Bulgot w tym szambie słychać coraz głośniej od paru lat, ale ostatnio rozlało się już na dobre. Anglia ma dość hejterów, których życiową pasją stało się opluwanie innych. Media i politycy szukają rozwiązań, które pozwolą szybko i skutecznie ukrócić harce w bagienku pełnym „keyboard warriors”, jak mówi się na wszystkich odważnych, ale tylko zza klawiatury.
„Daily Mail” poinformował dzisiaj, że w ciągu ostatnich 30 dni kilku zawodników, wśród nich Harry Kane, Granit Xhaka, Antonio Rudiger i Hector Bellerin – otrzymało 3500 rasistowskich czy homofobicznych obelg. Dziennik podkreślił, że Twitter i Facebook praktycznie nic z tym nie robią. Z pomocą firmy technologicznej przeprowadzono badanie, które wykazało, że 90 procent kont, które ziały hejtem, wciąż jest aktywnych.
O mediach społecznościowych opowiadał niedawno dla newonce.sport Łukasz Fabiański, powołując się na wypowiedzi Antonio Ruedigera. Niemiecki obrońca – to także wyliczenia ludzi zatrudnionych przez „DM” – otrzymał ponad 2000 emotikonów przedstawiających węża. Stało się tak po zwolnieniu Franka Lamparda, część fanów Chelsea uznała bowiem, że Ruediger kopał dołki pod menedżerem, chodząc do jego przełożonych.
Niewinny wąż to jednak nic. Czarnoskórzy zawodnicy regularnie dostają emotikony z małpkami, a Twitter tłumaczy, że to nic obraźliwego. Piłkarze Brentford ostatnio uznali, że zaprzestają klękania przed meczami, bo widzą, że wspieranie akcji Black Lives Matter na niewiele się zdaje. Stało się już tylko symbolem, fasadą, za którą nic nie stoi. Na kibiców nie wpływa to wcale kojąco, rasistowski hejt w sieci ma się dobrze. Jak nigdy.
Harry Kane przyjmował dziesiątki obelg przed meczami Tottenhamu z Arsenalem i Chelsea, Bellerin za wspieranie środowisk LGBT otrzymywał ohydne wiadomości, „fani” kazali mu się wynosić z klubu, nazywali go gejem, lesbijką, p***ą, to absurd, ale lżyli go nawet za... weganizm. Wszak w tym świecie, pełnym mędrców, próżności, fake newsów, każdy motyw jest dobry, by kogoś obrazić. Religia, orientacja seksualna, przynależność klubowa – wybierzcie sobie co chcecie.
Praktycznie codziennie można przeczytać teksty dotyczące hejtu, media w Anglii chcą w ten sposób wywrzeć mocną presję na rządzie, by ten wreszcie zrobił coś i ułatwił natychmiastową identyfikację trolli, ale przede wszystkim postawił pod ścianą olbrzymie portale społecznościowe: Twittera, Facebooka i Instagrama, by to one zaczęły sprzątać odchody w swojej zagrodzie. Jak to zrobić? Na razie pomysł jest prosty: potężne kary finansowe, bolesne nawet dla takich koncernów.
Ciekawe w publikacji jest to, że podczas „trackowania” kont znaleziono aż 52 osoby, które posiadają karnety na mecze swoich ukochanych klubów. Nie przeszkadza im to ubliżać piłkarzom. Przekonał się o tym ostatnio doskonale Anthony Martial z Manchesteru United. Firma, która przeprowadziła badanie, twierdzi, że wyłapanie cyberhejterów nie jest wcale trudne, wystarczy chcieć. O użytkownikach sieci jest dziś tak duża wiedza, że nawet ci, którzy zakładają fejkowe konta, nie mogliby się czuć bezpieczni.
Niewykluczone, że kluby ruszą na wojnę. Stworzą specjalne jednostki, które pozwolą im wykorzystać tego typu technologię (ładnie się nazywa, „Threat Matrix”) do identyfikacji trolli. Będzie to przypominać monitoring stadionowy, tyle że skan odbędzie się na internetowym organizmie. Koszt nie jest duży – 5000 funtów miesięcznie.
Szefowie angielskich klubów wysłali list otwarty do bossów Twittera i Facebooka, Jacka Dorseya i Marka Zuckerberga. Hejt nasilił się w czasie pandemii, psychologowie twierdzą, że to frustracja, która będzie narastać jeszcze mocniej. Szczerze? Co to za usprawiedliwienie? Depresję leczy się terapią, nie obrażaniem innych ludzi.
Oto przykłady wiadomości do piłkarzy:
„Chciałbym, żeby Xhaka zawisł dziś na drzewie”.
„Bellerin, ściągaj spodnie, pier... lesbijko”.
„Zrób mi przysługę i zdechnij” – to do Davinsona Sancheza.
Warto zaznaczyć, że nie trzeba być wcale piłkarzem Premier League, by na małą skalę doświadczyć takich rzeczy. Jeden gość przez długie miesiące namiętnie wypisywał w internecie, że widział, jak wyzywam moją narzeczoną na ulicy, drugi zapytał kiedyś wprost, czy „myślałem o popełnieniu samobójstwa”, inny zaś dziś rano stwierdził, że „nie ręczy co zrobi, jak mnie spotka”.
Już podpowiadam. To co Twitter z chamstwem.
Nic.