Eksperci nie mogą się go nachwalić i twierdzą, że jest następną, po Alphonso Daviesie, ukrytą gwiazdą Major League Soccer. 20-letni Ezequiel Barco zachwycał od początku sezonu i to tylko kwestia czasu, gdy trafi do jednego z czołowych klubów europejskich. Jeśli tylko oczywiście sytuacja na świecie wróci do normy.
Major League Soccer to już nie jest dom spokojnej starości, gdzie weterani z dużymi nazwiskami przyjeżdżają, aby sobie jeszcze trochę pograć w piłkę rekreacyjnie przed emeryturą, a bardziej zakosztować amerykańskiego stylu życia. Od dwóch lat – i w coraz szybszym tempie – zmienia się w ligę promującą młode talenty z regionu, nie tylko strefy CONCACAF, ale także Ameryki Południowej.
Stąd inwestycje LAFC w Urugwaju, skąd wyciągnięto aż trzech wyróżniających się reprezentantów tamtejszej młodzieżówki, ale nie tylko. Niedawne transfery Daviesa (do Bayernu za 14 milionów dolarów, ze wszystkimi klauzulami suma może urosnąć do 20) i Miguela Almirona (27 milionów dolarów do Newcastle) podziałały na wyobraźnię. LAFC odrzucili ofertę Fiorentiny za Diego Rossiego (17 milionów), bo wiedzą, że w przyszłości mogą dostać więcej. Nikt jednak nie wzbudza większego zainteresowania niż 20-letni Barco. Zdaniem wielu ekspertów w całej historii MLS tylko Davies mógł się z nim równać, jeśli chodzi o skalę talentu.
NA CELOWNIKU MILITO
Roma, Inter Mediolan, Manchester United, Arsenal, Sporting Lizbona, Valencia i Benfica Lizbona ustawiły się zimą w kolejce po argentyńskiego skrzydłowego, a w mediach padały sumy rzędu 25 milionów. Działacze z Atlanty oparli się jednak tym zakusom i trudno im się dziwić. Już dwa lata temu przelicytowali możnych ze Starego Kontynentu wypłacając za Barco gigantyczną i rekordową na warunki MLS sumę 15 milionów dolarów! Biorąc pod uwagę, że ściągali zawodnika ledwie 18-letniego, bliżej nieznanego szerokiej publiczności.
– Pozyskanie piłkarza takiego formatu to ważny moment w historii naszego klubu – mówił wtedy prezes United Darren Eales. Młody Argentyńczyk zwrócił na siebie uwagę skautów już jako 16-latek, gdy wywalczył miejsce w składzie Independiente. Jego umiejętności dostrzegł ówczesny trener drużyny, a niegdyś bardzo ceniony obrońca Gabriel Milito. Rok później był jednym z kluczowych graczy swojego zespołu w drodze po triumf w prestiżowym Copa Sudamericana. W finale El Rojo pokonali brazylijskie Flamengo, a Barco strzelił decydującego gola.
W całych rozgrywkach zanotował trzy gole i dwie asysty. „World Soccer” oraz „Four Four Two” umieściły go na liście największych młodych talentów skali globalnej. Ówczesny trener Atlanty „Tata” Martino, były selekcjoner reprezentacji Argentyny i opiekun Leo Messiego w Barcelonie, nie zastanawiał się długo i zaczął mocno lobbować na rzecz sprowadzenia utalentowanego rodaka. W końcu dopiął swego. – Decyzję o przeprowadzce do Atlanty podjąłem po rozmowie z rodzicami i moją dziewczyną – wspomina Barco. – Wiedziałem, że bardzo mną się interesowali, słyszałem dobre rzeczy i podobało mi się ich zaplecze treningowe. Dlatego zdecydowałem się dołączyć.
PROBLEMY Z DYSCYPLINĄ
To tylko pokazuje, jakim klubem staliśmy się w krótkim odstępie czasu, skoro Ezequiel zdecydował się wybrać nas, a nie licznych kontrahentów z Europy. To jeden z największych młodych talentów w całej Ameryce Południowej oraz czołowy zawodnik argentyńskiej młodzieżówki – mówił były kapitan reprezentacji USA, wiceprezes United Carlos Bocanegra.
Barco w pierwszym sezonie jednak zmagał się z kontuzjami, a poza tym wyjeżdżał na zgrupowania młodzieżówki (podróżował też z pierwszą reprezentacją Argentyny, ale ostatecznie nie doczekał się debiutu), więc ostatecznie wystąpił w zaledwie 15 meczach. Nawet wtedy pokazał jednak próbkę swojego talentu i pomógł ekipie Martino w zdobyciu mistrzowskiego tytułu, chociaż ich relacje nie zawsze układały się perfekcyjnie. W pewnym momencie trener nawet posadził go na ławce na dwa mecze „z przyczyn dyscyplinarnych”.
Pod koniec 2018 roku „Tata” odszedł, aby objąć funkcję selekcjonera reprezentacji Meksyku, zastąpiony przez Franka de Boera. Od tego momentu pozycja Barco w drużynie wzrosła jeszcze bardziej. – Nowy trener dał mi więcej wiary w siebie. To okazało się bardzo pomocne i znalazło odzwierciedlenie w meczach – tłumaczył Barco. – Oczywiście chcemy, aby Ezequiel częściej dominował i podejmował decyzje na boisku, ale on jest bardzo młodym piłkarzem i jeszcze musi się dużo nauczyć. Jesteśmy cierpliwi – dodawał DeBoer.
– Ezequiel to świetny piłkarz. Gra się z nim bardzo łatwo, ze względu na jego boiskową inteligencję. Dobrze kombinuje, znakomicie podaje i zawsze potrafi dostrzec zawodnika na wolnej pozycji – oceniał czołowy piłkarz (zimą odszedł do DC United) klubu z Atlanty w poprzednim sezonie, niemiecki pomocnik Julian Gressel.
W ŚLADY MARADONY I MESSIEGO
Ustawiony głównie na lewym albo prawym skrzydle imponował dynamicznymi rajdami, techniką i polotem, charakterystycznym dla wielu sławnych rodaków. Wspólnie z Gonzalo „Pity” Martinezem stworzył jeden z najlepszych, ofensywnych duetów w lidze. Ezequiel poleciał też na mistrzostwa świata do lat dwudziestu, idąc tym samym w ślady Diego Maradony i Leo Messiego. Jednak pomimo jego dobrej gry (dwa gole i dwie asysty) albi-celestes ostatecznie rozczarowali, przegrywając w ćwierćfinale po serii rzutów karnych z niedocenianym Mali.
United byli faworytami do obrony MLS Cup, ale nieoczekiwanie potknęli się w finale konferencji przegrywając – pomimo zdecydowanej przewagi – u siebie z Toronto FC. Nikt nie miał jednak pretensji do Barco, który w większości meczów był wyróżniającym się zawodnikiem swojego zespołu. – To wyjątkowy talent – chwalił go Josef Martinez, kolega z zespołu i zarazem najlepszy snajper MLS w 2019 roku. Co prawda, byli i tacy dziennikarze, którzy mówili i pisali, że „spodziewali się więcej”, ale nie ulegało wątpliwości, że młody Argentyńczyk pokazał olbrzymi potencjał. Kolejny sezon miał należeć do niego.
I rzeczywiście, w dwóch pierwszych meczach Atlanta United Barco grał wybornie. Strzelił gole zarówno w Nashville, jak i u siebie przeciwko Cincinnati. Musiał udźwignąć na swoich barkach większy ciężar po tym, jak już w spotkaniu otwarcia Martinez zerwał ścięgno Achillesa, ale poradził sobie znakomicie. Błyszczał do tego stopnia, że media widziały w nim poważnego kandydata do rzucenia rękawicy Carlosowi Veli w wyścigu po statuetkę MVP.
– Barco jest tak szybki i zwinny, że otwiera pole gry dla nas wszystkich. Gdy rusza z piłką do przodu, już wiemy, co mamy robić – mówił napastnik Adam Jahn. – On swoimi rajdami zmienia sytuację na boisku – dodawał de Boer. Wtedy jednak nagle… wszystko się skończyło. Koronawirus zastopował piłkarskie życie również po tej stronie Oceanu. Kiedy jednak wszystko wróci do normy i piłkarze znów wybiegną na boiska, warto pamiętać to nazwisko. Bo Ezequiel Barco dopiero się rozkręca.
