Atutowy jest ostatnio w niesamowitym gazie. Poznajcie lepiej historię tego producenta

atutowy.jpg
fot. Tomasz Sikora @mashtophoto

Bez pracy nie ma kołaczy. Wie o tym bohater tego tekstu, który od jakiegoś czasu, miesiąc w miesiąc, rośnie w oczach słuchaczy polskiego rapu.

Przez ostatni rok po jego bity sięgnął nie tylko dawny reprezentant Mordor Muzik, który umieścił aż 10 produkcji sygnowanych wiadomą ksywą na swoim Czarnym Swingu. Zaopiekowali się nimi też AdMa, Floral Bugs, KaeN, Przemo DBM, Wozzo, Ten Typ Mes, Sobel czy Klarenz.

To zróżnicowany zbiór, ogarniający swoim zasięgiem przynajmniej kilka rejonów naszej sceny. Etyka pracy i elastyczność to – oprócz niewątpliwego talentu – największe zalety twórcze Atutowego, które objawiły się nawet przy okazji rozmowy na potrzeby artykułu, który właśnie czytacie. Chociaż producent przebywa aktualnie na Pomorzu z Silesem, barvinskym, Jankiem Bieleckim i Damianem Skoczykiem, by tworzyć w pocie czoła kolejne numery, wygospodarował dłuższą chwilę na znalezienie się pod gradobiciem pytań.

W tym miejscu można byłoby zagrać clickbaitową kartą, mówiąc, że niewiele brakowało, a polski rap zyskałby nie przebijającego się beatmakera, lecz kolejnego rapera z potencjałem.

Że wrzucił swoje Hot16, to wiadomo. Mało kto jednak zdaje sobie sprawę, że w styczniu 2012 roku (wtedy jeszcze) Atut zadebiutował inspirowaną Guru EP-ką Funkmatazz vol. 1, którą i wyrapował, i wyprodukował. Przeszła ona niemal bez echa, ale udowadniała zmysł muzyczny. - O człowieku, jak pierwszy raz przypomniałeś tę płytkę na Twitterze, to aż nie wierzyłem – robiłem screeny i wysyłałem ziomkom, którzy pamiętają tamte czasy. Nie ma co, była zajawa – mówi mi sam zainteresowany, który jednak bardzo szybko stwierdza, że nigdy nie czuł się wybitnym MC. Owszem, ma nadzieję, że jak wena jest King Konga to dalej złoży wersy bez większego przypału, ale to by było na tyle.

Ten etap nie jest jednak aż tak zamknięty, jak może się wydawać na pierwszy rzut oka. Jak dodaje, bycie kiedyś hypemanem pomaga mu obecnie wyczuć, co ludzi nakręca w danych kawałkach, a co gasi. Więcej wspomnień ma jednak i tak z czasów produkowania; podczas prac nad krótkim materiałem słuchał – co jasne – funku, łaził po sklepach z winylami i szperał w czarnych plackach z uporem godnym lepszej sprawy. Bardzo wczesne zafiksowanie na punkcie tworzenia podkładów da się też wyczuć, gdy spyta się go o pierwszy bit, który obezwładnił go swoim brzmieniem.

- Ostatnio miałem na ten temat przekminę, wiec pójdzie gładko. Breathe Fabolousa! Just Blaze zrobił petardę dającą kopa do działania. Aż powiedziałem ziomkowi, że też zrobimy taką. Może nie był to banger, ale jego akordy pamiętam do dziś – śmieje się Atutowy, którego droga do życia z muzyki była dosyć kręta.

Sprzedawanie RTV. Zachęcanie do nabycia usług telefonicznych. Zapieprzanie na budowie. Wszystko w myśl zasady, że żadna praca nie hańbi, no i żeby spokojnie studiować na Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach, a dokładniej na kierunku realizacja dźwięku. Otworzenie własnego studia w Dąbrowie Górniczej było z pewnością jednym z kilku punktów zwrotnych. Tym najważniejszym okazał się jednak przyjazd do Warszawy.

Najpierw pojawiał się tu z doskoku, później został ściągnięty na stałe przez wspomnianą już wcześniej AdMę. Pobyt w stolicy naturalnie wpłynął na rozwijanie znajomości w branży.

- Oj, cinżkie to było spotkanie – wspomina Atut, naśladując frazę Atezecioka. Posiedzieli większą ekipą w studiu Def Jamu, pogadali, popili i dogadali się na większą współpracę. Zadziało się to zresztą tej samej nocy, gdy raper kończył akurat numery z Nocnym, czyli Rytm i Milenialsi. Chwilę potem musieli się jeszcze dotrzeć, bo jednak działali w nieco innych stylistykach muzycznych.

W jednym z wywiadów z wiadomym raperem pojawiła się informacja, że to on wprowadził wiadomego producenta w świat brytyjskich brzmień. - Nie ma co ukrywać, faktycznie tak było – zgadza się Atutowy, ale też zaznacza, że już wcześniej rzucał uchem na Wyspy. Katował twórczość duetu Chase & Status, od zawsze był fanem The Prodigy, a do tego wraz z Kamelem zrobili parę kawałków ukierunkowanych na grime czy d'n'b. Nie był jednak wkręcony w takie brzmienie na sto procent. - Miły pokazał mi rzeczy, które były deep i szalone na maxa. Takie, że wstajesz z fotela i mówisz: wooooow – raz jeszcze podkreśla znaczenie tego collabu dla swojego postrzegania dźwięków, a przy tym zdradza, że ostatnio serce bije mu najmocniej, gdy robi szeroko rozumiany UK Sound.

Wraz z coraz grubszymi przecinkami wydawniczymi zmieniło się także podejście do pracy samej w sobie. Od około roku nie ma już opcji, by kupić paczkowany czy próbkowany netowo podkład reprezentanta Zagłębia Dąbrowskiego. Powody są dwa. Pierwszy to taki, że nigdy nie miał szczęścia do takich opcji, drugi – zdecydowanie woli pracować na miejscu, a jak nie jest to możliwe, to chociaż na bieżąco dogadywać kierunek nowo powstającej sztuki. Żadnego puszczania samopas, by potem trzymać kciuki, żeby nie było z tego długofalowych szkód.

Pieniądze lubią ciszę, ale i o nich wypadało pogadać. No więc hajs jest taki, że pozwala na spokojne życie w Warszawie. A rosnący hajp? - Nie wiem, czy rzeczywiście aż tak szeroko wyświetliłem się słuchaczom. Robię, co w mojej mocy, żeby tak było, ale wiem też, że przede mną bardzo długa droga – odpowiada z pokorą, którą trudno posądzać o to, że została wcześniej pieczołowicie wystudiowana.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Pisze przede wszystkim o muzyce - tej lokalnej i zagranicznej.