Była wielka miłość, był utwór Pete Davidson, były dziary, a teraz, jak przewidział Krzysztof Kononowicz, nie ma niczego.
Po prawie pięciu miesiącach piosenkarka zerwała zaręczyny z Pete Davidsonem. Podobno obie strony stwierdziły, że nie jest to odpowiedni czas na silne zaangażowanie emocjonalne. W tym samym czasie Ariana odwołała koncert, który miała zagrać podczas charytatywnej gali Barbara Belantri Heroes pt. Fuck Cancer. Powołała się na potrzebę odpoczynku i zły stan emocjonalny.
W maju tego roku Ariana zakończyła kilkuletni związek z Macem Millerem. Mogło się wydawać, że tworzyli doskonałą parę, jednak z biegiem czasu piosenkarka wyjawiła, że ich relacja była toksyczna, a ona sama nie chce odgrywać roli niani. Chwilę później związała się z Petem Davidsonem - aktorem znanym przede wszystkim z Saturday Night Live. A potem nagle zmarł Mac i wszystko wywróciło się do góry nogami. W takich sytuacjach trzeba być wyrozumiałym, jednak zupełnie inną logiką kierował się motłoch zarzucający jej winę za śmierć swojego ex. Nie ma człowieka, którego by to wszystko nie ruszyło, a samą Arianę mogło wręcz przerosnąć. Podejrzewamy, że to właśnie natłok emocjonalnych bodźców, mających swój początek od zamachu terrorystycznego podczas jej występu w Manchesterze, przez zmianę partnerów, po śmierć Millera, zaważył na jej decyzjach. No Tears Left To Cry nabiera zupełnie nowego znaczenia.