Mikel Arteta postawił w Arsenalu fundamenty pod solidną budowlę. To dziś drużyna lepiej zorganizowana, co przedtem nie było jej atutem. Gorzej, że stało się to kosztem dobrej gry w ataku - a przecież z tym Kanonierzy nie mieli problemów.
Kolejny mecz, kolejny raz te same bolączki. Za czasów George'a Grahama kibice śpiewali "boring, boring Arsenal", bo zespół słynął wtedy z żelaznej defensywy i częstych zwycięstw 1:0. Takie słowa wyśpiewywano jednak z przymrużeniem oka, szczególnie, że taktyka Grahama przynosiła niewątpliwe korzyści. W sezonie 1990/91 jego Kanonierzy sięgnęli po mistrzostwo Anglii, tracąc po drodze tylko 18 goli i przegrywając jeden mecz. Potrzeba było przyjścia Jose Mourinho, by Chelsea w rozgrywkach 2004/05 ten rekord pobiła.
Gdyby Graham oceniał dzisiejszy Arsenal, to biorąc pod uwagę, jakie miał priorytety, mógłby znaleźć pozytywy. Londyńczycy stracili do tej pory siedem goli - to drugi najlepszy wynik w Premier League, co w tak szalonym sezonie jest sporym osiągnięciem. Gorzej, że problemy zaczęły się na drugim końcu boiska. Kanonierzy znów są nudni, choć nie w ten sam sposób i z takimi efektami, jak 30 lat temu. Drużyna, która długo kojarzyła się z ofensywnym stylem, atrakcyjną grą i nagromadzeniem technicznie uzdolnionych piłkarzy, ma duży problem z kreowaniem sytuacji i zdobywaniem bramek.
CZAS NA ZMIANY?
Dla Mikela Artety organizacja gry też jest bardzo istotna. Od pierwszych tygodni pracy widać było, że kładzie na nią duży nacisk. Zmienił ustawienie, skoncentrował się na grze bez piłki i to przyniosło efekty. Potrafił połączyć pragmatyzm z techniczną i szybką grą. Arsenal wreszcie nie potrzebował posiadania, by wygrywać, czego dowodem są chociażby zwycięstwa z Liverpoolem i Manchesterem City w końcówce poprzedniego sezonu. W obu tych spotkaniach Kanonierzy byli przy piłce przez mniej niż 1/3 czasu, a mimo tego wygrywali. Marsz po Puchar Anglii tak zresztą wyglądał - Arsenal dobrze czytał rywala, organizował się w defensywie i po szybkich wypadach zdobywał decydujące bramki.
Teraz te same metody przestają działać. Arteta zapowiadał, że to ustawienie 4-3-3, zbliżone do tego, jakie najczęściej stosują Pep Guardiola czy Jurgen Klopp, jest tym docelowym. Trójka stoperów i wahadła miały pomóc na wczesnym etapie. Wydaje się, że po ostatnich spotkaniach to dobry moment na przejście na coś nowego.
W niedzielę przeciwko Leicester City (0:1) Arsenal drugi raz z rzędu przerobił ten sam scenariusz. Jeszcze w pierwszej połowie miał swoje sytuacje, za to zgasł po przerwie. Tydzień temu z Manchesterem City stracił jednak gola jeszcze przed przerwą - tym razem Jamie Vardy rozstrzygnął spotkanie w 80. minucie.
BEZZĘBNY ARSENAL
Arteta po meczu w zeszłym tygodniu narzekał że jego piłkarze zmarnowali trzy dobre okazje i zasłużyli na punkty. Wszystkie przyszły jednak w pierwszej połowie. Z Leicester City przewaga Kanonierów też widoczna była do przerwy. W drugiej części meczu oddali zaledwie jeden celny strzał. Lisy być może nie zasłużyły na trzy punkty w pełni, bo specjalnie nie zachwyciły, jednak dobrze przeczytały Arsenal i wyczekały na swoją szansę.
Drużyna Brendana Rodgersa wiedziała, że gospodarze mają problemy z kreatywnością, dlatego się cofnęła. Zmusiła Arsenal do grania piłką i neutralizowała jego atuty. Gdy natrafiła się okazja do przyspieszenia i zaskoczenia, gracze Leicester City ją wykorzystali. - Nie mieli celnych strzałów ani niczego takiego, ale czekali na tej jeden moment. To im się udało, co trzeba docenić - mówił po meczu Arteta.
Kanonierzy są w tym sezonie zespołem bezzębnym. Poprawiła się gra w defensywie, za co należy pochwalić hiszpańskiego menedżera, za to atak zawodzi. Dziwnie to brzmi, mając w pamięci drużyny Arsene'a Wengera, gdzie stężenie kreatywności w jedenastce było nieraz aż za duże, ale problemem Arsenalu jest brak dobrze wyszkolonych technicznie piłkarzy do rozgrywania akcji. Dani Ceballos lepiej czuje się w głębi pola, Thomas Partey i Granit Xhaka to zawodnicy do walki o piłkę, a ci ustawieni przed nimi - Bukayo Saka, Willian, Nicolas Pepe, Alexandre Lacazette czy Pierre-Emerick Aubameyang - to nie kreatorzy, a ludzie do szybkiej gry kombinacyjnej albo kończenia akcji. Mówiąc krótko: jest tam jakość w ofensywie, ale nie ma ich kto żywić podaniami. Teoretycznie mógłby to być Mesut Özil, choć w praktyce wiadomo, jak to wygląda.
Problemy z tworzeniem sytuacji widać "na oko", jednak potwierdzają je również liczby. Według modelu expected goals Arsenal tworzy sobie w tym sezonie okazje na miarę 1.15 bramki na mecz. Gorzej wypadają pod tym względem tylko West Bromwich Albion, Burnley, Fulham, Newcastle i Sheffield United, czyli piwnica tabeli Premier League. Z tych ekip ta ostatnia oddaje za to więcej strzałów od Kanonierów. Drużyna Mikela Artety jest pod tym względem 16. w całej lidze.
UWOLNIĆ AUBAMEYANGA
Bez dobrej kreacji - albo będąc zmuszonym do niej - gaśnie Aubameyang. To znamienne, że najlepszy piłkarz drużyny, kapitan, gwarant bramek i jakości w ostatnich miesiącach oraz człowiek, z którym przedłużenie umowy było priorytetem początków kadencji Artety jest bez gola w pięciu meczach Premier League z rzędu.
W tym sezonie trafił tylko w pierwszej kolejce z Fulham, a później praktycznie nie dochodził do sytuacji w polu karnym. Jeszcze parę miesięcy temu gra bliżej lewej strony w tercecie ofensywnym nie sprawiała mu problemów. Ba, mógł tam rozwinąć szybkość, wchodzić w pojedynki i korzystać z umiejętności dryblingu. Teraz jednak tego brakuje. Dość powiedzieć, że do lepszych sytuacji od Gabończyka w tym sezonie dochodziła cała plejada obrońców. Powrót Aubameyanga na pozycję numer dziewięć mógłby tutaj mocno pomóc.
Arteta wyraźnie ma nad czym pracować. W ciągu pierwszych kilku tygodni pracy udało mu się wypracować dobrą organizację i poprawić obronę, co jest jak najbardziej pożądanym krokiem. Ten zespół przed jego przyjściem miał to do siebie, że takiej solidności bez piłki mu brakowało i wplątywał się w szalone mecze przeciwko słabszym rywalom. Tego za kadencji Artety już nie ma, lepsze bronienie odbyło się kosztem utraty jakości w ofensywie. Znalezienie odpowiedniego balansu i wynalezienie nowego pomysłu na Arsenal to dziś kolejne duże wyzwanie dla hiszpańskiego menedżera.