W przeciągu dwóch lat brytyjski raper stał się gwiazdą o niepodważalnym statusie, wykręcającą wyniki, które osiąga jedynie garstka wybranych. AJ Tracey z perspektywicznego songwritera i piewcy UK soundu wyrósł na międzynarodową sławę, a Flu Game jest tego najlepszym dowodem.
Od premiery Ladbroke Grove - przełomowego singla w karierze 27-letniego rapera - w lipcu miną dokładnie 2 lata. AJ Tracey potrzebował dokładnie 24 miesięcy, aby z dobrze prosperującego talenciaka wbić się do czołówki brytyjskich raperów. Zarówno jeśli chodzi o popularność, jak i umiejętności, bo Ché Woltonowi Grantowi w zasadzie nie zdarzyło się poważniejsze potknięcie. Wspomniany Ladbroke Grove ma na chwilę obecną 143 miliony odtworzeń na Spotify. Zaraz za nim są popularne Thiago Silva i Rain, na których gościnnie udzielał się londyńczyk.
Wyprodukowany przez Conductę bit - oparty na zsamplowanym wokalu Jorjy Smith - stał hymnem nowej fali rapu z UK i odbił szerokim echem na międzynarodowej scenie. To samo z Thiago Silvą, utworem Dave’a stanowiącym hołd dla obecnego filaru obrony Chelsea, a wówczas Paris Saint Germain. Tu wyraźniej przebijały się grime’owe echa i dziedzictwo surowego brzmienia sygnowanego przez Dizzee Rascala.
Od chłopaka z trudnej dzielnicy do topowego rapera
Na debiutanckim AJ Tracey 27-latek przemycił całą paletę imigranckich brzmień, co - patrząc na jego drzewo genealogiczne - nie powinno specjalnie dziwić. Ojciec ma korzenie sięgające karaibskich wysp - pochodzi z Trynidadu i Tobago. Z kolei matka, Walijka, była didżejką specjalizującą się w brytyjskim skarbie narodowym: jungle. Dorastanie w dzielnicy Ladbroke Grove nie należało do najłatwiejszych, było pełne kryminalnych i narkotykowych pokus. AJ Tracey zajmował się rapem od najmłodszych lat, jeszcze pod ksywami Looney i Loonz, a początek drugiej dekady XXI wieku był dla niego juniorskim etapem, podczas którego stawiał sobie odpowiednie fundamenty pod nadchodzącą, właściwą karierę.
Klasyczny rap, później trap, a na końcu grime - w tej kolejności młody MC poznawał szerokie spektrum tego gatunku. Tracey wpisał się w dość standardową ścieżkę brytyjskich raperów do mainstreamu. Zaczynał od SoundClouda, pirackich rozgłośni radiowych i freestylowych bitew. W latach 2012-2015 wypuścił kilka mikstejpów, a im dalej w las, tym większy rozgłos. Poza singlem Thiago Silva z 2016 roku i premierą EP-ki Secure the Bag!, na której udzielali się m.in. Jme i Denzel Curry oraz legenda brytyjskiego r’n’b - Craig David, najważniejszy okazał się 2018. Wtedy AJ Tracey zaprezentował światu pierwsze numery z nadchodzącego, oficjalnego debiutu: Butterflies i Doing It. Jak się okazało, była to ostatnia prosta do wyczekiwanego sukcesu.
AJ jak MJ
Co wyróżnia AJ Traceya spośród innych raperów i stawia go w jednym szeregu ze Stormzym czy Headie One’em, to umiejętność łączenia rapowego storytellingu z nieprzyzwoitą wręcz przebojowością. Czytaj: wszechstronność. Do tego otwarta głowa i śmiałe eksperymentowanie z klubowymi brzmieniami, przez lata kluczowymi dla rozwoju brytyjskiej sceny. To nie jest przykład Centrala Cee czy Diggi D, którzy pomimo budzących podziw umiejętności ograniczają się do drillu, tylko chwilami odświeżając jego formę. To by było na tyle, jeśli chodzi o muzyczne horyzonty młodziaków. Nieco starszy od nich Wolton Grant wydaje się mieć oczy i uszy szeroko otwarte, sprawnie wyłapuje trendy, ale szanuje też undergroundowe, ponadczasowe klimaty.
Czy muzyczna erudycja jest w tym przypadku kluczem do sukcesu i odpowiedzią na pytanie, skąd biorą się dziesiątki milionów odtworzeń przy niemalże każdym utworze Granta? Na pewno stanowi jeden czynnik z wielu, bo kolejnym jest łączenie mostów pomiędzy USA a UK. AJ Tracey nie zatrzymał się na surowym grime, nie gangsterzy tylko przy drillu, ale śmiało nawiązuje też do złotej ery r’n’b z początku lat 2000., przywołuje na myśl wczesnego Jaya-Z, 50 Centa z najlepszych czasów czy G-funkowy luz Zachodniego Wybrzeża. Jak to możliwe? Nie pytajcie, zwyczajnie posłuchajcie typa.
Do współpracy przy Flu Game, wydanym 16 kwietnia sofomorze, zaprosił m.in. pioniera auto-tune’a i pasjonata gamingu T-Paina, który błogo zaśpiewał w Summertime Shootout. W innych trackach udzielają się również wokalistki Kehlani i Millie Go Lightly, a swoje trzy grosze dorzuca piosenkarz r’n’b z Atlanty - SahBaabi. Dodajmy kanadyjsko-hinduskiego NAV-a i rodaków Traceya - MoStacka i Mabel - a otrzymamy piękną, międzykontynentalną korespondencję.
Zresztą Flu Game jest udaną kontynuacją brytyjsko-amerykańsko-karaibskiej gimnastyki 27-letniego rapera. Płyta trwająca niewiele ponad 50 minut - na które składa się 16 numerów - posiada mało wypełniaczy, a w znacznej większości oferuje wysokie stężenie melodii i międzynarodowego misz-maszu. Od 2-stepu, UK garage’u i drillu po socę, dancehall, trap, G-funk czy r’n’b i samplowanie Nightcrawlers - szkockiego house’u z lat 90. Tracey ma talent do songwriterstwa, żongluje stylistyką z naprawdę dużą gracją i ani przez moment nie wypada z rytmu. Pomagają mu w tym uznani producenci: Conducta, Fred Again, The Elements i Nyge. Wszyscy na pokładzie, wszyscy dostarczający klasowe bity.
Wielka Brytania doczekała się - po Skepcie, Dave, Stormzym i Headie One - kolejnego rapera o niepodważalnym statusie megagwiazdy, który w parze z komercyjnym sukcesem dostarcza muzyczną wartość i pcha wózek z UK rapem do przodu. Jeśli ktoś wciąż ma wątpliwości, czy powtarzalny, amerykański trap to jedyna właściwa droga do światowego splendoru to najwyższy czas, aby zmienić zdanie. AJ Tracey wyrobił sobie szalenie pewną pozycję i stworzył markę, którą ciężko będzie zrzucić z piedestału. A teraz włączamy stoper i odliczamy czas do wyczynu, jakim będzie osiągnięcie jedynki w oficjalnym brytyjskim notowaniu. Nieuniknione jak mistrzowski tytuł Chicago Bulls w 1997, bez względu na żołądkowe dolegliwości.