Awans reprezentacji Anglii do ćwierćfinału Euro najlepiej oddaje reakcja Garetha Southgate’a po golu na 2:0. Gdy Harry Kane tonął w objęciach kolegów, a kibice na Wembley oszaleli ze szczęścia, selekcjoner gospodarzy nawet się nie uśmiechnął. Łatwo sobie natomiast wyobrazić, co musiało się dziać w sercu człowieka, który na hasło „Niemcy” z automatu przypomina sobie największe życiowe upokorzenie. 25 lat czekał na tak słodki rewanż.
Być może Thomas Mueller na dziesięć takich sytuacji dziewięć skończyłby z golem. Raheem Sterling z przerażeniem patrzył, jakie skutki będzie miał jego kardynalny błąd. Napastnik reprezentacji Niemiec pędził na bramkę Jordana Pickforda i tylko cud mógł uratować Anglię przed wyrównującym golem dla rywali.
Tym razem Pickford nie musiał bronić, choć we wtorkowy wieczór na Wembley golkiper Evertonu był jednym z największych bohaterów. Odgłos ulgi przeszedł po londyńskim gigancie, a parę chwil później zamienił się w ekstazę. Anglia stemplowała awans, a obudził się wreszcie Harry Kane. Niemcy nie mogli już wstać.
BEZ PRZEKLEŃSTWA KARNYCH
Po fakcie zdecydowanie łatwiej to ocenić. Tylko Southgate wytrzymał ciśnienie. Wiedział doskonale, że najłatwiej byłoby dać się ponieść euforii, wystawić ultraofensywny skład, ruszyć za Niemców, ale zdawał sobie również sprawę, że to nie ci, którzy wystawiają skład na kartkach, w głowach czy pubowych dyskusjach poniosą konsekwencje ewentualnej porażki.
To musiała być trudna noc dla selekcjonera Anglików. W poniedziałek kibice obejrzeli dwa spektakularne mecze, w których padło 14 bramek. Były dramaty, zwroty akcji, dogrywki, karne. Łatwo w takich okolicznościach pójść na całość, spróbować dołączyć do imprezy na całego. Ale Southgate nie dał się ponieść euforii.
Nie było przekleństwa rzutów karnych, Anglicy nie wystraszyli się Niemców, poza pierwszym kwadransem rozegrali ten mecz na swoich warunkach. Komuś taki styl może nie odpowiadać, ludzie chcą igrzysk, ale Anglia je tort łyżeczką, ma przed sobą konkretny cel: finał i walkę o złoto. Można odnieść wrażenie, że gra na tym Euro w niemieckim stylu z czasów świetności naszych zachodnich sąsiadów. Przede wszystkim dba o zabezpieczenie tyłów. Nie zakłada szalonego pressingu, nie dąży do zdobycia bramki za wszelką cenę. Jest cierpliwa. Szuka małych błędów.
WYNIKI WAŻNIEJSZE NIŻ ZŁOŚLIWOŚCI
Dwanaście lat temu, podczas mundialu w RPA, korespondent gazety Die Welt napisał złośliwie: „Jedyny poważny sukces Anglii w wielkim turnieju opiera się, jak wszyscy dobrze wiemy, na błędzie sędziego”. Obie strony przez lata nie oszczędzały się w kwestii złośliwości. Ale nie przedmeczowe przepychanki w mediach są istotne, nie kultowe cytaty, lecz wyniki.
Ładnie to zresztą ujął w 1996 roku, roku feralnego dla Anglii Euro na jej ziemi, Terry Venables. Selekcjoner gospodarzy turnieju, zapytany o to, co podziwia u Niemców najbardziej, odparł: – Ich rezultaty.
Anglicy zawsze z trudem wypowiadali pochwały pod adresem Niemców. Tak jak Bobby Robson, który przecież przegrał z nimi jako trener w czasie mistrzostw świata w 1990 roku, jednak już w roli eksperta TV w 2002, wycedził: – W jakimś stopniu musisz, no wiesz, podziwiać ten zespół...
Gdy rok wcześniej Anglia rozbiła odwiecznych rywali w Monachium 5:1, legendarny bramkarz Niemców, Oliver Kahn, nie mógł uwierzyć. Pięć straconych bramek podsumował tak: – To było jak eksplozja bomby nuklearnej, która pozostawi w nas blizny na całe życie.
Nie miała ona oczywiście prawa zniszczyć psychiki obecnej reprezentacji. Ludzie Joachima Loewa w największej mierze przegrali sami ze sobą. To był słaby turniej w ich wykonaniu. Nie byli w stanie zbudować pewności siebie na wygranej z Portugalią. Do domu jadą z bagażem jednego świetnego spotkania, jednego fartownego i dwóch przegranych – z Francją i Anglią.
DUŻA DOJRZAŁOŚĆ
Kiedy drużyna Southgate’a walczyła o medal na mundialu w Rosji, krytycy zarzucali jej, że ma łatwą drabinkę, szukali argumentów, jakie mogłyby Anglików zdeprecjonować. Teraz też z pewnością pojawią się głosy o kunktatorstwie, o tym, że dostali wsparcie Wembley, itd. Ale da się odnieść wrażenie, że ten zespół zyskał dużą dojrzałość. Odporność na głosy zewnętrznego świata. Nie jest też zależny od króla strzelców MŚ, Kane’a. W meczu przeciwko Niemcom napastnik Tottenhamu był mało widoczny. Bez jego gola gospodarze tez by pewnie awansowali dalej. Southgate ani przez moment nie zwątpił w jego umiejętności. Tak samo wierzył w Sterlinga, który wyrósł na postać numer jeden w ekipie Synów Albionu podczas tego turnieju.
Ludzie muszą mieć świadomość, że im bardziej będą kogoś krytykować, tym mocniej selekcjoner weźmie go w obronę. Sam wie najlepiej, co to znaczy być pod ostrzałem. Dwadzieścia pięć lat temu, jako wróg publiczny numer jeden, który zmarnował decydujący o awansie rzut karny, pragnął zaszyć się jak najdalej od kibiców. Teraz prawdopodobnie marzy o tym samym. Ale ma zupełnie inny cel – jak najlepiej przygotować drużynę do ćwierćfinału. Kolejny raz nie będzie pewnie fajerwerków, ale zwycięstwo nad Niemcami pozwoliło zrozumieć angielskim kibicom, że to wcale nie jest potrzebne, by marzyć o złocie.