Pobyt we Włoszech zaczął się dla byłej gwiazdy Premier League od problemów mieszkaniowych, które sprawiły, że przez jakiś czas musiał spać w klubowym centrum treningowym. Własne lokum już udało mu się znaleźć, ale Inter nadal nie został dla Duńczyka domem.
Pobyt we Włoszech nie zaczął się dla Christiana Eriksena najlepiej. Hotel, w którym mieszkał, po dokonanym na początku lutego transferze z Tottenhamu, został nagle zamknięty z powodu wybuchu pandemii. W pierwszym bardzo intensywnym miesiącu na nowej ziemi Duńczyk nie zdążył jeszcze znaleźć sobie stałego lokum, więc pierwszą fazę przerwy spowodowanej pandemią spędził w ośrodku treningowym Interu. Nawet to nie pomogło jednak lepiej wpasować się do klubu. Pół roku od transferu wciąż wygląda w nim jak ciało obce i ostatnio jest wykorzystywany głównie jako złodziej czasu, czyli zawodnik, który wchodzi na ostatnie minuty przy korzystnym wyniku, wybijając rywala z rytmu. A przecież nie po to ściąga się jednego z najlepszych rozgrywających świata.
PILNIEJSZE PROBLEMY
Gdy Eriksen po przegranym finale Ligi Mistrzów ogłosił działaczom Tottenhamu i trenerowi Mauricio Pocchettino, że nie zamierza przedłużyć wygasającego rok później kontraktu, Inter jeszcze nie był w gronie zainteresowanych. Mediolańczycy mieli zeszłego lata pilniejsze potrzeby. Rekordy transferowe bili na pozyskanie Nicolo Barelli i Romelu Lukaku. Contemu, ich nowemu trenerowi, marzyło się zapolowanie na Artura Vidala, odgrywającego coraz mniejszą rolę w Barcelonie u Ernesto Valverde. Były selekcjoner reprezentacji Włoch mówił w czasach Juventusu, że z Chilijczykiem poszedłby na wojnę. A to w jego ustach największy komplement. Bo Conte tak już buduje drużyny, że chciałby z nimi chodzić na wojnę. Grać pressingiem, nie dawać rywalowi spokoju, zabiegać go.
PUŁAPKA SZUFLADKI
Patrząc na Eriksena, łatwo wpaść w pułapkę wsadzania go w szufladkę, do której nie należy. To oczywiście jest bardzo elegancki rozgrywający, delikatnymi dotknięciami znajdujący luki i napędzający akcje. Nie jest jednak z niego żaden Juan Roman Riquelme, czyli wielki artysta, niekompatybilny z żadnymi systemami. Samym muskaniem piłki z gracją, Eriksen nie utrzymałby się przez tyle lat w okolicach czołówki Premier League. Były gracz Ajaksu Amsterdam ma sporo atutów także w grze bez piłki. Świetnie pasował do kontrpressingu Pochettino. Potrafił doskakiwać do rywali w odpowiednich momentach, stać tak, by zamykać im korytarze, błyszczeć na małej przestrzeni. 28-latka cechuje wielka inteligencja taktyczna i umiejętność gry także w defensywie. Nawet jeśli bardziej rzuca się w oczy to, jak asystuje, czy strzela z rzutów wolnych.
JESIENNY FLIRT
Jak informowali dziennikarze „The Athletic”, Inter zaczął się kręcić wokół Eriksena dopiero w okolicach listopada. W tamtym momencie w mediolańskim klubie zobaczyli już z jednej strony, że wcale nie są tak daleko od Juventusu, jak jeszcze w poprzednich latach, co otworzyło szansę odważniejszego powalczenia o tytuł. Z drugiej, w starciach z Barceloną i Borussią Dortmund, mimo momentów świetnej gry, przekonali się, że jakościowo jeszcze trochę im brakuje do najwyższej półki. Conte ustawiał zespół w systemie 3-5-2. Gdy Stefano Sensi, najczęściej grający w pomocy bliżej lewej strony, doznał kontuzji, a uraz wykluczył też z gry Alexisa Sancheza, pozbawiając ofensywnego wsparcia duet napastników Lautaro Martinez – Romelu Lukaku, zaczęła się objawiać potrzeba ściągnięcia dobrego ofensywnego pomocnika. Vidal był już w tym momencie nie do wyciągnięcia, bo w Barcelonie doszło do zmiany trenera, a Quique Setien chciał przyjrzeć się wszystkim.
WSZYSCY ZADOWOLENI
Wszystko to zbiegło się z tradycyjnymi narzekaniami Contego, że kadra nie jest odpowiednio szeroka, ani wystarczająco bogata w talent. Inter już w poprzednich latach korzystał ze strategii Juventusu i monitorował europejski rynek w poszukiwaniu darmowych okazji, którym kończą się kontrakty. Pozyskał w ten sposób choćby Stefana de Vrija czy Diego Godina. Eriksen był kolejnym kandydatem, ale pod koniec roku okazało się, że lepiej byłoby mieć go u siebie wcześniej. Za zawodnika, którego w czerwcu mógł mieć za darmo, Inter zapłacił dwadzieścia milionów euro. Pod względem finansowym, Tottenham zrobił świetny interes. Ale w Mediolanie też nie narzekali. Mieli zawodnika w sile wieku, który był jedną z gwiazd Premier League. Takiego, wokół którego można budować drużynę i na którego mecze można zapraszać kibiców. Przedstawili go w słynnej „La Scali”, potęgując wrażenie, że pozyskali bardziej artystę niż piłkarza.
RÓŻNICE W PRESSINGU
Już wtedy autorzy włoskiego „L'ultimo uomo” zwracali uwagę, że pressing Tottenhamu, w którym Eriksen sprawdzał się dobrze i pressing Contego, zdecydowanie się różnią. Pochettino chciał jak najszybszego odzyskania piłki po stracie jak najbliżej bramki rywala. Jego drużyna maksymalnie zmniejszała pole gry. Czyli prezentowała klasyczny kontrpressing według pomysłu Juergena Kloppa. Na tak małej przestrzeni Eriksen sprawdzał się świetnie. Futbol Contego to gra falami. Z momentami wysokiego pressingu, ale też z fazami głębokiego cofnięcia się przed własną bramkę. Trener Interu nie chce zmniejszać boiska. Szuka przestrzeni, na której mogą się rozpędzić jego wahadłowi, do których można szybko podać piłkę po jej odzyskaniu. Niekoniecznie w okolicach pola karnego przeciwnika. Zawodnicy na bokach boiska muszą więc mieć miejsce, by się rozpędzić. Przestrzegano, że Eriksen w fazie defensywnej, gdy trzeba będzie po prostu biegać za piłką i mądrze zamykać przestrzenie, czekając na przechwyt, może mieć problemy. Wyrażano jednak nadzieję, że to piłkarz na tyle dobry, iż to nie on musi się dopasować do drużyn, lecz drużyny do niego.
PIERWSZY TAKI ZAWODNIK
Problem braku miejsca w systemie, który sprawił, że ofensywny pomocnik Parmy Dejan Kulusevski wybrał ofertę Juventusu, a nie Interu, zdawał się mieć w przypadku gracza Tottenhamu mniejsze znaczenie. Zwłaszcza że trener Nerrazzurich od początku podkreślał, że ma na zagospodarowanie Eriksena dokładny plan. Nie jest oczywiście tak, że Conte nigdy nie miewał w drużynie artystów. Świetnie radził sobie przecież u niego choćby Andrea Pirlo. Nawet jednak jeśli elegancją Włoch i Duńczyk są do siebie podobni, grają zupełnie inaczej. Eriksen to trequartista, czyli ruchliwy, ofensywny pomocnik, biegający za plecami napastnika, ewentualnie mezz'ala, czyli półskrzydłowy, środkowy pomocnik, którego ściąga na boki. Pirlo był wybitnym registą, a więc rozgrywającym schowanym głęboko na własnej połowie, tuż przed własną linią obrony i zamkniętym w kokonie złożonym z chroniących go pomocników. Takiego zawodnika jak Eriksen Conte jeszcze w drużynie nie miał.
MIEJSCE W SYSTEMIE
3-5-2 z jesieni wyewoluowało wiosną w 3-4-1-2, czyli subtelną zmianę w drugiej linii. Zamiast trzech środkowych pomocników ustawionych obok siebie, wyodrębniono dwóch defensywnych, zabezpieczających rozgrywającego, który grał bezpośrednio za dwójką napastników. To było właśnie stworzenie miejsca w systemie dla Eriksena. Mimo obiecujących występów w meczach Ligi Europy z Łudogorcem Razgrad przed wybuchem pandemii, gdy przerywano rozgrywki, w zgodnej opinii Eriksen nie zdołał od pierwszego momentu bezboleśnie wpasować się do zespołu. Oprócz kwestii czysto piłkarskich dochodziły też poboczne. Gdy drużyna Contego idzie do pressingu, trener chce widzieć w zawodnikach bulteriery z pianą na pyskach. Chce, by grali tak, jak Barella, zawsze chętny, by zarobić żółtą kartkę. Eriksen z mową ciała zbliżoną raczej do tej Mesuta Oezila, nie sprawiał wrażenia ponadprzeciętnie zaangażowanego w walkę o odbiór piłki.
PRZEBŁYSKI PO RESTARCIE
Po wznowieniu rozgrywek zaczęły nadchodzić pierwsze sygnały, że Eriksen dotarł na Półwysep Apeniński. Próbował się tam przebić już wcześniej, jako nastolatek, gdy był na testach w Milanie. Na przełomie czerwca i lipca zdawał się w końcu zaczynać odciskać piętno na drużynie. Najbardziej efektowny występ zaliczył, wchodząc z ławki przeciwko Brescii, gdy w dwadzieścia minut strzelił gola i zaliczył asystę, choć to, że rywalem był jeden z najsłabszych zespołów w lidze, a Eriksen zaczął grać dopiero przy stanie 4:0, trochę obniża wagę tamtego meczu. Przebłysk zaliczył już w pierwszym pucharowym starciu z Napoli, gdy trafił bezpośrednio z rzutu rożnego. Wtedy jednak zmarnował też sytuację sam na sam z Davidem Ospiną, a Interowi zabrakło jednej bramki, by awansować do finału. Trudno więc było widzieć w nim bohatera.
PIERWSZE OSTRZEŻENIE
Im więcej kolejek mijało od restartu, tym gorzej sobie radził. Po tamtym meczu z Brescią wskoczył do podstawowej jedenastki na starcie z Bolonią, po którym narzekano, że Inter grał w dziesiątkę. Do tego stopnia nieobecny był Duńczyk. To właśnie jakoś w połowie lipca Conte pozwolił sobie na pierwsze delikatne ostrzeżenia w kierunku Eriksena. - Oczekiwania we Włoszech są spore. Im większe masz nazwisko, tym więcej ludzie oczekują od ciebie – mówił. W podobnym czasie zaczęły się pojawiać pierwsze głosy, że 28-latek może być w lecie kandydatem do sprzedaży. Debiutancką rundę zakończył, rozgrywając tylko 46% możliwych minut i w mniej niż połowie meczów wychodząc w podstawowej jedenastce. Strzelił jednego gola i zaliczył dwie asysty. Czyli wypadł słabiej, niż jesienią w Tottenhamie, gdzie przecież już był daleki od optymalnej formy.
BRAK CZASU NA PRZEBUDOWĘ
W ostatnich meczach Serie A Inter grał ustawieniem 3-4-1-2, ale w „roli Eriksena” nie był obsadzony on, lecz 35-letni Borja Valero lub Barella. Duńczyk wchodził na minutę, by ukraść czas. W starciu Ligi Europy z Getafe dostał osiem minut i zdążył strzelić gola, dającego mediolańczykom awans do turnieju finałowego. Trudno zawodnikowi tak różnemu od tego, co Conte dotychczas prezentował, wejść do jego drużyny w trakcie sezonu. W „La Gazetta dello sport” dzielił się spostrzeżeniem, że w Tottenhamie często w ostatnim czasie słyszał „wejdź i spróbuj coś zrobić”, podczas gdy trener Interu przekazuje mu bardzo szczegółowe wskazówki. Trudno też tak przebudować zespół w środku rozgrywek, w których walka toczy się na trzech frontach i jest skumulowana w kilka tygodni, by stworzyć Eriksenowi optymalne warunki. Wiele łatwiej jednak nie będzie, bo zakładając, że Inter będzie grał w Lidze Europy do samego końca, przerwa między sezonami będzie dla niego wynosiła tylko miesiąc, w którego trakcie pomocnik wyjedzie jeszcze pewnie na zgrupowanie reprezentacji. Nie do końca jest więc jak popracować nad tym, by Duńczyk został prawdziwą częścią drużyny, nie mówiąc już o budowaniu zespołu wokół niego. To wszystko sprawia, że choć Christian Eriksen znalazł już w Mediolanie własne lokum, Inter wciąż nie stał się jeszcze jego domem.