulturze hiphopowej. I choć wszyscy napomknęli o tym, że jego wykon Hotline Bling był flat i terrible, to głównie skupiają się na rasistowskim kontekście samego gestu poczerniania twarzy. To w Stanach momentalnie kojarzy się ze stylem teatralnego makijażu wykorzystywanego w bazujących na niewolniczych wręcz stereotypach spektaklach wystawianych po wsiach, miastach i miasteczkach, ku uciesze wszystkich tępych zwolenników białej supremacji. Owe kabaretowe występy, w których czarni nie różnili się niczym od małp, byli nieustannie kopani, poszturchiwani i wyśmiewani, przeszły do historii pod nazwą blackface, a ich szkodliwy wpływ na sposób myślenia amerykańskiego społeczeństwa świetnie sportretował Spike Lee w filmie Bamboozled.

Patrząc na poziom intelektualny Twoja twarz brzmi znajomo nie podejrzewamy, żeby jego twórcy byli jakkolwiek zaznajomieni z tą historią. Ale o to, że amerykańskie media w końcu podchwycą ten temat, byliśmy pewni, odkąd pierwszy raz zobaczyliśmy któregoś krajowego celebrytę małpującego ruchy i gesty jakiejś afroamerykańskiej gwiazdy popu, r’n’b czy rapu. Występ Bogumiła „Boogiego” Romanowskiego jest bowiem w tym względzie idealnym przykładem - przypominający nieco przebrane za starych ludzi postaci z Jackassa discopolowiec (znany wcześniej jako… Discomił) z poczernioną twarzą buja się sztywno i wykonuje teatralne gesty, mające nakierować publiczność i jury na to, że jest przecież hip-hopowcem. Chodzi jak hip-hopowiec, schyla się jak hip-hopowiec i wita się też - pewnie - jak hip-hopowiec. Wszyscy się cieszą, klaszczą, machają, a któryś juror nie może wyjść z podziwu i wznosi kciuki do góry.

Frontman zespołu Łobuzy - który współtworzy z dwoma koleżkami noszącymi pseudonimy DJ Yalla i DJ… Yolo - wygrywa konkurs, wrzuca sobie foteczki z przybrudzonym ryjem na Insta i nikt nie widzi w tym nic złego. I niby nie ma w tym nic złego, bo program ten nie jest - chyba - z zamierzenia rasistowski. A to, że wpisuje się w niechlubną historię blackface’owych przedstawień możemy zrzucić na różnice kulturowe, ale… są pewne granice brawury. Bo kiedy uczestnicy tegoż show biorą się za disco polo czy jakieś cygańskie hity, wszystko im wychodzi bardzo sprawnie, a ilekroć ląduje na ich warsztacie rap, r’n’b czy elektronika (Prodigy, pamiętamy!) to znów ze wstydu musimy się chować pod tapczan, którego nie mamy. Tym razem natomiast wstyd jest o tyle większy, że wyszedł już poza granice naszego pokoju, a nawet i kraju. A naprawdę nie mamy zamiaru tłumaczyć nikomu zza granicy wątpliwego fenomenu polskiego kabaretu i tego, że gust i dobry smak nie jest naszą naczelną cechą narodową.

Kiedy już napisaliśmy wszystko, co w tym względzie wydaje nam się ważne, przyznamy wam się, że niesłychanie nas bawi dodatkowy, zupełnie niezamierzony kontekst tego performance’u i nie możemy się doczekać, kiedy ten sensacyjny materiał wpadnie w łapy Pushy.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz muzyczny, kompendium wiedzy na tematy wszelakie. Poza tym muzyk, słuchacz i pasjonat, który swoimi fascynacjami muzycznymi dzieli się na antenie newonce.radio w audycji „Za daleki odlot”.