Antonio Conte i europejskie puchary. Wstydliwa słabość czy krzywdząca łatka?

Zobacz również:Osobowość, pewność siebie, technika. Sebastian Walukiewicz i rok na wielki skok
conteglowne1264857864.jpg
Martin Meissner/Pool via Getty Images

Inter Mediolan nieznacznie uległ Realowi Madryt w meczu, który mógł się potoczyć w każdą ze stron, co błyskawicznie nakazało przywołać wszystkie europejskie niepowodzenia jego trenera. Czy na pewno słusznie?

Edin Terzić, asystent Luciena Favre’a, wypowiedział w serialu Amazona „Inside Borussia Dortmund” pozornie oczywiste, ale jednak ciekawe słowa dotyczące opinii publicznej i narzucanej przez nią narracji dotyczącej poszczególnych drużyn. – Jeśli zremisujesz trzy mecze, a czwarty wygrasz, mówi się, że zespół jest niepokonany od czterech spotkań. Jeśli zremisujesz trzy, a czwarty przegrasz, natychmiast robi się z tego długą serię bez wygranej. Dlatego tak ważne jest, by passy remisów kończyć zwycięstwami – mówił. Czegoś podobnego doświadcza aktualnie Antonio Conte. Naprawdę niewiele zabrakło, byśmy dziś, na półmetku fazy grupowej Ligi Mistrzów, mówili, że jego drużyna jest w tych rozgrywkach niepokonana. Drobne detale w spotkaniu, które mogło się rozstrzygnąć w każdą ze stron, zdecydowały, że znów przywołuje się wszystkie europejskie niepowodzenia włoskiego trenera. W rzeczywistości było ich mniej, niż się przywołuje.

POCZĄTKI W JUVENTUSIE

Łatka dotycząca tego, że 51-latek nie radzi sobie w Europie, została przyklejona jeszcze w czasach Juventusu. Zbyt rażący był wówczas kontrast między roznoszącym Serie A w pył turyńskim zespołem, a tym, jakie wyniki osiągał w pucharach. Zapominano czasem, że już samo roznoszenie w pył ligi włoskiej było sukcesem, bo Conte przejmował Juventus na siódmym miejscu. I, że zbudowanie silnego w skali europejskiej klubu wymaga czasu, o czym przekonują się praktycznie wszyscy, którzy próbują. Po jego odejściu Massimiliano Allegri dwukrotnie dotarł ze „Starą Damą” do finału, co tylko wzmocniło narrację o Contem, który radzi sobie tylko w kraju. To, że zawodnicy podkreślali wówczas, iż doświadczenia zebrane w poprzednich latach były kluczowe i bez nich nie udałoby się tak długo pozostać w Lidze Mistrzów, nie miały tu większego znaczenia. W Juventusie nie ma już Contego, za to jest jeden z najlepszych piłkarzy w historii futbolu. Na razie nie udało się z nim przebrnąć drugiej rundy rozgrywek.

conteglowne.jpg
Valerio Pennicino/Getty Images

JEDEN ZŁY SEZON

To, że Conte nie poradził sobie w Turynie w europejskich pucharach, też ma zresztą dość kruche podstawy. W 2013 roku dotarł do ćwierćfinału, wygrywając po drodze grupę, w której była też Chelsea. Odpadł z Bayernem Monachium Juppa Heynckesa, zmierzającym po potrójną koronę, który rundę później zmiażdżył Barcelonę. Nie był to w żadnej mierze wstydliwy występ turyńczyków. Naprawdę nieudany był tylko kolejny sezon, kiedy w meczu toczonym na śniegu w Stambule, w skandalicznych warunkach, uległ Galatasaray, nie wychodząc z grupy. W Turynie natychmiast nastawili się na wygranie Ligi Europy, której finał miał się odbyć na ich stadionie. To miało nawet szansę się udać. Przeszli trzech rywali, zatrzymując się w półfinale na Benfice. Rozczarowanie? Na pewno. Ale czy odpadnięcie w półfinale to dowód, że futbol Contego nie sprawdza się w pucharach?

UDANE EURO

Po tamtym sezonie Włoch miał trzy lata przerwy od rozgrywek klubowych. W reprezentacji, czyli w futbolu międzynarodowym, poradził sobie na tyle dobrze, że doprowadził Włochów do ćwierćfinału mistrzostw Europy, w którym dopiero po rzutach karnych ulegli niemieckim mistrzom świata. W fazie grupowej ograli naszpikowaną talentem Belgię, a w kolejnej rundzie dali sobie radę z hiszpańskimi obrońcami tytułu. Biorąc pod uwagę, że Conte prowadził w dużej mierze kadrę, która w kolejnym cyklu reprezentacyjnym nie zdołała się zakwalifikować na mundial, tamten ćwierćfinał powinien być traktowany jako spore osiągnięcie. Skoro późniejsze osiągnięcia Allegriego działały na niekorzyść Contego, to, jak radził sobie z reprezentacją Gianpiero Ventura, powinno zwiększać szacunek do Contego. Zwłaszcza że przecież turnieje rozgrywa się w systemie pucharowym. Narracja o trenerze, który sprawdza się tylko w lidze, nie wytrzymuje tu zderzenia z rzeczywistością.

NORMALNE WYNIKI

Po rozstaniu z reprezentacją Conte trafił do Anglii i objął Chelsea, która od półfinału w 2014 roku nie potrafiła przebrnąć drugiej rundy, mimo że prowadzili ją Jose Mourinho, uchodzącego za mistrza rozgrywek pucharowych oraz doświadczony Guus Hiddink. Włoch z „The Blues” wyeliminował w fazie grupowej Atletico Madryt, czyli finalistę poprzedniej edycji, a w 1/8 finału uległ Barcelonie, co przecież może się zdarzyć. Po odejściu z Londynu zrobił sobie rok przerwy w pracy i kolejne mecze w Lidze Mistrzów poprowadził już w barwach Interu. Rozegrał znakomite spotkanie na Camp Nou, gdzie jego zawodnicy ganiali gospodarzy pressingiem po całym boisku. Kompletnie zdominował Borussię Dortmund, pewnie ją ogrywając. Na wyjeździe prowadził już 2:0, rozgrywając znakomite spotkanie. Nie wyszedł z grupy, która już od momentu losowania wyglądała na grupę śmierci, a gdy okazało się, jak dobrze gra Slavia Praga, okazała się jeszcze trudniejsza. By potem świetnie poradzić sobie w Lidze Europy, całkowicie zdominować Bayer Leverkusen, zmiażdżyć w półfinale Szachtar Donieck i w finale nieznacznie ulec Sevilli. To znów nie jest powód do dumy ani sposób na zerwanie łatki, ale czy nie powinno skłonić do zastanowienia, że to trener, który w Europie radzi sobie całkiem normalnie, a nie jakoś znacznie poniżej przeciętnej?

PECHOWE STRATY

Tegoroczne wydarzenia znów pasują do narracji. Bo futbol składa się z epizodów. Borussia Moenchengladbach, która oddała w Mediolanie dwa strzały, z których jeden był rzutem karnym, urwała Interowi punkt. O tym, że stracić z nią punkt, to nie taki znowu wstyd, przekonują jej kolejne mecze. Szachtar, który chwilę wcześniej wygrał w Madrycie, został przez nią zmiażdżony. Real w ostatniej chwili uratował się przed porażką z nią. Jeśli chodzi o jakość stworzonych sytuacji, Inter z Gladbach znacząco przeważał. Gole oczekiwane z tamtego meczu wskazywały na sporą różnicę 2,4 do 0,6. Na Ukrainie Interowi nie podyktowano ewidentnego rzutu karnego, a piłkarze pudłowali w znakomitych sytuacjach. Przewaga Interu według expected goals była jeszcze bardziej znacząca – 0,1 do 2.0. Całkowita dominacja.

EPIZODY DECYDUJĄ

W Madrycie gracze Contego zdołali odrobić dwie bramki straty, w drugiej połowie będąc znacznie bliżej objęcia prowadzenia niż gospodarze, choć grali bez swojego absolutnie najlepszego strzelca. Przegrali i leżą na ostatnim miejscu, choć z przebiegu gry, mając odrobinę szczęścia więcej, mogli być liderem, z kompletem punktów. To nie futbol Contego nie sprawdza się w Europie, bo sprawdza się całkiem nieźle, znów na tle arcytrudnej i wyrównanej grupy. Jedyne, z czym można się zgodzić, to, że Conte często ma w Europie pecha. W lidze, gdzie takie sprawy w skali sezonu zwykle się wyrównują, wypada dobrze, bo jest dobrym trenerem. W Europie, gdzie jeden epizod może zadecydować o sukcesie lub porażce, wypada słabiej. A każdy kolejny taki dowód dopisuje się do obowiązującej już narracji, nad którą coraz mniej osób się zastanawia, a coraz więcej po prostu ją przyjmuje.

AntonioConte-1227818341.jpg
Fot. Mattia Ozbot/Soccrates/Getty Images

TRUDNY START SEZONU

Juergen Klopp uchodził za faceta, który nie potrafi wygrywać finałów, aż w końcu okazało się, że w futbolu wygrał wszystko, co było do wygrania. Antonio Conte ma dziś zespół o bardzo głębokiej i wyrównanej kadrze. Utalentowany, doświadczony, ale i mający młodość oraz świeżość – patrz piętka Nicolo Barelli przy bramce Lautaro Martineza. Wbrew kolejnej łatce, którą mu się przypięło, atakuje i gra bardzo efektownie. Sezonu, do którego przystąpił z marszu, bo do 20 sierpnia był jeszcze zaangażowany w poprzedni, nie rozpoczął rewelacyjnie, ale też nie jakoś beznadziejnie. Uległ Milanowi, z którym przegrywają na razie wszyscy, choć w drugiej połowie był blisko doprowadzenia do wyrównania, zremisował na wyjeździe z Lazio, głupio stracił punkty z Parmą. W lidze zajmuje dopiero szóste miejsce, ale jest daleki od przegrania czegokolwiek. Klarownego kandydata do mistrzostwa na razie nie widać, a Inter pozostaje w grupie, która kotłuje się blisko szczytu. Ze statystyk goli oczekiwanych wynika, że powinien zajmować drugie miejsce, minimalnie ustępując Milanowi.

WYNIKI DYKTUJĄ NARRACJĘ

Co potwierdza odczucie, które można wynieść z ich meczów w tym sezonie – Inter gra całkiem dobrze, ale ma sporo pecha, dużo problemów kadrowych i popełnia głupie błędy. A głupie błędy są zwykle łatwiejsze do wyeliminowania niż jakieś braki systemowe, czy luki w umiejętnościach. W Lidze Mistrzów też niczego jeszcze nie przegrał. Na półmetku jest ostatni, ale do lidera traci trzy punkty, a każdy w tej grupie odbiera punkty każdemu. W drugiej części rozgrywek mediolańczycy dwa razy będą grali u siebie, podczas gdy Real i Szachtar dwa razy na wyjeździe. Całkiem niewykluczone więc, że za miesiąc o tej porze fakty przestaną pasować do tezy. Bo na razie Inter gra lepiej, niż wskazują wyniki. Gdyby Liga Mistrzów była Superligą, w skali sezonu pewnie by się to wyrównało. A że wciąż jeszcze nie jest, Antonio Conte dalej musi uchodzić za trenera dobrego tylko na krajowe podwórko. Przecież to wyniki dyktują narrację.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.