Ratuj się kto może. Walka o utrzymanie w Premier League toczy się o dwa wolne miejsca (ANALIZA)

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
Burnley v Everton - Premier League
Fot. Clive Brunskill/Getty Images

Z ligą oficjalne pożegnało się już Norwich City, a za moment ten sam los spotka Watford. Zostanie więc do obsadzenia trzecia pozycja pod kreską i na finiszu o uniknięcie jej walczą trzy ekipy. Burnley, Leeds oraz Everton dzieli niewiele i rywalizacja powinna trwać do ostatniego gwizdka ostatniej kolejki. Analizujemy szanse tych drużyn na pozostanie w Premier League.

Końcówka sezonu w angielskiej elicie zapowiada się doskonale. Manchester City i Liverpool walczą o mistrzostwo, otwarta jest sprawa TOP 4, gdzie gubi punkty Chelsea, a Arsenal i Tottenham walczą o prym w północnym Londynie, a w walce o puchary wyższy bieg musi wrzucić jeszcze West Ham. Młoty odpadły z Ligi Europy w półfinale i chcą zaradzić na złamane serce godnym finiszem w lidze.

To, co tygrysy lubią najbardziej, dzieje się jednak na dole. Michał Trela w jednym swoich felietonów pisał, że nic nie sprawia mu w piłce takiej frajdy, jak śledzenie walki o utrzymanie. Podpisuję się pod tym obiema rękami. A tak się składa, że w tym sezonie Premier League wokół strefy spadkowej naprawdę dzieje się bardzo ciekawie. W walkę zamieszane są poważne firmy, różnice są nieduże, a przed nami jeszcze zaległe spotkania.

W Anglii podlane jest to ogromnym prestiżem i emocjami. Znów nawiązując do słów Michała, widać po przykładowym Evertonie, jak nagle frustracja fanów i krytykowanie klubu na każdym kroku zamieniło się desperację. Strach zajrzał w oczy i na Goodison Park dziś wszystkim zależy wyłącznie na przetrwaniu.

To z pewnością największa firma, jaka kręci się wokół strefy spadkowej, a ewentualny spadek The Toffees byłby szokiem dla wielu pokoleń kibiców w Anglii. Po raz ostatni zespół spadł bowiem w 1951 roku, wrócił w 1954 roku i od tego czasu zawsze był w pierwszej lidze. To 68 lat z rzędu. W międzyczasie spadały m.in. Manchester United, Liverpool, Chelsea, Tottenham, nie mówiąc o Manchesterze City, a Everton trwał zawsze w top division. Tylko Arsenal ma dłuższą serię i choć trofeów w niebieskiej części Liverpoolu nie ma, to kibice za punkt honoru stawią sobie tę passę.

Tym razem zespół stąpa jednak po cienkiem linie. Everton pokonał ostatnio Chelsea 1:0, ale mimo tego pozostaje pod kreską. Rywalami drużyny Franka Lamparda w grze o pozostanie w Premier League są Burnley oraz Leeds. Warto spojrzeć, jak wygląda ich rozkład jazdy na finiszu i poszukać argumentów za i przeciw utrzymaniu się w lidze. Tabela przed 36. kolejką prezentuje się dziś następująco:

tabela
Tabela Premier League na miejscach 13-20, stan na 6 maja 2022 r. (premierleague.com)

Dlaczego przekreślam Watford? Szerszeniom zostały cztery mecze, a już teraz tracą 12 punktów i ratuje je tak na dobrę sprawę tylko matematyka. Żeby udało im się pozostać przy życiu, muszą w najbliższy weekend pokonać Crystal Palace i liczyć na porażki pozostałych drużyn nad nimi. Jeżeli tak się nawet stanie, ich następny mecz jest z Evertonem i gdyby (duże przypuszczenie) wtedy znów ekipa Roya Hodgsona wygrała, to dopiero mówilibyśmy o początku wielkiej ucieczki. Ale to mało prawdopodobne, więc na razie uznaję, że walka toczy się o uniknięcie jednego miejsca pod kreską.

Odrzucamy też ekipy od 15. miejsca w górę. Southampton, Brentford i Aston Villa dobiły do magicznej granicy 40 punktów. Ostatni sezon, kiedy to był najmniejszy możliwy dorobek do zajęcia 17. miejsca miał miejsce 11 lat temu. Birmingham City spadło wówczas mając 39 oczek. W ich przypadku wystarczy tak naprawdę wygrać jeden mecz do końca sezonu i nic im się nie stanie. Spadkowicz z największym dorobkiem w historii Premier League to West Ham z sezonu 2002/03, który miał 42 punkty, a mimo tego zleciał. Historię tamtych Młotów już kiedyś opisywałem.

Zostaje więc trójka. Co przemawia za każdą z tych ekip?

1
BURNLEY

TERMINARZ: Aston Villa (dom, 7.05.), Tottenham (wyjazd, 15.05.), Aston Villa (wyjazd, 19.05.), Newcastle (dom, 22.05.)

Już wszyscy ich pogrążyli, a tymczasem Burnley nie zamierza się położyć. Odkąd Mike Jackson i Ben Mee zastąpili Seana Dyche'a zwolnionego po dekadzie na stanowisku menedżera, drużyna wygrała trzy mecze i jeden zremisowała. W sobotę wydarła niezwykle cenne trzy punkty na boisku Watfordu. Dzięki temu jest dwa punkty nad kreską i rozegra jeden zaległy mecz z Aston Villą, więc zmierzy się z nią dwa razy w ciągu 12 dni.

DLACZEGO SIĘ UTRZYMAJĄ?

Bo mają doświadczenie.

Może to dla kogoś zbyt duże uproszczenie, ale na każdym poziomie widać, jak ważna w piłce jest głowa. Już sama reakcja na zwolnienie szanowanego menedżera i tak doskonała gra w tych okolicznościach pokazuje, jaki charakter ma ten zespół. Zmarnowany przez Maxwela Corneta rzut karny w meczu z West Hamem dzieli ich od kompletu punktów w trakcie serii od odejścia Dyche'a.

Burnley to drużyna, w której nie zachodzą duże zmiany. W kadrze nadal jest 10 piłkarzy z sezonu 2017/18, kiedy zajęli znakomite siódme miejsce w Premier League, co dało kwalifikacje Ligi Europy. To również ekipa o najwyższej średniej wieku w jedenastce i zaprawiona od lat w bojach na dole tabeli. Na finiszu takie rzeczy znaczą dużo więcej.

DLACZEGO SPADNĄ?

Bo złapali dobrą formę zbyt wcześnie.

Już zdarzyły się w tym sezonie podobne zrywy. Burnley potrafiło przegrać tylko jeden mecz od połowy września do 1 grudnia, w dodatku z Manchesterem City. Styczeń i luty to też jedna porażka w siedmiu meczach, jedynie z Liverpoolem, za to m.in. zwycięstwa z Tottenhamem i Brighton.

Teraz jest oczywiście jeszcze lepiej, jednak trzeba pamiętać, że Jackson dysponuje wąskim składem, w którym jest kilka absencji. Niech wymowny będzie fakt, że jego asystentem jest kapitan drużyny Mee, który raczej nie wróci na boisko przed końcem sezonu. Jackson zmienił sposób gry i pozwala na bardziej cierpliwe rozgrywanie, więc może modyfikacja stylu pozwoli zachować siły, niemniej czuć, że Burnley na finiszu będzie musiało "dać z wątroby".

2
LEEDS UNITED

TERMINARZ: Arsenal (wyjazd, 8.05.), Chelsea (dom, 11.05.), Brighton (dom, 15.05.), Brentford (wyjazd, 22.05.)

Stracili najwięcej goli w lidze i po porażce 0:4 z Manchesterem City wróciły demony. Jesse Marsch poprawił wyniki Leeds, bo ma średnią 1.38 punktów na mecz w Premier League, a Marcelo Bielsa przed zwolnieniem miał w tym sezonie średnią 0.89 pkt. Mimo tego to może nie wystarczyć, choć w pięciu ostatnich sezonach mówilibyśmy, że Pawie są o jedną wygraną od bezpieczeństwa. Wówczas wystarczyło zawsze 37 punktów.

DLACZEGO SIĘ UTRZYMAJĄ?

Bo nowy menedżer ich poprawił.

Porażka z City ostudziła mocno nastroje, szczególnie po remisie 0:0 z Crystal Palace w zeszłej kolejce, ale Marsch uporządkował Leeds. Zaczął od minimalnej porażki z Leicester City (0:1), gdzie już widać było inny sposób bronienia i ustawienia, potem przyjął lekcję od Aston Villi (0:3), za to ograł w kluczowych spotkaniach Norwich City (2:1) i Watford (3:0). Pawie pod jego wodzą pokazały też charakter w szalonym meczu z Wolverhampton (3:2).

Amerykanin dobrze się wprowadził i choć zastał trudną sytuację, w której pauzowali kluczowi zawodnicy, a największa gwiazda Raphinha myśli o wielkim transferze, to znalazł sposób na szybkie wdrożenie poprawek. Utrzymanie tego efektu nowej miotły to największa nadzieja na powodzenie.

DLACZEGO SPADNĄ?

Bo mają trudny terminarz i wąski skład.

Te dwie rzeczy trzeba połączyć. Arsenal i Chelsea będą walczyć o miejsce w TOP 4, Bighton zapewne o nic, a Brentford w ostatniej kolejce u siebie na pewno będzie chciał ładnie się pożegnać z kibicami, bo będzie już utrzymany. Leeds zagra cztery mecze na dystansie dwóch tygodni, a skład się kruszy, bo właśnie kontuzji doznał Stuart Dallas. To był człowiek nie do zajechania, który nagle wypada w kluczowym momencie. Owszem, wrócił do gry Kalvin Phillips i nadal jest Raphinha, ale chociażby nie gra Patrick Bamford.

Trudno nie odnieść wrażenia, że na Elland Road kończy się pewien cykl. Jeżeli po meczach z Arsenalem i Chelsea drużyna Marscha będzie pod kreską, może być jej trudno o wykrzesanie 120% sił na samą końcówkę.

3
EVERTON

TERMINARZ: Leicester City (wyjazd, 8.05.), Watford (wyjazd, 11.05.), Brentford (dom, 15.05.), Crystal Palace (dom, 19.05.), Arsenal (wyjazd, 22.05.)

Owszem, Everton pozostaje pod kreską, ale po pierwsze ma do rozegrania o jeden mecz więcej od Burnley i Leeds, do których traci po dwa punkty, a po drugie za nim prawdziwa droga krzyżowa. Drużyna Franka Lamparda ma za sobą już spotkania z Tottenhamem, Manchesterem City, West Hamem, Manchesterem United, Liverpoolem i Chelsea, a wszystko to na dystansie ostatnich dziewięciu kolejek. Potrafiła jednak pokonać u siebie Newcastle, MU i Chelsea i nastroje się poprawiły. Czyżby najgorsze było już za nimi?

DLACZEGO SIĘ UTRZYMAJĄ?

Bo mają największe umiejętności ze wszystkich na dole.

Krótko i na temat. W normalnych okolicznościach Evertonu w ogóle nie powinno tu być. To klub, który przeznacza siódmą największą ilość pieniędzy na tygodniówki dla swoich piłkarzy, a w erze Premier League to ma w większości przypadków przełożenie na miejsce w tabeli. Władze The Toffees stawiają sobie za wzór West Ham, ale chyba przesadziły z tą imitacją, w końcu Młoty w sezonie 2019/20 też biły się o utrzymanie, zanim stały się dziś punktem odniesienia dla średniaków z ambicjami. Jednak tak jak wówczas w przypadku West Hamu, tak obecnie z Evertonem da się odczuć, że to drużyna za mocna, by spaść.

Gorzej, że przez moment chyba pomyśleli tak piłkarze. Zwraca uwagę to, że lepiej spisują się na tle City (minimalna porażka), Liverpoolu (0:2, ale bez goli przez godzinę), MU i Chelsea (wygrane po 1:0) niż Southampton (0:2) i Burnley (2:3). Teraz, gdy są pod kreską, na takie myśli nie mogą im już przychodzić do głowy. Taka sama zadziorność jak w ostatnim meczu z The Blues potrzebna jest również na Watford czy Brentford. Inwydualności pokroju Richarlisona, Graya, Calverta-Lewina, Doucoure, Delpha i kilku innych nie powinny być w tym samym szeregu i muszą to pokazać.

DLACZEGO SPADNĄ?

Bo są tragiczni na wyjazdach.

Trzy z pięciu meczów, jakie pozostały Evertonowi do rozegrania, są na obcych stadionach. To spotkania z Leicester City, Watfordem i Arsenalem. A to zła wiadomość. Wszystkie zwycięstwa za kadencji Lamparda w Premier League to mecze domowe. Na wyjazdach The Toffees uzbierali przez cały sezon zaledwie sześć punktów, co jest najgorszym wynikiem w całej lidze.

Ostatni mecz na czyimś terenie zawodnicy Evertonu wygrali...28 sierpnia. Pokonali wtedy Brighton 2:0 na The Amex. Od tego czasu dorzucili tylko dwa remisy, bo pierwszy zaliczyli wcześniej z Leeds. Może i poradzili już sobie z serią przeciwko Top Six i jednym z tych meczów wyjazdowych jest Watford, który może być już wtedy nawet zdegradowany i jak do tej pory śrubuje rekord 11 kolejnych domowych porażek w Premier League, jednak Everton już wiele razy w tym sezonie pokazał, że nie ma dla niego czegoś takiego jak łatwy wyjazd.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Futbol angielski i amerykański wyznaczają mu rytm przez cały rok. Na co dzień komentator spotkań Premier League w Viaplay. Pasję do jajowatej piłki spełnia w podcaście NFL Po Godzinach.
Komentarze 0