Dla kogoś, kto w wieku 22 lat amatorsko grał w IV lidze, a zdążył zostać najlepszym strzelcem w historii mistrzostw świata, żadna droga na szczyt nie jest zbyt długa. Legenda światowego futbolu uznała więc, że jedna z najsłabszych drużyn ligi austriackiej jest idealna, by rozpocząć samodzielną pracę w nowym zawodzie. Serwery oficjalnej strony Rheindorfu Altach tego nie wytrzymały.
Czyste i przejrzyste Jezioro Bodeńskie, cisza, spokój, sielskie alpejskie krajobrazy. Nic dziwnego, że wielkie europejskie kluby regularnie wybierają Altach na miejsce letnich przygotowań. Jeszcze zanim ruszą w zamorskie tournee, które bardziej niż przygotowaniu do sezonu, służą nabiciu kabz, potrzebują mieć też zgrupowania typowo sportowe. Austriackie wioski nadają się do tego idealnie. Dlatego w lipcu na 7-tysięcznej Cashpoint Arenie sparingi rozegrają Borussia Dortmund, Valencia czy Villarreal. Kto będzie chciał zrobić sobie selfie z Judem Bellinghamem, Gennaro Gattuso czy Unaiem Emerym, ten każdego znajdzie w tym samym miejscu.
Gdy lipiec mija, gwiazdy wyjeżdżają z Altachu. Można je później oglądać tylko, gdy lokalna drużyna podejmuje Red Bull Salzburg. Jednak w tym roku będzie inaczej. Rheindorf Altach pierwszy raz od czternastu lat doczekał się gwiazdy, która zostanie także na jesień. W 2008 roku przez miejscowość przetoczył się piorun kulisty. Ailton cztery lata po najlepszym sezonie w karierze, gdy został królem strzelców Bundesligi, a Katarczycy namawiali go do przyjęcia ich obywatelstwa, był już szerszy niż wyższy. Nie przeszkodziło mu to w barwach miejscowej drużyny strzelić siedmiu goli w dwunastu meczach. Lecz szybko wyjechał do Chin, by jeszcze skonsumować resztki dobrej formy. Jego obecnością miejscowi napawali się tylko trzy miesiące.
Miroslav Klose ma zostać dłużej, choć jego pojawienie się już pierwszego dnia przyniosło problemy. Klub przez kilka godzin mógł się komunikować ze światem tylko przez Twittera. Ogłoszenie informacji o tym, że najlepszy strzelec w historii mistrzostw świata będzie w przyszłym sezonie prowadził jeden z najgorszych zespołów ligi austriackiej, całkowicie załamało nieprzyzwyczajone do takiego ruchu serwery strony internetowej. Salka konferencyjna też nie pomieściłaby takiego nawału dziennikarzy z całej Austrii, Szwajcarii i połowy Niemiec. Trzeba więc było tymczasowo zorganizować ją w jadalni, największym pomieszczeniu, jakie wiejski klubik ma do dyspozycji. - Na pierwszy rzut oka to dość abstrakcyjne, bo trajektorie rozwoju Altachu oraz Miroslava Klosego były mocno oddalone – nie ukrywał prezes Christoph Laengle, dla którego Niemiec nie był pierwszym wyborem. Po tym, jak zeszłoroczny trener Ludovic Magnin wrócił do Szwajcarii, Austriacy próbowali namówić kilku miejscowych kandydatów. Rozmawiali też z Heiko Herrlichem, znanym z Bayeru Leverkusen czy Augsburga. Dopiero gdy wszyscy im odmówili, wpadli na pomysł z najlepszym strzelcem w dziejach reprezentacji Niemiec.
CZAS IŚĆ NA SWOJE
Gdyby Klose chciał, mógł pracować z czołowymi piłkarzami świata. Hansi Flick zapraszał go zeszłego lata do sztabu szkoleniowego reprezentacji Niemiec, gdzie miałby zostać jego asystentem. Klose odmówił, choć byłaby to wygodniejsza droga. Ją już jednak znał. Po tym, jak w 2016 roku zakończył karierę, stopniowo szykował się do samodzielnej pracy. W kadrze pomagał Joachimowi Loewowi, w Bayernie pracował u boku Flicka. W międzyczasie samodzielnie trenował monachijską drużynę do lat siedemnastu. Wszystko w tej rodzącej się karierze zostało zaplanowane krok po kroku. Sześć lat na spokojną naukę, zbieranie doświadczeń na różnych stanowiskach i u różnych trenerów. Po wyleczeniu problemów zdrowotnych 44-letni Klose chciał już pójść na swoje. Ale dlaczego tak daleko od dużej piłki?
GWIAZDA NA UBOCZU
Bardzo możliwe, że zadecydował jego własny rys biograficzny. Dla kogoś, kto w wieku 22 lat amatorsko grał w IV lidze, a dwa lata później zostawał czołowym strzelcem i finalistą mistrzostw świata, żadna droga na szczyt nie jest zbyt długa. Ktoś, kto, zanim miał w CV Werder Brema, Bayern Monachium czy Lazio, kopał w SG Blaubach, FC Homburg i rezerwach Kaiserslautern, wie, że budowanie kariery krok po kroku ma sens. Jego nowi szefowie podkreślali zresztą cechy osobowości trenera. - Klose ma wielkie nazwisko, ale nie dlatego go wzięliśmy, a dlatego, że mamy poczucie, że pasuje do nas jako człowiek — mówił prezes Altachu. I może to być prawda. Bo Klose, nawet jako słynny piłkarz wielkich klubów, zawsze wolał stać trochę z boku. Dlatego, nawet jeśli cały świat uważa go za zbyt dużego na Rheindorf Altach, on sam może tego kompletnie nie czuć. I widzi tam po prostu miejsce, w którym może zrobić w zawodzie kolejny krok: sprawdzić się jako pierwszej drużyny, ale w klubie, w którym presja nie będzie przygniatająca i będzie można sobie pozwolić na błędy, których na najwyższym szczeblu już się nie wybacza. Nawet legendom. Może poświadczyć Andrea Pirlo, który zaczynał w Juventusie, a dziś jest w Fatih Karaguemruek. Lepiej iść w przeciwnym kierunku.
CEL: UTRZYMANIE
Altach szykuje się do dwunastego sezonu w historii w austriackiej elicie. Debiut w niej zaliczył w 2006 roku. Od ośmiu lat gra na tym szczeblu nieprzerwanie. Ale praktycznie co roku walczy o utrzymanie. Największym sukcesem było zajęte w 2015 roku trzecie miejsce tuż po awansie, które dało pierwsze w historii prawo gry w pucharach. Nowy klub Klosego rozegrał w nich dotąd dwa nieznacznie przegrane dwumecze: z Belenenses oraz Maccabi Tel Awiw. Rozegrania trzeciego nikt nie będzie oczekiwał od nowego trenera. Wartość rynkowa jego drużyny wg transfermarkt.de wynosi tylko dziewięć milionów, trzydziestokrotnie mniej od mistrza kraju z Salzburga i więcej tylko od czterech zespołów w lidze. Kilka miesięcy temu Altach do ostatniej kolejki walczył o utrzymanie, które kibice świętowali szturmem na murawę. - Samo pojawienie się takiej postaci jak Klose nie sprawi, że teraz zaczniemy planować zamki na piasku. Nikt nie będzie od niego oczekiwał miejsca w pierwszej szóstce — mówią działacze. Celem ma być utrzymanie.
POZIOM LECHII
Klose zdaje sobie sprawę, że będzie musiał obniżyć oczekiwania, bo sam o takie cele nie grał od odejścia z Kaiserslautern osiemnaście lat temu. Czynnikiem powodującym wielką presję nie będą też trybuny, bo na mecze Altach przychodzi średnio cztery tysiące osób, a wszyscy mieszkańcy wioski pomieściliby się na jednej trybunie stadionu dowolnego klubu Bundesligi. Ale w klubie zdają sobie sprawę, że przez samo pojawienie się takiej postaci stali się o rozmiar więksi. I liczą, że tego lata będzie im łatwiej niż kiedykolwiek wcześniej namawiać nowych zawodników do podpisania z nimi kontraktu. W poprzednim sezonie najgłośniejszym nazwiskiem ich klubu był Gianluca Gaudino, który ma na koncie 11 występów w Bayernie. Jego wypożyczenie z SV Sandhausen jednak wygasło, a karierę skończył Philipp Netzer, lokalna legenda. Klose będzie musiał poukładać skład na nowo. Z piłkarzy, na których wcześniej nigdy by nie spojrzał. W obecnej kadrze nie ma nikogo wycenianego na choćby milion euro.
Gdyby przenieść wyceny transfermarktu na warunki ekstraklasowe, Altach byłby gdzieś między Radomiakiem a Koroną Kielce. Z kolei według rankingu Elo nowy klub Klosego to mniej więcej poziom Lechii Gdańsk albo Cracovii.
NIEWIELKIE RYZYKO
Wydaje się jednak, że Miroslav Klose, schodząc tak nisko, nie ryzykuje wcale wiele. Jeśli w Altachu mu się nie powiedzie, będzie to jakiś sygnał ostrzegawczy, ale biorąc pod uwagę, jak słabo klub radził sobie w poprzednich latach, łatwo będzie znaleźć okoliczności łagodzące. Ewentualne fiasko w Austrii, nie zamknie Klosemu drogi do kariery w Niemczech, bo tam jego nazwisko wciąż ma potężną moc i na pewno znalazłby się chętny, by dać mu szansę. Z kolei dobre wyniki w Altachu na pewno nie przejdą niezauważone i pozwolą mu szybko pójść w górę. Jednemu trenerowi w historii klubu już się to udało. Adi Huetter, który zaczynał tam karierę w II lidze, dotarł potem do półfinału Ligi Europy z Eintrachtem Frankfurt. By jednak było to możliwe, musiał po odejściu z Altachu przebijać się do Bundesligi przez SV Groedig, Red Bull Salzburg i Young Boys Berno. Droga Miroslava Klosego z Rheindorfu Altach do posady w lidze niemieckiej mogłaby być znacznie krótsza. Pytanie, czy on sam będzie miał ochotę ją skracać.

Komentarze 0